piątek, 14 kwietnia 2017

Od Georgii cd. Zain'a

Jeśli Zain naprawdę myślał, że nie zawiozę go do szpitala, to się pomylił. Nie mogłabym tak po prostu zignorować faktu, że coś sobie zrobił. Co prawda palec wygląda tylko na stłuczony, ale lepiej, aby ocenił to lekarz. Lepiej dmuchać na zimne, prawda?
Po dziesięciu minutach czekania weszliśmy do gabinetu.
- To dość mocne stłuczenie - powiedział doktor, unieruchamiając bandażem palec Zaina. Chłopak siedział ze skrzywioną miną, jakby był tu za karę - Na ból i obrzęk zalecam zimne okłady, a także stosowanie leków i maści przeciwbólowych i przeciwobrzękowych. Zaraz wypiszę receptę. Kilka dni i powinno być wszystko w porządku - dokończył lekarz.
- Oczywiście. Zadbam o to, by kolega się zastosował do pańskich zaleceń - powiedziałam, zerkając na Zaina triumfalnym wzrokiem.
Doktor wypisał receptę i wyszliśmy z gabinetu.
- Widzisz, nie było aż tak źle. Należy ci się naklejka "dzielny pacjent" - zachichotałam, gdy wchodziliśmy do windy.
- Widzę, że żart ci się wyostrzył - zaśmiał się Zain - Wyjdźmy stąd, każda minuta w tym szpitalu sprawia, że...
- Nie tak prędko - przerwałam mu, gdy wysiedliśmy z windy - Gdzieś tutaj na parterze powinna być apteka - zaczęłam się rozglądać. W końcu ją dostrzegłam.
- Chyba żartujesz. Bez przesady, przecież nie umieram, to tylko małe stłuczenie - zaprotestował chłopak.
- Kiedy powiedziałam lekarzowi, że cię przypilnuję, nie rzucałam słów na wiatr - odpowiedziałam. Zain westchnął zrezygnowany. 1:0 dla mnie.
Kupiliśmy wszystkie leki i maści z recepty, po czym w końcu, ku zadowoleniu Zaina, wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się do auta.
- Musiałaś postawić na swoim, co? - zapytał, kiedy już wracaliśmy.
- Musiałam - zaśmiałam się - Dla twojego dobra. Ten palec naprawdę nie wyglądał dobrze.
Gdy wróciliśmy do akademii byłam wyczerpana. Było przed dwudziestą. Sama nie wiem, kiedy ten czas tak zleciał. Pożegnałam się z Zainem i poszłam do swojego pokoju, gdzie w końcu mogłam doprowadzić się do porządku. Porozmawiałam chwilę przez telefon z siostrą, po czym zasnęłam

Od tamtych wydarzeń minęło dobrych kilka dni. W końcu udało mi się zadomowić w akademii. Spotkałam kilka nowych osób, a Zaina zaczęłam poznawać bliżej. Oczywiście przez ostatni czas męczyłam go, aby pamiętał o lekach na palec. Nie myślał chyba, że bym mu to odpuściła, co to, to nie. Opłacało się, bo teraz jest zdrów jak ryba.
Był ranek, wyszłam z Lulą na spacer. Jako, że było bardzo wcześnie i campus był pusty, postanowiłam spuścić ją ze smyczy. Było wyjątkowo chłodno, więc miałam nadzieję, że psina szybko załatwi swoje potrzeby i będę mogła wrócić do ciepłego pokoju. Niestety, Lula miała inne plany. Musiała coś poczuć, gdyż nagle pognała przed siebie jak szalona.
- Lula stój! - krzyknęłam. Ale ona ogłuchła. Pędziła na nic nie zważając. W końcu zniknęła gdzieś wśród drzew.
Wolałam ją przez długi czas, bez skutku. Zapadła się pod ziemię. Co ja teraz zrobię? Przed oczami miałam najczarniejsze scenariusze. Przecież ona nie zna tej okolicy. Co jeśli nie znajdzie drogi powrotnej?
Minęła godzina, a po niej ani śladu.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/25/6b/36/256b36f3af7f8227a2ef115fab06a4c6.gifZ tej bezsilności do oczu napłynęły mi łzy.
- Hej, wszystko w porządku?
Usłyszałam znajomy głos i uniosłam głowę. Był to oczywiście Zain.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz