Przebrałem się w łazience, przeczesując włosy ręką i stanąłem nad łóżkiem, patrząc na leżącego nadal na nim chłopaka.
- Ubieraj się, chyba że chcesz ze mną iść w miejsce publiczne w samych bokserkach - rzuciłem mu koszulkę, którą złapał i skrzywił się.
- Naprawdę masz ochotę wychodzić? Myślałem, że osoby chore tracą chęć do wszystkiego - z cichym stęknięciem podniósł się do siadu i niechętnie założył swoją bluzkę.
- Nie należę do tego typu mężczyzn, którzy potrzebują kobiecego wsparcia w chorobie - pochyliłem się, zakładając buty - Zresztą ja nigdy nie choruję - zostałem zmierzony oceniającym spojrzeniem. Przewróciłem oczami - To jest wyjątek i nie wiem dlaczego się tak stało. To przez tę waszą pogodę.
- Niby w Szkocji jest inaczej? - wstał i założył spodnie, ruszając za mną. Pokręciłem głową.
- W Szkocji jest dokładnie tak samo - otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz - No może nieco zimniej - wzruszyłem ramieniem i zszedłem po schodach na dół. Od razu skierowałem się do drzwi, oczekując w przejściu na Milesa. Z poważną minął podał mi kurtkę... dobra, on mi ją wepchnął w ręce i dopiero wyszedł. Westchnąłem, zakładając ją.
- To gdzie idziemy? - zapytał. Włożyłem ręce w kieszenie, pociągając nosem.
- Do sklepu. Muszę coś sprawdzić zanim wyjedziemy. A wiem, że się na wyjazd szykujesz - posłałem mu spojrzenie kątem oka. Pokiwał głową, choć widać było, że wcale nie chce chętnie wyjeżdżać - Jeździ tu u was jakikolwiek autobus? Nie chce mi się iść aż do samego centrum z buta.
- Tak, ale przystanek jest jeszcze kawałek stąd - wskazał głową drogę przed siebie - No chyba, że postanowisz zablokować ruch, wtedy stanie. Ale nie rób tego. Kiedyś wpadłem na ten pomysł z Julesem i w ostatnim momencie miałem wątpliwości czy się zatrzyma - popatrzeliśmy na siebie w ciszy. Po chwili uśmiechnąłem się.
- Rzucanie się pod autobus aby skrócić sobie drogę? Ciekawa opcja - poprawiłem na sobie kurtkę.
Doszliśmy na przystanek. Miles stwierdził, że sensowniej będzie już dojść od razu do centrum pieszo, ale zaprzeczyłem, siadając na ławeczce. Stwierdził, że jestem uparty i powinien mnie nazwać osłem. Zgasiłem go słodziakiem, na co stwierdził, że żałuje swoich reakcji na te słowa i zaczął standardowo mrukać pod nosem. Każda odpowiedź wyglądała tak samo. Z obojętnością i bez wielkiego wyrazu. W końcu udało mi się go przekonać jakimś cholernym cudem, bo zaczynałem wątpić w moje starania.
Autobusem jechaliśmy bez biletu, co mnie osobiście nie przeszkadzało, za to mój towarzysz obrzucał spojrzeniem każdego kto wsiadał. Nie mogłem się zaśmiać, więc tylko obserwowałem jego reakcje. Odetchnął z ulgą, gdy znów znalazł się na chodniku i świeżym powietrzu.
- Posiadasz jakąś fobię na widok autobusów? - powiedziałem uszczypliwie.
- Mówiłem ci, że kiedyś próbował mnie przejechać. Nic nie jest z przypadku - pokręcił głową. Złapałem go za bluzę i pociągnąłem do tyłu. Zdziwił się, ledwo utrzymując się na nogach.
- To tu - wyjaśniłem lakonicznie i wszedłem do środka, mijając starszą panią w przejściu z jakimś facetem.
- A chciałeś tu przyjść, bo? - szepnął, gdy już znalazł się obok mnie. Wzruszyłem ramionami, na co jeszcze bardziej się zdziwił.
- Zamierzałem się ciągnąć do galerii handlowej - dodałem bezceremonialnie.
- Obcykałeś już całą Walię?
- Oczywiście - potwierdziłem z sarkazmem - Nauczyłem się całej mapy na pamięć - oberwałem w ramię, które po chwili potarłem.
Sklep był duży, a ja starałem się być jak zawsze niezauważalny. Od dawna mi się to udawało, więc nie miałem z tym problemu. Co innego Miles, który szurał wieszakami i aby w końcu zwrócić moją uwagę rzucił dyskretnie jednym z nich o podłogę. Tak zwane nieme porozumiewanie. Jeszcze raz spytał po co tu właściwie jesteśmy z daleka i bez słowa. Przewróciłem oczami, odwracając się tyłem, co okazało się dobrym ruchem. Złapałem po prostu idealnie wyszukaną rzecz i podszedłem do Milesa, odciągając jego rękę od stojącego nieopodal manekina. Skrzywił się.
- Ubieraj się, chyba że chcesz ze mną iść w miejsce publiczne w samych bokserkach - rzuciłem mu koszulkę, którą złapał i skrzywił się.
- Naprawdę masz ochotę wychodzić? Myślałem, że osoby chore tracą chęć do wszystkiego - z cichym stęknięciem podniósł się do siadu i niechętnie założył swoją bluzkę.
- Nie należę do tego typu mężczyzn, którzy potrzebują kobiecego wsparcia w chorobie - pochyliłem się, zakładając buty - Zresztą ja nigdy nie choruję - zostałem zmierzony oceniającym spojrzeniem. Przewróciłem oczami - To jest wyjątek i nie wiem dlaczego się tak stało. To przez tę waszą pogodę.
- Niby w Szkocji jest inaczej? - wstał i założył spodnie, ruszając za mną. Pokręciłem głową.
- W Szkocji jest dokładnie tak samo - otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz - No może nieco zimniej - wzruszyłem ramieniem i zszedłem po schodach na dół. Od razu skierowałem się do drzwi, oczekując w przejściu na Milesa. Z poważną minął podał mi kurtkę... dobra, on mi ją wepchnął w ręce i dopiero wyszedł. Westchnąłem, zakładając ją.
- To gdzie idziemy? - zapytał. Włożyłem ręce w kieszenie, pociągając nosem.
- Do sklepu. Muszę coś sprawdzić zanim wyjedziemy. A wiem, że się na wyjazd szykujesz - posłałem mu spojrzenie kątem oka. Pokiwał głową, choć widać było, że wcale nie chce chętnie wyjeżdżać - Jeździ tu u was jakikolwiek autobus? Nie chce mi się iść aż do samego centrum z buta.
- Tak, ale przystanek jest jeszcze kawałek stąd - wskazał głową drogę przed siebie - No chyba, że postanowisz zablokować ruch, wtedy stanie. Ale nie rób tego. Kiedyś wpadłem na ten pomysł z Julesem i w ostatnim momencie miałem wątpliwości czy się zatrzyma - popatrzeliśmy na siebie w ciszy. Po chwili uśmiechnąłem się.
- Rzucanie się pod autobus aby skrócić sobie drogę? Ciekawa opcja - poprawiłem na sobie kurtkę.
Doszliśmy na przystanek. Miles stwierdził, że sensowniej będzie już dojść od razu do centrum pieszo, ale zaprzeczyłem, siadając na ławeczce. Stwierdził, że jestem uparty i powinien mnie nazwać osłem. Zgasiłem go słodziakiem, na co stwierdził, że żałuje swoich reakcji na te słowa i zaczął standardowo mrukać pod nosem. Każda odpowiedź wyglądała tak samo. Z obojętnością i bez wielkiego wyrazu. W końcu udało mi się go przekonać jakimś cholernym cudem, bo zaczynałem wątpić w moje starania.
Autobusem jechaliśmy bez biletu, co mnie osobiście nie przeszkadzało, za to mój towarzysz obrzucał spojrzeniem każdego kto wsiadał. Nie mogłem się zaśmiać, więc tylko obserwowałem jego reakcje. Odetchnął z ulgą, gdy znów znalazł się na chodniku i świeżym powietrzu.
- Posiadasz jakąś fobię na widok autobusów? - powiedziałem uszczypliwie.
- Mówiłem ci, że kiedyś próbował mnie przejechać. Nic nie jest z przypadku - pokręcił głową. Złapałem go za bluzę i pociągnąłem do tyłu. Zdziwił się, ledwo utrzymując się na nogach.
- To tu - wyjaśniłem lakonicznie i wszedłem do środka, mijając starszą panią w przejściu z jakimś facetem.
- A chciałeś tu przyjść, bo? - szepnął, gdy już znalazł się obok mnie. Wzruszyłem ramionami, na co jeszcze bardziej się zdziwił.
- Zamierzałem się ciągnąć do galerii handlowej - dodałem bezceremonialnie.
- Obcykałeś już całą Walię?
- Oczywiście - potwierdziłem z sarkazmem - Nauczyłem się całej mapy na pamięć - oberwałem w ramię, które po chwili potarłem.
Sklep był duży, a ja starałem się być jak zawsze niezauważalny. Od dawna mi się to udawało, więc nie miałem z tym problemu. Co innego Miles, który szurał wieszakami i aby w końcu zwrócić moją uwagę rzucił dyskretnie jednym z nich o podłogę. Tak zwane nieme porozumiewanie. Jeszcze raz spytał po co tu właściwie jesteśmy z daleka i bez słowa. Przewróciłem oczami, odwracając się tyłem, co okazało się dobrym ruchem. Złapałem po prostu idealnie wyszukaną rzecz i podszedłem do Milesa, odciągając jego rękę od stojącego nieopodal manekina. Skrzywił się.
- Wejdź do przebieralni - zwróciłem się do niego. Wbił we mnie delikatnie zdezorientowane spojrzenie.
- A po co? - po chwili spytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Otworzyłem drzwiczki i uśmiechnąłem się prosząco. Lekko mnie zdziwił brakiem dalszych pytań i posłusznym wejściem do środka. Wszedłem zaraz po nim.
- A po co? - po chwili spytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Otworzyłem drzwiczki i uśmiechnąłem się prosząco. Lekko mnie zdziwił brakiem dalszych pytań i posłusznym wejściem do środka. Wszedłem zaraz po nim.
- Przymierz to - wyciągnąłem w jego stronę ubranie z tajemniczym uśmiechem. Spojrzał w dół z obojętnym wyrazem twarzy, ale nie uszedł mojej uwadze ten charakterystyczny błysk w oku. Podniósł z powrotem wzrok, niepewnie i powoli zabierając z mojej ręki, teoretycznie mówiąc prezent. Mogę się założyć, że będzie kazał to sobie kupić.
- A wyjdziesz? - zdziwiłem się - To strefa na wyłączność i intymna - podkreślił ostatnie słowo. Zmrużyłem oczy, choć z chęcią bym się teraz uśmiechnął, nadal pozostawałem bez wyrazu. Skinąłem głową, jednocześnie wzruszając ramionami. Odwróciłem się i wyszedłem na zewnątrz, dopiero teraz pozwalając sobie na uniesienie kącików ust. Oparłem się plecami o ścianę, krzyżując ręce na piersi i spoglądając bez zainteresowania na wchodzących i wychodzących ludzi. Przebiegłem spojrzeniem po sklepie, któremu właściwie się nawet nie przyglądałem. Zatrzymałem dopiero wzrok w jednym punkcie. W miejscu, gdzie zbiegał się ze spojrzeniem całkiem młodej dziewczyny za kasą, która obsługując z kolei młodą kobietę w rażąco czerwonym płaszczu, co chwila unosiła wzrok do góry i w bok aby upewnić się, że nadal utrzymuję z nią kontakt wzrokowy. Z ciekawości przez cały czas przyglądałem jej się, a także twarzy, na której musiał obowiązkowo tkwić uśmiech wobec kupującego klienta. Zasady sprzedawania. Zawsze było mi żal tych kasjerów. Kobieta w rażąco czerwonym płaszczu odeszła, odsłaniając teraz w pełni młodą dziewczynę. Dopiero teraz zdołała utrzymać na dłużej spojrzenie skierowane na mnie.
Właściwie nie widziałem konkretnego powodu utrzymywania z nią kontaktu wzrokowego. Chyba z powodów czysto filozoficznych, rozmyślałem nad tym jak musi się czuć, gdy ma szansę poznać tylu ludzi każdego dnia za kasą i zachowywać się nienaturalnie. Bo według mnie tak właśnie było. Jak ja ją dobrze rozumiem.
Ona chyba jednak odebrała to całkiem inaczej. Typowa kobieta. Zamieniła kilka słów z koleżanką i skierowała się w moim kierunku. Dopiero, gdy była w połowie drogi sobie to uświadomiłem. Wcale nie chciałem by podchodziła. To miało być zwyczajne, bezsłowne nawiązanie kontaktu, próba zrozumienia jej obojętnego wyrazu oczu.
- W czymś pomóc? - z automatu pokręciłem głową, zaraz potem odpowiadając z odchrząknięciem ciche nie. Zaraz potem dodałem dziękuję. Co wyglądało nieco komicznie i chyba tak było, bo dziewczyna się uśmiechnęła.
- Josh! Przyjdź tu na chwilę, bo ja mam problem - co to miało niby być? Spóźniona mutacja czy zwyczajne przesłyszenie? Odwróciłem zdziwiony głowę w stronę przebieralni, by potem spojrzeć na dziewczynę i zrozumieć sens tego wszystkiego.
- Dziewczyna woła - rzuciłem szybko, obserwując reakcję kasjerki. Pokiwała głową i odeszła. Od razu znalazłem się w środku przy nim, nie wiedząc z czego tak naprawdę się śmiać. Z widoku Milesa jako przesłodkiego pingwinka, który próbował z całych sił powstrzymać śmiech, czy też z tego co przed chwilą usłyszałem. Odwrócił głowę i zmierzył mnie spojrzenie, tym samym doprowadzając moją wytrzymałość do granic. Spuściłem głowę już z szerokim uśmiechem, przecierając oczy i wybuchając na tyle cichym śmiechem by nie było go słychać w całym sklepie.
- Z czego się śmiejesz? - odpowiedział wielce zdziwiony.
- Z ciebie - rzuciłem, patrząc mu prosto w oczy. Obruszył się i odwrócił tyłem.
- Jak się nie podoba to proszę wyjść - mruknął. Przewróciłem niezauważalnie oczami. Co za przypadek stojący tuż przede mną. Stanąłem za nim i wbiłem mu palce w boki. Zmarszczył brwi - Ał - podkreślił to tak mocno, że nawet zdążyła przemknąć mi myśl, że faktycznie zrobiłem to ze zbytnio silnym impetem.
- Nie z tego głupku ty. Sam ci to wybrałem, wcale nie myśląc aby się z ciebie śmiać. Teraz mogę śmiało stwierdzić, że jest z ciebie ogromny słodziak i nie tłumaczyć się z tego, bo sam musisz to stwierdzić i przyznać mi rację - spojrzał w lustro na moją odbijającą się twarz i ponownie zmrużył oczy. Teraz jednak z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. Strzał w dziesiątkę?
- Więc co ciebie tak rozśmieszyło? - westchnąłem, przypominając sobie tamtą sytuację i ponownie się uśmiechnąłem.
- Bo nigdy nie słyszałem żeby ktoś wydał z siebie taki piskliwy dźwięk. Nawet kobieta - zobaczyłem jak zamyka oczy, a jego usta drgają to w górę i w dół, jakby coś go zmuszało do roześmiania się, ale zarazem on sam to powstrzymywał. Całkiem skutecznie - I wiesz co? Za grosz to nie przypominało kobiecego głosu. Kompletny brak talentu naśladowczego.
- A czy ja ci przypominam kobietę? - warknął i odwrócił się, zakładając sobie na głowę kaptur.
- Nie. Teraz przypominasz mi prawdziwego pingwina. I jak ja mam z tobą poważnie rozmawiać skoro ty to wszystko psujesz? - uniosłem brwi z pretensjonalnym wyrazem twarzy, co ostatecznie spowodowało u niego uśmiech. Prychnął pod nosem i z powrotem odwrócił się.
- Kupisz mi to - powiedział i zsunął górną część z siebie.
- To już ci nie przeszkadza moja obecność w przebieralni? - odruchowo odwróciłem wzrok od jego twarzy, lustrując teraz skórę i mięśnie jego pleców. Nawet nie zamierzam spojrzeć w lustro, bo wiem, że tym samym zobaczę tam cały przód.
- Jak widać - wzruszył ramionami i rzucił we mnie przebraniem. Odchyliłem głowę w bok, odrywając spojrzenie od jego ciała - Daj mi pieniądze i ja podejdę do kasy - zarządził, zapinając spodnie i przekładając bluzkę przez głowę.
- Całkowicie ci nie przeszkadza kasjerka z świadomością, że w tej przebieralni na serio znajduje się moja dziewczyna? Bo chyba ten twój udawany wysoki głos nie był taki zły i ona uwierzyła - oparłem się ramieniem o ścianę pomieszczenia i mówiąc to, spuściłem głowę, bawiąc się palcami od rąk.
1688 słów
- A wyjdziesz? - zdziwiłem się - To strefa na wyłączność i intymna - podkreślił ostatnie słowo. Zmrużyłem oczy, choć z chęcią bym się teraz uśmiechnął, nadal pozostawałem bez wyrazu. Skinąłem głową, jednocześnie wzruszając ramionami. Odwróciłem się i wyszedłem na zewnątrz, dopiero teraz pozwalając sobie na uniesienie kącików ust. Oparłem się plecami o ścianę, krzyżując ręce na piersi i spoglądając bez zainteresowania na wchodzących i wychodzących ludzi. Przebiegłem spojrzeniem po sklepie, któremu właściwie się nawet nie przyglądałem. Zatrzymałem dopiero wzrok w jednym punkcie. W miejscu, gdzie zbiegał się ze spojrzeniem całkiem młodej dziewczyny za kasą, która obsługując z kolei młodą kobietę w rażąco czerwonym płaszczu, co chwila unosiła wzrok do góry i w bok aby upewnić się, że nadal utrzymuję z nią kontakt wzrokowy. Z ciekawości przez cały czas przyglądałem jej się, a także twarzy, na której musiał obowiązkowo tkwić uśmiech wobec kupującego klienta. Zasady sprzedawania. Zawsze było mi żal tych kasjerów. Kobieta w rażąco czerwonym płaszczu odeszła, odsłaniając teraz w pełni młodą dziewczynę. Dopiero teraz zdołała utrzymać na dłużej spojrzenie skierowane na mnie.
Właściwie nie widziałem konkretnego powodu utrzymywania z nią kontaktu wzrokowego. Chyba z powodów czysto filozoficznych, rozmyślałem nad tym jak musi się czuć, gdy ma szansę poznać tylu ludzi każdego dnia za kasą i zachowywać się nienaturalnie. Bo według mnie tak właśnie było. Jak ja ją dobrze rozumiem.
Ona chyba jednak odebrała to całkiem inaczej. Typowa kobieta. Zamieniła kilka słów z koleżanką i skierowała się w moim kierunku. Dopiero, gdy była w połowie drogi sobie to uświadomiłem. Wcale nie chciałem by podchodziła. To miało być zwyczajne, bezsłowne nawiązanie kontaktu, próba zrozumienia jej obojętnego wyrazu oczu.
- W czymś pomóc? - z automatu pokręciłem głową, zaraz potem odpowiadając z odchrząknięciem ciche nie. Zaraz potem dodałem dziękuję. Co wyglądało nieco komicznie i chyba tak było, bo dziewczyna się uśmiechnęła.
- Josh! Przyjdź tu na chwilę, bo ja mam problem - co to miało niby być? Spóźniona mutacja czy zwyczajne przesłyszenie? Odwróciłem zdziwiony głowę w stronę przebieralni, by potem spojrzeć na dziewczynę i zrozumieć sens tego wszystkiego.
- Dziewczyna woła - rzuciłem szybko, obserwując reakcję kasjerki. Pokiwała głową i odeszła. Od razu znalazłem się w środku przy nim, nie wiedząc z czego tak naprawdę się śmiać. Z widoku Milesa jako przesłodkiego pingwinka, który próbował z całych sił powstrzymać śmiech, czy też z tego co przed chwilą usłyszałem. Odwrócił głowę i zmierzył mnie spojrzenie, tym samym doprowadzając moją wytrzymałość do granic. Spuściłem głowę już z szerokim uśmiechem, przecierając oczy i wybuchając na tyle cichym śmiechem by nie było go słychać w całym sklepie.
- Z czego się śmiejesz? - odpowiedział wielce zdziwiony.
- Z ciebie - rzuciłem, patrząc mu prosto w oczy. Obruszył się i odwrócił tyłem.
- Jak się nie podoba to proszę wyjść - mruknął. Przewróciłem niezauważalnie oczami. Co za przypadek stojący tuż przede mną. Stanąłem za nim i wbiłem mu palce w boki. Zmarszczył brwi - Ał - podkreślił to tak mocno, że nawet zdążyła przemknąć mi myśl, że faktycznie zrobiłem to ze zbytnio silnym impetem.
- Nie z tego głupku ty. Sam ci to wybrałem, wcale nie myśląc aby się z ciebie śmiać. Teraz mogę śmiało stwierdzić, że jest z ciebie ogromny słodziak i nie tłumaczyć się z tego, bo sam musisz to stwierdzić i przyznać mi rację - spojrzał w lustro na moją odbijającą się twarz i ponownie zmrużył oczy. Teraz jednak z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. Strzał w dziesiątkę?
- Więc co ciebie tak rozśmieszyło? - westchnąłem, przypominając sobie tamtą sytuację i ponownie się uśmiechnąłem.
- Bo nigdy nie słyszałem żeby ktoś wydał z siebie taki piskliwy dźwięk. Nawet kobieta - zobaczyłem jak zamyka oczy, a jego usta drgają to w górę i w dół, jakby coś go zmuszało do roześmiania się, ale zarazem on sam to powstrzymywał. Całkiem skutecznie - I wiesz co? Za grosz to nie przypominało kobiecego głosu. Kompletny brak talentu naśladowczego.
- A czy ja ci przypominam kobietę? - warknął i odwrócił się, zakładając sobie na głowę kaptur.
- Nie. Teraz przypominasz mi prawdziwego pingwina. I jak ja mam z tobą poważnie rozmawiać skoro ty to wszystko psujesz? - uniosłem brwi z pretensjonalnym wyrazem twarzy, co ostatecznie spowodowało u niego uśmiech. Prychnął pod nosem i z powrotem odwrócił się.
- Kupisz mi to - powiedział i zsunął górną część z siebie.
- To już ci nie przeszkadza moja obecność w przebieralni? - odruchowo odwróciłem wzrok od jego twarzy, lustrując teraz skórę i mięśnie jego pleców. Nawet nie zamierzam spojrzeć w lustro, bo wiem, że tym samym zobaczę tam cały przód.
- Jak widać - wzruszył ramionami i rzucił we mnie przebraniem. Odchyliłem głowę w bok, odrywając spojrzenie od jego ciała - Daj mi pieniądze i ja podejdę do kasy - zarządził, zapinając spodnie i przekładając bluzkę przez głowę.
- Całkowicie ci nie przeszkadza kasjerka z świadomością, że w tej przebieralni na serio znajduje się moja dziewczyna? Bo chyba ten twój udawany wysoki głos nie był taki zły i ona uwierzyła - oparłem się ramieniem o ścianę pomieszczenia i mówiąc to, spuściłem głowę, bawiąc się palcami od rąk.
Miles?
1688 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz