wtorek, 10 stycznia 2017

Od Maxa CD Samanthy

Jutro mieliśmy polecieć do Włoch. Sammy zaczęła się ekscytować cały tydzień przed, ale mnie wzięło dopiero od wczoraj. Teraz leżałem w ciemnościach z szeroko otwartymi oczami i wpatrywałem się w nicość. Nie mogłem zasnąć. Nerwowo zerknąłem na zegarek, który wskazywał kilka minut po pierwszej w nocy. Pomyślałem, że jeżeli teraz nie zasnę, to będę spać o dwie godziny za mało i będę niewyspany. Z ciężkim westchnięciem po raz kolejny przewróciłem się na drugi bok i zamknąłem oczy. Ostatni raz czułem tak wielkie podekscytowanie, które nie pozwalało mi zmrużyć oka, mając siedem lat i była to noc przed Bożym Narodzeniem. Pamiętam, że życzyłem sobie wtedy nowy rower. Odkąd zobaczyłem ten jeden jedyny model w którymś ze sklepów, całym serduszkiem zapragnąłem go mieć. Rano znalazłem go pod choinką i skakałem wręcz z radości. Chwilę potem do pokoju przyszła reszta rodzinki, którą obudziłem swoimi wrzaskami. Sammy dostał mniejszy rowerek z bocznymi kółkami i też był wniebowzięty. Pamiętam, że to były jedne z weselszych świąt… To wspomnienie sprawiło, że zmęczenie wzięło nade mną górę i odpłynąłem.
Rano szybka pobudka, toaleta i pakowanie ostatnich rzeczy. Po kilkudziesięciu minutach byłem spakowany i gotowy do wyjazdu. Zerknąłem na zegarek, sprawdzając czy aby na pewno się nie spóźnimy. Kiedy dostrzegłem Sammy, schodzącą z trudem po schodach podbiegłem do niej, przeskakując po dwa stopnie i chwyciłem jej bagaże. O kurde, co ona włożyła do tej walizki? Ważyła chyba z tonę, ale adrenalina i ekscytacja wyjazdem dodały mi sił dzięki czemu bez większego problemu zbiegłem po schodach. Zawołałem jeszcze przez ramię żeby się pospieszyła, bo się spóźnimy, a potem włożyłem swoją walizkę oraz Sam do bagażnika jej samochodu. Zamknąłem klapę i podbiegłem do drzwi. Dziewczyna usiadła za kierownicą, a ja zająłem miejsce pasażera z przodu. Ruszyliśmy na lotnisko. Całą drogę nerwowo postukiwałem palcami o kolana, by zająć czymś ręce.

Planując trasę, obaj uznaliśmy, że lepiej będzie polecieć samolotem. Szybciej, sprawniej i w ogóle. Sammy zaproponowała, że z lotniska może odebrać nas jej brat, Micah. Opowiadała mi trochę o nim, więc cieszyłem się, że go poznam. Oraz babcię i ojca Sam, oczywiście. W sumie to byłem też mega podjarany faktem, że za kilka godzin znajdę się we Włoszech. Szczerze, nie miałem jeszcze okazji tam być, a tu proszę. Po kilku dniach spędzonych w pięknej Florencji (przyznam się, oglądałem trochę zdjęć) jedziemy z powrotem na lotnisko i fruniemy sobie do Stanów. Jestem ciekaw jak będzie zachowywać się Sams i tata w obecności Sammy.

Będąc już na lotnisku, okazało się, że nasz lot został przesunięty na inną godzinę. Na szczęście opóźnienie nie było jakoś tragicznie duże. Sam oczywiście nie omieszkała mi wytknąć, że niepotrzebnie ją pospieszałem. Potem okazało się, że trochę boi się lecieć. Zalała mnie swoimi czarnymi scenariuszami, a ja powstrzymywałem śmiech. No co? Mówiła to z takim przejęciem, że naprawdę trudno było mi się powstrzymać, jednak zamiast się śmiać próbowałem ją uspokoić. Nie pierwszy raz leciałem samolotem i wiedziałem z czym to się je. Chwilę potem usłyszeliśmy komunikat dotyczący lotu 203, czyli naszego. Pędem ruszyliśmy w stronę bramek, widząc, że zebrał się tam już mały tłumek. Poczekaliśmy chwilę w kolejce, a kiedy przyszła kolej na nas oddaliśmy bagaże i przeszliśmy do kontroli. Wszystko co metalowe musiało się znaleźć na taśmie po naszej lewej stronie, a każdy z osobna musiał przejść przez bramkę. Kiedy stawiałem krok, by przekroczyć czerwoną linię wstrzymałem oddech. Bałem się, że mechanizm włączy alarm z powodu zapomnianego grosika w kieszeni lub metalowego guzika w spodniach i zleci się patrol graniczny. Sammy zostałaby sama, a mnie by aresztowano. Zacisnąłem powieki i przeszedłem przez bramkę. Nagle do naszych uszu dobiegł piszczący dźwięk, a strażnik gestem wskazał, bym do niego podszedł. O cholera. Co jak coś znajdą i mnie przyskrzynią na dobę, albo i dłużej? Posłałem spłoszone spojrzenie Sam, która stała już po drugiej stronie odprawy. Ochroniarz odpiął od paska wykrywacz metalu i kazał mi unieść ręce na kształt litery T. Następnie sprawdzał wykrywaczem, gdzie znajduje się problem. Urządzenie zapiszczało przy mojej prawej kieszeni, nie spodni ale bluzy.
- Proszę pokazać. – facet odezwał się do mnie gardłowym głosem
Z śmiertelną wręcz powagą pospiesznie sięgnąłem do kieszeni. Chwilę tam pogrzebałem i wyciągnąłem mały drucik. Spinacz. Cholera, to tylko jeden malutki spinacz, który musiałem wsadzić do kieszeni w szkole i o nim zapomnieć. Wypuściłem wstrzymywane powietrze i posłałem uśmiech w stronę ochroniarza, pokazując mu sprawcę całego zamieszania. Mężczyzna posłał mi blady uśmiech i skierował gestem w stronę taśmy po odbiór reszty rzeczy. Szybko wypełniłem nimi kieszenie i podbiegłem do Sam. Zapewniłem, że wszystko gra i wyszliśmy przez automatycznie rozsuwane drzwi. Wiatr oraz zimno uderzyło mnie w twarz, zmuszając do założenia kaptura kurtki. Wsiedliśmy do autobusu, który pomknął przez pas startowy, a następnie zatrzymał się pod wejściem do ogromnej maszyny. Huk silników zagłuszał wszelkie słowa, które Sam starała się do mnie wykrzyczeć i będąc już w środku musiała je powtórzyć.
- Nie siedzę przy oknie – oznajmiła, po czym przepuściła mnie w wąskim korytarzyku
Posłałem jej tylko uśmiech i zająłem miejsce przy szybie. Postukałem w nią palcami. Była wykonana z grubego plastiku, a spoglądając przez nią dostrzegłem kawałek białego skrzydła maszyny. Zapiąłem pas. Kiedy wszyscy pasażerowie wreszcie zajęli miejsca samolot zaczął wolno sunąć po pasie startowym. Zrobił ogromne kółko, nabierając prędkości po czym przyspieszył na prostej i oderwał się miękko od podłoża. Za każdym razem lubiłem ten moment. Jak byłem mniejszy wyobrażałem sobie, że tak właśnie czują się astronauci, lecący na Księżyc.

***

Lot minął nam bardzo przyjemnie i dość szybko. Sammy zajęła się czytaniem jakiegoś czasopisma wetkniętego w kieszeń na siedzeniu przed nami, a ja założyłem słuchawki i włączyłem ulubioną playlistę. Spoglądałem przez okno. Londyn z tej wysokości wydawała się taki malutki. Oparłem głowę o zagłówek i postanowiłem sobie przyciąć komara, nadrabiając te zmarnowane dwie godziny. 
Zasnąłem na kilka sekund, tak mi się przynajmniej wydawało, a Sammy już szturchała mnie w ramię. Wyszliśmy z samolotu, odbywając podobną kilkuminutową podróż autobusem. Sam szła przodem, przeciskając się przez tłum, a ja starałem się za nią nadążyć i nie stracić jej z oka. Kiedy usłyszała wołanie Micah'a odwróciła się gwałtownie i rzuciła się na szyję blondyna. 
- Mikey, dusisz mnie - jęknęła i odsunęła się od niego
Chłopak puścił ją i spojrzał teraz na mnie.
- Max, to jest Micah. Micah, Max - dziewczyna przedstawiła nas sobie
Micah zlustrował mnie od stóp po czubek głowy uważnym spojrzeniem swoich niebiesko-zielonych oczu. Po chwili na jego twarzy znów pojawił się ten sam ciepły uśmiech, którym obdarował swoją siostrę. 
- Fajnie cię w końcu poznać. - podał mi dłoń, a ja uścisnąłem ją i również posłałem mu uśmiech. Chłopak ścisnął ją mocno, trochę za mocno. Czyżby dawał mi tym jakiś znak? Żaden z nas jednak nie dał nic po sobie poznać. - No, dobra wiara, pakujemy tyłki do samochodu. Babcia czeka z toną jedzenia, a ja jestem głodny.
To powiedziawszy chwycił bagaże Sam i ruszył przodem, prowadząc nas tym samym do samochodu. Kiedy Micah wspomniał o jedzeniu prawie na zawołanie zaburczało mi w brzuchu.
Wydawał się spoko gościem i nawet już wiem co oznaczał ten jego mocny uścisk. To było ostrzeżenie. Włączył mu się tryb "starszego brata", który chroni młodszą siostrę. Rozumiałem go. A nawet poczułem do niego większy szacunek. Jednak, to że go lubię, a on mnie toleruje (na razie) nie znaczy, że mogę sobie pozwalać. Muszę pamiętać, by robić jak najlepsze wrażenie. 
Przeszliśmy przez ogromny parking i wsiedliśmy do jego samochodu, wcześniej wpakowując swoje bagaże do bagażnika. Sammy całą drogę radośnie trajkotała z Micah'em przechodząc to na angielski, to na włoski, którego w ogóle nie rozumiałem. Czasem włączałem się do dyskusji, ale większość czasu przyglądałem się jak świetnie dogaduje się ta dwójka oraz podziwiałem widoki zza szyby samochodu.

Sammy? :3
.:1262 słówka:.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz