Przypatrywałem się dziewczynie bez większego skrępowania. Pani Stewart wydała mi się miłą osobą, ale o Camilli nie mogłem jeszcze nic powiedzieć. Przepuściłem czarnowłosą jako pierwszą. Cóż... tak mnie poniekąd wychowano. Tor wyścigowy miał idealnie przystrzyżoną trawę i był dość spory. Jednak co z tego skoro Coriane nie za dobrze radzi sobie z otwartą przestrzenią? Eh. Życie nie zawsze nam pomaga. Raczej przeszkadza. Nagle zadzwonił telefon naszej przewodniczki. Ponieważ nie chciałem przysłuchiwać się prywatnej rozmowie to postanowiłem sprawdzić co u Aaliyah. Dziewczynka odebrała po trzecim sygnale.
-Hej Aaliyah. Bardzo tęsknicie?
- Za tobą?! Chyba śnisz Shawnie - zaśmiała się.
Skrzywiłem się kiedy usłyszałem to przezwisko.
- Nie musisz być wredna tylko dlatego, że mnie nie ma - stwierdziłem.
- Ale ja wcale nie chciałam być złośliwa, Shawnie - zachichotała - To był sarkazm, kochanieńki.
- Ej, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, młoda - mimo wszystko się uśmiechnąłem.
Poczułem jak ktoś mnie szturcha. I była to dopiero przeze mnie poznana Camilla.
-Skończ już, pani Ruby musiała coś załatwić i zostawiła nas na pastwę losu - przewróciła oczami.
Pokiwałem powoli głową. No jasne. Wiedziałem że to się tak skończy. W końcu to zapracowana matka... pfff... Bez słowa się rozłączyłem. Dziewczyna zaczęła odchodzić. Jednak coś mnie zmusiło do tego by ją zatrzymać.
-Hej, to ty byłaś dzisiaj w barze? - rzuciłem.
Idioto... jasne że była. Widziałeś ją. Zatrzymała się. Przez chwilę mierzyła mnie wzrokiem i chyba przygotowywała odpowiedź, kiedy podszedł do nas jakiś chłopak. Wyglądał jakoś... znajomo. Milcząc, stał sobie obok. Jednak Camilla przerwała milczenie.
-Taaaa, ja we własnej osobie - powiedziała.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej niż poprzednio, przy rozmowie z Aaliyah. Chłopak nadal się nie oddzywał, więc nawet nie poznałem jego imienia. Czekaj, czekaj. To jeden z tych których widziałem razem z czarnowłosą dzisiaj po południu. Nie zmienia to jednak oczywistego faktu, że jest to dla mnie obca osoba. Camilla nieszczególnie kwapiła się do tego by przedstawić mi swojego znajomego lub też członka rodziny. Choć w sumie to racja, ja też jestem dla niej obcą osobistością.
- Może... przedstawisz się? - zwróciłem się do chłopaka.
Ten spojrzał na mnie kątem oka i i tak zignorował. Ależ kultura, pierwsza klasa normalnie.
-Nie to nie... - burknąłem pod nosem.
Brunet obrzucił Camille spojrzeniem.
-Jules czegoś od ciebie chciał - wzruszył ramionami. Po tym komunikacie odszedł stamtąd skąd przyszedł.
Dziewczyna ponownie odeszła. Tyle, że tym razem jej nie zatrzymywałem. Muszę zajrzeć do Queen Coriane i się rozpakować. Odmówiłem tygodnia wolnego od lekcji. Jak już przyjechałem, żeby zdać Rose raport to muszę to zrobić raz a porządnie. Ruszyłem przed siebie w kierunku (jak mi się wydaje) stajni. Chwilę błądziłem po zadbanym budynku, pełnym ślicznych wierzchowców, aż w końcu dane mi było dotrzeć do boksu mojej podopiecznej. Klacz powitała mnie parsknięciem. Podałem jej jabłko. Pożarła je natychmiast.
-Będziesz gruba - ostrzegłem, ale mimo to pozwoliłem jej na jeszcze jedno.
Coriane się nie odmawia przyjemności bo potem jest nie do zniesienia. A wystarczy tylko jeden drobny błąd w moim zachowaniu. Pogłaskałem ją po chrapach. Dzisiaj miała wyjątkowo dobry humorek. Postanowiłem skorzystać z okazji i zorientować się gdzie jest siodlarnia. Wiadomo, żeby nie mieć potem problemów z odnajdywaniem ważnych rzeczy. Okazało się to proste. Potem wróciłem do pokoju. Niesamowite. Strasznie tu nudno... może by tak nie było gdybym kogoś tu znał oprócz Camilli o której i tak wiem niewiele.
***
Pierwszy dzień ciągnął się w nieskończoność, więc gdy obudziłem się następnego ranka wcale nie miałem dobrego nastroju. Dodatkowo wszystko psuła paskudna pogoda. Za oknem padał deszcz i było szaro. Cóż. Zapewne tak wygląda jesień w Anglii. Sprawdziłem godzinę na telefonie. 7:00. Miałem zamiar potrenować skoki razem z Queenie. Oczywiście na hali. Otwarty parkur nie byłby na taką pogodę najlepszym pomysłem. Mam nadzieję, że miejsce nie będzie już przez nikogo zajęte. Chociaż pewnie tylko desperat udałby się w taką pogodę na poza programowy trening. Niechętnie zwlokłem się z łóżka, ubrałem stosownie do jazdy konnej jak i pogody... no i ruszyłem. Niedziela. Jutro moje pierwsze lekcje w Morgan University. Ciekawe jak ja, niezbyt inteligentna osoba, sobie na nich poradzę. Jakby co to i tak zwalę wszystko na Rosalie. To ona kazała mi wypróbować Akademik. Zamknąłem pokój na klucz i zbiegłem po schodach. Oby mnie nie zabili za ten hałas... Kiedy otworzyłem drzwi frontowe, uderzył we mnie powiew zimnego wiatru, a kilka kropel deszczu spadło na moją twarz. Milusie powitanie niedzielo. Z małymi trudnościami odnalazłem drogę zarówno do siodlarni i boksu Queen Coriane. Klacz tym razem nie chciała ode mnie żadnych przysmaków. Szybko uporałem się ze sklejkami na jej kasztanowatej sierści i przeczesałem jej grzywę. Co ciekawe, udało mi się ją osiodłać bez większych przeszkód. Grzecznie zabrała metalowe wędzidło do pyska choć musiało być naprawdę zimne.
-Nie martw się, ruda - pogłaskałem ją po szyi - Dam ci coś po jeździe w celu rekompensaty za to metalowe dziadostwo.
Wyglądała jakby zrozumiała. Ściągnąłem wodzę z jej szyi i wyprowadziłem z boksu. Na dworze nadal padał deszcz, a aby dojść do hali, trzeba było jednak trochę przejść. Cmoknąłem i delikatnie pociągnąłem ją za wodze aby przyśpieszyła. Ten odcinek przebiegliśmy. Otworzyłem drzwi hali i ujrzałem tam wczoraj poznaną Camillę, oraz jej nieodłącznych towarzyszy. Miałem ochotę się wycofać, ale skoro moja kochana klacz ma już tak dobry humor i jest w gotowości to chyba lepiej by było gdybym zapytał czy mają coś przeciwko mojej osobie.
-Mógłbym się przyłączyć? - zapytałem.
Brunet i czarnowłosy nie wydawali się zbyt chętni.
-Chyba tak... - odparła Camilla.
Wsiadłem na kasztankę z ziemi. Na początek wykonaliśmy kilka kółek stępem starając się nie przeszkadzać pozostałym jeźdźcom przebywającym na hali. Kiedy uznałem, że Cori wystarczająco się rozgrzała, popędziłem ją do kłusa. Następnie do galopu. Nie zwracałem zbytniej uwagi na to czym w danym momencie zajmują się pozostali. Na środku ustawiony był szereg i stacjonata. Całkiem niskie. Właśnie skakał przez nie brunet którego miałem okazję zobaczyć jeszcze wczoraj, kiedy pani Stewart postanowiła zostawić mnie i Camillę samych. Kiedy upewniłem się że zaprzestał, to ja pokonałem przeszkody. Coriane, jak zwykle sama odmierzała fule. Udało nam się pokonać te kombinacje bez większych przeszkód (heh). Tyle powinno jej wystarczyć. To dopiero jutro będzie musiała wysilić się tak naprawdę. Przeszliśmy do stępa, żeby klacz nieco ochłonęła. Nawet nie spostrzegłem kiedy na hali została tylko Camilla i jej siwa arabka. Nieźle im szło. Jednak jestem pewien iż Rose znalazłaby mnóstwo błędów... ona zawsze taka była. Poczekałem aż dziewczyna skończy.
-Dobrze wam poszło - pochwaliłem.
-Dzięki, wam też - skinęła głową.
Posłałem jej lekki uśmiech.
-Wiesz może gdzie tutaj znajdę sklep muzyczny lub księgarnię? - zapytałem ni z tego ni z owego.
Uznałem że może to być przydatna informacja.
Camilla? Brak weny rzuca się w oczy xd Ale przynajmniej masz na czas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz