Byliśmy już dość głęboko w lesie i mroźne powietrze szczypało mnie w
nos i policzki. Mimo że byłem dość ciepło ubrany czułem przenikliwe zimno
przedzierające się przez materiał narciarskiej kurtki. Jechaliśmy już jakiś
czas rozmawiając i podziwiając zimowe krajobrazy. Avenger oraz Newton szli obok
siebie stępem i co chwilę strzygli uszami i parskali w swoją stronę, wydychając
kłęby pary. Wydawało się, że oni również prowadzą swoją rozmowę. Szczerze, na
początku obawiałem się nieco o nich, bo w końcu nie wiadomo jak zareagują na
siebie dwa ogiery. Cały czas starałem się kontrolować ogiera by tak czasem nie
zachciało mu się urządzać pokazu siły. Kilka razy już coś podobnego odwalał i
wszystkie te razy nie kończyły się zbyt przyjemnie. Przynajmniej dla mnie, bo
to zwykle ja lądowałem na tyłku, a gniadosz gwiazdorzył dalej. Jednak, gdy
widziałem, że nie mam się czego obawiać i Newton grzecznie szedł stępem
poluzowałem odrobinę wodzy. Gniadosz jakby tylko na to czekał i niespodziewanie
zarzucił łbem do przodu, wyrywając mi przy tym wodze z obu rąk. Poczułem jak
przyspiesza kroku i momentalnie zareagowałem, schylając i kładąc się na szyi
Newta, który postanowił utrudnić mi zadanie i trzymał łeb nisko. Mimo to
zdołałem chwycić wodze i ściągnąłem je do siebie. On jednak nie zamierzał
zwalniać. Cole dogonił nas, a sekundę później popędził swojego kasztana do
wolnego galopu. Poczułem jak w Newton szarpie łbem dobitnie mówiąc mi, że nie
ma najmniejszej ochoty zostawać w tyle. Uśmiechnąłem się, rozumiejąc o co mu
chodziło. Rozluźniłem wodze i dotknąłem boki gniadosza lekko łydkami. Ten
natychmiast ruszył z kopyta przechodząc do galopu i zrównując się ze swoim
nowym towarzyszem. Przez chwilę galopowaliśmy swobodnie obok siebie. Ścieżka
była na tyle szeroka, że mogliśmy sobie na to pozwolić. Wciąż musiałem zwalniać
Newta, bo parł do przodu i aż kipiał chęcią rywalizacji. Nagle ni stąd ni zowąd
drogę przeciął ciemny kształt leśnego zwierzęcia. Sarna? A może młody jeleń?
Nawet nie zdążyłem dokładnie się przyjrzeć tajemniczemu stworzeniu, bo raz,
sekundę później zniknął w plątaninie bezlistnych krzaków, a dwa, oby dwa konie
się spłoszyły. Newt poderwał łeb i przednie kopyta do góry przez kilka sekund
stając niskiego dęba. Nie zdołał się jednak całkiem zatrzymać po galopie i prawa
fizyki kazały mu biec dalej, więc wykonał krzywego baranka i strzelił kopytami
z zada. Ja w międzyczasie zdołałem chwycić się jego czarnej grzywy i ścisnąć
jego boki kolanami. Dzięki tej szybkiej reakcji uniknąłem twardego lądowania.
Kiedy wszystkie cztery kopyta gniadosza były już na ziemi i stukały głucho o
zamarznięty grunt, puściłem się jego grzywy i rozluźniłem nieco. Z wymalowanym
zaskoczeniem na twarzy po niespodziewanym rodeo nawet nie zauważyłem, że wstrzymałem
oddech.
- Spokojnie, to tylko sarna. – przemawiałem do ogiera spokojnym głosem,
starając pozbyć się wszelkiego drżenia – Newt, już po wszystkim.
Pogładziłem go po szyi i wyczułem jak powoli mięśnie pod skórą konia się
rozluźniają. Nadal jednak strzygł uszami i rozglądał się bacznie dookoła.
Podniosłem wzrok i patrząc ponad ramieniem zobaczyłem jak kawałek za nami Cole
uspokaja swojego kasztana. Ogier stał i tylko bacznie obserwował otoczenie. Nie
wydawał się być jakoś specjalnie przejęty, tak jak Newton.
Odczekałem jeszcze chwilę i zawróciłem gniadosza, podjeżdżając bliżej
Cole’a.
- Ale jazda – zaśmiałem się.
Cole? :3 Trochę słabe, wiem xdd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz