- Dam radę - warknęłam nie chcąc więcej "pomocy" chłopaka.
Ten przewrócił oczami, ale odsunął się. Odetchnęłam i powoli szłam przed siebie opierając się na kulach. Nie zwracałam już uwagi na to co robił dalej Max. Po prostu chciałam wrócić do swojego pokoju i mieć już święty spokój. Minęło kilkanaście minut zanim się tam doczłapałam. Będąc już u siebie odrzuciłam kule na bok, a sama opadłam na łóżka. Chwyciłam poduszkę i przycisnęłam ją do piersi. Wcześniej grałam "twardą" jednak teraz dałam upust emocją. Po prostu rozpłakałam się. Tak bardzo bałam się jak to teraz będzie. Co będzie z GrayRose? Przecież ja praktycznie nie będę miała jak się nią opiekować. Nawet jedzenia z paszarni nie będę miała jak przynieść, bo obie ręce będę miała zajęte przez kule. Poczułam jak Hope wskakuje na łóżko, a zaraz potem wchodzi na mnie. Patrzyła w moje oczy przechylając łeb na bok. Po chwili po prostu zaczęła mnie lizać po twarzy. Lekko się uśmiechnęłam. Ten energiczny psiak zawsze potrafił mnie pocieszyć.
- Dziękuję - powiedziałam cicho do suczki.
Minęło kilka minut zanim Hope przestała. Wtedy postanowiłam, że muszę iść do GrayRose. Podniosłam się do pozycji siedzącej i chwyciłam za kule. Powoli wstałam. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę stajni.
***
Weszłam do budynku i od razu skierowałam się w stronę gdzie znajdował się boks Rosie. Po chwili stałam przed nim. Na początku klacz była na swoim wybiegu. Jednak kiedy tylko wyczuła moją obecność niemalże natychmiastowo pojawiła się przy bramce. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do środka. Ostrożnie pogłaskałam łeb zwierzęcia. Po chwili widząc, że nie jest mi łatwo GrayRose położyła się. Sama opadłam na ziemię. Wtuliłam się w bok klaczy. Nawet nie wiem kiedy znowu zaczęłam płakać.
Max? Tak trochę BW, ale cóż... Coś wyskrobałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz