Rano szybka pobudka, toaleta i pakowanie ostatnich rzeczy. Po
kilkudziesięciu minutach byłem spakowany i gotowy do wyjazdu. Zerknąłem na
zegarek, sprawdzając czy aby na pewno się nie spóźnimy. Kiedy dostrzegłem Sammy,
schodzącą z trudem po schodach podbiegłem do niej, przeskakując po dwa stopnie
i chwyciłem jej bagaże. O kurde, co ona włożyła do tej walizki? Ważyła chyba z
tonę, ale adrenalina i ekscytacja wyjazdem dodały mi sił dzięki czemu bez
większego problemu zbiegłem po schodach. Zawołałem jeszcze przez ramię żeby się
pospieszyła, bo się spóźnimy, a potem włożyłem swoją walizkę oraz Sam do
bagażnika jej samochodu. Zamknąłem klapę i podbiegłem do drzwi. Dziewczyna usiadła za
kierownicą, a ja zająłem miejsce pasażera z przodu. Ruszyliśmy na lotnisko.
Całą drogę nerwowo postukiwałem palcami o kolana, by zająć czymś ręce.
Planując trasę, obaj
uznaliśmy, że lepiej będzie polecieć samolotem. Szybciej, sprawniej i w ogóle.
Sammy zaproponowała, że z lotniska może odebrać nas jej brat, Micah. Opowiadała
mi trochę o nim, więc cieszyłem się, że go poznam. Oraz babcię i ojca Sam,
oczywiście. W sumie to byłem też mega podjarany faktem, że za kilka godzin
znajdę się we Włoszech. Szczerze, nie miałem jeszcze okazji tam być, a tu
proszę. Po kilku dniach spędzonych w pięknej Florencji (przyznam się, oglądałem
trochę zdjęć) jedziemy z powrotem na lotnisko i fruniemy sobie do Stanów.
Jestem ciekaw jak będzie zachowywać się Sams i tata w obecności Sammy.
Będąc już na
lotnisku, okazało się, że nasz lot został przesunięty na inną godzinę. Na
szczęście opóźnienie nie było jakoś tragicznie duże. Sam oczywiście nie
omieszkała mi wytknąć, że niepotrzebnie ją pospieszałem. Potem okazało się,
że trochę boi się lecieć. Zalała mnie swoimi czarnymi scenariuszami, a ja
powstrzymywałem śmiech. No co? Mówiła to z takim przejęciem, że naprawdę trudno
było mi się powstrzymać, jednak zamiast się śmiać próbowałem ją uspokoić. Nie
pierwszy raz leciałem samolotem i wiedziałem z czym to się je. Chwilę potem
usłyszeliśmy komunikat dotyczący lotu 203, czyli naszego. Pędem ruszyliśmy w
stronę bramek, widząc, że zebrał się tam już mały tłumek. Poczekaliśmy chwilę w
kolejce, a kiedy przyszła kolej na nas oddaliśmy bagaże i przeszliśmy do
kontroli. Wszystko co metalowe musiało się znaleźć na taśmie po naszej lewej
stronie, a każdy z osobna musiał przejść przez bramkę. Kiedy stawiałem krok, by
przekroczyć czerwoną linię wstrzymałem oddech. Bałem się, że mechanizm włączy
alarm z powodu zapomnianego grosika w kieszeni lub metalowego guzika w
spodniach i zleci się patrol graniczny. Sammy zostałaby sama, a mnie by aresztowano.
Zacisnąłem powieki i przeszedłem przez bramkę. Nagle do naszych uszu dobiegł
piszczący dźwięk, a strażnik gestem wskazał, bym do niego podszedł. O cholera. Co
jak coś znajdą i mnie przyskrzynią na dobę, albo i dłużej? Posłałem spłoszone
spojrzenie Sam, która stała już po drugiej stronie odprawy. Ochroniarz odpiął
od paska wykrywacz metalu i kazał mi unieść ręce na kształt litery T. Następnie
sprawdzał wykrywaczem, gdzie znajduje się problem. Urządzenie zapiszczało przy mojej
prawej kieszeni, nie spodni ale bluzy.
- Proszę pokazać. –
facet odezwał się do mnie gardłowym głosem
Z śmiertelną wręcz
powagą pospiesznie sięgnąłem do kieszeni. Chwilę tam pogrzebałem i wyciągnąłem mały
drucik. Spinacz. Cholera, to tylko jeden malutki spinacz, który musiałem wsadzić do
kieszeni w szkole i o nim zapomnieć. Wypuściłem wstrzymywane powietrze i
posłałem uśmiech w stronę ochroniarza, pokazując mu sprawcę całego zamieszania.
Mężczyzna posłał mi blady uśmiech i skierował gestem w stronę taśmy po odbiór
reszty rzeczy. Szybko wypełniłem nimi kieszenie i podbiegłem do Sam.
Zapewniłem, że wszystko gra i wyszliśmy przez automatycznie rozsuwane drzwi. Wiatr
oraz zimno uderzyło mnie w twarz, zmuszając do założenia kaptura kurtki. Wsiedliśmy
do autobusu, który pomknął przez pas startowy, a następnie zatrzymał się pod
wejściem do ogromnej maszyny. Huk silników zagłuszał wszelkie słowa, które Sam
starała się do mnie wykrzyczeć i będąc już w środku musiała je powtórzyć.
- Nie siedzę przy oknie – oznajmiła, po czym przepuściła mnie w wąskim
korytarzyku
Posłałem jej tylko uśmiech i zająłem miejsce przy szybie. Postukałem
w nią palcami. Była wykonana z grubego plastiku, a spoglądając przez nią dostrzegłem
kawałek białego skrzydła maszyny. Zapiąłem pas. Kiedy wszyscy pasażerowie
wreszcie zajęli miejsca samolot zaczął wolno sunąć po pasie startowym. Zrobił
ogromne kółko, nabierając prędkości po czym przyspieszył na prostej i oderwał
się miękko od podłoża. Za każdym razem lubiłem ten moment. Jak byłem mniejszy
wyobrażałem sobie, że tak właśnie czują się astronauci, lecący na Księżyc.
***
Lot minął nam bardzo przyjemnie i dość szybko. Sammy zajęła się czytaniem jakiegoś czasopisma wetkniętego w kieszeń na siedzeniu przed nami, a ja założyłem słuchawki i włączyłem ulubioną playlistę. Spoglądałem przez okno. Londyn z tej wysokości wydawała się taki malutki. Oparłem głowę o zagłówek i postanowiłem sobie przyciąć komara, nadrabiając te zmarnowane dwie godziny.
Zasnąłem na kilka sekund, tak mi się przynajmniej wydawało, a Sammy już szturchała mnie w ramię. Wyszliśmy z samolotu, odbywając podobną kilkuminutową podróż autobusem. Sam szła przodem, przeciskając się przez tłum, a ja starałem się za nią nadążyć i nie stracić jej z oka. Kiedy usłyszała wołanie Micah'a odwróciła się gwałtownie i rzuciła się na szyję blondyna.
- Mikey, dusisz mnie - jęknęła i odsunęła się od niego
Chłopak puścił ją i spojrzał teraz na mnie.
- Max, to jest Micah. Micah, Max - dziewczyna przedstawiła nas sobie
Micah zlustrował mnie od stóp po czubek głowy uważnym spojrzeniem swoich niebiesko-zielonych oczu. Po chwili na jego twarzy znów pojawił się ten sam ciepły uśmiech, którym obdarował swoją siostrę.
- Fajnie cię w końcu poznać. - podał mi dłoń, a ja uścisnąłem ją i również posłałem mu uśmiech. Chłopak ścisnął ją mocno, trochę za mocno. Czyżby dawał mi tym jakiś znak? Żaden z nas jednak nie dał nic po sobie poznać. - No, dobra wiara, pakujemy tyłki do samochodu. Babcia czeka z toną jedzenia, a ja jestem głodny.
To powiedziawszy chwycił bagaże Sam i ruszył przodem, prowadząc nas tym samym do samochodu. Kiedy Micah wspomniał o jedzeniu prawie na zawołanie zaburczało mi w brzuchu.
Wydawał się spoko gościem i nawet już wiem co oznaczał ten jego mocny uścisk. To było ostrzeżenie. Włączył mu się tryb "starszego brata", który chroni młodszą siostrę. Rozumiałem go. A nawet poczułem do niego większy szacunek. Jednak, to że go lubię, a on mnie toleruje (na razie) nie znaczy, że mogę sobie pozwalać. Muszę pamiętać, by robić jak najlepsze wrażenie.
Przeszliśmy przez ogromny parking i wsiedliśmy do jego samochodu, wcześniej wpakowując swoje bagaże do bagażnika. Sammy całą drogę radośnie trajkotała z Micah'em przechodząc to na angielski, to na włoski, którego w ogóle nie rozumiałem. Czasem włączałem się do dyskusji, ale większość czasu przyglądałem się jak świetnie dogaduje się ta dwójka oraz podziwiałem widoki zza szyby samochodu.
Sammy? :3
.:1262 słówka:.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz