Strony

czwartek, 9 lutego 2017

Od Maxa CD Cole'a

Byliśmy już dość głęboko w lesie i mroźne powietrze szczypało mnie w nos i policzki. Mimo że byłem dość ciepło ubrany czułem przenikliwe zimno przedzierające się przez materiał narciarskiej kurtki. Jechaliśmy już jakiś czas rozmawiając i podziwiając zimowe krajobrazy. Avenger oraz Newton szli obok siebie stępem i co chwilę strzygli uszami i parskali w swoją stronę, wydychając kłęby pary. Wydawało się, że oni również prowadzą swoją rozmowę. Szczerze, na początku obawiałem się nieco o nich, bo w końcu nie wiadomo jak zareagują na siebie dwa ogiery. Cały czas starałem się kontrolować ogiera by tak czasem nie zachciało mu się urządzać pokazu siły. Kilka razy już coś podobnego odwalał i wszystkie te razy nie kończyły się zbyt przyjemnie. Przynajmniej dla mnie, bo to zwykle ja lądowałem na tyłku, a gniadosz gwiazdorzył dalej. Jednak, gdy widziałem, że nie mam się czego obawiać i Newton grzecznie szedł stępem poluzowałem odrobinę wodzy. Gniadosz jakby tylko na to czekał i niespodziewanie zarzucił łbem do przodu, wyrywając mi przy tym wodze z obu rąk. Poczułem jak przyspiesza kroku i momentalnie zareagowałem, schylając i kładąc się na szyi Newta, który postanowił utrudnić mi zadanie i trzymał łeb nisko. Mimo to zdołałem chwycić wodze i ściągnąłem je do siebie. On jednak nie zamierzał zwalniać. Cole dogonił nas, a sekundę później popędził swojego kasztana do wolnego galopu. Poczułem jak w Newton szarpie łbem dobitnie mówiąc mi, że nie ma najmniejszej ochoty zostawać w tyle. Uśmiechnąłem się, rozumiejąc o co mu chodziło. Rozluźniłem wodze i dotknąłem boki gniadosza lekko łydkami. Ten natychmiast ruszył z kopyta przechodząc do galopu i zrównując się ze swoim nowym towarzyszem. Przez chwilę galopowaliśmy swobodnie obok siebie. Ścieżka była na tyle szeroka, że mogliśmy sobie na to pozwolić. Wciąż musiałem zwalniać Newta, bo parł do przodu i aż kipiał chęcią rywalizacji. Nagle ni stąd ni zowąd drogę przeciął ciemny kształt leśnego zwierzęcia. Sarna? A może młody jeleń? Nawet nie zdążyłem dokładnie się przyjrzeć tajemniczemu stworzeniu, bo raz, sekundę później zniknął w plątaninie bezlistnych krzaków, a dwa, oby dwa konie się spłoszyły. Newt poderwał łeb i przednie kopyta do góry przez kilka sekund stając niskiego dęba. Nie zdołał się jednak całkiem zatrzymać po galopie i prawa fizyki kazały mu biec dalej, więc wykonał krzywego baranka i strzelił kopytami z zada. Ja w międzyczasie zdołałem chwycić się jego czarnej grzywy i ścisnąć jego boki kolanami. Dzięki tej szybkiej reakcji uniknąłem twardego lądowania. Kiedy wszystkie cztery kopyta gniadosza były już na ziemi i stukały głucho o zamarznięty grunt, puściłem się jego grzywy i rozluźniłem nieco. Z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy po niespodziewanym rodeo nawet nie zauważyłem, że wstrzymałem oddech.
- Spokojnie, to tylko sarna. – przemawiałem do ogiera spokojnym głosem, starając pozbyć się wszelkiego drżenia – Newt, już po wszystkim.
Pogładziłem go po szyi i wyczułem jak powoli mięśnie pod skórą konia się rozluźniają. Nadal jednak strzygł uszami i rozglądał się bacznie dookoła. Podniosłem wzrok i patrząc ponad ramieniem zobaczyłem jak kawałek za nami Cole uspokaja swojego kasztana. Ogier stał i tylko bacznie obserwował otoczenie. Nie wydawał się być jakoś specjalnie przejęty, tak jak Newton.
Odczekałem jeszcze chwilę i zawróciłem gniadosza, podjeżdżając bliżej Cole’a.
- Ale jazda – zaśmiałem się.

Cole? :3 Trochę słabe, wiem xdd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz