Dziś było naprawdę spokojnie. Dzień wolny od zajęć, piękna pogoda, aż prosiło się wyruszyć na dłuższą przejażdżkę. Postanowiłem więc sprawdzić, czy Newt na tyle się oswoił z nowym miejscem, bym mógł zacząć jeździć. Wstąpiłem do siodlarni po granatowy uwiąż ogiera. Zdjąłem go z haczyka wiszącego obok skórzanego czarnego siodła i truchtem przebiegłem się na pastwisko. Przystanąłem dopiero przy ogrodzeniu poszukując wzrokiem mojego urwisa. Dostrzegłem go gdy kłusował w moją stronę unosząc wysoko łeb i rżąc na powitanie.
- Hej, kochany. – przywitałem się nie zauważając
jakichkolwiek oznak zdenerwowania i nieufności zwierzęcia, oznaczało to, że
Newton zaakceptował swój nowy dom
Przeskoczyłem ogrodzenie lądując na miękkiej trawie obok konia.
Sięgnąłem lewą ręką po kantar Newta, ale ten odskoczył w bok unikając mojego
chwytu.
- Zachciało ci się bawić, co? – zaśmiałem się podkradając
się bliżej
Newt zarżał wesoło i odgalopował dalej, drocząc się ze mną.
Pomyślałem, że chwilkę się z nim pobawię. Iskierki radości świeciły się w
oczach ogiera.
Lekko już zdyszany stwierdziłem, że na dziś koniec. Ogier
wciąż nie zamierzał dać zapiąć sobie uwiązu i skakał raz w lewo, a raz w prawo.
Na szczęście mam na to sprawdzony sposób. Sięgnąłem do kieszeni czarnej bluzy.
Newton zauważając gest natychmiast się zainteresował i podszedł bliżej
oczekując przysmaku.
- Najpierw uwiąż – uśmiechnąłem się krzyżując ręce na
piersi, koń parsknął i posłusznie dał się złapać – No widzisz.
Podałem ogierowi dwie kostki cukru, poprowadziłem go do
bramy, a następnie do jego boksu. Kiedy jednak byliśmy już w stajni zastałem
małą niespodziankę. Ktoś nieznajomy stał w boksie Newta. Spojrzałem ponownie na
tabliczkę wiszącą na drzwiach. Może się pomyliłem? Jednak czarno na białym
napisane było: Newton, Maximilian Watson. To rozwiało moje wątpliwości.
Odchrząknąłem znacząco odwracając uwagę dziewczyny od
swojego wierzchowca. Ona odwróciła się szybko.
- Jesteś tu nowa? – zapytałem prosto z mostu, nieznajoma odrobinkę
się speszyła
- Um... tak, właśnie przyjechałam. Tak bardzo widać? –
uśmiechnęła się odsłaniając białe zęby i biorąc głęboki wdech
Długie jasnokasztanowate włosy dziewczyny spływały falami na
ramiona okalając opaloną twarz. Ubrana w
odrobinkę za dużą szarą bluzę z Supermenem wyglądała uroczo. Spojrzenie jej
złocistych oczu sprawiło, że zacząłem się denerwować. Czym? Nie miałem pojęcia.
Zacząłem miętolić w palcach końcówkę uwiązu nie zdając sobie z tego sprawy.
- Gdybyś nie wprowadziła konia do boksu Newtona, może bym
nie zauważył – wypaliłem szczerząc się, a nieznajoma oblała się rumieńcem
- Wybacz, ja po prostu... wydawało mi się, że to odpowiedni
boks - przeprosiła i wyprowadziła swojego konia z boksu Newta, ja natomiast
wprowadziłem ogiera do środka pytając w międzyczasie o numer jej boksu chcąc
pomóc, bo wiedziałem jak trudne potrafią być początki w nowym miejscu
Dziewczyna pokazała mi kartkę, na której widniała cyfra 9.
Uśmiechnąłem się i wskazałem na sąsiedni boks. Kiwnęła głową otwierając swój
boks i wprowadziła rumaka do środka. Następnie poklepała go szybko po szyi i
wyszła na zewnątrz. Zająłem się Newtem. Sięgnąłem do skrzynki ze szczotkami,
której oczywiście zapomniałem wziąć ze siodlarni.
- Kurczę, poczekaj tu – mruknąłem do ogiera idąc szybkim
krokiem w stronę wyjścia.
Przy drzwiach siodlarni kątem oka dostrzegłem tę samą
dziewczynę ze stajni. Wbiegłem do budynku chwytając szczotki tak szybko jak z
niej wybiegłem. Chwilę potem znalazłem się ponownie w boksie Newtona. Zabrałem
się za porządne szczotkowanie. Nawet nie zauważyłem obecności dziewczyny.
- Cześć, chciałam podziękować za pomoc - wyjrzała z boksu
siwka i i podała mi rękę przez kraty - Samantha, jestem.
- Max – uścisnąłem jej delikatną dłoń i uśmiechnąłem się
ciepło – A twój wierzchowiec to…
- Fils du Vent – dokończyła uśmiechając się promiennie z
dumą poklepując swojego wierzchowca
Sammy? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz