Nie byłam pewna czy
dobrze zrobiłam idąc do jego pokoju. W końcu nasza relacja nie była…
jednoznaczna. Możne by powiedzieć, że
nawet nie ma jakiejkolwiek relacji. On mnie nie pamięta, a ja cóż…. Też bym
chciała zapomnieć. Niestety nie umiem odmówić sobie jego towarzystwa. Ciągnie
mnie do niego i nie mogę się tego wyprzeć. Chciała, a wręcz modliłam się, żeby
nie otwierał. To było już przyzwyczajenie. Jest burza to i Andy musi być obok.
Cieszyłam się każdym jego towarzystwem, mimo iż starałam się, żeby sobie
odpuścił. Wiem, że dla nas było to idealne. Bo ile można cierpieć? W końcu się
do tego przyzwyczajamy i już nigdy nie będziemy tymi samymi ludźmi…
- Nie musisz mi nic wyjaśniać.
Czasu i tak się nie cofnie., więc może lepiej zostawmy przeszłość. Może
powinieneś układać sobie życie na nowo. - nie myślałam, że wypowiadając te
słowa poczuję taki ból. Jakby ktoś wyrywał mi cząstkę mojego serca.
- Ale ja muszę wrócić do
przeszłość, chcę znów moje życie, to które było przed wypadkiem. - usiadł
obok mnie.
- Nie przyszło Ci do głowy, że
już nie ma do czego wracać? Uwierz mi wiele razy marzyłam, żebyś wrócił….
Wybaczyłabym Ci, teraz też Ci wybaczam, chodź to nie była Twoja wina….
Powinieneś się cieszyć, że możesz zacząć wszystko od nowa. - mruknęłam pod
nosem, bojąc się, że mogę stracić kontrolę nad sowim głosem.
- Tak bardzo mnie
nienawidzisz?- uśmiechnął się słabo. Spojrzałam na swoje dłonie, które
trzęsły się.
- Chciałabym cię nienawidzić.
Chcę Cię nienawidzić! Próbuję Cię nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej
gdybym Cię nienawidziła… Czasami myślę, że Cię nienawidzę, a potem Cię
spotykam…. Z resztą nieważne. Użalam się nad sobą, przepraszam. - wstałam
podchodząc do drzwi- Będzie lepiej jak pójdę
- Nie. Nie rozumiesz. Nawet
jeżeli nie czujesz tego samego co kiedyś, a wiem, że to kłamstwo. Chce
swoich wspomnieć, chce pamiętać każdą chwilę spędzoną z Tobą…. Bo wiem, że
tylko wtedy nie byłem okłamywany. - nagle, pierwszy raz od dłuższego czasu
pozwoliłam, aby to emocję mną pokierowały.
Podeszłam do niego i
z głębokim wdechem dotknęłam jego ust sowimi. Wiem, że później będę tego
żałować, ale tak bardzo za tym tęskniłam. Chłopak na początku wydawał się jakby
był w amoku, co mu się dziwić. Jakby na mnie rzuciła się jakaś obca dziewczyna,
pewnie też bym tak zareagowała.
Bałam się, że może
mnie odepchnąć, ale przyciągnął mnie jeszcze bliżej i pogłębił pocałunek. Mimo,
że mnie pamięta, jego usta doskonale zdają sobie sprawę z kim się całuję.
Złapałam za jego żyję, chcąc jak najdłużej cieszyć się tą chwilą. Bo kiedy ona
minię, będę miała wyrzuty i już nie spojrzę mu w oczy.
Kiedy zamierzałam
się odsunąć, aby złapać tylko powietrze tez wbił palce w moje biodro,
powstrzymując jakikolwiek ruch.
Może coś sobie przypomniał?
Delikaty uśmiech
wkradł się na moją twarz. Co jednak nie trwało długo, gdy tylko się od siebie
odsunęliśmy. Zobaczyłam w jego oczach zawód? Rozczarowanie? Nie wiem co to dokładnie było, wiem jedynie,
że nie tego się spodziewałam.
- Przepraszam…..ja….
Przepraszam- szepnęłam płaczliwie, otwierając drzwi i wybiegając jak
najszybciej.
Po co ja to robiłam?
Mało już moje życie jest utrudnione? Musiałam dołożyć jeszcze sprawę z nim?
Nie zdawałam sobie
sprawy jaka wichura panuję na dworze, dopóki nie wyszłam na zewnątrz. Moje włosy latały w każdym
kierunku, a po ciele od razu przeszedł dreszcz. Największy chłód czułam na
twarzy, mokre łzy z zimnym wiatrem to nie jest najlepsze połączenie. Nie jestem
pewna, czy to Andy krzyczał, czy to był wiatr. Nie chciałam się odwrócić. Szłam
przed siebie. Pozwalając by wszystkie łzy wyszły na zewnątrz, a razem z nim
wypuściłam cierpienie, by po chwili na jej miejsce pojawiła się kolejna fala
bólu.
Ile jeszcze minię
czasu, żebym zrozumiała, że ja i on nie pasujemy do siebie. Wszechświat z nami
nie współpracuję, a ja nie mam zamiaru już dłużej wmawiać sobie, że jest jakaś
nadzieja. Nie po tym, co zobaczyłam w jego oczach….
Dam radę, pochodzę
się z przegraną. I ze spokojem spojrzę w swoje odbicie i powiem, że mogę iść
dalej, z czystą kartką. Wiedząc, w głębi duszy, że i tak będzie to rozdrapywać.
Bo o prawdziwej miłości się nie zapomina…
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Nie wróciłam do jego
pokoju. Pomimo burzy, pierwszy raz byłam sama. Wcale nie było aż tak źle. No
może poza jednym małym, nic nie znaczącym szczegółem. Zostawiłam u Andy'ego
telefon. Jedyną rzecz, która pozwalała mi, aby moja głowa była zajęta jakimiś
głupstwami.
Chodziłam po pokoju
nie wiedząc, czy mam iść po swoją własność, czy może poczekać, aż sam mi ją
przyniesie. Nie ma co czekać. Jestem odrosła, nie mogę uciekać przed nim.
Niedługo jest śniadanie, a słysząc poszczekiwanie Ares'a byłam pewna, że jest u
siebie. Ignorując fakt, że pewnie wyglądałam jakby piorun mnie trzepnął.
Wyszłam na korytarz i kilkukrotnie zapukałam, od razu słysząc ciche
"proszę".
- Przyszłam po telefon… wczoraj go zostawiłam- powiedziałam od razu, widząc zdziwienie na jego
twarzy.
- Leżał na komodzie - wskazał
na mebel za mną.
- Dziękuje- wzięłam go i miałam
zamiar wyjść.
Musiałam to
wyjaśnić.
-
Przepraszam za wczoraj, nie wiem czemu to zrobiłam. W każdym razie nie
chce żebyś myślał, że należę do tych dziewczyn, które podrywają zajętych
chłopaków.
- Nigdy bym tak nie pomyślał,
to….. - przerwałam mu.
- Dzięki temu zrozumiałam jedną
rzecz.- najpierw spojrzałam na swoje buty, a później w jego oczy. - Nie potrzebujesz mnie.
Przygryzłam wargę. Gdzieś w środku cieszyłam się, że w końcu powiedziałam to przed nim i przed samą sobą.
Andy teraz jest ciekawy, jak to wszystko między nami wyglądało, ale w końcu mu przejdzie. Zobaczy, że to nic niezwykłego. On znowu by odszedł, a ja zostałabym sama. Kolejny raz.
- Juliet- zaczął niepewnie.
Andy? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz