Dzisiejsze śniadanie obyło się bez natręctw brunetki, a to również poprawiło Allijay humor. Widziałem na jej ustach chytry uśmieszek, gdy odnosiła tacę, przez co sam się roześmiałem. Właściwie było to nasze jedyne spotkanie, aż do wieczora. Wcześniej tylko dostrzegałem w tłumie włosy dziewczyny. Obiadu niestety też nie zjedliśmy razem, ponieważ się spóźniłem całe pół godziny. Po skończonych lekcjach doczołgałem się na górę, następnie do swojego pokoju. Tam już ległem jak długi na łóżko, dzięki czemu również Yamzes dostał zawału. Należało mu się, zwłaszcza za piękne, głębokie szramy, które od rana zdobiły dzięki niemu moje plecy i szczypały niemiłosiernie przy każdym ruchu. A zwłaszcza podczas dzisiejszego treningu, gdy zaliczyłem spadnięcie z konia... Nie oszukujmy się, nie odziedziczyłem talentu po mamie, aczkolwiek sam dostrzegłem postępy. Od czegoś przecież trzeba zacząć, mimo, że kilka lat temu szło mi o wiele lepiej...
Zbliżała się właśnie kolacja, a dokładniej była za dwadzieścia minut. Postanowiłem jeszcze przed posiłkiem wstąpić na chwilę do Allijay, pobyć trochę w jej towarzystwie. Wszedłem do mieszkania dziewczyny zachowując szczególną ciszę. Siedziała po turecku na łóżku i przeglądała coś w telefonie. Na szczęście była do mnie odwrócona tyłem, a jej urocze psy spały dość głęboko, by mnie nie wyczuć. Podszedłem do Allijay na palcach, następnie usiadłem za nią, jednocześnie obejmując ją swoimi ramionami.
-Shane? -zapytała lekko zaskoczona, po czym odłożyła telefon.
-Spodziewasz się kogoś innego? -zapytałem nie podobnym do mnie surowym tonem, na który dziewczyna lekko się wzdrygnęła. Nie chciałem jej wystraszyć, a jedynie udawałem -Mam być zazdrosny? -tym razem mój głos zabrzmiał całkowicie normalnie, a po chwili zacząłem się śmiać.
-Nie, nie musisz -odparła rozbawiona.
Potem nastała cisza, a dokładniej w momencie gdy położyłem głowę w zagłębieniu jej szyi, wdychając zapach brązowych włosów.
-Em... Shane? -zapytała delikatnie Allijay.
-Tak? -wychyliłem się nieco, by zza burzy kudłów dostrzec twarz szarookiej.
Przekręciła głowę w bok, również spoglądając mi w oczy.
-Krępujesz mnie... -szepnęła lekko zarumieniona.
-Wybacz... -przeprosiłem natychmiast odsuwając się od niej. -Jakoś tak mnie wzięło na przytulanie -znowu się zaśmiałem, by ukryć zakłopotanie. -Przepraszam jeśli... -zacząłem, ale dziewczyna nie pozwoliła mi dokończyć.
-Nie, nic się nie stało -uśmiechnęła się szczerze.
-Świetnie -odparłem.
Chwyciłem Allijay pod kolanami, a drugą rękę wsunąłem pod łopatki szarookiej, tym samym podnosząc ją do góry. Nie była przygotowana na taki obrót spraw, więc nieco się zlękła.
-Spokojnie -przycisnąłem dziewczynę lekko do siebie, jakbym się bał, że zaraz spadnie. -Nie pozwoliłbym, żebyś upadła -zapewniłem ciepło.
-Jeśli nie chcesz żebym tak reagowała to po prostu ostrzegaj -odpowiedziała, podnosząc wzrok na moje oczy.
-Ale z zaszkoczenia jest bardziej... zaskakujące -uśmiech na moich ustach tylko się poszerzył.
-No tak... -westchnęła teatralnie.
-Dobrze, a teraz, jeśli pozwolisz udamy się na kolację.
Zaraz po tych słowach wyszliśmy na korytarz, skąd, po schodach, do jadalni. Allijay się nieco zdziwiła, gdy od razu skierowałem się do naszego stolika.
-Poczekaj tu -poprosiłem.
Sam poszedłem po jedzenie. Wziąłem dwie tacki, a następnie zaniosłem je na nasze miejsca. Postanowiłem przed szarooką talerz, a sam usiadłem naprzeciwko. Życzyłem jej smacznego. Odpowiedziała mi tym samym.
Po skończonym posiłku udaliśmy się pod drzwi mieszkania Allijay.
-Wybacz, ale muszę iść. Obiecałem siostrze, że zaraz po kolacji z nią pogadam -wzruszyłem ramionami. -Ale jakby co, to przyjdę -uśmiechnąłem się uroczo.
-No dobrze. To do zobaczenia -odpowiedziała.
-Bye! -odkrzyknąłem, bo byłem już na schodach.
Wszedłem do mieszkania, a do moich uszu już dobiegł dźwięk przychodzącej wiadomości.
"Shi? Żyjesz?"
"Po tym jak spadłem dziś z konia i kot pocharatał mi plecy? Nie..."
"Jak cię kot podrapał to wsadziłam ci do walizki maść na rany. Wiem jak Yamzes daje popalić, ale teraz już nie ja muszę się z nim użerać c:"
"Grzebałaś mi w walizce?!"
Rozmowa skończyła się mniej więcej koło godziny 19.50. Oczywiście Kim przestrzegała mnie, żebym sobie przetarł te rany, bo mój sierściuch ma brudne pazury i jeszcze się czymś zakażę... W zasadzie to miała rację... Przez chwilę nawet próbowałem przemyć to wodą utlenioną, ale zwyczajnie tam nie sięgałem. Napisałem z tym do siostry, to mi powiedziała, że jestem strasznie nieporadny. Ostatecznie zaproponowała, żebym znalazł sobie kogoś, kto mi pomoże, bo ona nie będzie specjalnie jeździć, żeby posmarować mi plecki. Nie wiedzieć czemu od razu na myśl przyszła mi Allijay. Po dłuższym namyśle stwierdziłem, że to jednak może wypaść głupio. Co miałem niby powiedzieć? "Witaj Allijay, posmaruj mi plecy, bo mnie kot podrapał"? Nie, to brzmi... dziwnie, albo ja już zwariowałem. Jedno i drugie jest prawdopodobne. Niestety, nie miałem wyjścia. Sam bym sobie nie poradził. Taki duży chłopczyk, dwadzieścia lat, a sam sobie nie radzi... Przykro mi, taka prawda.
Zapukałem do drzwi mojej przyjaciółki. Zaraz po tym krzyknęła coś, co upoważniło mnie do wejścia. Wszedłem do mieszkania szarookiej, ale zatrzymałem się tuż przed wejściem do jej pokoju. Czułem się niesamowicie zakłopotany.
-Em... Allijay... Przychodzę do ciebie z pewną prośbą... -zacząłem, drapiąc się nerwowo po karku.
-Tak? -ponagliła mnie, uśmiechając się delikatnie.
-Słuchaj, bo... Ugh, po prostu kot podrapał mi strasznie plecy i jak tego nie odkażę to mnie siostra zabije... -powiedziałem to wszystko na jednym tchu, a na koniec głęboko westchnąłem.
Spojrzałem błagalnie w oczy dziewczyny, była moją ostatnią deską ratunku...
Allijay? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz