środa, 30 listopada 2016

Od Quinlan Do Mary

Siedział sama w ławce w sali. Głowę miałam opartą na ręce i oglądałam widok za oknem. Miałam akurat ostatnią lekcję. Geografia. Pani Olivia mówiła coś tam o lodowcach... A może o wodach? Nie wiem... Nie słuchałam jej. Zresztą jak na wszystkich zajęciach. Nauczę się tego potem z książek. To o wiele lepsza nauka niż słuchanie nauczycieli. No przynajmniej według mnie. Westchnęłam. Lekcje dłużyła mi się w nieskończoność. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pięć minut. Dam radę. To naprawdę niewiele... Ponownie zajęłam się widokiem za oknem. Kiedy w końcu zadzwonił upragniony dzwonek, niemalże natychmiastowo się spakowałam i wyszłam z sali.
***
Z racji, że trening z grupą miałam mieć dopiero za kilka godzin, przyszłam do stajni w zwyczajnych ciuchach i z książką w torbie. Moje najbliższe plany wyglądały tak. Zabrać GrayRose na pastwisko i poczytać. Idealnie. Już po kilku minutach Rosie była na "wybiegu", a ja siedziałam na płocie z książką w rękach. Przez pierwsze półgodziny było w miarę spokojnie. Jednak nie mogło to trwać wiecznie. Usłyszałam głośno "prychanie" klaczy i nerwowe stukanie kopyt. Schowałam książkę i spojrzałam w tamtą stronę. GrayRose zaciekle wpatrywała się w jeden punkt. Sprawdziłam o co jej chodzi. Była to jakaś dziewczyna. Powoli szła w naszą stronę. Im bliżej była tym bardziej klacz była nerwowa. Kiedy znalazła jedynie kilka kroków od nas Rosie zrobiła coś czego bym się nie spodziewała. Zarżała głośno i zaczęła biec w stronę dziewczyny.
- GrayRose! Nie! Wracaj! - krzyczałam.
Bałam się co teraz się może wydarzyć...

Mara?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz