sobota, 2 grudnia 2017

Od Zaina cd. Imanuelle [Bal]

Tu się w pełni zgadzam. Nikt chyba nie lubi tego gestu. To jest takie... obojętne i pozbawione emocji. Jakby cały świat nie miał żadnego znaczenia.
Wstałem z miejsca, pocierając rękę i podchodząc do Imany.
- Mam nadzieję, że twój wujek nie zamierza fatygować się aż z Liverpoolu taki kawał drogi nie częściej niż raz na pół roku - stanąłem obok niej i spojrzałem w stronę, gdzie za drzwiami, przed chwilą zniknęła mi sylwetka mężczyzny. Imany wzruszyła ramionami, ponownie jak zresztą, lecz po chwili odwróciła się z chytrym uśmieszkiem. Popatrzyłem na nią kotem oka, mierząc jej twarz spojrzeniem. Od razu było widać, że za chwilę usłyszę co w stylu...
- Wyglądałeś jak taka słodka, mała, wystraszona dziewczynka - zaćwierkała słodkim głosem. W tym samym momencie zacisnąłem mocniej usta w wąską kreskę. Wcale nie wyglądam jak mała dziewczynka.
- Nieprawda - mruknąłem, krzyżując ręce. Przez chwilę miałem wrażenie, że nie mam co z nimi zrobić, dlatego szukałem optymalnego zajęcia dla nich.
- Jasne - pokiwała głową i trąciła mnie w ramię niczym dobry kumpel. Zmrużyłem oczy, co oczywiście zauważyła, bo się cicho roześmiała - Widziałam ten wzrok pełen strachu jakbyś za chwilę miał się schować za kimś niczym pięcioletni chłopiec.
- Nieprawda moja słodka kruszynko - położyłem dłonie na jej uniesionych w uśmiechu policzkach i delikatnie ścisnąłem, unosząc tym samym jej głowę do góry. Zachichotała, kołysając biodrami i unosząc brwi. To akt prowokacji czysto ukierunkowany w moją godność - Po prostu... - podniosłem głowę i spojrzałem na ciemno-dębowe drzwi dyrektorskie, zjeżdżając dłońmi na jej ciepłą szyję. Pokiwała głową z iście przekonaną miną. Doskonale to widziałem. Prychnąłem pod nosem i odwróciłem się - Chodź hrabianko. Muszę się odstresować po iście przemiłym spotkaniu z wujkiem...?
- Peter - ruszyła za mną. Wyszliśmy z budynku dyrektorskiego, kierując się do akademika.
- Właśnie... Zresztą nieważne. Skończmy ten temat - machnąłem ręką, słysząc cichy śmiech za sobą.
~*~
- Co tam pani ma? - nauczycielka uniosła spojrzenie znad biurka i zmierzyła mnie nim. Część grupy już weszła do klasy, ale ja ani myślałem o zajęciu miejsca. Lubiłem lekcje retoryki, ale jeszcze bardziej chyba samą nauczycielkę, która czasem wydawała się jedyną, w miarę wyluzowaną kobietą spośród nauczycieli.
- Dowiesz się. Siadaj - uśmiechnęła się i z powrotem opuściła głowę.
- Ale to raczej dobra informacja czy zła? - zajrzałem jej przez ramię z niewinnym wyrazem twarzy.
- Jak cię za chwilę puknę to nie wstaniesz - zasłoniła papiery teczką i wskazała ruchem głowy na klasę. Uniosłem ręce w geście obronnym i zająłem swoje miejsce.
Pani Camilla doskonale wiedziała, że nie skupię się na lekcji póki nie dowiem się co tam ciekawego pisała, więc postanowiła powiedzieć już na samym początku lekcji, gdy wszyscy się zebrali. Co za cudowna kobieta.
- Obędzie się bal, a przynajmniej tak zostałam poinformowana przez dyrektora. Jak wiecie akademia obchodzi swoje urodziny, więc wypadało coś zorganizować... - zaczęła, ale ktoś jej przerwał.

- Ja to bym zorganizował coś ze śniegiem.
- Jestem za.
- Nie, bo potem pielęgniarka ma za dużo roboty i nauczycielom nie płacą - zażartowała - Przejdźmy do sedna. Potrzebna jest pomoc w udekorowaniu i stworzenia grafiku balu, więc liczę na wasze zaangażowanie, ruszcie tyłeczki i coś wykombinujcie - zmierzyła nas spojrzeniem - A teraz materiał lekcyjny.
Po całej lekcji, wpadłem do stołówki, wyszukując wzrokiem Harry'ego. Siedział przy stoliku obok okna wraz z między innymi Issy i Brooke.
Usiadłem obok niego.
- Patrz, czytaj, oglądaj, nie wiem, rób co chcesz - wetknąłem mu kartkę w twarz, na co dziewczyna obok się zaśmiała. Zabrał ode mnie ogłoszenie, zmierzył tylko szybko spojrzeniem i zaczął czytać. Oparłem się o blat stolika, wyciągając do przodu z uśmiechem.
- Bal? Znowu? - skrzywił się, co oczywiście mnie niezbyt przeraziło. Jeśli chodzi o jakiekolwiek imprezy to zawsze byłem pierwszy, co nie zawsze oznaczało coś dobrego.
- Owszem. Lepiej takie coś niż nic, a na porządną rozrywkę mogę liczyć jedynie w okolicach Londynu. A wiesz co jest jeszcze lepsze? - posłał mi pytające spojrzenie - Ty na nim zaśpiewasz i postarasz się utrzymać doskonałą atmosferę urodzin akademii
- Zain... ale to cała szkoła - jęknął, a ja wzruszyłem ramionami. Czasem go nie rozumiem. Śpiewa przed tysiącami ludzi, a nie może przed taką akademią.
- Tym lepiej - spuścił wzrok - No weź... obiecałem pani Stewart, że załatwię, tak? To załatwiam, a ty mi w tym po prostu pomagasz. I byłbym naprawdę wdzięczny gdybyś się zgodził.
- A ty nie możesz?
- Nie. Powiedzmy, że jestem wpisany na listę czarno-czerwoną i jak wyjdę taki odsłonięty to mnie kilkoro ludzi chętnie odstrzeli - skrzywiłem się.
- No dobra, przygotuję coś... ale wisisz mi przysługę - wskazał na mnie palcem. Uśmiechnąłem się zadowolony, że udało mi się go przekonać. Ach, ten urok osobisty.
- Już którąś z kolei.
- Nadal się nie wywiązujesz - mruknął.
- Kiedyś to nastąpi - pokiwałem głową żeby go jakoś bardziej przekonać.
- Dożyję tej chwili?
- Prawdopodobnie nie.
- Wybierasz się? - zapytała Brooke. Przełknąłem swój obiad i uniosłem spojrzenie w górę, kiwając głową.
- Dlaczego nie? Taka okazja zdarza się naprawdę rzadko, a ja lubię wykorzystywać wszelkiego rodzaju okazje - wzruszyłem ramionami - Poza tym do picia nie będzie tylko woda...
- O nie... - jęknął chłopak, nie wiedząc czy się ma uśmiechnąć, czy jednak skrzywić.
- Harry. Mamy po dwadzieścia kilka lat, a ty nadal boisz się delikatnie sobie wypić - pokręciłem głową.
- Z tobą? Owszem. Jeszcze jak był Lewis, byłem w stanie spokojnie sobie odetchnąć.
- On teraz ma ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się mną. I czy ja wspomniałem, że masz się mną zajmować? To tylko bal, urodzinowy zresztą, a na urodzinach wypadałoby trochę popić - uniosłem spojrzenie, zauważając znajome blond włosy w wyjściu ze stołówki. Muszę się czegoś dowiedzieć. Teraz - Znasz mnie... i jeśli mam czegoś wyobrażenie to staram się to zrealizować. A teraz wybaczcie, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - wstałem, nie czekając na odpowiedź którejkolwiek strony.
- Organizacyjną? - zatrzymałem się, odwracając delikatnie głowę.
- Można to tak nazwać - ruszyłem w stronę dużych drzwi stołówki. Złapałem Imany jeszcze na korytarzu.
- Po twojej minie wnioskuję, że masz dla mnie ciekawą informację - uśmiechnęła się idąc nadal przed siebie. Czy ciekawą informację? Raczej informacją bym tego nie nazwał, ale mam ciekawe pytanie. Znaczy pytanie, której odpowiedzi byłem ciekawy?
- Idziesz na bal?
- Bal? - zmierzyła mnie spojrzeniem. Uniosłem brew w zdziwieniu - A... bal... - powtórzyła z nieco, jak dla mnie, niezbyt ucieszoną miną - Wiesz co, w sumie to zrezygnuję - no chyba zadławię się powietrzem. Błagam ludzie, zaangażowania trochę w życie towarzyskie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że rezygnujesz? - to pytanie właściwie było bardziej stwierdzeniem, ale... jak to nie idzie?
- Własnie ci to oświadczam - patrzyłem jej prosto w oczy z próbującą to zrozumieć miną - Po prostu już zdecydowałam w momencie, gdy usłyszałam i tyle.
- Przecież to nic takiego... Miałem taką cichą, ukrytą nadzieję ponownie z tobą zatańczyć tym razem w pełni legalnie i bez odwalenia jakiejś głupoty.
- Po pierwsze, nie mam sukienki. Po drugie, istnieje sam fakt, że nie chcę. Po trzecie, i tak nie mam z kim iść - a to już były ewidentnie wymówki. A ostatnia w szczególności. W tę akurat nie uwierzę.
- Ty? - zmierzyłem ją spojrzeniem. Westchnęła i swoją mimiką dała wyraźnie znać, że nie zamierza dłużej kontynuować tego tematu. Więc zostałem z jednym, okropnym, gryzącym pytaniem. DLACZEGO?
Ono męczyło mnie aż do ostatniej lekcji. Zapewne będzie męczyć jeszcze dłużej. I bardziej za każdym razem, gdy patrzyłem na nią. No bo... jak?
Ruszyłem wzdłuż korytarza, wymijając ludzi i podbiegając do idącej z przodu Imany z trzymanymi książkami w rękach. Naprawdę nie rozumiem jej dlaczego rezygnuje z balu, ale nie mogę jej też siłą zaciągnąć. Chociaż teoretycznie dlaczego nie?
 - Witaj piękna - przywitałem się z szerokim uśmiechem. Skierowała na mnie swoje spojrzenie, po chwili przewracając niezauważalnie oczami. Już chyba wiedziała o co chodzi.
- W jakiejś konkretnej sprawie czy się mylę? - zrównałem z nią krok, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy usłyszałem jej słowa wypowiedziane z głębokim westchnieniem. Typowy zabieg.
- Właściwie to...
- Dalsze wałkowanie tematu? - przerwała mi. Westchnąłem i stanąłem przed nią. Zatrzymała się tuż przede mną, unosząc brew, czym dała wyraźnie znać, że jest całkowicie przekonana co do swojego wyboru i nie zamierza zmienić zdania, mimo moich próśb. Oczywiście nie zamierzałem jej błagać na kolanach, miejmy poszanowanie do mojego wspaniałego ciała, które i tak przez te kilka dni zostało naruszone i obrażone.
- Ale dlaczego nie chcesz się zgodzić? - przechyliłem głowę. Doskonale wiedziałem, że i ta próba pójdzie na marne, ale... i wcale nie przyznaję się, że mi zależy. Absolutnie nie.
- Już ci to tłumaczyłam. Jestem wybitnie cierpliwa, ale wkurza mi powtarzanie tego samego już po raz... - wyliczyła szybko na palcach i odchyliła delikatnie usta. Cierpliwie czekałem na ciąg dalszy, chociaż odpowiedź już miałem w głowie - Po raz szósty tego samego.
- Widocznie twoje argumenty są niewystarczające - co jej szkodziło? Przecież skoro chce się tu zaaklimatyzować to powinna częściej przebywać wśród ludzi, a taki bal to idealny moment na nawiązanie nowych znajomości bądź popatrzenie na resztę ładnych... nieważne.
- Mam ci całą rozprawkę napisać?
- Aż tak poświęcać się nie musisz - pokręciłem głową.
- Po prostu nie, Zain. Męcz dalej, a ugrasz mniej niż dotychczas - uśmiechnęła się i wyminęła mnie. Ja nie ugram? Jakbym nie był przekonany, że cokolwiek dam radę zrobić to przecież bym nawet nie próbował. Choć te wszystkie próby i tak szły na marne.
- Zawsze daję radę coś wykombinować, słońce - odwróciłem się i szedłem jej śladem aż do ściany, w której znajdowało się wejście do klasy - I wygrywam.
- Więc musisz się pogodzić z porażką - otworzyła drzwi i weszła do środka. To jest chodząca upartość w upartości przechodząca swoją upartość do poziomu irytacji emocjonalnej. Jeśli takowa istnieje. Tak czy inaczej... nie zamierzam odpuszczać, chyba że w ostatecznej ostateczności.
Czy ona zawsze musi mieć inne zdanie niż ja? Potrafi się w chociaż jednej rzeczy ze mną zgodzić? Złapałem ją za dłoń, nawet nie stosunkowo chłodne, ale jej lodowate palce odruchowo oplotły moje dookoła. Cofnęła się parę kroków, gdy stanąłem niemal nad nią i oparła się o blat ławki. W dali było słychać głośne rozmowy, ale nikt nie palił się na wejście do sali aż tak szybko. Położyłem ręce po jej obydwóch stronach, opierając się rękoma o ławkę i pochylając do przodu.
- Wiesz co sobie pomyśli osoba, która może tu w każdej chwili wejść? - zagadnęła, na co oczywiście nie zwróciłem zbytniej uwagi.
- Krąży na mój temat wiele plotek, niektóre są prawdą inne nie. Nauczyłem się to ignorować - wzruszyłem ramionami, wywołując tym samym na twarzy dziewczyny delikatny uśmiech.
- Kto tutaj siedzi? - spytała, nadal utrzymując kontakt wzrokowy. Żadne z nas nie zamierzało pierwsze spuścić wzroku. I taka zabawa mi się podoba. Całkiem przyjemna, a ile można podziwiać podczas niej.
- Nie mam pojęcia, ale ta osoba będzie miała niesamowite szczęście mając ławkę, na której spoczywa taki ładny tyłek - poruszyłem brwiami, od razu dostając delikatnie w ramię.
- Głupek... - zachichotała.
- Każdy ma swoje fantazje.
- Ta rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku - zrobiła poważny wyraz twarzy, choć w środku czułem, że chciała się roześmiać.
- A mi się wydaje, że wręcz przeciwnie.
- Wiesz, jednak będę wspaniałomyślna i postaram się utrzymać twoją reputację na dobrym poziomie - oparła ręce na moich ramionach i ostrożnie odsunęła. Cofnąłem się, dając jej tym samym swobodnie przejść.
- Zobaczysz... jeszcze mam szansę i twierdzę, że mi się uda - odłożyła książki na swoją ławkę i posłała mi tajemniczy uśmiech, wzruszając ramieniem.
W tym samym momencie reszta uczniów zaczęła zbierać się w sali, a wkrótce doszedł nauczyciel. Usiadłem na swoim miejscu... rzecz jasna ławka, na której siedziała Imany była moim miejscem. Odwróciłem się do niej z szerokim uśmiechem, niemal czując na sobie mordercze spojrzenie hrabianki. Pokręciła głową, delikatnie mrużąc oczy, choć widziałem ten czający się uśmiech w jej kącikach ust. To było coś w stylu "mam ochotę cię zabić, ale tylko na chwilę".
Reszta dnia minęła raczej spokojnie. Jak dla mnie. Po treningach przesiadywałem jeszcze jakiś czas w stajni. Tu mogłem mieć w miarę spokój, najlepiej się skupić, jedyne co to być narażonym ze strony Mori na jej humorki. Jednak obecnie mając tuż obok świeże siano, jedynie co jakiś czas trącała mnie pyskiem abym się przesunął.
Wychodząc z boksu, w dali zauważyłem Imany. Wiązała włosy widocznie po udanym terenie. Cicho podszedłem do niej i chwyciłem w tali, zaraz potem się odsunąłem. Podskoczyła, nabierając głęboko powietrza do płuc.
- No bez przesady, aż taki straszny to nie jestem - zmierzyła mnie złowrogim spojrzeniem, zaraz potem uśmiechając się.
- Nie, ale żebyś się nie zdziwił jak pewnego razu się zamachnę w obronie.
- Naprawdę nie chcesz iść na ten bal? - podniosła z ziemi zrzuconą szczotkę. Pokręciła głową i spojrzała spod jeszcze bardziej przymrużonych oczu. No nic, nie uda mi się. Wewnętrznie przyjmuję tę porażkę. Z ciężkim sercem - No dobra, odpuszczam - spojrzała na mnie zdziwiona. Przecież nie mogę jej zmusić - Ale pod jednym warunkiem. Pomagasz mi dobrać jakiś strój - kiwnęła głową i po chwili się uśmiechnęła - I proszę pozostawić to bez komentarza, bo będę kontynuował moje namowy.
- Nie myślałam, że zrezygnujesz - odstawiła wszystkie rzeczy na miejsce Nogitsune.
- Nie rezygnuję. Oddaję ci po prostu punkt, ale nie za darmo - schowałem ręce w kieszenie bluzy.
- Jasne. Wmawiaj sobie co tam chcesz, ja wiem swoje, ty wiesz swoje...
- I niech tak zostanie - wtrąciłem - To jak? Za godzinę pozwiedzamy sobie Londyn bardzo ogólnikowo?
- Pod warunkiem, że jeszcze kiedyś uda mi się w pełni przypomnieć sobie jego wygląd.
- Może kiedyś coś tam wykombinuję pomijając sferę czysto sklepową.
- Ale jeśli się spóźnisz to zwiedzam sama.
- Postaram się.
~*~
Jako mężczyzna zawsze miałem upatrzony swój sklep, a jeśli akurat on nie pasował to szybko znajdowałem jakiś zastępczy, gdzie dało radę kupić to co chciałem. Ale nie tym razem. Ciąganie po okolicy było normalne, chociaż nie narzekałem na brak rozrywki w ówczesnym czasie czy nawet na zmęczenie związane z chodzeniem po mieście. Powstał tylko jeden, mały, naprawdę drobny, a jednak wielki problem. Gdzie mamy iść.
- W lewo - wskazałem małą uliczkę, która dalej wychodziła na główną drogę.
- W prawo, na pewno - odpowiedziała. Jak to w prawo? Tam nie ma nic ciekawego.
- Jestem przekonany, że w lewo...
- Nie dyskutuj - przerwała mi moją już pokładaną w głowie wypowiedź na temat tego, kto dłużej już w tym miejscu przebywa. Ale oczywiście nie można nic powiedzieć, bo nawet jeśli miałbyś rację, to ona miałaby świętą rację. Stopniowanie zdane na pięć - Idziemy w prawo i koniec.
- Dobrze. Ty prowadzisz - zgodziłem się - Ale pamiętaj, że nie dam ci spokoju jak tylko będę miał rację.
To było dziwne, ale Imany faktycznie znalazła odpowiedni sklep. Może nie ten, o którym myślałem, ale zawsze. Zadowolona chyba oczekiwała gratulacji, pochwały czy nawet słowa, które jakoś podkreśli jej zasługę. Przyznałem jej tylko dlatego, że była mi akurat potrzebna. I na pewno nie z innych powodów. A jej rady były naprawdę pomocne. W sumie to ona wybrała cały ubiór. Skoro miała starszego brata, to musiała się znać na tym. Ja nigdy nie lubiłem nosić takich rzeczy. To było mało komfortowe i niewygodne, dlatego już kupowałem jakiś garnitur, gdy zaistniała taka potrzeba.
- Ten będzie idealny - przejechała dłonią po czarnym materiale - I koniecznie krawat.
- Zdaję się na twoją wiedzę. To ty pochodzisz z wyższych sfer, madame - założyłem już w przebieralni białą koszulę.
- Zamierzasz mi o tym przypominać?
- Nadal jestem obrażony za tego uchodźcę. Nigdy ci tego nie zapomnę, będziesz musiała się porządnie zrekompensować aby nie spotkał cię wkrótce mój gniew. A jak na razie tylko podpadasz - uśmiechnąłem się do lustra, nakładając na biały materiał czarną marynarkę.
- Mam się bać?
- Powinnaś. A teraz coś ci pokażę - wychyliłem się i złapałem ją za dłoń, ciągnąc w swoją stronę. Dziewczyna stanęła przed lustrem, do którego się uśmiechnąłem.
- No całkiem ładnie wyglądasz - pokiwała głową. Jakbym nigdy tak nie wyglądał.
- Widzę w tym lustrze najpiękniejszą i najcudowniejszą istotę chodzącą po tej ziemi - uniosła brew, delikatnie uśmiechając się do lustra - O patrz! Ty też tu jesteś - roześmiałem się, obrywając w ramię.
- Ale z ciebie cham - zachichotała - Teraz ty będziesz musiał się zrekompensować.
- Nie martw się. Ja w przeciwieństwie do niektórych potrafię to robić - posłałem jej buziaka w powietrzu, gdy wychodziła. Przebrałem się z powrotem w wygodne ubrania i wyszedłem, od razu podchodząc do Imany, która oglądała właśnie jakąś brunatną sukienkę. Zresztą całkiem ładną. Cudem namówiłem ją żeby przymierzyła i co jeszcze dziwniejsze, zgodziła się mówiąc, że to tylko tak orientacyjnie. Niech sobie wmawia co chce, ja wiem swoje. Podobała jej się i tyle w temacie. Usiadłem wygodnie naprzeciw przebieralni, krzyżując ręce. Mając trzy siostry byłem przyzwyczajony do czekania i dosyć cierpliwy.
Efekt był... jak to mówią... wow. Ona naprawdę przepięknie wyglądała w tej sukience, aż żal, że zrezygnowała z balu.
- Wyglądasz przepięknie - uniosła wzrok i uśmiechnęła się, lecz ten uśmiech zaraz znikł z jej twarzy.
- Ale wiesz, że i tak jej nie kupię?
- Dlaczego?
- Bo na bal nie idę.
- Już mi to powtarzasz na okrągło - westchnąłem.
- Tobie muszę. Ale faktycznie ładnie?
- Przecież mówię, że cudownie - przechyliła głowę, zjeżdżając rękami po swojej talii. Ostentacyjnie było widać, że jej również się podoba. Wszystko idealnie podkreślone, wyeksponowane i już widziałem dlaczego podświadomość kazała mi jak najmniej interesować się tym, a nawet zwrócić z tej ścieżki. Ale wyglądała tak ślicznie, że sam widok był nektarem dla oczu. Dlatego odwróciłem spojrzenie gdzieś w bok.
- Nie, idziemy - zarządziła i nie wiem czy zrezygnowała z tego powodu, że jeśli tylko ją kupi to pójdzie na ten bal czy z innych. Weszła z powrotem do przebieralni, a ja odetchnąłem z ulgą. Znaczy... nie w tym złym znaczeniu. Po prostu nie mogłem oderwać oczu.
- Czyli jednak rezygnujesz? - odparłem smutno.
- Już ci mówiłam... odłóż ją - odebrałem od niej sukienkę z niezbyt zadowoloną miną. Taka okazja trafia się raz na niemożliwy okres czasu, a ona rezygnuje. Nie ma mowy, w szczególności, że naprawdę w niej ładnie wygląda.
Podszedłem do kasy, uśmiechając się do młodej ekspedientki.
- Pani to zapakuje i doliczy - szepnąłem do niej, zanim Imany zdążyła wyjść z przebieralni. Zapadła chwila ciszy, którą postanowiłem przerwać póki na horyzoncie nie było widać tej upartej blondyny - Ja nie wiem gdzie ona się urodziła, ale normalna kobieta, gdy coś ładnego na niej leży powinna nawet się nie zastanawiać tylko brać. Niezależnie od wszystkiego.
- Niektóre kobiety już takie są - dziewczyna wzruszyła ramieniem i uśmiechnęła się. Co one mają z tymi ramionami? - Mój chłopak też tego nie rozumie - obranie sobie za współtowarzysza do wyżaleń kobiety było błędem. To oczywiste, że są w jakiejś solidarności. Miałem odpowiedzieć, gdy o zimny blat oparła dłonie Imany i przerwała mi. Właściwie to dobrze, bo miałem już palnąć coś głupiego, za co zapewne by mi się oberwało.
- Ale my nie jesteśmy parą - zaprzeczyła i posłała mi wymowne spojrzenie. Pokiwałem głową na potwierdzenie, gdy postanowiłem w końcu oszczędzić sobie tego spojrzenia skierowanego prosto na mnie i popatrzeć na nią. Brunetka spuściła głowę z delikatnym uśmiechem dla rekompensaty.
Imanuelle skierowała się w stronę drzwi.
- Pani się nie przejmuje. Jest zdenerwowana, bo jej nie daję spokoju od samego rana - puściłem do niej oczko i ruszyłem za istne obojętną panną hrabianką - Nie musiałaś być dla niej taka złośliwa - zatrzymałem się przed sklepem i uniosłem brwi. Dziewczyna zmrużyła oczy, lecz widocznie miała też zaplanowaną jakąś krótką rozmowę, na temat niestety nie mam pojęcia jaki, ale widząc to w jej oczach, po prostu przeczuwałem, że za chwilę wbije swoją szpileczkę.
- Dlaczego nie zaprzeczyłeś? - skrzyżowała ręce na piersi. A dlaczego miałbym zaprzeczać? To wszystko było ciekawe i szkoda tak wyprowadzać z takiego przyjemnego błędu młodą osobę. Mimo to, nie powiedziałem jej tego.
- To pytanie odchodzi od normy - pokręciłem głową.
- Jest normalne. Jak każde, które ci zadaję od kilku dni - uśmiechnęła się, przybierają bojową postawę. Jak dla mnie. Stała naprzeciwko i dumnie unosiła głowę do góry.
- Czasem wykraczasz poza normy - na szybko wymyśliłem odpowiedź i odwróciłem się, chowając wolną rękę w kieszeń. Usłyszałem ciche kroki za mną.
- Przyznaj. Po prostu jest dla ciebie niewygodne - co za prowokatorka. I ciekawe co odpowie, gdy spytam kto tutaj wywołuje częściej sprzeczki.
- Imanuelle... - jęknąłem, chyba po raz pierwszy wypowiadając jej pełne imię, no co dziewczyna cicho się zaśmiała i pociągnęła mnie za rękaw do tyłu abym zwolnił.
- No i co? I znowu dajesz mi wygrać - zrównałem się się z nią ramieniem i przewróciłem oczami.
- Czy ty właśnie próbujesz mnie w tym momencie chwycić za ego?
- Nie obrażaj się, bo uznam, że właśnie tym sposobem mogę wygrać - złapała mnie pod ramię.
- Ale ja cię czasem nie lubię - westchnąłem, kręcąc głową i starając się nie uśmiechnąć. Imany szybko podłapała ciekawą zabawę i pokiwała z również poważną miną.
- Ja też - odpowiedziała.
- Jesteś okropna.
- Ty też.
- Wracamy do akademii, bo nie wytrzymam.
- Masz rację. Na ulicy jest zbyt dużo niebezpiecznych rzeczy.
- Jedna właśnie idzie obok mnie.
- To ty zawsze stwarzasz największe niebezpieczeństwo.
- Ty tak twierdzisz czy ktoś ci to powiedział? - delikatnie odchyliłem głowę w bok by móc na nią spojrzeć.
- A czy to ważne? - wzruszyła ramieniem. Ja wiem, że powtarzam to w kółko, na okrągło wałkuję ten temat, ale nie znoszę tego gestu. Aczkolwiek w tym przypadku wyglądał całkiem słodko.
- Tak, bo na tobie nie mogę się odebrać, ale na tym kimś już zapewne tak - mruknąłem, cicho prychając pod nosem.
- Dlatego ci nie powiem. Swoich sojuszników trzeba chronić.
- A ja to niby kto? - oburzyłem się.
- W tej sytuacji pośrednik, ale nie martw się... też skorzystasz - no i nie wytrzymałem. Uśmiechnąłem się, odwracając głowę w przeciwną stronę.
~*~
Cieszy mnie fakt, że wszystko było zorganizowane w wolny dzień, ale z drugiej strony nie miałbym nic przeciwko jakby nam odwołali jutrzejsze zajęcia. Mimo wszystko, zawsze lepiej wtedy się żyje.
- Jestem wyrobiony na czas, więc cii... zero słowa o spóźnieniu - odezwałem się do Brooke. Zacisnęła usta, powstrzymując się od komentarza.
- Wiesz, odkąd tu przyszłam minęło dobre piętnaście minut - spojrzała na zegarek, a ja przewróciłem oczami, przyciągając ją do siebie - No sama popatrz... Mirror mirror in my hand, who's the sexiest in this band? - wyszczerzyłem się, a ona delikatnie mnie odepchnęła.
- Dobra, dobra... - uśmiechnęła się - Twój samozachwyt już jest wystarczająco duży dzisiaj.
- Muszę dbać o moją samoocenę. Jest bardzo wymagająca i dlatego potrzebuje dużych, i przepełnionych narcyzmem określeń - otworzyłem drzwi od pokoju i wyszliśmy. Na sali już grała muzyka, a światła były przyciemnione, ale jakoś poważnie spóźniony się nie czułem. Nigdy jakoś nie przybierałem wagi do nieobecności dłuższej, krótszej czy całkowitej.
W połowie podszedłem do stołu, przy którym już stał Harry i reszta. Nalałem sobie trochę coś na rozgrzanie, posyłając mu uśmiech. Spojrzał na mnie wymownie.
- Mam dwadzieścia dwa lata. Muszę korzystać póki mój organizm nie zaczyna strajkować - uniosłem kieliszek do góry.
- Alkohol przypadkiem w akademii nie jest zabroniony? Tak właśnie zdałem sobie sprawę, że właściwie był tam jakiś punkt odnoszący się do tego - nawet jeśli, uważam, że jest on całkowicie zbyteczny.
- Jakbym miał zliczyć ile zasad w akademii już złamałem to pewnie nie starczyłoby kartki, oni dawno by mnie wyrzucili, a ja musiałbym udać się do mojego prawnika - przechyliłem kieliszek, smakując rozgrzewającego trunku - Myślisz, że zwracają jeszcze na to uwagę? Osiemnaście lat skończyliśmy cztery lata temu. No ty akurat trzy. Szczeniak - mruknął coś niezrozumiałego sam do siebie - Wyluzuj. Jutro już nikt nie odczuje niczego. Wrócimy do tej okropnej rutyny i tyle nam pozostanie - rozejrzałem się po pomieszczeniu - Poza tym... naprawdę wierzysz, że wszyscy się do tego stosują? Większość pewnie nawet nie przeczytała regulaminu - pokręcił głową - To jak Issy? Zatańczysz?
Wszystko trwało do późnej nocy i pewnie trwałoby dłużej, ale ja zrezygnowałem. Sam wyczułem kiedy przyszedł moment aby przestać. Do tego trzeba mieć dryg, a nie ukrywajmy, że bal to nie impreza. Jakaś klasa się należy. Rzuciłem w stronę bruneta, że dłużej nie siedzę i wstałem, wychodząc z sali. Wróciłem do akademika, mając w zamiarze właściwie to dojść do swojego pokoju. Ale tylko w zamiarze...
Owszem, ściana moim przyjacielem. Nie żebym był jakoś wielce pijany, bo trzymałem pion, miałem silną głowę do alkoholu, chyba że akurat bawimy się w "kto więcej wypije i przy okazji się nie otruje". Ta impreza zapadła mi w głowie na długo i wątpię abym kiedykolwiek wyzbył się tych wspomnień... znaczy jeszcze z momentów kiedy w miarę kontaktowałem ze świstem. Potem mogłem tylko próbować uwierzyć z relacji osób postronnych. Dlatego na wszelkie większe imprezy chodzi się z człowiekiem, który spełnia trzy, podstawowe funkcje:
Nie upija się łatwo.
Ma na ciebie oko.
I powie ci szczerze co, za przeproszeniem, ale taka prawda, odpierdoliłeś wieczorem.
Stanąłem przy jej drzwiach. Przy numerze, który utkwił mi w pamięci. Te dwie czwórki są jakieś przeklęte i doskonale to odczuwam. Zapukałem w sam środek, opierając się nadal o ścianę. Drzwi delikatnie drgnęły, a w przejściu pojawiła się Imanuelle. Już miałem się przywitać, ale w pewnym momencie osłupiałem, a żeby nie dać po sobie tego poznać, tylko uśmiechnąłem się szeroko i z trudem wróciłem spojrzeniem na jej twarz, powstrzymując się od spłynięcia wzrokiem po jej mokrych włosach, opadających na obojczyki.
- Pięknie wyglądasz, ale wiesz... nie wydaje mi się żeby to był odpowiedni i stosowny strój na bal - wyszczerzyłem się, wskazując na biały ręcznik, którym się owinęła.

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz