- I tak widziałem - zaśmiałem się.
- Niby co? - prychnęła zdziwiona.
- Że się tu patrzyłaś.
- Chyba po to mam oczy. Po prostu się rozglądałam i..
- Spokojnie, przecież o nic cię nie oskarżam. - Uśmiechnąłem się wracając do czyszczenia kopyt Andorry.
Jestem wręcz pewny, że klacz nie będzie miała najmniejszej ochoty na trening, jednak warto spróbować. Dziś udało mi się namówić panią Ruby, na przeprowadzenie treningu tak, jak Andorra lubi najbardziej, czyli bez siodła. Chciałem zaopatrzyć się w samo cordeo, jednak instruktorka się nie zgodziła i na początek kazała założyć jej ogłowie.
Szybkim krokiem udałem się do siodlarni, bo tak czy siak ( z resztą jak zwykle ) byłem już spóźniony. Złapałem ogłowie Andorry i od razu udałem się do wyjścia, jednak czekała mnie "niespodzianka". Poczułem jedynie jak ktoś wpada prosto na mnie i odruchowo przytrzymałem tą osobę. Po krótkiej chwili mogłem już stwierdzić, że to Charlie.
- Charlotte, widzę, że na mnie lecisz - zaśmiałem się - dosłownie.
- Ta, jasne - mruknęła i wywracając oczami wyminęła mnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do boksu, żeby założyć klaczy ogłowie. Oczywiście nie obyło się bez zadzierania głowy i kręcenia się po boksie.
- Andorra, błagam cię - jęknąłem - I tak już jesteśmy spóźnieni.
Wreszcie udało mi się założył to przeklęte ogłowie i prędko udałem się na halę. Pani Ruby właśnie rozstawiała przeszkody.
- Niall, Niall, Niall - pokręciła głową - Chyba trzeba kupić ci zegarek.
- Przepraszam bardzo za spóźnienie.
- W porządku, jeszcze nie skończyłam szykować przeszkód. Zacznij stępować, a ja dokończę.
Zgodnie z jej poleceniem wskoczyłem na rozgrzany grzbiet klaczy, a ta od razu ruszyła szybkim kłusem. Przytrzymałem krócej wodze i poprawiając dosiad udało mi się bez problemu przejść do stępa.
- Spokojnie, jeszcze się wyszalejesz - odezwałem się do klaczy klepiąc ją po szyi.
Najechaliśmy na ścianę i zrobiliśmy dwa pełne okrążenia Stępem i jedno kłusem.
- Gotowy? - zawołała instruktorka.
- Oczywiście - odpowiedziałem i nakierowałem klacz na pierwszą przeszkodę.
Cavaletti nie stanowiło żadnego problemu, jednak przeskakując nad metrowym okserem usłyszałem stuknięcie. Zaraz się poprawiliśmy i za drugim razem Andorra skończyła już ze sporym zapasem.
Cały tor przejechaliśmy dwukrotnie i bezbłędnie ( za pierwszym razem strąciliśmy drążek ).
- Andorra skacze mur? - spytała przygotowując przeszkodę.
- Boi się, bardzo - mruknął em pocierając kark dłonią.
- Spróbujecie?
Kiwnąłem głową i podjechałem bliżej znienawidzonej przez klaczy przeszkody. Andorra wyciągnęła głowę w jej stronę wąchając i dokładnie ją analizując. Gdy w pewnym momencie dotknęła jej chrapami od razu odskoczyła. Okrążyliśmy ją spokojnym stępem, a klacz wciąż próbowała się z nią oswoić.
- Najpierw okser, potem mur. Dacie radę?
- Myślę, że tak.
Odjechaliśmy kawałek i ruszyliśmy kłusem. Andorra przeszła do galopu i przeskoczyliśmy okser, wręcz idealnie.
- Dobrze! - zawołała pani Ruby.
W tym momencie rozproszyłem się zauważając jak ktoś wchodzi na halę. Od razu rozpoznałem Charlotte i.. nie wiem, czy było to spowodowane strachem Andorry, czy moją chwilą nieuwagi i niedopilnowaniem jej, ale przed samą przeszkodą klacz mocno się wybiła stając dęba. Nie udało mi się na niej utrzymać i dosłownie ześlizgnąłem się z niej lądując na plecach.
- Nic mi nie jest! - zawołałem unosząc ręce w górę.
Charlotte?
mały bezwen XD nie opisałam za bardzo treningu, ponieważ nie chciałam zrobić zbyt wielu błędów. Nie skaczę, z powodów zdrowotnych jezdze dość rzadko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz