niedziela, 8 stycznia 2017

Od Samuela CD Jasmine

Mimo tego, że między nami panowała cisza nie potrafiłem się skupić na swoim talerzu. Na nosie dziewczyny, niczym u Rudolfa, znajdowała się mała czerwona kropka sosu. Otwarłem usta żeby powiedzieć coś Jasmine, ale zamiast tego zaśmiałem się lekko i sięgnąłem po leżącą na stole serwetkę. Mina dziewczyny zdradzała niepewność i zmieszanie.
- Ubrudziłaś się sosem – wytłumaczyłem ze śmiechem, pochyliłem się nieco i zbliżyłem papier do jej nosa
Jas była jednak szybsza i prędko wytarła koniuszek nosa swoją serwetką. Oparłem się znów, prostując plecy i chwyciłem ponownie widelec. Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zawstydzona.
- Już? – zapytała, a ja przyjrzałem się, mrużąc oczy
Kiwnąłem głową na potwierdzenie i zaśmiałem się. Jasmine zrobiła obrażoną minę i zmierzyła mnie spojrzeniem swoich zielonych oczu. Po raz drugi od czasu przyjazdu poczułem się tutaj dobrze.
- To nie jest śmieszne – oburzyła się lekko, ale chwilę potem na jej twarzy ponownie zakwitł uśmiech
Spuściłem wzrok na talerz kiedy usłyszałem odsuwanie krzesła po mojej prawej stronie. Spojrzałem szybko w tamtą stronę i moim oczom ukazała się twarz Maxa. Brat obrzucił pospiesznie wzrokiem Jasmine, a potem posłał w moją stronę ten swój standardowy perlisty uśmiech.
- Cześć – powiedział, przysuwając się na krześle bliżej stołu
- Hej – odpowiedziała Jas i włożyła sobie do ust kilka nitek spaghetti, owiniętych o widelec
- Strasznie długi miałeś ten trening – rzuciłem zanim zdążyłem przełknąć
Max oderwał na sekundę wzrok od parującego makaronu i spojrzał na mnie. Sekundę później znów zainteresował się jedzeniem i chwycił widelec, gotów jeść.
- No tak wyszło
Musiał być naprawdę głodny, bo zaraz po wypowiedzeniu tych słów napchał sobie jedzenia do buzi. Przyjrzałem mu się chwilę.
- Żresz jak świnia – stwierdziłem, marszcząc nos i grzebiąc w swoim talerzu
- Ja przynajmniej coś jem, nie to co ty. – zmarszczył brwi i uśmiechnął się szelmowsko – O, czekaj. Mam cię nakarmić?
Max sięgnął po mój widelec, który szybko przełożyłem do drugiej ręki i odstawiłem jak najdalej od niego. No nie, przegiął. Zmierzyłem go wzrokiem i z trudem powstrzymywałem uśmiech, który pchał się na moje usta. Zdecydowanie brakowało mi przekomarzania się z tym głupkiem. Teraz wystarczyło wymyśleć dobrą ripostę, ale zanim się odezwałem Jasmine zabrała głos.
- Muszę iść, za chwilę mam trening – oznajmiła, wstając i zabrała swój talerz. Zanim jednak odeszła odwróciła się – Do zobaczenia.
Pomachałem jej wolną ręką, wciągając makaron. Max dał mi już spokój i do końca posiłku zamieniliśmy tylko kolka zdań.
Szczerze, to trochę głupio się czułem. Wszyscy śpieszyli się na treningi i znikali na ponad godzinę. Musiałem się w końcu dowiedzieć kiedy ja mam zacząć, bo właściwie nie mogłem się doczekać pierwszej lekcji. Wraz z bratem poszliśmy do sekretariatu. Akurat nikogo nie zastaliśmy i mogliśmy spokojnie sprawdzić rozkład lekcji i treningów. Ogromna tabela z nazwiskami wszystkich uczniów, godzinami i grupami wisiała na ścianie naprzeciw biurka sekretarki. Max przejechał palcem wzdłuż nazwisk i zatrzymał się przy swoim.
- Ej – upomniałem go, dając mu kuksańca w bok
- Sory – zaśmiał się i zjechał wskazującym palcem niżej – Mam. Jesteś… W grupie trzeciej, jak Sammy…
Jak Sammy? Ta Sammy, o której wystarczy wspomnieć by się zrobił czerwony jak burak? Uśmiechnąłem się nieznacznie pod nosem wyczuwając pewien szatański plan, kotłujący się gdzieś z tyłu głowy.
- Treningi w poniedziałki od 7:00 do 7:40… - zaczął mi czytać to wszystko, ale w połowie się potraciłem
- Czekaj – mruknąłem i wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon
Odblokowałem go i wyszukałem ikonki z aparatem. Sekundę później miałem zrobione zdjęcia i nie musiałem się martwić, że wszystko zapomnę. Spojrzałem na Maxa.
- Cholera, nie pomyślałem o tym – podrapał się po karku
- Bo jesteś idiotą – uśmiechnąłem się złośliwie i wyminąłem szatyna, kierując się w stronę drzwi.
- Czegoś potrzebujecie, chłopcy? – kiedy rozległ się przyjazny głos sekretarki zamarłem w połowie kroku i odwróciłem się twarzą do niej
- Nie, chcieliśmy zerknąć tylko na plan – pierwszy odezwał się Max, uśmiechając się promiennie w stronę kobiety
- Ach, to ty jesteś Samuel? – zwróciła się teraz do mnie
Jej przyjazne spojrzenie i pogodny uśmiech na twarzy sprawiły, że niemal natychmiast polubiłem tę kobietę. Kiwnąłem twierdząco głową i również posłałem jej uśmiech.
- Ale jesteście podobni – znów się uśmiechnęła, a mnie na dźwięk tych słów ścisnął się żołądek i obie pięści – Pan Steward kazał ci przekazać, że dziś jesteś zwolniony z treningów i jeśli twoja klacz już się czuje tutaj dobrze, możesz zaczynać jutro rano.
- Dziękuję za informację – jeszcze raz się uśmiechnąłem i odwróciłem z zamiarem wyjścia – Do widzenia.
Za plecami usłyszałem jak Max również żegna się z sekretarką i chwilę potem szedł tuż przy mnie. Max zaproponował mi, że choć robi się ciemno, to oprowadzi mnie po akademii. Zgodziłem się kiwnięciem głową. Wyszliśmy na dwór i pierwszą stacją była karuzela. A więc tutaj można wylonżować konika, tak…? Starałem się zapisywać wszystkie miejsca na twardym dysku. Po kilku chwilach doszliśmy do parkouru, gdzie ktoś właśnie trenował. Osoba pomachała nam z daleka. To była Jasmine.
Oparłem się o bramkę i przyjrzałem się dziewczynie, która podjechała bliżej nas.
- Kiedy twój pierwszy trening? – zapytała, spoglądając na nas z grzbietu swojego rumaka
- Jutro rano. – odparłem – Jestem w trzeciej grupie.
Jas kiwnęła głową i ponownie zajęła się treningiem. Zamierzałem na nią poczekać i przyjrzeć się jak jeździ, w przeciwieństwie do Maxa.
- Ja lecę. Mam dużo nauki. – rzucił, szturchając mnie w żebra – Mam nadzieję, że trafisz do swojego pokoju, bobasku?
Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie i pokazałem środkowy palec.
- Dam radę, kujonie.
Max zaśmiał się tylko i pobiegł w stronę akademika. Ja odwróciłem się z powrotem w stronę ćwiczącej Jas. Po jakichś kilkudziesięciu minutach miałem wrażenie, że odpadną mi palce. Na dworze, szczególnie gdy zaszło słońce, zrobiło się przeraźliwie zimno. Dziewczyna w końcu skończyła i poprowadziła konia do stajni. Widząc zmarzniętego mnie podążającego za nią do cieplutkiej stajni, nie zdołała powstrzymać się od śmiechu. Tym razem to ja zrobiłem obrażoną minę.
- To n-nie jest śmieszne! – wybąkałem, trzęsąc się z zimna
- Właśnie, że jest – zaśmiała się i zaczęła rozsiodływać klacz.
Kiedy się już zagrzałem pomogłem Jas. Kiedy uporaliśmy się z czyszczeniem Avery skierowaliśmy się w stronę akademika. Przeszliśmy przez odśnieżony plac i po kilku chwilach byliśmy już w środku. Przyjemne ciepłe powietrze dmuchnęło nam w twarz przy otwieraniu drzwi. Rozdzieliłem się z Jasmine i obaj powędrowaliśmy do swoich pokoi. Kiedy przekręcałem klucz w zamku, zauważyłem, że chodzi jakoś opornie. Wzruszyłem tylko ramionami i wślizgnąłem się do środka. Będąc już za drzwiami numer 51, rozebrałem się i rzuciłem się na łóżko. Podniosłem się na łokciach i sięgnąłem po głośniczek bluetooth. Włączyłem go oraz telefon i przeszukałem swoje playlisty. Nic jednak nie przykuło moje uwagi, więc odłożyłem z westchnieniem wszystko na szafkę nocną. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia i nagle dostrzegłem futerał mojej gitary. Wstałem i zabrałem instrument z powrotem opadając na łóżko. Wyszukałem w kieszonce czarnego futerału piórko i przyłożyłem je do strun. Zagrałem tylko kilka nut, kiedy do moich uszu dobiegło pukanie. Odłożyłem gitarę i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je i w świetle wypadającym z mojego pokoju ujrzałem Jasmine.


Jas? 1179 słów ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz