Niechętnie
otworzyłam oczy, jednak natychmiast je zmrużyłam, grudniowe słońce
świeciło mi prosto w twarz. Czułam nieznośny ból głowy, zamierzałam
sięgnąć po telefon leżący na szafce nocnej, jednak nie było mi to dane.
Ponownie otworzyłam oczy i odwróciłam głowę, czując dotyk w pasie.
Ujrzałam Lydię, nie miała koszuli, a jedynie stanik, spodnie pozostały
na swoim miejscu. Gwałtownie wciągnęłam powietrze, ostrożnie wydostałam
się z objęć dziewczyny, uważając, by jej nie obudzić. Usiadłam na łóżku i
rozmasowałam skronie. Obok łóżka leżały trzy puste butelki szkockiej Grant's. To wszystko tłumaczy. W kącie łóżka leżała nieduża, biała kulka sierści, która po chwili okazała się psem rasy West.
-A to to skąd tu się wzięło? Zresztą.. Nieważnie. - mruknęłam sama do siebie.
Zwierzę radośnie zamachało ogonem i szczeknęło.
-Nie,
nie, cicho. - szepnęłam, starając się uciszyć psa wydającego ten
nieznośny dźwięk, w dodatku mogący obudzić brunetkę leżącą obok mnie.
Pamiętałam
bitwę na ciasto w akademikowej kuchni, dalej nic, pustka. Powoli
podjęłam próbę podniesienia się, zachwiałam się i ponownie opadłam na
łóżko Brytyjki.
-Cholera. Nie wierzę, że się na to zgodziłam. Mój łeb.. - westchnęłam.
Uparłam
się, nie zamierzałam tu zostać zbyt długo, ale najpierw trzeba tu
trochę ogarnąć, ten syf jest nie do zniesienia. Po kilku próbach,
chwiejąc się w końcu stałam na własnych nogach. Zrzuciłam białą kulkę
sierści z łóżka. Ta spojrzała na mnie z wyrzutem i ułożyła się na jednej
ze stert ubrań leżących na podłodze.
-Co
my tu mamy.. - powiedziałam cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. -
Przydałoby się coś przeciwbólowego, kac, za co.. - oparłam się o jedną
ze ścian, tylko na chwilę.
Wolałam
nie sprawdzać sposobu "Czym się trułeś, tym się lecz". No cóż, kolejny
morderca mi się nie uśmiecha. Wolnym krokiem ruszyłam do swojego pokoju i
wzięłam półtorej mocnej tabletki przeciwbólowej. Gdy wróciłam,
dziewczyna dalej spała, tym lepiej dla mnie. Powoli, bardzo powoli
ugięłam kolana i podniosłam wszystkie trzy butelki po whisky. Umieściłam
je na samym dnie kosza, starannie przykrywając je innymi śmieciami.
Umyłam obydwa kubki. Wszystkie ubrania ułożyłam w jednej stercie w kącie
pokoju. Rozejrzałam się po nieco czystszym pomieszczeniu. Ujdzie.
Powąchałam swoją bluzę i natychmiast skrzywiłam się z niesmakiem.
Śmierdziała, a wręcz jebała alkoholem.
-Umieram.. - usłyszałam niewyraźny, zachrypnięty głos Lydii.
-To straszne. - mruknęłam, udając wielkie zainteresowanie szkicem czegoś, co jedynie mogłoby przypominać człowieka.
-Pierdol się. - odburknęła, sięgając po leżącą obok niej kołdrę, wcześniej walającą się na podłodze.
-Bo? - zapytałam, kryjąc rozbawienie.
-Bo tak, bo ja tak chcę, bo ja tak mówię. -warknęła.
-Grzeczniej, kochana. - powiedziałam, starając się opanować drżenie kącików ust.
-Dlaczego?
-Chociażby
dlatego, że jestem od ciebie wyższa o całe osiemnaście centymetrów,
karle. - powiedziałam, ledwo panując nad śmiechem.
-Pieprzony elf. - prychnęła brunetka.
-Ja
jestem dla ciebie taka miła, ogarnęłam ci trochę ten pierdolnik, a ty
mi tak.. - oparłam się o ścianę, robiąc smutną minkę. - Masz, przyda ci
się. - rzuciłam w dziewczynę zmiętą, ale w miarę czystą koszulą.
Brytyjka rozejrzała się z niedowierzaniem.
-Miałam specjalny system segregacji ubrań, a ty mi go spierdoliłaś. - odparła.
-Nie wątpię. - zaśmiałam się.
-Ty we wszystko wątpisz. - odparowała. - Nigdy więcej picia.. - westchnęła po chwili.
***
Jednak "Nigdy więcej picia" skończyło się na Sylwestrze..
Klnąc,
siłą zaciągnęłam bełkoczącą coś Lydię do miejsca, gdzie pozostawiłam
motocykl. Posadziłam ją przed sobą, żeby nie spadła, co mogło się
zdarzyć. Sama lekko się chwiałam, ale mój stan był niczym
nieporównywalny do Lydii, w porę się opamiętałam i zachowałam całkowitą
jasność umysłu. Żeby tylko drodzy policjanci nas nie złapali, bo to
właśnie ja będę musiała płacić. Na szczęście bezpiecznie powróciłyśmy na
teren akademii. Lydia zasnęła w czasie jazdy i nie mogłam jej obudzić, a
więc pozostało mi tylko wziąć ją na ręce. Wcześniej jednak przeszukałam
jej kieszenie w poszukiwaniu klucza. Kurwa. Nie ma. Jeśli jej pokój nie
jest otwarty, to znaczy, że gdzieś zgubiła kluczyk. Sapnęłam cicho, gdy
podniosłam dziewczynę. Najpierw sprawdziłam jej pokój. Dupa, zamknięte.
Gdy posadziłam brunetkę na swoim łóżku, opartą plecami o ścianę, ta
raczyła się obudzić. Nie mogła wcześniej? Znowu zaczęła coś bełkotać,
mocno się zataczając podeszła do mnie i próbowała objąć mnie w pasie,
jednak zdecydowanie z powrotem posadziłam ją na łóżku. Wyciągnęłam z
szafy jakąś swoją bluzę i leginsy. Rzuciłam je Lydii, jednak ta
widocznie nie miała pojęcia, co ma z nimi zrobić. Westchnęłam i
przebrałam dziewczynę, na szczęście miała kompletną bieliznę. Zaczęła
strasznie się do mnie kleić, ale ostatecznie znowu usnęła. Sama również
się przebrałam, położyłam się na dywanie i przykryłam kocem.
***
Z uśmiechem na ustach weszłam do pokoju Lydii.
-Lydia, wstawaj! - zawołałam, podchodząc do dziewczyny.
-Czego,
środek nocy jest, naprawdę nie potrafisz wstać później? - zapytała
brunetka z niezadowoleniem, przewracając się na drugi bok.
-Chodź ze mną na łyżwy.. - powiedziałam proszącym tonem.
-Weź spierdalaj - odburknęła, chowając głowę pod poduszkę.
-Nie, pójdziesz ze mną na łyżwy.
-Nigdzie kurwa nie pójdę. - prychnęła, szczelniej okrywając się kołdrą.
-Czyżby? - uśmiechnęłam się ironicznie.
Tyrell, słysząc ton mojego głosu, zaklęła pod nosem.
-Dlaczego to musi spotykać mnie.. Nie, nie, nie, zostaw, nigdzie nie idę. - narzekała, gdy wyrywałam jej kołdrę.
Gdy już się z tym uporałam, nagłym ruchem odsłoniłam okna.
-Teraz jesteś już na pozycji przegranej, kochanie. - powiedziałam z tryumfalnym uśmiechem.
-W ogóle weź.
-Jeśli sama nie wstaniesz, to ja cię wstanę własnymi metodami. - zagroziłam.
-Ta? - mruknęła.
Przewróciłam oczami i przerzuciłam sobie drobną postać przez ramię.
-Ej, postaw mnie! - dziewczyna zaczęła się wyrywać.
-Sama tego chciałaś. - westchnęłam.
-Chcę na ziemię, już. - rozkazała.
-Nie. - roześmiałam się.
Lydia delikatnie uderzyła mnie w głowę, na co ja zupełnie przypadkiem ją upuściłam, Brytyjka walnęła o podłogę.
-Delikatniej, to bolało. - jęknęła, rozcierając bolące plecy.
-Och, wybacz mi, to nie było zamierzone.
-Oczywiście. - prychnęła.
-No tak.
-No właśnie nie.
-No cóż. - uśmiechnęłam się przelotnie. - Teraz już pójdziesz ze mną na łyżwy, prawda?
-Tak. - westchnęła dziewczyna.
-Świetnie. - odpowiedziałam radośnie. - To za pół godziny przed akademikiem?
-Jasne.. - mruknęła brunetka.
Wyszłam
z jej pokoju i udałam się do własnego. Założyłam ciepłe, wełniane
skarpety w szarym kolorze i wyciągnęłam swoje czarne figurówki, ukryte
głęboko pod łóżkiem w kartonowym pudełku. Powinny być wystarczająco
ostre. Do niedużego plecaka schowałam termos z ciepłą herbatą, żelki,
herbatniki i łyżwy.
***
-Nie, nie dam rady. - marudziła Lydia, zapierając się przed wejściem na lód.
-Dasz radę, no chodź. - prosiłam.
-Nie, nie przeżyję tego. - powiedziała płaczliwym głosem.
-Mam cię zanieść na to lodowisko? - zapytałam z irytacją. - Jak dla mnie nie ma problemu.
-Nie, zostaw, sama wejdę.
-Trzymam cię za słowo. - odparłam, niecierpliwiąc się i przestępując z nogi na nogę.
Po
chwili wahania brunetka w końcu weszła na śliską nawierzchnię, patrząc
na wypożyczone łyżwy podejrzliwie. Zachwiała się, odruchowo złapałam ją
za nadgarstek i pociągnęłam do góry.
-Żyjesz? - spytałam.
-Ta, jeszcze. - mruknęła.
Ujęłam
dłonie Brytyjki, by w razie potrzeby nie pozwolić jej upaść i
zaczęłyśmy powoli jechać po kole, ja pewnie i stabilnie, dziewczyna z
lekką niepewnością, wzrok skupiając na stopach. Szło jej naprawdę
dobrze, jak na pierwszy kontakt z lodem. Po jakimś czasie
zaproponowałam:
-Może teraz będę trzymać cię tylko za jedną rękę i będziesz jechać sama?
-Mogę spróbować.
Takim sposobem Lydia jeździła praktycznie sama, co prawda dość powoli, ale poza dwoma wywrotkami postęp jest duży.
Nagle ktoś wpadł na mnie z dużą prędkością, wypuściłam dłoń brunetki, ten ktoś upadł na mnie. Zostałam przygnieciona i uderzyłam plecami o lód, na chwilę
straciłam oddech. Ten natychmiast się podniósł i podał mi dłoń, jednak
nie przyjęłam pomocy i wstałam sama, obrzucając zimnym spojrzeniem
chłopaka, w którym rozpoznałam znajomego z liceum, nazywa się Jason,
jeśli dobrze pamiętam. Przeleciał wszystkie laski z rocznika i widocznie
dalej próbuje dokończyć swe dzieło, licząc, że uda mu się mnie w końcu wyrwać.
-Wybacz mi. - powiedział z udawaną skruchą.
-Ostatecznie mogę to zrobić. - powiedziałam, wymuszając uprzejmość.
-Mogłabyś na chwilę pójść ze mną gdzieś dalej? - zapytał.
-Niech będzie. - westchnęłam. -Tyrell, zaraz przyjdę.
Odjechaliśmy na część lodowiska, która była pusta.
-Propozycja z liceum dalej aktualna, Agnes.. - powiedział cicho mój dawny znajomy, unosząc moją głowę, bo spojrzeć w moje oczy.
-Mogłabym
się zgodzić.. - mruknęłam, przybierając lekko lubieżną barwę głosu. -
Ale jestem już zajęta, wybacz. - z tymi słowami uderzyłam chłopaka
otwartą ręką w policzek.
-Za co to? -zapytał z urażeniem, jednak po chwili z powrotem przybrał swoją maskę. - Zajęta, doprawdy?
-Za
niewinność. I tak, jestem zajęta, tak, jak już słyszałeś. - warknęłam,
odwróciłam się, odjechałam i z obrzydzeniem wytarłam dłoń o spodnie.
Powróciłam do Brytyjki, lekko ścisnęłam jej dłoń i szybko pocałowałam ją w usta. Uśmiechnęłam się niewinnie w jej stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz