Jadąc za Laylą już piętnaście minut później byłam na miejscu. Zaparkowałam najbliżej jak się dało i wyskoczyłam z garbusa.
- Zgaduję, że nie przyjechałaś tu na spacer - zagadnęła Layla zerkając znacząco na moją przyczepę.
- Słuszne spostrzeżenie. Ja do akademii - kiwnęłam głową.
- W takim razie będziemy się często widywać, ponoeważ uczę tutaj opieki
stajennej. - Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie po czym dodała - A przy
okazji...ciekawe...ubranie.
Spojrzałam na swoje odbicie w szybie samochodu. Byłam ubrana zupełnie
normalnie. Czarne zimowe buty z których wystawały grube skarpety były
związane czerwoną i niebieską sznurówką. Pasiaste rajstopy, ledwo
widoczne spod jasnobrązowego płaszcza, pięknie komponowały się z równie
pasiastym dłgim szalikiem. Do tego czerwona czapka z pomponem na moich
różowych włosach i tego samego koloru rękawiczki bez palców.
Wzruszyłam ramionami.
- Powiesz mi gdzie jest mój pokój, czy będziemy tu sterczej jak kołki na tym mrozie?
Dowiedziałam się, że nauczycielka właśnie spieszyła się na swoją lekcję,
ale dobrodusznie postanowiła, że poświeci mi chwilkę swego cennego
czasu. Po drodze wskazała mi stajnię, w której powinnam znaleźć
przygotowany dla mojego konia boks, a parę minut później stanęłyśmy
przed budynkiem, w którym miałam zamieszkać. W tym momencie zaczęłam się
poważnie zastanawiać, czy wszystkie internaty wybudowane w Anglii po
roku 1997 wyglądają jak Hogwart.
- Masz klucz - Layla wcisnęła mi do ręki kluczyk do pokoju numer 36 -
rozgość się, rozpakuj, wyprowadź konia. Przepraszam, że tak to wszystko
szybko załatwiamy, ale już jestem spóźniona na lekcję.
- Myślę, że uczniowie nie będą nażekać - powiedziałam tylko gdy już odchodziła.
Mountain Dew był dosyć podenerwowany, gdy wreszcie wyprowadziłam go z
przyczepy. Do tego gdy wychodził poślizgnął się na lodzie. Drobił w
miejscu i rozglądał się z przerażeniem, jednocześnie wąchając nowe
zapachy. Kręcił głową w jedną i w drugą nie wiedząc gdzie jest i czemu
jest tu tak zimno. Specjalnie nie strzygłam go w tym sezonie, wiedząc,
że inaczej zamarznie w tej Wielkiej (I Dalekiej Od Równika) Brytani. Do
tego miał na sobie derkę, która niestety rozpięła mu się gdy tak się
szarpał.
- Weź się na chwilę zatrzymaj - mówiłam do niego, bezskutecznie próbując
złapać powiewający przy każdym ruchu materiał, który dodatkowo
pogarszał sprawę. - Stój ,ośle jeden!
Wreszcie udało mi się zapiąć derkę, ale koń wcale się nie uspokoił.
- No dobra, jak chcesz - westchnęłam i zdjęłam szalik.
Zawiązałam go tak, żeby zakrywał oczy konia i dopiero w tym stanie
mogłam spokojnie doprowadzić Dew do stajni. Nie wiedząc gdzie zostawić
osprzęt, ułożyłam wszystko pod boksem. Stwierdziłam, że jak znajdę
siodlarnię, to wszystko przeniosę. Tym czasem poszła do pokoju się
rozpakować...a na miejscu zastałam pewną niespodziankę.
C.D.N.
obiecuję, że następnym razem już nie będę taka egoistyczna i dam komuś do dokończenia ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz