czwartek, 1 grudnia 2016

Od Mary C.D. Quinlan

Widząc zmierzającą w moją stronę klacz, ustawiłam się bokiem i czekałam. Zdziwiona klacz przystanęła a wtedy jej właścicielka zdołała ją złapać. Właśnie zmierzałam w kierunku stajni, aby nakarmić Haru, marchewkami. Jednak... skoro i tak już ta klacz mnie zobaczyła... Podeszłam do niej i podałam jej marchew na wyciągniętej ręce.
-Masz kochana. Spokojnie - szepnęłam zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić.
Zacisnęła usta w wąską kreskę i po prostu patrzyła na siwą klacz. Już miałam odejść ale... nie chciałam tak zostawiać tej dziewczyny.
-Jestem Mara. Masz ładną klacz - podałam jej rękę.
-Quinlan. A to GrayRose - odparła lecz nie odwzajemniła uścisku.
-Ja mam klacz hanowerską, Haru - powiedziałam.
***
Po wizycie w stajni wróciłam do pokoju. Posłaniec Strachu rzucił mi zaciekawione i kompletnie pozbawione szczęścia, spojrzenie.
-Nie patrz tak na mnie. Dałam ci już jeść - wzruszyłam ramionami.
Za niedługo miał być podwieczorek. Podobno pani Vanda zgodziła się przyrządzić dla nas szarlotkę z lodami z ostatniej uczty. Więc na lekcjach wszyscy myśleli jedynie o słodkim i tak upragnionym podwieczorku. Wzięłam do ręki "Bezgrzeszną" autorstwa Gail Carrigen. Miałam zamiar choć na chwilę zatopić się w lekturze zakupionej wczoraj w księgarni internetowej. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kto znowu? Wejdź - westchnęłam nawet nie patrząc w stronę otwierających się drzwi.

<Quinlan? Brak weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz