Otworzyłem powoli drzwi. Kiedy zobaczyłem, że to Samantha, wpuściłem ją niemal bez wahania. Chociaż minę miała złowrogą.
- Co się z tobą dzieje? - parsknęła, krzyżując ręce. - Ignorujesz mnie w stołówce, drzesz się na Sama, Max!
Również skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się ciężko o ścianę. Zacisnąłem usta i mierzyłem wzrokiem dziewczynę. Zamierzałem wysłuchać wszystkiego co ma mi do powiedzenia, choć nie miałem na to zbytniej ochoty. Trochę dziwnie się czułem, bo przed chwilą to ja krzyczałem na Sammy’ego, a teraz Sam wściekała się na mnie.
- I to wszystko przez samochód! – głos Sammy był ostry niczym brzytwa, spuściłem wzrok, wbijając go w drewnianą podłogę - Da się je naprawić, a twoich relacji z bratem nie poprawi mechanik! Kiedy cię poznałam nie byłeś taki! Rozumiem, że mogło cię to wkurzyć, okej. Ale to nie powód, żeby robić szopkę na korytarzu!
Każde zdanie, każdy wyraz wykrzyczane przez dziewczynę przenikały mnie głęboko. O wiele głębiej niż bym chciał. Poczułem się okropnie. Jeszcze gorzej niż chwilę temu. W tamtej chwili chciałem jęknąć z frustracją i skulić się gdzieś w kącie. Jednak gdzieś w sobie poczułem iskierkę radości. Radość? W takiej chwili? Iskierka, choć skutecznie tłumiona przez inne emocje, była wyczuwalna. Przez krótki czas zastanawiałem się dlaczego się cieszę, ale zrozumiałem to dopiero gdy Sam chwyciła za klamkę. Iskierka przygasła.
- Pogadamy później, na spokojnie – nacisnęła klamkę i już miała otworzyć drzwi, kiedy w końcu odważyłem z siebie cokolwiek wydusić
- Sam… - mój głos był spokojny, za spokojny – Poczekaj.
Dziewczyna odwróciła się powoli na pięcie. Wbiła we mnie spojrzenie złocistych oczu, w które tak uwielbiałem patrzeć. Teraz jednak nie mogłem się zmusić by spojrzeć jej prosto w te cudne oczy. Poczułem się osaczony przez ściany własnego pokoju. Zdawało mi się, że brakowało w nim tlenu, bo z lekkim trudem łapałem oddech. Chciałem jej wytłumaczyć dlaczego tak się wściekłem o rozbity samochód, choć nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów.
- Tu nie chodzi o koszty naprawy, ani o Sama. Choć cieszę się, że nic mu się nie stało. – zacząłem cicho, a Sammy oparła dłonie na biodrach. Westchnąłem i zapytałem zrezygnowanym tonem.– Może usiądziesz?
- Postoję. – odparła krótko, czekając na wyjaśnienia
- No więc… Jakieś 4 lata temu zacząłem zbierać na swój pierwszy samochód. Wiem, brzmi to banalnie, ale wtedy okazało się, że nasza mama – tu głos mi się odrobinę załamał – ciężko zachorowała. Oczywiście oddałem wszystkie oszczędności, wspomagając budżet przeznaczony na kosztowne leczenie. Nawet nie żałowałem. Liczyła się ona. – wziąłem głębszy oddech i zebrałem resztę myśli – Sam, ona wiedziała, że nie ma dla niej ratunku, ale ja, tata i Sammy usilnie nie chcieliśmy tego dopuścić do myśli. Robiliśmy wszystko co się dało, by uzbierać pieniądze, pomagaliśmy jej we wszystkim i mówiliśmy, że będzie dobrze.
Przerwałem na chwilę. Nastała cisza. Wewnątrz mojej czaszki wciąż pobrzmiewały słowa ‘będzie dobrze’, które tak często wypowiadałem. Do tej pory zdążyłem już je wystarczająco znienawidzić.
- Mama dowiedziała się tego przed nami i nie chciała nas obarczać świadomością, że zostało jej kilka tygodni życia. – znów lekkie załamanie głosu – Dwa tygodnie przed jej śmiercią, miałem osiemnaste urodziny. – spojrzałem smutno na Sam, z całej siły powstrzymywałem się przed osunięciem na ziemię i szlochem – Okazało się, że za prawie wszystkie pieniądze, które miałby być na leczenie, kupiła ten cholerny samochód. Resztę odłożyła na studia dla mnie i dla Sama. W swoim ostatnim liście napisała, że na osiemnaste urodziny Sammy również ma dostać auto.
Ostatnie zdanie powiedziałem prawie niedosłyszalnie. Znów zapadła cisza. W sumie nawet nie wiem dlaczego się otworzyłem przed Sammy. Jakimś cudem jej obecność, albo napływające wspomnienia i emocje dzisiejszego dnia pozwoliły mi to z siebie wyrzucić.
Chciałem być sam. Zamknąć się w jakimś ciasnym pomieszczeniu bez dostępu do światła i zwinąć się w kłębek. Sammy nie odzywała się wciąż, więc znów ja zabrałem głos.
- Przepraszam za moje zachowanie. - spuściłem wzrok jak dziecko, które nabroiło. Sekundę potem spojrzałem zna dziewczynę i uśmiechnąłem się blado - Masz rację, to tylko auto, a relacji z Samem nie naprawi mechanik.
Sammy? Mi też brakuje weny, ale masz tu taki dramacik. xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz