czwartek, 5 stycznia 2017

Od Angie CD... do...

Znamy się już trzynaście lat. Do tej pory dokładnie pamiętam ten dzień kiedy pojawiła się moim życiu. Miałyśmy wtedy obie tylko pięć. To było jakoś parę dni przed tym jak zostałam zaadoptowana. Od tej pory byłyśmy nierozłączne - jak siostry. Jednak ostatnio długo jej nie widziałam. Czasem odzywała się do mnie, ale to wszystko. A teraz siedziała u mnie w pokoju na parapecie. Tym razem miała czarne włosy, spięte w dwa niskie kucyki, które jeszcze bardziej podkreślały jej bladą cerę. Dobrze wiedziałam, że to nie jest jej naturalny kolor. Siedziała po turecku skubiąc szew swoich niebieskich podkolanówek. Nie pytałam dlaczego jej bluzka jest w połowie ucięta i założona na lewą stronę. Sama się przecież podobnie ubierałam.
- Dawno się nie widziałyśmy - zaśmiałam się.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mnie błękitnym i zielonym okiem (i nie myślcie sobie, że to heterochromia - to po prostu soczewki).
- Taaa - mruknęła leniwie.
- O co ci chodzi?
- Nie podoba mi się w tej Anglii - przewróciła oczami i spojrzała za okno na śnieg.
- Nie było cię, kiedy podejmowałam decyzję o wyjeździe - odparłam rozdrażniona.
- Nie uważasz, że tu jest trochę...za zimno? I tak...nijak...
- Jeśli o to ci chodzi, to nigdzie nie wracam - odparłam ostro. Zaczynała mnie naprawdę denerwować. Najpierw znika na długi czas, a gdy się pojawia stara się mnie namówić do powrotu? Nie ma mowy! Aż tak nie dam sobą pomiatać!
- Czyli...Angie...nie chcesz współpracować? - spytała urażona albinoska.
- Nie - spojrzałam na nią wyzywająco.
Pokiwała spokojnie głową i powoli zaczęła otwierać okno.
- W takim razie... - zaczęła nawet na mnie nie patrząc - myślę, że powinnam odwiedzić twojego czworonożnego przyjaciela. Wtedy porozmawiamy.
Przerażona aż cofnęłam się o krok. Wiedziałam, że Ethel nie przepada za Mountain Dew.
- Nie masz prawa go skrzywdzić - odparłam ostro.
- Och, ale czy ja mówiłam coś o krzywdzeniu? - stanęła na parapecie. Prosto przed nią ziała przepaść, ale na lewo rozciągał się dach budynku. - Ja chcę się z nim tylko przywitać - dodała niewinnie i ruszyła w lewo po ośnieżonym dachu.
Nie wierzyłam jej. Wskoczyłam na parapet i zaczęłam krzyczeć, żeby wracała.
- Angie? - czyiś głos dochodzący z wnętrza pokoju sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Byłam wściekła, ale w tym momencie musiałam się ogarnąć.
W drzwiach stały dwie dziewczyny. Jedna wysoka, o krótkich włosach, w okularach; druga mniej więcej mojego wzrostu, o długich włosach i ze starannym makijażem. Obie miały tak samo zdziwione miny. Przysięgam, byly identyczne!
- To ty jesteś Angie? - kontynuowała okularnica.
- Taak, a co? - spytałam niby od niechcenia.
Zeskoczyłam z parapetu i zamknęłam okno.
- Słyszałyśmy jak się drzesz. Myślałyśmy, że coś się stało - wyjaśniła ta druga takim tonem jakby to było oczywiste.
- Nic się nie stało - odparłam i spojrzałam na moje bagaże stojące na środku pokoju niczym mur oddzielający mnie od tych dwóch dziewczyn. - Muszę się rozpakować...
- Z kim rozmawiałaś? - przerwałam mi ta wyższa bardzo podejrzliwym tonem.
Niby od niechcenia wyjrzałam przez okno, jednak Ethel już tam nie było.
- Z nikim - wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę wyjścia. Wyprosiłam obie zdziwione dziewczyny z mojego pokoju, po czym sama wyszłam. - Muszę iść do mojego konia.
- Jeszcze przed chwilą mówiłaś, że musisz się rozpakować - drążyła temat ta w okularach. - Co jest z tobą nie tak? - spytała takim tonem jakby uważała, że coś kombinuję.
Nie mogłam im przecież powiedzieć prawdy. Nie uwierzyłyby mi. Podobnie jak wszyscy inni ludzie.

Kto dokończy? Édith? Czy Nucka?

*Ethel nie istnieje; jest tylko wyobrażeniem Angie, więc inni ludzie jej nie widzą*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz