Demens nie dał się dziś znów wyprowadzić. Dopuścił mnie już
do siebie i do rany ale za nic w świecie nie chciał wyjść. Próbowałam chyba
wszystkiego. Weterynarz polecił mi żeby go zabierać co jakiś czas na krótki spacer
ale tak aby nie przeciążać nogi. Stanie czy leżenie w miejscu dla takiego konia
z takim pokładem energii jak Demo zdecydowanie nie było zdrowe. Westchnęłam i
zostawiłam go w boksie a sama powlokłam się zobaczyć jak idzie innym na
treningach. Akurat moja grupa miała jechać w teren ale od 5:00 lało
niemiłosiernie i instruktorka po ogólnym zbadaniu terenu stwierdziła, że dziś
nie ma mowy aby udało się gdzieś pojechać. Trasy zalane, pełno błota a ślisko w
cholerę. Trudno było kłusować a co dopiero galopować. Wuj Steward (tak, wuj,
nie mogę oduczyć się go tak nazywać, od zawsze był wujem i koniec) sam rozporządził
abyśmy przenieśli się na parkur (akurat inne grupy były na hali). Dostałam nie
mały ochrzan od Megan Blue za to, że nie ćwiczę. Nie obchodziły jej
wytłumaczenia, że mój koń jest kontuzjowany, że nie może ćwiczyć a ja sama
również nie mam na to siły. Następnym razem bez gadania mam zabrać konia stajennego.
Pfu… Już pędzę.
Koniec końców usiadłam na ogrodzeniu i stamtąd obserwowałam jeźdźców,
którzy co jakiś czas winili mnie za to, że rzekomo rozpraszam ich konie
tłumacząc tym swoje błędy. Uważnie obserwowałam ruchy koni i ich właścicieli.
Zapamiętywałam też niektóre wady i zalety danych uczniów. Lubię analizować
ludzi i otaczający mnie świat. W sumie ma to jakieś plusy – przynajmniej mam
zawsze czym się odgryźć drugiemu człowiekowi podczas sprzeczki. Spoglądałam co
chwilę w stronę Cole’go. Miał nie mały talent i był idealnie zgrany z
Avengerem. On też raz za czas raczył skierować głowę ku mnie ale zaraz
opuszczał ją z dziwnym i smutnym (jak mi się wydawało) uśmieszkiem. Zaciekawiło
mnie to czemu jedna z dziewczyn, której Bardziej bawiła się ze swoim ulubieńcem niż
uczyła się czegoś nowego.
Dajmy, że to wy xd |
Po jeździe z uśmiechem skierowała się ku wyjściu i
natknąwszy się na grupę jakichś kumpli i przywitała się standardowym „hej”. Nie
spotkała się jednak z jakimiś specjalny zainteresowaniem. Co prawda chłopcy
odpowiedzieli jej tym samym i szerokim uśmiechem ale nic poza tym. Nieco zrezygnowana
dziewczyna odwróciła się i ruszyła powoli do stajni. Ja też udałam się w tym
kierunku. Nie zdążyłam nawet zareagować kiedy ta otworzyła pewnie drzwiczki
boksu Demensa i już chcąc wejść jak gdyby nigdy nic do środka stanęła jak wryta
i zdziwiona tym co widzi osłupiała.
- Hej! Co robisz?! – krzyknęłam wściekła gdy mój kochany
stanął dęba i zestresowany zaczął biegać w kółko.
- Przepraszam… Pomyliłam chyba boksy… - bąknęła widząc moją
czerwoną ze złości twarz.
Nie wiem czemu znów tak zareagowałam. Taki odruch.
Weszłam powoli do środka wypychając dziewczynę na zewnątrz i
spróbowałam uspokoić Dema. Po jakichś dziesięciu minutach ogier wyciszył się i
wtulił drżąc nieco w moje gęste włosy.
- No już dobrze… - westchnęłam. – Co tak się denerwujesz?
Zostawiłam go znów samego i ze zdziwieniem spostrzegłam, że winowajca
wciąż stoi przed boksem i nie za bardzo wie co robić.
- Ja również przepraszam. – zdobyłam się na nieszczery
uśmiech. – To zupełnie nowe miejsce a mój Skarbek jest bardzo płochliwy,
szczególnie po wypadku. To ogromny stres dla niego. Moja reakcja być może nie
jest do końca zrozumiała ale może kiedyś to zrozumiesz. – dodałam poważniej.
- Tak, tak – pokiwała nieśmiało głową.
Matylda? Musiałam xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz