Allijay, wyraźnie zadowolona z siebie radośnie poszła do swojego pokoju, zostawiając mnie samego. Chciałem ją zawołać, ale jedyne co zobaczyłem to brązowe włosy znikające za ścianą, wraz z ich właścicielką. Wypuściłem gwałtownie powietrze z płuc, przez co z moich ust wydobył się cichy syk. Zacząłem błądzić wzrokiem po ścianach, zatrzymując się na czymś co wydawało się być bardziej interesujące niż okno, lub pozornie gładka farba... Zrezygnowany spuściłem głowę, a moje spojrzenie padło na buty. Jeden z biegnących uczniów trącił mnie przez przypadek w ramię. Byłem wtedy w głębokiej zadumie, więc nie zdążyłem zareagować i wylądowałem na podłodze. Otrząsnąłem się z chwilowego szoku, a następnie podniosłem do pionu. Mimo lekkiego zawrotu głowy poszedłem do swojego pokoju. Otworzyłem drzwi, a z progu udałem się na swoje łóżko. Ułożyłem się w wygodnej pozycji, sięgnąłem po słuchawki, włączając jednocześnie ulubioną muzykę na telefonie. Jakiś czas najzwyczajniej wpatrywałem się w sufit, jednak potem moje powieki opadły. Nie wiem nawet kiedy, ale zasnąłem... Możliwe, że mam niedobór kofeiny, bo właśnie tego ranka nie wypiłem kawy.
Obudziłem się pod wpływem ryku jaki dotarł do moich uszu. Zerwałem się natychmiast do pozycji siedzącej, aż słuchawki mi wypadły, dzięki czemu dźwięk ucichł. Była to po prostu jedna z bardziej "metalowych" piosenek. Westchnąłem cicho, po czym osunąłem się z powrotem na łóżko. Po kilku minutach podjąłem próbę wstania z materaca, która zakończyła się powodzeniem. Powolnym krokiem skierowałem się do kuchni, zerkając przez ramię na Yamzesa, który jak oszalały gonił po całym pokoju, drapiąc pazurami biedną podłogę. Westchnąłem głośno, bo nie miałem siły, by przywołać go do porządku. Zrobiłem sobie kawę, gdyż dzisiejszego ranka zapomniałem wypić tego życiodajnego napoju. Zamknąłem oczy, czując gorąc bijący od kubka. Zbliżyłem przedmiot do ust i upiłem niewielki łyk. Skrzywiłem się nieco, bo niestety kawa była zbyt gorąca. Odłożyłem ją z powrotem na blat, żeby ostygła. Sam oparłem się biodrem o stół, pogrążając się na chwilę we własnych myślach. Swoje spojrzenie skierowałem na wiszący na ścianie zegar, który wtedy wskazywał godzinę za dwadzieścia trzecia.
-Ugh... Przegapiłem obiad! -jęknąłem. -Ciekawe czy Allijay będzie zła? -zapytałem sam siebie.
Odpowiedzi udzielił mi Yamzes, siedzący teraz pozornie spokojnie przy fotelu. Miauknął wymownie, wyraźnie sugerując, że o czymś jeszcze zapomniałem. Głupi kot... Zaraz... Przecież za dziesięć trzecia miałem czekać na dziewczynę w stajni! W takim razie mam dziesięć minut.
Korzystając z ostatnich chwil przed spotkaniem wypiłem już w całości kawę, nakarmiłem Yamzesa i ogarnąłem włosy, które po mojej popołudniowej drzemce wyglądały dosyć śmiesznie. W błyskawicznym tempie ubrałem buty oraz kurtkę, a następnie zbiegłem po schodach na sam dół, skąd potem do stajni, gdzie już czekała na mnie Allijay.
-Nie było cię na obiedzie... -powiedziała zaraz na wstępie, z lekko wyczuwalnym wyrzutem w głosie.
-Przepraszam cię, zaspałem... -przyznałem, rozkładając bezradnie ręce. -To... co my tu właściwie robomi? -zapytałem z głupkowatym uśmieszkiem, drapiąc się nerwowo po karku.
-Mieliśmy jechać na przejażdżkę... -przypomniała mi dziewczyna.
Zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem i westchnęła.
-A, no tak! Tylko, że... zapomniałem kasku... -zrobiłem smutną minkę.
Allijay spojrzała na mnie jeszcze bardziej zmieszana.
-A, bo tobie chodziło o konną przejażdżkę?
-Tak! -brunetka zaśmiała się z nieporozumienia. -A ty o czym myślałeś? -spytała nadal rozbawiona, z szerokim uśmiechem na ustach.
-Szczerze mówiąc miałem na myśli motocykle. Chociaż w tym jednym jestem dobry...
~*~
Po dłuższej chwili wyjechaliśmy poza teren akademii.
-Miałem nadzieję, że zginę na torze, z kilkoma tytułami mistrza świata... -rozmarzyłem się, zaraz po dogonieniu Allijay. -A przyjdzie mi umrzeć na grzbiecie konia i to nawet nie mechanicznego -mimo wszystko poklepałem Varatha po karku, na co odpowiedział mi cichym rżeniem.
-Nie przesadzaj, nie idzie ci najgorzej -pocieszyła mnie dziewczyna.
Jechaliśmy na tyle blisko siebie, żeby mogła teraz położyć swoją dłoń na moim ramieniu, co właśnie uczyniła.
-Dzięki... -westchnąłem teatralnie, po czym uśmiechnąłem się delikatnie.
Jechaliśmy po polnej drodze, otoczonej gęstym lasem. Słońce oświetlało wierzchołki drzew, dzięki czemu można było dostrzec ich kontury, zaznaczone przez padające światło. Cienie padały natomiast na nas. Nie śpieszyliśmy się, jechaliśmy luźnym stępem, uważnie obserwując otoczenie.
-Nie myśl sobie, że robię to wszystko za darmo -zerknąłem na Allijay kątem oka, by zobaczyć jej reakcję na moje w połowie prawdziwe słowa.
-Tak? -zauważyła, że żartuję. -Czego niby chcesz w zamian? -dostrzegłem, że również się uśmiecha.
-Mówię poważnie... -stwierdziłem, przybierając poważną minę.
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zaskoczona.
-Dasz się zaprosić na kolację? -zapytałem, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. -Chociaż... Po dzisiejszym dniu bardziej jestem ci winny obiad -mruknąłem do siebie, na chwilę przenosząc spojrzenie gdzieś w bok. -Oczywiście, jeśli odmówisz, to zrozumiem, ale jednak byłoby mi bardzo miło gdybyś zechciała... -w dziwnym odruchu zerknąłem na jeden ze swoich butów. -No... Wiesz o co mi chodzi... -zacząłem gubić się w słowach, więc jedynie uniosłem głowę, by zobaczyć oczy Allijay.
Wiatr, zupełnie nagle, zerwał się, targając włosy dziewczyny. Przymknąłem powieki, by pył, który powietrze podniosło z drogi nie wpadło mi do oka. Jednak po kilku sekundach zapanowała kompetna cisza.
-Poczekaj chwilę -szepnąłem w stronę lekko zdezorientowanej brunetki, która wciąż nie wypowiedziała ani jednego słowa.
Pokierowałem konia w głąb lasu, gdzie zeskoczyłem z jego grzbietu. Była późna zima, a mimo to, gdy lepiej poszukałem, udało mi się znaleźć kilka kwiatów, w całkiem dobrym stanie. Patrząc tak na kolorowe płatki zawahałem się. Miałem wątpliwości. W końcu jednak odgoniłem je i zerwałem drobne roślinki. Chwyciłem swojego wierzchowca za uzdę, a następnie poszedłem z powrotem do Allijay. Rozglądała się już za moją osobą, ale zaraz mnie dostrzegła. Stanąłem przed dziewczyną, wręczając jej kwiaty.
-To jak? Zgadasz się? -ponowiłem pytanie, teraz czekając już na jednoznaczną odpowiedź.
Allijay? Przepraszam ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz