Udało mi się jakimś cudem przetrwać ten dzień. Moje ostatnie zajęcia to była znienawidzona przeze mnie fizyka. Teraz miałam mieć zajęcia z westernu z Marco Voccea jednak przed tym pora na obiad. Gdy tylko wkroczyłam do stołówki usłyszałam gdzieś w pobliżu nazwisko Tomlinson z ust jakiejś dziewczyny, gdzieś dalej zdołało mi się uchwycić słowa "w końcu będzie tutaj już całe One Direction". Wywróciłam tylko oczami i po odebraniu posiłku u kucharki ruszyłam w stronę miejsca najbardziej oddalonego od innych uczniów. Szczerze to nie znałam tutaj nikogo, a ludzie byli już podzieleni między swoje grupki co było widać szczególnie na stołówce kiedy każda paczka siedziała osobno. Nagle pojawiła się pani Stewart i podeszła do mnie.
- Lotte, zdaje się, że masz gościa. Czeka na korytarzu. - rzekła spokojnym tonem mając złożone ręce trzymając je przy brzuchu.
- Dobrze, dziękuję. - Powiedziałam i wstałam ze swojego obecnego miejsca i nie kończąc posiłku wybiegłam ze stołówki. Byłam bardzo ciekawa kto zechciał mnie odwiedzić. Kiedy zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu kogoś znajomego wyłoniła się postać mojej mamy, która własnie wychodziła z sekretariatu.
- Mamo! - krzyknęłam zadowolona z tego, że ją widzę i rzuciłam się jej na szyję. W tym samym momencie zauważyłam jak właścicielka Morgan University się oddala z uśmiechem na twarzy. - Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć! - pocałowałam rodzicielkę w policzek i puściłam ją by złapała oddech.
- Ja również się cieszę, że cię widzę - odpowiedziała z pełnym opanowaniem jednak po jej twarzy było widać zachwyt. - Postanowiłam, że odwiedzę cię tutaj, ponieważ chciałam zabrać resztę rzeczy z domu ojca. Wiem, że tak w tygodniu i masz zajęcia, ale nie chciałam go widzieć. Zostawiłam mu swoje klucze w skrzynce i jestem tutaj.
Opowiedziałam mamie jak mi się tutaj mieszka, była zaniepokojona faktem, że nie mam żadnych znajomych jednak próbowałam jej wytłumaczyć, że mam dużo obowiązków i jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić do wstawania tak, żeby zdążyć iść na śniadanie i zdążyć jeszcze na lekcje. Zawsze miałam z tym największy problem. Miałam okazję wypytać mamę, jak babcia i dziadek żyją w Rosji. Dowiedziałam się także, że mama zaczyna się z kimś spotykać, ale nie chciała mi nic więcej powiedzieć. Mówi się trudno. Oznajmiłam jej, że muszę iść na trening westernu z Breve po czym ona stwierdziła, że pójdzie na spacer do lasu z Hunterem i Nanają. Nie byłam co do tego zbytnio przekonana, ale skoro nalegała, no to niech pójdzie, może będę miała święty spokój i nie będę musiała po jeździe wychodzić z nimi. Przebrałam się szybko i opuściłam swój pokój.
~ Zajęcia z westernu ~
Wszyscy czekaliśmy na pana Marco jednak ten nie zjawił się jeszcze. W czasie kiedy na niego czekaliśmy zaczęliśmy się rozgrzewać, a po rozstawionych beczkach zorientowaliśmy się, że będziemy ćwiczyć barrel racing. Każdy z grupy po kolei zmierzał się z beczkami, ja oczywiście zawsze byłam na końcu i tak jak nigdy nie ćwiczyłam westernu tak wraz z Breve poszło nam bardzo dobrze i pokonaliśmy wszystko bez problemu. Kiedy wreszcie pojawił się pan Marco zaczęliśmy ćwiczyć już tak na poważnie. Nadeszła pora na mnie i mojego kochanego srokacza. Miałam nadzieję, że pójdzie nam tak dobrze jak wcześniej jednak presja dała teraz górę i przewróciliśmy sporo beczek. Po minie uczniów widać było, że nie poszło nam zbyt dobrze, ba niektórzy nawet się śmiali i naszych niskich umiejętności. Poklepałam tylko swoją krówkę po szyi i puściłam wodze.
~ Po westernie, mój pokój ~
Kiedy udało mi się rozsiodłać Breve i odnieść wszystko na swoje miejsce wróciłam do akademika. W pokoju czekała na mnie mama siedząca na łóżku wraz z Hunterem. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu szukając Nanaji, spojrzałam na mamę pytająco licząc na to, że mi się ze wszystkiego wytłumaczy.
- Ja... Przepraszam Lotte, ona... Uciekła jak byłyśmy w lesie. Byliśmy nad stawem i chciałam, żeby trochę się pobawiły więc spuściłam je ze smyczy no i rozmawiałam przez telefon, a potem Nanaji już nie było.
- Jak mogłaś do tego dopuścić?! - Krzyknęłam oburzona i wyszłam trzaskając drzwiami.
~ Jakiś czas później~
Odkąd wyszłam z pokoju starałam się za wszelką cenę domyśleć się co mogło się stać, że Nanaja oddaliła się od Huntera i mamy. Oddalałam od siebie myśl, że coś mogło ją przestraszyć, gdyż raczej nic nie wzbudza u niej strachu. Jedynym możliwym scenariuszem mogła być sytuacja, w której suczka spotkała kogoś w lesie, a że jest przylepa po prostu za nimi gdzieś poszła. Byłam roztrzęsiona, bo nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. W pewnym momencie na swojej drodze spotkałam chłopaka z jednym dużym psem i dwoma szczeniakami. Nienawidzę swojej natury, ale te szczenięta były przesłodkie i w tej chwili oddaliłam od siebie myśli o szukaniu Nanaji, chciałam po prostu dotknąć te szczenięta. Gdy tylko zbliżyłam się do nich przycupnęłam przy nich i zaczęłam je głaskać po malutkich pyszczkach. Właściciel zwierząt spojrzał się na mnie dziwnie po czym zerknął na swoją suczkę, której sierść na karku najeżyła się i od razu zaczęła warczeć i już chciała się na mnie rzucić, kiedy chłopak złapał ją za szyję.
- Radzę ci jak najszybciej odejść jeżeli nie chcesz mieć żadnych ran. Długo jej nie utrzymam.
Wyrywała się jak opętana, a ja wstałam tylko odsuwając się powoli zostawiając tym samym szczenięta pod opieką chłopaka i ich mamy.
- Przepraszam... - Szepnęłam i opuszczając głowę ruszyłam przed siebie. Stanęłam po chwili na środku ścieżki z lesie i odwróciłam się spoglądając na postać ze swoimi zwierzakami.
- Nie widziałeś może suczki owczarka niemieckiego? Jasno brązowa długa sierść, różowy nos... - rzekłam patrząc na chłopaka, ale kiedy usłyszałam odpowiedź "nie" najzwyczajniej w świecie się załamałam. Zaczęło się ściemniać, a ja miałam ze sobą jedynie latarkę w telefonie. Westchnęłam ciężko.
- Szukanie twojego psa o tej godzinie w lesie to nie jest zbyt dobry pomysł. - Usłyszałam ze strony chłopaka jednak ja nie chciałam tak łatwo odpuścić i zostawić Nanaję samą w lesie. Spojrzałam tylko na telefon, na którego ekranie widniała wiadomość od mamy "Wybacz skarbie, że przeze mnie uciekła Nanaja, ale muszę wracać, bo za godzinę mam samolot. Kocham cię". Gdy skończyłam czytać wiadomość w krzakach w pobliżu mnie coś się poruszyło i momentalnie odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegały odgłosy i zaczęłam błądzić po zaroślach wzrokiem. Na moje nieszczęście był to tylko zając. Upadłam na kolana na środku ścieżki patrząc w głąb lasu. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjś dotyk i spojrzałam za siebie. Był to chłopak, którego szczeniaki zaczęły plątać mnie swoimi smyczami. Spłynęła mi łza po policzku i szybko ją wytarłam przymykając oczy.
- Poszukamy jej jutro, pomogę ci - zaproponował i podał mi rękę, którą chwyciłam i podniosłam się.
- Lotte - uśmiechnęłam się blado.
- Louis, chodźmy zanim zrobi się naprawdę ciemno.
Louis?
- Radzę ci jak najszybciej odejść jeżeli nie chcesz mieć żadnych ran. Długo jej nie utrzymam.
Wyrywała się jak opętana, a ja wstałam tylko odsuwając się powoli zostawiając tym samym szczenięta pod opieką chłopaka i ich mamy.
- Przepraszam... - Szepnęłam i opuszczając głowę ruszyłam przed siebie. Stanęłam po chwili na środku ścieżki z lesie i odwróciłam się spoglądając na postać ze swoimi zwierzakami.
- Nie widziałeś może suczki owczarka niemieckiego? Jasno brązowa długa sierść, różowy nos... - rzekłam patrząc na chłopaka, ale kiedy usłyszałam odpowiedź "nie" najzwyczajniej w świecie się załamałam. Zaczęło się ściemniać, a ja miałam ze sobą jedynie latarkę w telefonie. Westchnęłam ciężko.
- Szukanie twojego psa o tej godzinie w lesie to nie jest zbyt dobry pomysł. - Usłyszałam ze strony chłopaka jednak ja nie chciałam tak łatwo odpuścić i zostawić Nanaję samą w lesie. Spojrzałam tylko na telefon, na którego ekranie widniała wiadomość od mamy "Wybacz skarbie, że przeze mnie uciekła Nanaja, ale muszę wracać, bo za godzinę mam samolot. Kocham cię". Gdy skończyłam czytać wiadomość w krzakach w pobliżu mnie coś się poruszyło i momentalnie odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegały odgłosy i zaczęłam błądzić po zaroślach wzrokiem. Na moje nieszczęście był to tylko zając. Upadłam na kolana na środku ścieżki patrząc w głąb lasu. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjś dotyk i spojrzałam za siebie. Był to chłopak, którego szczeniaki zaczęły plątać mnie swoimi smyczami. Spłynęła mi łza po policzku i szybko ją wytarłam przymykając oczy.
- Poszukamy jej jutro, pomogę ci - zaproponował i podał mi rękę, którą chwyciłam i podniosłam się.
- Lotte - uśmiechnęłam się blado.
- Louis, chodźmy zanim zrobi się naprawdę ciemno.
Louis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz