— Wredny rysunek. Co ci mówiłam o uciekaniu z domu? Zakaz kolorowania — wyszeptałam do kartki, po czym ją przytuliłam— Ale cieszę się, że już jesteś.
— Słucham? — zapytał rozbawiony chłopak. Słyszał mój monolog z kartką, to pewne. Jednak nie skomentował tego, za co byłam mu wdzięczna.
— Nic. Już nic. W każdym razie do zobaczenia i jeszcze raz dziękuję.
Odeszłam, sprawdzając czy nikt niczego nie dorysował. Nie. Rysunek był, jaki był.
Przedstawiał ośnieżone góry. Na jednym zboczu tkwiła samotna chatka, była jedynym kolorowym punktem. U dołu obrazka widniała szara trawa, nierówna i smutna.
Skierowałam się do swojego pokoju, gdzie schowałam rysunek do teczki znajdującej się na dnie mojej walizki, która nadal nie była wypakowana. Zaraz się tym zajmę.
— I żeby mi to był ostatni raz — ostrzegłam narysowane góry.
Jak można się było spodziewać, nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.
~★~
Po wypakowaniu ubrań (i nie tylko) z walizki postanowiłam odwiedzić Notabene. Ciekawe, jak się miewa mój konik?
Chwyciłam torbę, poprawiając w niej Teddy'ego Eddie'ego. Notabene bardzo go lubi, zresztą z wzajemnością.
Gdy byłam już w stajni powitał mnie zapach końskiej sierści, siana i rżenie zwierząt.
Od razu szybkim krokiem podeszłam do boksu mego Pinto.
— Notabene! Cześć, małmały. Jak tam? — pogłaskałam go po pysku.
Po chwili usłyszeliśmy głosy.
Shane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz