wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

Poczekałem aż ten skrzat wejdzie do pokoju i sam zniknąłem za moimi drzwiami. Z kieszeni wyciągnąłem kartki, które były z dość ciężkim stanie, dlatego postanowiłem, jakoś je rano ogarnąć. Złapałem za telefon, aby sprawdzić, która godzina i stwierdziłem, średnio zadawolony, że już jest rano. Czwarta, czy tam piąta, a co to za różnica.
Lodowaty prysznic jeszcze bardziej mnie pobudził, co zresztą było zamierzone. Nie miałem najmniejszej ochoty na powrót do przeszłości, która ukazywała mi się w snach. Na środku łóżka leżał telefon, w którym pulsowała na zielono dioda. Położyłem się z mokrym łbem i plecami na pościeli i przeczytałem wiadomość od Olivii. Nawet nie próbowałem opanować śmiechu. Obok mnie jak ninja pojawiła się Aisha, przekręciła głowę, patrząc się na mnie jak na wariata.
- Nie wiem sunio jak to poradzi sobie w życiu - zaśmiałem się, a ona odpowiedziała mi cichym piskiem. - Idziemy?
Na dźwięk tych słów zerwała się, przeskoczyła nade mną, wylądowała na podłodze za łóżkiem i pobiegła do drzwi. Zastanowiłem się jak zimno, może być na zewnątrz. Oj tam, raz się żyje. Byłem w krótkich spodniach, więc zgarnęłem tylko ciepłą bluzę, zakładaną przez głowę i tenisówki. Cicho otworzyłem drzwi i puściłem ją pierwszą. Akademia była pusta... wciąż. Ja nie wiem, jak ci ludzie mogą spać. Dopiero przy drzwiach spotkałem stróża nocnego.
- Stój - powiedział, a kiedy się odwróciłem, tylko się uśmiechnął. - No i co mi powiesz?
- Że nadal nie śpię po nocach.
- Próbowałeś jakiś tabletek?
- Nie tylko nich - westchnąłem. - Ale jak widać nie pomogło.
- Dlaczego?
- Bo to siedzi we mnie. Chodzi tu o psychikę, o mój strach, o moje wspomnienia.
- A ich się wykasować nie da.
- Da - odparłem, a stróż zmrużył oczy. - Tylko w moim przypadku skończyło się na metalu zamiast kości, zapaści, śpiączce i roku rehabilitacji.
- O mój...
- Boże? - zapytałem. - Bóg nie ma z tym nic wspólnego... chociaż nie. Musi mieć coś z tym wspólnego, skoro tutaj stoję i nie noszę ze sobą butli z tlenem. Do zobaczenia - odparłem, odwróciłem się i ruszyłem do drzwi. Od razu uderzyło we mnie zimne powietrze, dlatego postanowiłem biec, co bardzo spodobało się Aishy. Dość szybko dotarliśmy do stajni, gdzie sunia oglądała wszystkie konie, a ja dokładnie wyczyściłem Santiago, po czym założyłem mu dla wygody kontrolowania go, uzdę i wyprowadziłem na zewnątrz. Nie miałem ochoty męczyć się z siodłem, więc postanowiłem dać mu pobiegać samemu. Ponieważ natura była najlepszym miejscem na naukę, dla tego upartego wierzchowca, wyprowadziłem go na sporą łączkę j popuściłem wodzę. Czując trochę wolności przyspieszył. Chociaż jeden z nas obu był zadowolony. Ja czułem się dziwnie... dziwnie zmęczony... jakby wytworzona przeze mnie rzeczywistość, system bezpieczeństwa wokół mnie i ten cały mur, straciły na jakości, jakby zaczynały mnie tłumić, denerwować, ale najpierw zajmijmy się tylko narowistym ogierem, który jak zwykle musiał mi się wyrwać. No to po lekcjach, z takim sprinterem jak mój Santiago. Niech się zacznie gra...

Olivia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz