- Stój. - zaparłam się nogami o ziemię i chwyciłam mocniej uwiąz gdy Pyrrus był gotowy do wystrzelania do stajni. - Masz i się uspokój. - wyciągnęłam z kieszeni garść smakołyków, po czym wystawiłam je w stronę pyska wałacha, a zaraz po tym zaczęłam głaskać go po pysku.
Widziałam, jak koń się trzęsie, pomimo tego, że ma na sobie grubą, zimową derkę w zieloną kratę. Niestety wyspy to nie antypody,a to jego pierwszy wyjazd poza Australię, żeby mi tylko biedactwo nie dostało szoku termicznego. Nagle ujrzałam kobietę, która kierowała się ze stajni w moją stronę. Jej twarz wyglądała bardzo znajomo, i wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że z nią moi rodzice załatwiali wszystkie formalności.
- Cześć, jesteś Marie? - kobieta podała mi rękę i obdarowała ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry, tak, dopiero przyjechałam. - odpowiedziałam.
- Świetnie! Pokaże ci boks, resztę papierów zostaw w sekretariacie i pośpiesz się, za dwadzieścia minut zaczynasz pierwszy trening ze mną. - pani Stewart zaczęła miziać grzywkę Pyrrusa, który zaczął oblizywać ją po kurtce, a następnie ruszyłam za nią do stajni.
Odstawiłam wałacha do boksu,a następnie udałam się na poszukiwanie sekretariatu, niestety trochę mi to zajęło. Gdy wróciłam, koń zdążył się już rozgościć. Cała derka, jak i jego grzywa i ogon były w trocinach, którymi wyłożony był boks. Głośno westchnęłam, po czym położyłam obie ręce na biodrach i z uśmiechem patrzyłam tak chwile za kasztana. Wprowadziłam go do myjki, gdzie ściągnęłam derkę i zaczęłam czyścić go od kopyt po czubki jego wiecznie stojących uszu. Po skończonej robocie, na jego grzebiecie spoczął czaprak eskadron popcorn, chwilę po tym mój brązowy rząd, a na pęcinach ciemnobrązowe ochraniacze z futerkiem. Tak gotowi ruszyliśmy do hali, gdzie pani Ruby już rozstawiała parkur na rozgrzewkę. Podciągnęłam popręg, wyregulowałam strzemiona, założyłam kask i szybkim ruchem wskoczyłam na dość duże konisko. Zaczęliśmy rozgrzewać się na średniej wielkości wolcie w rogu hali. Pięć minut stępa, potem dość leniwy kłusik na luźnej wodzy. Pyrrus jeszcze spał dlatego też musiałam co chwilę używać mocniejszej łydki i palcata. Galopowaliśmy już po całej hali, wtedy miś się nieco ożywił i musiałam go dobrze trzymać na wodzy. Po pietnasto minutowej rozgrzewce przystąpiliśmy do skoków. Najpierw dwie cavaletti z galopu, potem krzyżak i stacjonata po 70cm. Na razie szło dobrze, Pyrrus pokonywał przeszkody bez najmniejszego problemu. Okser i tripel bar 80cm też nie okazały się przeszkodą. Pani Stewart chwaliła nas, aż do czasu nieszczęsnych przeszkód powyżej 110cm. Stacjonatę równego metra dosłownie przefruneliśmy, krzyżak 110 również. Niestety czekał już na nas okser 120cm. Spięłam mocniej wałacha, wydłużyłam lekko wodzę, zbliżaliśmy się już. Koń mocno wybił się w powierzę i.. przeskoczyliśmy to, tylko przy lądowaniu czekało mnie wspaniałe spotkanie z piachem.
Ktoś?
Jeśli masz zamiar ze mną pisać, odpisz mi powyżej 30 linijek tekstu, nie będę odpowiadać na krótkie opowiadania +/- 10 linijek bo to tylko strata mojego czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz