poniedziałek, 1 maja 2017

Od Isabelle cd. Harry`ego

Lubię długie spacery, ale myśl, że będę musiała iść pieszo była okropna. O ile było możliwe przejście kilkadziesiąt kilometrów w stronę akademii. Dodatkowo w taką pogodę, która w Wielkiej Brytanii jest okropna. Australia jednak jest miejscem wspaniałym, a tutaj nie dość, że zimno nad morzem, wieje to jeszcze w maju pada, a ja wyglądam jak skrzat z bajki.
Usiadłam na ławeczce, patrząc na coraz bardziej załamanego Harry`ego. Tylko niech mi nie odgrywa scen depresji. Sama nie wiedziałam co zrobić.
-Czy nocka w restauracji jest bardzo złym pomysłem? - byłam rozbawiona tą sytuacją. Krople deszczu coraz mocniej uderzały w daszek przystanku. Błagam... już miałam bardzo przyjemną kąpiel w zimnym morzu.
Harry pokręcił głową z uniesionym spojrzeniem jakby usilnie myślał czy rzeczywiście ten pomysł mógłby przejść. Od razu się wycofałam, dając mu znać, że to był tylko żart.
-Do nocy jeszcze daleko... ale w takim tempie raczej wątpię byśmy zdążyli dojść do akademii - westchnął, siadając obok mnie. Uśmiechnął się tajemniczo, chwytając za białe sznurki na końcu kaptura i mocno zaciągnął. Odsunęłam głowę, zdejmując go i chwytając za jego nadgarstek, który odepchnęłam na bok.
-Wybacz, musiałem to zrobić - usprawiedliwił się. Pokręciłam głową, odwracając wzrok. Siedzieliśmy na tym cholernym przystanku chyba z dobre dziesięć minut, patrząc jak strumień wody spływa po daszku w dół na chodnik i ulicę. Udawałam, że słucham Harry`ego, który zaczął narzekać na nogi, których pracy widocznie nadużył, na deszcz i na mnie, że wsadziłam jego piękny nosek w loda. Nie mogłam się zaśmiać, bo naraziłabym się na obrazę majestatu księcia. Przy okazji podeszli do nas jacyś ludzie, którzy akurat przechodzili obok i spytali czy nie jesteśmy głodni. Spojrzałam na nas obydwoje. Być może pomyśleli, że jesteśmy bezdomni. Wnioskując po przydługawej bluzie, mokrych włosach i Brittany`m u boku mieli takie prawo. Harry zaczął coś mówić, ale szturchnęłam go w bok, przejmując pałeczkę rozmówcy. Para odeszła, żegnając nas.
-Mówili coś o jakimś hotelu w okolicy... - wyciągnęłam telefon, patrząc na niewielką mapkę i szukałam najbliższego hotelu, który powinien gdzieś tu być - To nie ja mieszkam w Wielkiej Brytanii. Ty podobno tu się wychowałeś - zwróciłam się do niego pretensjonalnie z uśmiechem.
-Ale nie te okolice...
-Mówiłeś, że jesteś wspaniałym przewodnikiem - uniosłam do góry brew, znajdując w tej samej chwili budynek hotelowy w internecie, o którym wspominała para - Jest dosyć daleko, ale na pewno bliżej niż akademia...
Chłopak wyprostował się w swoim charakterystycznym uśmiechu niewinności i słodyczy, jakby coś ukrywał, ale za nic w świecie nie chciał powiedzieć. Zmrużyłam oczy, nawet nie pytając, bo zapewne byłoby to kluczenie wokoło czegoś zamkniętego w małym pudełeczku. Potrząsnęłam głową, odrywając od siebie niepewną myśl.
-Złapiemy jakiś autostop i bez problemu dojedziemy tam susi - nie wiem czemu Harry był taki nie przekonany co do tego pomysłu. Czyżby cała jego pewność siebie wyparowała? - Chodź - pociągnęłam go za ubranie i stanęłam na krawężniku.
-Ktoś cie ochlapie - usłyszałam ze strony Harry`ego.
-Nie - pokręciłam głową, zakładając na nią z powrotem kaptur, chociaż moje włosy i tak były w większości mokre.
-Zobaczysz - nadal mnie przekonywał.
Nie musieliśmy długo czekać na jakiegoś chętnego kierowcę. Przecież nie tylko Harry miał swój urok osobisty, jak to sam określał. Posłałam mu triumfalny uśmiech i zwróciłam się do kierowcy.
-Dzień dobry. Czy jedzie pani w stronę hotelu? - spojrzałam na kobietę, która widocznie nie pochodziła z tych okolic, a nawet państwa. Miała typową, wschodnią urodę i zaczęła nawijać coś w obcych języku. Wpatrywałam się w nią, kątem oka obserwując Harry`ego, który o mało nie wybuchnął śmiechem, widząc mnie wsłuchującą się z kamienną miną w słowa kobiety.
-Pomógłbyś... - wyszeptałam, kiwając głową do nadal mówiącej do mnie Chinki, Japonki... Bóg jeden wie.
-Wybacz skarbie, ale nie nawijam w tych językach - odpowiedział, uśmiechając się do czarnowłosej.
-Zawsze masz taki uśmiech we wszystkich sytuacjach?
-Nie, teraz to szczękościsk - powstrzymał się po raz kolejny przed śmiechem, co sprawiło, że ja również miałam ochotę się roześmiać - Słuchaj... zastosujemy taktykę Szybka ewakuacja - pochylił się nade mną. Kiwnęłam głową, pozwalając mu na wzięcie sprawy w swoje ręce. Stanęłam obok, przyglądając się Harry`emu, który energicznie wymachiwał rękoma i próbował pokazać, mówiąc powoli i wyraźnie po angielsku. Ostatecznie jednak pożegnaliśmy się, zostając w miejscu. Zrezygnowałam z dalszej próby dogadania się i dałam dyskretny znak chłopakowi, że w ten sposób szybciej doszlibyśmy pieszo.
-Może jednak powinnam rozchorować się jak Niall i załatwić sobie niańkę obok siebie? - pomyślałam na głos, chowając dłonie w rękawy bluzy. W tym momencie zazdroszczę Brittany`emu jego futra.
-Coś ty... jest cudownie. Deszcz jest wspaniały - ruszyliśmy chodnikiem, a ja patrzyłam tylko spod kaptura na skaczącego po kałużach chłopaka, któremu kasztanowe loki opadły na twarz. Jakoś w tej chwili nie udzielał mi się jego entuzjazm. Inaczej było z husky`m, który szczęśliwy biegał za Harry`m - A poza tym chciałem jechać samochodem, a ty...
-Okej, rozumiem do czego zmierzasz - odwróciłam spojrzenie, ukrywając pod kapturem swój uśmiech.
-Przyznaj mi racje - podszedł bliżej.
-Nie ma mowy - odepchnęłam go na bok, uśmiechając się przy tym szeroko.
~~~
Stanęliśmy przy hotelu obojętni na krople deszczu, które sprawiły, że bluza wręcz przykleiła się do mojego ciała. Nie znoszę tego uczucia. Tak samo jak mokre jeansy lepiące się do nóg. Okropieństwo.
-To teraz mogę ci powiedzieć o co chodziło - usłyszałam głos Harry`ego, który stanął przede mną, zwracając na siebie moje spojrzenie - Bo chyba nie zabrałem odpowiedniej ilości pieniędzy ze sobą, a hotel... to jednak lekki koszt - uśmiechnął się przepraszająco. Nie dało się utrzymać dłuższej powagi, zresztą w tej sytuacji już nic mnie nie zdziwi.
-Nie masz jakiejś złotej karty piosenkarza czy coś w tym stylu? - pokręcił głową, delikatnie zaskoczony, że wymyśliłam coś podobnego - Dobra, to przez chwilę przestaw myślenie ze sławnego piosenkarza na jakąś gwiazdę aktorską i udawaj idiotę. Chodź w sumie to nie sprawia ci większego problemu... - wzruszyłam ramionami, od razu go przepraszając - Razem będziemy wyglądali na pewno przekonująco - spojrzałam na nasze mokre ubrania i zmierzwiłam mu włosy żeby wyglądał bardziej... jak to ująć? Bardziej abstrakcyjnie. Sama zdjęłam kaptur, poprawiając włosy i makijaż by nie wyglądać jak bezdomny z ulicy.
-Robiłaś już takie rzeczy? - zagadnął, patrząc dookoła na wszystkich ludzi.
-Nie, ale mam pięcioro rodzeństwa, więc jestem trochę wprawiona - odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy i z poważną miną podeszłam do recepcji.
-Ile!?
-Później ci powiem... Dawaj łapę - złapałam go pod ramię i oparłam rękę o blat przed stojącą za komputerem kobietą. O dziwo puki co, spisywał się doskonale w roli poważnej gwiazdy ekranu.
-Dzień dobry, chcieliśmy wynająć dwa pokoje - odparłam, unosząc teatralnie brodę go góry i zdjęłam okulary z nosa, o których nałożeniu nie zapomniałam by jakoś wbić się do hotelu.
Kobieta spojrzała po naszej dwójce. Zapewne przyciągnął jej uwagę nasz delikatnie mokry ubiór. Musiałam coś wymyślić by nie miała zbędnych pytań.
-Nasz samochód niestety się zepsuł i zostawiliśmy go z szoferem. To skandal, że nie mogłam dodzwonić się do recepcji hotelu w tej sprawie! - założyłam włosy za ucho, kręcąc z dezaprobatą głową. Harry powstrzymywał się od śmiechu. Jak teraz coś zrobi to go chyba zabiję.
-Tak... przepraszamy - blondynka nieco się zmieszała - Jak się państwo nazywają?
-My? - powtórzyłam, patrząc kątem oka na Stylesa, który usilnie szukał jakiegoś nazwiska, które mogłoby się kojarzyć ze sławnymi gwiazdami - S-sa... Saran...
-Sarantakos - wtrącił chłopak. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale niech będzie.
-David i Alicia Sarantakos - kobieta spojrzała w komputer i podeszła do innej recepcjonistki. Mało brakowało abyśmy nie wybuchnęli śmiechem. Szybko jednak przybrałam z powrotem poważną minę by nie zwracać uwagi kobiety, która po krótkiej chwili wróciła z powrotem na miejsce.
-Przykro mi, ale nie mamy państwa na liście gości...
-Wspomniałam chyba, że nasz samochód jest obecnie niesprawny? Mieliśmy własnie jechać w kierunku portu aby zatrzymać się w cieplutkiej Hiszpanii, ale jak pani widzi nie udało się. Za chwilę zadzwonię po mojego adwokata i złożę skargę, że nie chcecie nas wpuścić do hotelu, który nam się należy... - wypowiedź jednak przerwał nam kierownik hotelu, który pokiwał głową w stronę recepcjonistki i powitał nas z uśmiechem, wręczając w dłoń Harry`ego dwa klucze od pokoi i proponując odprowadzanie do nich.
Szliśmy za nim, prowadząc chyba jako jedynego ładnie prezentującego się psa na smyczy i żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Gdy mężczyzna pokazał nam pokoje, wrócił do windy i zniknął. Rozejrzałam się po korytarzu.
-Udało się... - chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Pokiwałam głową, sama zastanawiając się, że ten tandetny numer przeszedł.
-Teraz żeby nikt w tobie nie rozpoznał Harry`ego Stylesa i jutro rano łapiemy taksówkę czy autobus, i wracamy do domu. Bez biletu i pieniędzy, ale najwyżej będziemy uciekać w chwili zapłaty - wzruszyłam ramionami.
-A twierdzisz, że to ja sprawdzam cię na złą ścieżkę - zmarszczył brwi, otwierając swój pokój i wchodząc do środka. Oparłam się o framugę jego drzwi i dopowiedziałam ostatnie słowa zanim, wyciągnęłam swój klucz z kieszeni.
-Pamiętaj... jutro rano - uniosłam do góry brwi - I postaraj się nic tu nie zdemolować, popsuć i wychylać. Dyskrecja ponad wszystko. A najlepiej jakbyś się wysuszył po wyglądasz jak zmokła kura - uśmiechnęłam się, powstrzymując swojego psa przed wejściem do środka pokoju.
-Sama nie wyglądasz lepiej - odgryzł się, odwzajemniając uśmiech i rzucił się tak jak stał na swoje łóżko, nakrywając na siebie kołdrę. Pokręciłam głową.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz