- Wstanę, obiecuję - zrobił słodką minę - To będzie dziwne, że z samej mojej inicjatywy, ale wstanę - uśmiechnęłam się delikatnie, wyjeżdżając przed niego. Od małego jeździłam na łyżwach, choć bardziej preferowałam wraz z Alli wrotki. To prawie to samo, choć lód w pewnym momencie się kończył, a ulica zawsze była i ciągnęła się dalej. Taki plus. Mimo wszystko, na łyżwach potrafiłam jeździć, może nie tak jak Imanuelle czy Anastasia, ale zawsze czegoś tak się nauczyłam.
- No nie wiem - wzruszyłam ramionami - Ale powiedzmy, że wierzę. A jak nie, to czeka cię pobudka - pokiwał głową - A teraz pilnuj żebyś się ładnie nie przewrócił.
- Ja? Zobacz, już potrafię - puścił moją dłoń i zjechał w bok.
- Harry! Ściana! - byłam świadkiem najwspanialszego uderzenia jakie tylko widziałam. Podjechałam bliżej, zatrzymując się tuż przy nim. Otworzył ze skrzywieniem oczy, a gdy uśmiechnął się niewinnie, wiedziałam, że na pewno nic mu nie jest. Za to Zain umierał w dali ze śmiechu, ledwie trzymając się barierki - Nic ci nie jest? - poruszał nogami i rękoma.
- Nie... chyba nie... ale to bolało - pokręciłam głową z uśmiechem - Podaj rączki - poprosił. Wyciągnęłam w jego stronę dłonie. Pociągnął mnie w dół i na całe jego szczęście wylądowałam na nim, a nie na lodzie. To byłby bardzo bolesny upadek, gdyby nie zrobił tego specjalnie. Zanim jednak zdążyłam wydusić z siebie jakiekolwiek słowa, on przerwał pierwszy - Chcę romantyczny wieczór - zamiast próbować się podnieść, złapał mnie za nadgarstki i położył na tym zimnym lodzie. Czasem gorzej od Howarda i Hugo. Podniosłam się z jego brzucha, siadając obok, jednak rąk nie uwolniłam. Unosząc brew do góry, zmierzyłam go spojrzeniem, starając się nie uśmiechnąć. To musiało wyglądać poważnie i groźnie, choć jak kiedyś stwierdziła moja rodzina, ja nie potrafię groźnie wyglądać.
- To jest zmuszanie, a muszę się wyspać przed balem. Muszę chociaż trochę ładnie wyglądać - przekręciłam głowę na bok. Zmarszczył nos i pokręcił głową.
- Zawsze ładnie wyglądasz - czaruś jeden. To do niego nie pasuje. Pokręciłam głową, jednak nie wytrzymując, uśmiechnęłam się - A teraz pomóż mi wstać, bo wszystko boli po zetknięciu z lodem, a ten udusi się ze śmiechu - powiedział nieco głośno, patrząc na nadal śmiejącego się Zaina.
Po dosyć długim czasie, chłopak podniósł się do pionu, z powrotem utrzymując równowagę. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na lodowisku, w końcu stwierdzając, że przydałoby się nieco ogrzać, ku uciesze Malika. Postanowiliśmy wrócić do akademii, a z racji tego, że nadal miałam w kieszeni kluczyk od auta Harry'ego, więc ponownie prowadziłam. Przez całą drogę głównym tematem, w przypadku chłopaków, był upadek Harry'ego. A przynajmniej dla Zaina. Ja z Imany znalazłyśmy osobny temat. Dojechaliśmy w niespełna pół godziny, żegnając się z Nastią i Olim, każde rozchodząc się w akademiku w swoją stronę. A przynajmniej tak to wyglądało. Weszłam do pokoju numer 25 i usiadłam na ciepłym łóżku, zabierając od dawna nieruszaną poduszkę z łóżka, obejmując ją wokoło i przytulając do niej.
- Ale żaden horror - chłopak zatrzymał się przede mną i zmierzył spojrzeniem. Zachichotałam pod nosem i pokręciłam głową - Ani film, na którym można się rozpłakać, gdzie umierają zwierzęta, fajni goście i ogólnie, fajnie byłoby gdyby skończył się dobrze - zdjął płaszcz, przewieszając go przez oparcie krzesła i położył się obok, opierając podbródek o skrzyżowane przed sobą ręce. Spojrzałam na niego z uśmiechem, zastanawiając się przez chwilę. Żaden straszny i wzruszający.
- Taki żeby żyli długo i szczęśliwie?
- Może być.
- Gdzie kwiatki rosną na każdym zakręcie? Ptaszki ćwierkają? Dzieci się bawią? Jednorożce galopują po równinach? - trącił mnie w bok, na co się zaśmiałam i opadłam na plecy.
- No nie przesadzajmy - przewrócił oczami.
- Hmm... - zastukałam placami o kołdrę - To może... Kiedy Harry poznał Sally? - zaproponowałam z szerokim uśmiechem - Komedia, straszy film z Meg Ryan. Całkiem zabawny, z ciekawą fabułą. I nikt nie umiera - obrócił się na bok i oparł głowę o rękę.
- Taki mogę oglądać? A przekąska?
- Popcorn, tak jak sobie życzyłeś - ucałowałam go - Siadaj i szukaj, a ja go przyniosę - odłożyłam poduszkę i poszłam po jedzenie. W tym samym czasie Harry znalazł już film i wygodnie usadowił się, a ja obok niego.
Cały spektakl skończył się bardzo szybko, a był przerywany ciągłymi komentarzami chłopaka, który w pewnych momentach już po prostu nie potrafił siedzieć cicho. To było słodkie, ale w pewnym momencie musiałam go zacząć karmić tym popcornem, bo na zszedłby z tych emocji. Dopiero wtedy umilkł. A no jeszcze nie tak szybko, bo przed musiałam mu obiecać, że zasnę obok niego. Zgodziłam się i faktycznie zasnęłam, przebudzając się jednak w nocy. Przetarłam zaspaną twarz dłońmi i całując śpiącego Harry'ego w policzek, wróciłam do swojego pokoju po cichu.
Obudziłam się niezwykle wcześnie. Co nie było w moim przypadku wcale dziwne, tym bardziej po powrocie z Australii. Nie mogłam spać, nie tylko z powodu przestawienia godzin snu przez mój organizm, ale i samego balu. Będę na takim chyba pierwszy raz, i chociaż nie będzie on może jakoś specjalnie realny, jak te wszystkie uroczyste bale, to jednak jakiś będzie. Poza tym, byłam zdziwiona, że Harry nie przyszedł wczoraj wieczorem i nie prosił o to aby ze mną spać. To do niego niepodobne. Ale i tak nie minie go pobudka.
Sprawdziłam zegarek, ale wnioskując, że jest naprawdę wczesna godzina, byłam zmuszona znaleźć sobie jednak inne zajęcie niż budzenie chłopaka w nowy, wyjątkowy sposób. Niech sobie pośpi jeszcze trochę, nie będę mu przecież żałować.
Odepchnęłam kołdrę daleko do tyłu i podeszłam do szafy, wyciągając z niej wygodną odzież. Taką idealną do spaceru rankiem wraz z szalonym psem, który wykazywał ogromną aktywność od czasu mojego przyjazdu. Ten słodziak zawsze tak strasznie się cieszył, gdy mnie widział po jakimś czasie rozłąki.
- Co kochanie, nikt z tobą nie biegał dawno? - usiadłam na podłodze, obejmując dłońmi pysk psa, który szczęśliwy lizał mnie po policzku. Odsunęła delikatnie głowę, z charakterystycznym skrzywieniem - No ja wiem, tak, tak... idziemy na spacerek, jak tylko pani się oporządzi - wstałam, ubierając się w przed chwilą wyciągnięte ubrania. Związałam włosy w kucyk, zabrałam bluzę, zapinając ją do połowy, chwilę przed wyjściem decydując się na kurtkę. W Anglii jest tak strasznie zimno. I dam to do minusów, bo w Australii w tym samym czasie, najniższa temperatura to dwadzieścia pięć stopni Celsjusza. Kiedy to spokojnie możesz wyjść w krótkim rękawie, a nawet spodenkach. Nałożyłam kurtkę, wołając Brittany'ego, który wybiegł z pokoju w stronę drzwi wyjściowych.
Na dworze, tak jak myślałam, zima panowała już od jakiegoś czasu. Dla psa był to szczyt szczęścia. Tarzał się w śniegu jak szczeniak, biegając wokół mnie i przystając w ciekawszych dla niego miejscach. Objęłam się wokół rękoma.
- Brittany, gdzie wiewiórka? No gdzie ta ruda paskuda? - zachichotałam, gdy pies podniósł głowę i rozejrzał się, po czym ruszył do pierwszego lepszego drzewa. Z trudem od niego odszedł, gdy powoli oddalałam się od niego.
Na spacerze byliśmy z dwie godziny. Gdy wróciłam, już niektórzy wstali i chodzili po korytarzu. Oczywiście tematem przewodnim był bal. Spuściłam głowę, idąc wzdłuż korytarza i tylko przysłuchując się urywkom rozmów. W sumie to oprócz tego raczej nic ciekawego nas nie ominęło. Zaprowadziłam psa z powrotem do domu. Pora obudzić pana Stylesa, bo ktoś tu obiecał samemu wstać. Poszłam do jego pokoju.
- Harry! - stanęłam w drzwiach, spoglądając w stronę łóżka, na której uformował się jeden, wielki wzgórek z kołdry, którą niemal całkowicie był przykryty chłopak. Ile można spać? Westchnęłam głośno i zamykając za sobą drzwi, na palcach zakradłam się do łóżka i wskoczyłam na nie, siadając na zgiętych nogach - Oddychasz? - uniosłem kołdrę delikatnie do góry. Otworzył oczy, mrużąc je od ilości światła wpadającego do pokoju. Uśmiechnęłam się, gdy ponownie je zamknął.
- Bardziej niezawodnego budzika w życiu nie miałem - mruknął i wtulił całą twarz w poduszkę. Nie. Nie policzek. Dosłownie całą. Nie wiedziałam, że tak się da oddychać.
- Wstawaj. Nudzi mi się... znaczy mamy dzisiaj bardzo dużo do załatwienia - poprawiłam się, trącając go w ramię. Zaczął jęczeć coś z ukrytą twarzą w poduszce. Przysunęłam głowę bliżej by go zrozumieć, lecz słyszałam jedynie zmienioną intonację jego głosu. No i zrozum co on sam do siebie gada. Chciało mi się śmiać, ale z powagą słuchałam jego wyżalań... czy cokolwiek teraz robił. Po chwili uniósł głowę, o mało nie uderzając mnie nią w twarz i wsparł się na łokciach.
- ... i ja mam teraz wrócić do normalnego wstawania? - spojrzał wyczekująco w moje oczy. Musiałam mieć bardzo zabawną minę. Sama tak stwierdzam. Moja dezorientacja dosłownie była wymalowana na niej. Po chwili ciszy zrozumiałam o co przez około pięciu minut sam do siebie mówił.
- Aaa... tobie o zmianę czasu chodzi - zmierzył mnie spojrzeniem i z załamaniem oparł głowę o poduszkę - A skąd ja mam wiedzieć co gadasz do poduszki, a nie do mnie? Było tylko słychać jakieś mruczenie z elementami mutacji - pokręciłam głową.
- Uwielbiam twoje wsparcie emocjonalne - mruknął.
- Czasem skrzeczałeś jak mała dziewczynka - westchnęłam, doskonale widząc, że to go poruszy.
- Ja nie skrzeczę - podniósł głowę i zmarszczył brwi.
- Czasem tak.
- Nieprawda.
- Skrzeczysz, skrzeczysz...
- Teraz to ja się obrażam - podniósł się z łóżka i wstał. Podążałam za nim wzrokiem z niewinną miną. To był element planu. Nie żebym była w tym momencie okropna. Ale działa - I oświadczam iż wychodzę. Teraz - otworzył drzwi i wyszedł. Posiedziałam chwilę w ciszy, lustrując pozostawioną rozwaloną kołdrę.
- Nie! Harry! Proszę! - uśmiechnęłam się kątem ust, zadowolona, że wszystko idzie tak jak zaplanowałam - Tylko nie zapomnij się ubrać! Bo znowu sprzątaczka będzie przeżywać kilka dni bieganie po korytarzu w samych bokserkach... - westchnęłam - Ale przynajmniej wstał - powiedziałam sama do siebie i również zeszłam z jego łóżka, stając. Zanim jednak wyszłam z pokoju, drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął Harry z miną jakby właśnie odkrył największy spisek na świecie. Uniosłam brew, gdy zamknął za sobą drzwi, wlepiając we mnie spojrzenie. Skrzyżowałam ręce na piersi, wiedząc, że za chwilę rozpocznie się poważna rozmowa. Podszedł na tyle blisko mnie, że musiałam się cofnąć do tyłu. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie opuszczając jednak wyprostowanej pozycji.
- Obydwoje wiemy, że to specjalny zabieg.
- Ja wiem, ale czy ty masz tego świadomość to już inna kwestia - wzruszyłam ramionami z uśmiechem i usiadłam na łóżku. Pochylił się, opierając ręce na pościeli, pomiędzy mną.
- Nienawidzę cię i tych twoich kreatywnych pomysłów do wyganiania mnie z łóżka.
- Wiem. I proszę nie za blisko panie Styles, bo zacznę krzyczeć. A bronić się akurat potrafię, więc radziłabym uważać nie tylko na twarz - zjechałam spojrzeniem po jego ciele w dół - Ale i na coś więcej - zachichotał, gdy uśmiechnęłam się szerzej. Pochylił się do przodu jeszcze bardziej, więc oparłam ręce o łóżko i odchyliłam ciało do tyłu - Proszę się odsunąć, bo naprawdę będę musiała użyć siły. I proszę się też ubrać, bo na pewno na zewnątrz tak nie wyjdziesz. Jeszcze tego mi brakuje, żeby ktoś na twój widok dostał ślinotoku. To niehigieniczne - prychnęłam i obejmując jego szyję, pociągnęłam w dół, tak że opadł na mnie - A masz świadomość, że dzisiaj dzień balu? - cicho odparłam pod nosem. Ale będzie zły - I wiesz, że z tego powodu odwołali lekcje? - przestał składać pocałunki na mojej szyi. Podniósł głowę, opuścił brwi i lustrował moją twarz z uwagą, podpierając się na rękach.
- Jak to nie ma? Myślałem, że tylko po to mnie budzisz. No wiesz... mówiłaś, że trzeba wszystko nadrobić i takie tam...
- Odwołali, co rozumiem, bo ludzie by się buntowali...
- Nie, czekaj, czekaj... chwila moment - sięgnął po telefon i spojrzał na wyświetlacz. Po chwili rzucił go na bok - I budzisz mnie tak wcześnie rano tylko po to, żeby mi do oświadczyć? - podkreślił każde słowo. Naprawdę starałam się nie uśmiechnąć, ale nie mogłam. Przygryzłam usta i pokiwałam głową - O nie... tak nie będzie - złapał za kołdrę, kładąc się na miejscu spania i opatulił dookoła - Dobranoc - podniosłam się, siadając i powoli odwracając głowę w jego stronę. Byłam zaskoczona przebiegiem zdarzeń i nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać czy jednak powstrzymać. Ostatecznie zdecydowałam się na metodę komunikatywno-fizyczną.
- Harry... - jęknęłam, na czworakach wyskrobując się na łóżko. Nie odezwał się. Wspominał, że kiedyś się na mnie obrazi za takie wczesne pobudki i mam nadzieję, że nie nastąpiło to właśnie teraz. Zmierzwiłam mu włosy, ale nie zareagował. Nauczyłam się być ignorowana, ale nadal tego nie lubię. Zaczekałam chwilę, jednak ani drgnął. Dobrze. W takim razie, przechodzimy do punktu głównego całej metody.
Usiadłam na nim okrakiem, delikatnie odrzucając kołdrę na bok. Oparłam policzek na jego plecach, muskając palcem skórę ramienia.
- Harryś... Ładnie proszę - ucałowałam jego szyję i podniosłam się. Widziałam jak kąciki jego ust delikatnie unoszą się ku górze. Co prawiło mi niemałą przyjemność, że mimo wszystko uważnie mnie słucha. Przejechałam rękoma po jego plecach i ramionach, ostrożnie go masując - No przepraszam, ale do nikogo innego nie pójdę i nie powiem, że będzie takim moim księciem na balu, dla którego muszę wystroić się jak prawdziwa królewna - pociągnęłam nosem - No chyba, że znajdę kogoś komu będę mogła zaproponować całkiem przyjemny wieczór. A wiesz, do takiej sukienki zakłada się zazwyczaj ładną, koronkową bieliznę i nie ukrywam, że to ta prosto z Australii...
Harry?
No muszę się pochwalić, że 2269 słów. Przypadek? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz