Pewnego poranka na stołówce brązowooka zaskoczyła, a może i nie, pewnym pytaniem.
- Słyszałeś o balu, prawda? - Fitz przerwała kopanie widelcem w jajecznicy.
- Możliwe. - błysnąłem zębami w uśmiechu i nabiłem na swój widelec pieczony plasterek bekonu.
Ruth przewróciła oczami. Ta reakcja chyba na dobre wpisała się w jej zestaw reakcji. W sumie, to o balu dowiedziałem się przypadkiem i tak. Zastanawiałem się czy nie zaprosić panią Fitz. Jakoś tak wcześniej nie potrafiłem zapytać czy ma już z kim iść.
- Uratujesz mnie przed rolą samotnej desperatki poszukującej partnera na siłę? - zatrzepotała rzęsami, a gdzieś w mojej głowie mały sobowtór Benjamina podskoczył z ekscytacji i wrzasnął YES!.
Ale nie byłbym sobą, gdybym jej troszkę nie przytrzymał w niepewności.
- A teraz jej nie grasz?
*wcale nie widać dymu xd* |
Wybuchnąłem śmiechem.
- Wiedziałem, że nie wytrzymasz. - wydusiłem z siebie podczas śmiechu. Mina Ruth wyrażała rozbawienie i chęć mordu jednocześnie. - Ale wiesz. Jakby ci to... Idę już z kimś.
- Z kim? - rzuciła pytaniem, poprawiając się na krześle.
- Z taką jedną. Z tego co wiem jej imię to - udałem zamyślonego i dla większego efektu potarłem palcami brodę. Następnie wyszczerzyłem się. - Ruth.
- Jesteś niemożliwy - zaśmiała się, przechyliła się ponad swoim śniadaniem i pacnęła mnie za karę w ramię.
- Auć! Tylko nie w szczepionkę! - zawyłem teatralnie, a Fitz przewróciła oczami.
Dziewczyna ponownie zajęła się swoim śniadaniem. Choć po zmasakrowaniu widelcem całkiem smacznie wyglądającej jajecznicy ze szczypiorkiem została żółta ciapka. Jak się spodziewałem, Ruth pogrzebała tylko widelcem.
- No dalej. Za mamusię. Za tatusia. - zachęcałem ją szeptem. Blondynka zamiast jeść zaśmiała się i odłożyła widelec. Nie taki miał być rezultat. - Noo daaleej. Amciu, amciu. - chwyciłem sztućce i spróbowałem nabrać porcyjkę.
- Nie-e. - Ruth pokręciła głową.
Panno Fitz? ^^
Krótko i słabo. Nie bij! Następne będą lepsze!
Chyba. xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz