Miałem ochotę mu odparować, że poradzę sobie bez jego łaskawej połowy pizzy, ale się powstrzymałem. Darmowa wyżerka, dobra w dodatku- brzmi nieźle. Tak więc tylko zacisnąłem usta i lekko skinąłem głową.
- Niech będzie.
Oli wniósł oczy ku niebu, ale nie przestał jeść tego jednego kawałka pizzy. Szło mu to dość opornie, biorąc pod uwagę, że ja już po chwili kończyłem drugi fragment, a zacząłem jeść później niż blondyna. Wyciągnąłem z kartonowego pudełka kolejny kawałek i zacząłem na niego przekładać oliwki z innego mojego kawałka- wolałem na raz zjeść je wszystkie, gdyby ten idiota nagle zmienił zdanie i chciał mi ukraść moje jedzonko. Sok z oliwek spływał mi w dół dłoni, kończąc swój żywot albo w drodze do mojego łokcia, albo na pufie chłopaka. Uśmiechnąłem się tak, żeby blondi tego nie zobaczył, ale nie sięgnąłem po chusteczkę, żeby powstrzymać kolejny tworzący się strumyczek. Z namaszczeniem przystawiłem pizzę do ust i pochłonąłem pierwszy kęs.
- Jesteś obrzydliwy - powiedział w pewnym momencie Oli, krzywiąc przy tym swoją twarz tak bardzo, jak tylko się dało.
- A ty jesteś głupi - odpowiedziałem po przełknięciu tego, co akurat miałem w buzi.
- Ty jesteś gorszy, nie masz mózgu.
- Jesteś homofobem.
- Może i tak, ale- - urwał. Zaciekawiony przechyliłem w prawo głowę, żeby mieć lepszy widok na rumieniącego się blondyna.
- Nie jestem - oznajmił w końcu. Muszę szczerze przyznać, że naprawdę się wtedy zdziwiłem. Ale chłopak zaprzeczał sam sobie- kilka miesięcy wcześniej przy mnie obrażał "pedałów", więc to nie była tylko głupia, zasłyszana gdzieś plotka.
- Nie?
- Nie, przecież mówię, że nie, palancie - warknął na mnie. Wypuszczał ze swoich ust taki potok słów, że nie nadążałem za jego obelgami. - Mózg ci odęło przez te cholerne oliwki, że wyłączyłeś myślenie? Czy to może twoje wrodzone skretynienie połączyło się z chwilowym zanikiem szarych komórek i taki właśnie mamy efekt? Jesteś takim skurwysynem, że aż mnie oczy bolą od samego patrzenia na twoje spierdolenie.
W końcu opanowałem się na tyle, żeby odpowiedzieć zdaniem, którego później żałowałem przez wiele miesięcy.
- Akurat tu masz po części rację. Moja matka to zwykła kurwa.
Olie'ego chyba zatkało, bo przez dłuższą chwilę milczał, aż finalnie wydusił:
- Aha.
W tamtym momencie miałem ochotę mu pogratulować niezwykłej elokwencji i obszernego zasobu używanych na co dzień słów, ale mając w głowie zaistniałą sytuację, powstrzymałem się. Musiał wystarczyć mi fakt, że przewróciłem sobie oczami. Dokończyłem kolejny, bodajże już trzeci kawałek pizzy i ze znużeniem obserwowałem jak Oli męczył się z kolejnym kęsem, tkwiącym mu w buzi już od dłuższego czasu.
- Powiedz mi, geniuszu - zacząłem i zaczekałem aż chłopak podniósł na mnie wzrok. - Jakim cudem i przede wszystkim po co zamówiłeś pizzę z oliwkami, skoro ich nie lubisz?
W odpowiedzi dostałem jedynie wzruszenie ramion.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co?
Tym razem nie wywołałem u niego jakiejkolwiek reakcji. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, bo jego zachowanie wydawało mi się strasznie dziecinne, ale wtedy zobaczyłem jego wzrok. Był zamglony i prawie że nieprzytomny. Śmiech utknął mi w gardle, powodując, że nieomal zakrztusiłem się kawałkiem ciasta. Niechętnie zacząłem go przeżuwać, dokładniej mieląc jedzenie, aż w końcu w miarę pewnie go przełknąłem.
- Stary, wszystko w porządku? - zapytałem, gdy Oli cały czas trwał w tej samej, siedzącej pozycji.
Przymknął oczy i przytaknął. Jednak po jego zbolałej minie łatwo mogłem się domyślić, że coś mu dolegało. Cholerny ćpun. Chciałem go zostawić, żeby odebrał swoją karmę. W końcu to jego postępowanie doprowadziło go do tego stanu i powinien przyjąć teraz na klatę konsekwencje swojej niewątpliwie dużej głupoty. Przecież nie będę go po raz kolejny ratował, niczym damę z opresji, pomyślałem sobie wtedy. Zgodnie z tym, czego chciałem- a w tamtej sytuacji chciałem dwóch rzeczy- wepchnąłem sobie do buzi ostatni kawałek pizzy z moje połowy i rzuciłem w przestrzeń, bo Oli już chyba nie kontaktował:
- Wychodzę. Połóż się, bo się zabijesz - dodałem niedługo później. - Bardzo ci - nie - dziękuję za pizzę - dopowiedziałem jeszcze i szybkim krokiem wyszedłem z mieszkania blondyna. W drzwiach obejrzałem się na dwie strony, czy na korytarzach był jakiś ślad po moim ojcu. Jednak nic nie dostrzegłem, dlatego zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku schodów na pierwsze piętro. Szybko przeskakiwałem co kilka stopni. Podążałem ciemnym korytarzem aż do swojego mieszkania, gdzie tuż przed drzwiami stanąłem jak wryty. Przed moim mieszkaniem stał mój ojciec. Na szczęście stał tyłem do mnie, obrócony ku drzwiom i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Zimny pot wystąpił mi na czoło. Otarłem go wierzchnią częścią ręki i starałem się wyrównać oddech, który w przypływie nagłej wściekłości, znacznie mi przyspieszył. Starając się być najciszej jak potrafiłem w tamte sytuacji, zrobiłem mały krok w tył. Nie miałem najmniejszej ochoty na konwersację z tym człowiekiem, który bardzo, naprawdę bardzo- bardziej niż ten blondwłosy ćpun z piętra niżej, a to już sukces- działał mi na nerwy. Zmierzyłem jego plecy nienawistnym spojrzeniem, po czym dokładniej mu się przyglądnąłem. Nawet z dość spore odległości widziałem kropelki potu, które zatrzymały się na jego karku. Blada skóra wyraźnie odznaczała się na tle ciemnego, jakiegoś szarego czy też, bodajże, granitowego- rozróżnianie kolorów jest trudne- garnituru. Popatrzyłem na ego idealnie wyprasowane spodnie z kantem i lśniące choć nieco przybrudzone błotem i czymś, co wyglądało na fragment końskiej kupy, lakierki. W ręce trzymał czarną obszerną torbę, która zapewne upchana była potrzebnymi mu na co dzień papierami. Z niedopiętej przegródki wystawała jaskrawożółta teczka. Mężczyzna, bo trudno było mi myśleć o nim jak o ojcu, wyglądał jakby właśnie wyszedł z pracy i przez błotnistą drogę wracał do domu. W tamtej chwili naprawdę byłem zdziwiony; nie wiedziałem, czego chciał ani dlaczego przyjechał do mnie, do swojego sprawiającego kłopoty syna, w tak eleganckim stroju. Z tego co o nim wiedziałem, a z pewnością nie było tego wiele, był strasznym lalusiem i jeszcze większym czyściochem. W końcu zrezygnowałem z próby oddalenia się od kłopotliwego człowieka i po krótkim namyśle, odchrząknąłem. Ojciec od razu odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zawitał grymas, zapewne na kształt uśmiechu.
- Synku... - zaczął tym swoim przepełnionym lukrem, ale szorstkim głosem.
- Nie mam czasu, chciałbym wejść do swojego domu - specjalnie podkreśliłem słowo dom, żeby dać mu do zrozumienia, że ani do jego mieszkania, ani do willi matki nie czułem się w żaden sposób przywiązany. A on tylko westchnął. Podszedłem szybkim krokiem do drzwi i stanąłem twarzą w twarz z niższym od siebie ojcem. - Przepuść mnie.
Kiedy wciąż nie reagował, wiedziałem, że nie dawał mi wyboru. Ostrym ruchem przesunąłem go i ruszyłem przed siebie. Pospiesznym ruchem otworzyłem mieszkanie kluczem, po czym szybko wszedłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi, nie oglądając się za mężczyzną, który masował sobie ramię. Gdy upewniłem się, że dokładnie zamknąłem drzwi, strąciłem z siebie buty i pozwoliłem swojemu ciału zsunąć się po drzwiach aż do podłogi. Życie jest trudne.
<Oli? Co prawda mam pomysł, ale mój leń ma większą siłę przebicia, wybacz>
teraz ja mam lenia XD
OdpowiedzUsuń