Tylko parędziesiąt kilometrów dzieliło mnie od przybycia do Morgan
University. Nie ukrywam. Byłem wściekły na rodziców. Musiałem rozstać
się z moimi przyjaciółmi, bo moja matka miała kaprys pozbycia się mnie.
Wolałbym teraz siedzieć z Aaronem i Lucy. Oparłem się głową o fotel i
czekałem na nadejście nieuniknionego. Znaki drogowe, drzewa, pola, lasy
mijały mi przed oczami z niezwykłą szybkością. Byłem coraz bardziej
przygnębiony i czułem narastający stres. W końcu, nie wiem jak zareagują
na mnie dotychczasowi mieszkańcy akademii. Bajou również nie był
zachwycony wyjazdem do nowego miejsca. Pierwszy raz od początku naszej
współpracy nie chciał wejść do koniowozu. Nigdy nie miałem problemów z
nim, jeżeli chodzi o wchodzenie do przyczepy. Dla Bajou wyjazdy na
zawody to chleb powszedni. No ale cóż. Odwrotu już nie ma. Siwek jest w
koniowozie, a ja w aucie z moimi rodzicami, kierując się w stronę Morgan
University. Po około 20 minutach, mój ojciec zatrzymał się na parkingu.
Matka odwróciła się do mnie i z uśmiechem, co jest raczej niecodziennym
widokiem, rzuciła:
- Czemu jesteś taki pesymistyczny?
Spojrzałem na nią z przymrużonymi oczami, dając jej jasno do
zrozumienia, że nie marzy mi się tu być. Ja w przeciwieństwie do niej
muszę teraz zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu, co nie jest moją
mocną stroną. Ona wróci do swojej szarej rzeczywistości zmieniając tylko
liczbę osób w jej otoczeniu. Ostatecznie ociężałym i flegmatycznym
ruchem otworzyłem drzwi. Wyszedłem na zewnątrz. Pogoda nie dopisywała.
Wiało niemiłosiernie. Usłyszałem rżenie mojego Bajou. Chciałem wejść do
koniowozu i zobaczyć ja ogier ma się po prawie pięciogodzinnej
przejażdżce.
- Najpierw musimy podpisać papiery, potem wyprowadzić Bajou. - Powiedziała moja matka.
Burknąłem coś pod nosem na znak przytaknięcia. I poszedłem za nią i
ojcem. Do budynku weszliśmy przez stosunkowo duże drzwi. Pokrótce
staliśmy przed jakimiś drzwiami od biura. Nerwy kłębiące się we mnie
dawały się we znaki. Moja rodzicielka pociągnęła za klamkę otwierając
drzwi i ukazując moim oczom całkiem ładnie urządzone biuro.
Przywitaliśmy się i przedstawiliśmy. Całe te spotkanie miało na celu
jasne zaznaczenie zasad panujących w akademii. Wiadomo, alkohol,
papierosy, czy jakiekolwiek używki zabronione, cisza nocna, jakieś
informacje o zajęciach. Standard. Przesiedziałem w milczeniu prawie całe
spotkanie. Przeciwieństwem mnie była moja mama, która dopytywała się o
każdy najdrobniejszy szczegół i zadając mi głupkowate pytania czy
rozumiem to co właściciel powiedział przed sekundą. Oczywiście
przytakiwałem na wszystko. Podpisałem jakieś tam papiery i dostałem
kluczyk od pokoju.
- Chodź, pokażę ci gdzie Bajou ma swój boks. - Powiedział mężczyzna
wstając od biurka. Poszedłem za nim. Oczywiście moi rodzice również. Bo
jakżeby inaczej. Jedynym plusem z przyjazdu do Morgan Univeristy jest
pozbycie się moich nadgorliwych rodziców. Szedłem za mężczyzną oglądając
boksy i tabliczki innych koni. Haru, La'Prima, Avery... Po chwili
stałem przed boksem, który za chwilę zajmować miał mój siwek. Oczywiście
moja matka rzuciła jeszcze parę pytań. Ale szczerze, nie obchodziło
mnie to. Chciałem wprowadzić już siwka do boksu i pójść się rozpakować.
Wieczorem pójdę na jakiś krótki spacer z Bajou.
Spojrzałem ukradkiem na telefon. 15:44. Ogier od półgodziny stał w koniowozie.
- Czy mógłbym w końcu wyprowadzić Bajou z koniowozu? - Zapytałem grzecznie.
- Tak, oczywiście. - Odpowiedział właściciel, który zaraz po tym
kontynuował rozmowę z moją mamą i tym samym zmierzając w kierunku
zaparkowanego koniowozu. Wspólnie otworzyliśmy drzwi, a Bajou przestał
zajadać się resztami siana w siatce i spojrzał na nas. Chwyciłem uwiąz,
który trzymał mój tata i podpięłem uwiąz do skórzanego kantara siwka i
szybko wyprowadziłem go, kierując go do jego nowego, czystego boksu.
Ogier prawie natychmiastowo zaczął zajadać się sianem, olewając
kompletnie nowe otoczenie. Po tym wyjąłem sprzęt, który znajdował się w
boku koniowozu i zaniosłem go do siodlarni. Szybko wróciłem po walizki. W
końcu nadszedł czas pożegnania się z rodzicami. Chciałem to zrobić jak
najprędzej. Spędziłem z nimi prawie 19 lat. To i tak za dużo. Moi
rodzice również nie chcieli raczej przedłużać swojego pobytu tu, więc
prędko pożegnaliśmy się i rozstaliśmy się w dwie różne strony.
Pod wieczór, gdy byłem już rozpakowany, postanowiłem odwiedzić Bajou.
Chwyciłem, więc kurtkę i wyszedłem. Skierowałem się w stronę stajni, a
dokładniej boksu ogiera. Trzeba przyznać stajnię i całe otoczenie mieli
wręcz idealne. Po chwili szybkiego marszu byłem przy boksie mojego
podopiecznego. Otworzyłem mu boks i stałem w przejściu. Bajou spojrzał
na mnie i podszedł do mnie muskając mnie swoim nosem. Zaśmiałem się
cicho. Nagle usłyszałem:
- Jesteś tu nowy? - Zapytał ktoś.
(Ktoś, coś :p )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz