wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

Stała tak głęboko w wodzie i do tego sama tutaj weszła... Kiedy zgarnęła włosy do tyłu, zauważyłem malutkie kryształki łez w dołeczkach jej oczu. Po chwili jeden z nich wyrwawszy się, spłynął po policzku Hailey, która niemalże automatycznie, uniosła dłoń, by ją wytrzeć.
Płakała przeze mnie.
To moja głupota, znowu.
Delikatnie oplątałem palcami jej nadgarstek, aby odciągnąć go od morkego szlaku, na skórze policzka dziewczyny. Kiedy na chwilę oddychając przez na wpół otwarte, drąże usta przymknęła oczy, na jej rzęsach osiadła łza, która zamieniła się w kroplę. Delikatnie rozciągała się, jakby miała szczery zamiar zaraz spaść i utonąc w bezkresie wody tego oceanu.
Chwilę trwaliśmy w tej pozycji.
- Przepraszam Hailey - odparłem tonem pełnym troski i trochę łamiącym się. - Ja... nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to tak długo trwa...
- Po prostu tego nie rób więcej - dłonią kilkakrotnie uderzyła w moją pierś. - Nie rób...
- Przepraszam - siłą przyciągnąłem ją do siebie, ponieważ bardzo się przed tym opierała. Objąłem ją ramionami i pochyliłem się całując miejsce, po którym spłynęła wcześniej łza. - Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała, Hailey.
- Wiem... to głupie - odparła pociągając nosem.
- To wcale nie jest głupie, to zrozumiałe, ponieważ się wystraszyłaś o mnie i dodatkowo wody. Jak mogę ci to wynagrodzić? - zapytałem cicho, ponieważ żal i poczucie winy ścisnęły moje gardło.
- Nie mów tym tonem, dobrze? - zapytała patrząc mi w oczy. - Nie chcę, abyś się obwiniał. Po prostu... tak się bałam.
- Wiem - przyznałem, biorąc ją na ręce.
- Co robisz? - mocno objęła moją szyję, splatając palce na moim karku.
- Zabieram cię z tej otchłani - uśmiechnąłem się delikatnie, próbując wywołać podobny efekt na jej twarzy.
- A dokąd?
- Na cieplutki piasek, gdzie usiądziesz na ręczniku, a ja się zajmę zrobieniem pięknego namiotu na noc. Podoba się pani ten pomysł? - zapytałem, a wtedy kąciki jej ust się uniosły. Odetchnąłem z ulgą.
Przynajmniej się uśmiechnęła, a to znaczy, że nie jest aż tak wściekła, żeby porzucić nasze plany.
- Tylko szybciutko się z tym uwiń, bo strasznie wieje na tej plaży - zauważyła mocniej wtulając się we mnie, czym wywołała szeroki uśmiech na mojej twarzy.
Postawiłem ją już na suchym piasku i schyliłem się do kupki rzeczy, pozostawionych przez nas wcześniej. Podałem jej biały ręcznik, którym się owinęła i usiadła na kremowym podłożu. Poszedłem w stronę drzew, które rosły na jeszcze piaszczystym zboczu, które kilkanaście metrów dalej zamieniło się w klif. Znalazłem tam połamane, pewnie przez wiatr, dosyć szczupłe gałęzie, z którymi wróciłem do dziewczyny. Spośród rzeczy wygrzebałem dosyć długi biały sznurek. Kiedy miałem zabrać się do robienia konstrukcji, przypomniałem sobie, że zapomniałem o materiale do okrycia. Uśmiechnąłem się więc do Hailey i pobiegłem po dwa płaty białego materiału do domu. Przyjrzała mi się dokładnie, a ja zabrałem się do wbijania gałęzi w piasek. Związałem ich górne części ze sobą sznurkiem i przerzuciłem przez niego materiał. Krańce białej tkaniny zasypałem piaskiem, aby wiatr jej nie podrywał do góry. Wnętrze wyłożyłem kocami oraz poduszkami tak, aby wyszło coś na kształt półokrągłego oparcia.
- Zapraszam panią bardzo - odparłem szczerząc się do niej jak wariat.
- Gotowe? A ten drugi materiał?
- Nim zasłonimy jedną ze stron, w nocy - wyjaśniłem. - Żeby nie było przeciągu, wieczorem wiatr może być chłodny.
- To całkiem rozsądne rozwiązanie - wstała dalej opatulona w ręcznik i podeszła do prowizorycznego namiotu, aby dokładnie mu się przyjrzeć. Widziałem jej wzrok krążący po konstrukcji i rzeczach, które ułożyłem. Co jakiś czas zerkała na mnie, jej wzrok wyrażał pewne powątpiewanie. - I jesteś pewien, że to wytrzyma i będzie nam ciepło?
- Owszem - nadal stałem szeroko uśmiechnięty, próbując się nie irytować, że wątpi w moje umiejętności architektoniczne. To niemal mi uwłaczało, jednak przez te wiele lat naszej znajomości przyzwyczaiłem się, że Hailey po prostu najbardziej ufa sobie samej. - Naprawdę, wszystko sprawdzone i wypróbowane.
- Z kim? Zapraszałeś już do takich namiocikow, jakieś kobiety? - uniosła brew, krzyżując ręce na piersi.
- Nie... Tylko Zaina - uniosłem dłonie w geście obronnym.
- Czyżby?
- A czy ja ci wyglądam na kobieciarza? - zdziwiłem się. Moim zdaniem nie. Właściwie to może i na pierwszy rzut oka, ale jestem tak naprawdę zbyt aspołeczny. - No to chcesz... czy nie?
- A co ty taki szybki? Od razu nie - prychnęła.
- No bo zrzędzisz jak staruszka, co nie zrobię, to źle, a ja nie chcę, żeby było ci ze mną źle...
- Cicho - przerwała mi i podeszła do mnie. Jej ciepła, dłoń o brązowawej aksamitnej skórze, znalazła się na moich ustach. Miałem wrażenie, jakby każdy jej dotyk wypalał na nich znamię. Znamię naszej miłości. - Jest mi z tobą dobrze.
- Ale...
- Cicho - znowu mi przerwała kręcę z dezaprobatą głową. - Widzisz to kwestia charakteru. Ty masz za niskie poczucie własnej wartości, a ja jestem upierdliwa.
- I to strasznie - dodałem, ale po chwili szybko cmoknąłem ja w usta.
- Co ty tam wcześniej mówiłeś?
- Nic godnego uwagi - odparłem przez śmiech, pociągnęła mnie do "namiotu".
Położyliśmy się tylko na chwilkę, ponieważ zaraz potem dałem pomysł, że pójdę po jakieś owoce, na co Hail bardzo chętnie przystała. Tak więc ponownie ruszyłem do domu. W kuchni znalazłem tackę, na której ułożyłem wszelkie rodzaje owoców, jak miałem dostępne: winogrona, które uwielbiałem, pomarańcze, które oboje uwielbialiśmy, jabłka, brzoskwinie, truskawki... Kiedy układałem te ostatnie, przyszło mi do głowy, że najlepiej pasowałby do nich szampan, który Rossy miała dziś rano kupić. Ostatnio ją o to poprosiłem. Zajrzałem do lodówki, z której wyjąłem butelkę, a następnie pochyliłem się do zamrażalki. Wyjąłem z niej lód, który wsypałem do wiaderka na lód. Luksusy i życzenia mojej ciotki, co jakiś czas mnie zaskakiwały. Pomyślałem także o tym, co możemy robić, ponieważ przy energii mojej dziewczyny, to długo w ciszy i spokoju sobie nie poleżymy. Hailey kocha kryminały, więc zgarnąłem pierwszy lepszy z biblioteczki w salonie, jednak szybko go wymieniłem, na książkę niemieckiej autorki. Taka mała sentymentalność z mojej strony. 
Ułożyłem się wygodnie opierając o poduszki, a Hailey oparła się o mnie, przytulając głowę do mojego torsu. Zaskakująca była w tamtym momencie moja myśl, że tak naprawdę to pierwszy raz spędzimy tak po prostu ze sobą wieczór, na końcu którego nie skończymy razem w łóżku... Nigdy nad tym dłużej się nie zastanawiałem, ponieważ Hailly to pociągająca kobieta i taki obrót rzeczy, jakoś mi nie przeszkadzał. Jednak kiedy zacząłem czytać na głos Charlotte Link - "Przerwane milczenie", a moja ślicznotka, cichutko słuchała moich słów, wpatrując się we mnie, poczułem, że to piękne. Takie normalne i codzienne... Właściwie to chciałem, aby to stało się elementem każdego naszego wspólnego dnia.
- Przerwałeś - zauważyła zadzierając tą swoją główkę do góry.
- Tak... Zamyśliłem się - przyznałem, a moje policzku zaczęły... płonąć? O nie, czy ja się właśnie rumienie? Hailey usiadła i spojrzała na mnie, przechylając głowę.
- Ty się rumienisz! - odparła, rozchylając ze zdziwienia usta.
- Wiem... to takie....
- Tylko nie mów, że żenujące! To jest takie słodkie - uśmiechnęła się, gładząc mnie po policzku. - To o czym myślałeś, co?
- O nas... że chciałbym ci tak czytać codziennie, do końca naszych dni, jeśli na to mi wzrok pozwoli... - przeniosłem wzrok z książki na nią. - Kocham cię.
- Wiem - odparła uśmiechając się szerzej.
- Lubię to mówić.
- Ja też... lubię mówić, że cię kocham Lewis - oparła czoło o mój policzek i objęła ramionami szyję. - Co będzie później?
- Później? Zależy... skończymy Morgan, jeśli dobrze pójdzie, a kiedy to się stanie znajdę pracę, ty też, dorobimy się gromadki dzieci i będziemy mieszkać w ogromnym mieszkaniu gdzieś w centrum miasta, które nam się spodoba.
- Mieszkanie? - zastanowiła się.
- Koniecznie dwupoziomowe - pokiwałem głową. - Na wakacje będziemy wyjeżdżać za granicę, żeby nasze dzieci poznawały inne kultury i języki.
- A będzie nas na to stać?
- Jeśli przejmę firmę po moim ojcu chrzestnym to tak.
- A ojciec?
- Ojciec... nic od niego nie chcę. Natomiast wujek zawsze traktował mnie jak syna, bo nie mogą mieć z ciocią dzieci. Jednak, kiedy to się nie uda - zastanowiłem się chwilę. - To możemy wyjechać do Irlandii. Nie będzie luksusów, ale będzie rodzina, miłość, wspaniali ludzie... A przede wszystkim my. Wszędzie będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, póki będziesz obok mnie.
- Ja się nigdzie nie wybieram Lewis. Zawsze będę obok... ewentualnie pod, na, w... - zaczęła się śmiać, a ja przewróciłem oczami.
- To tylko kwestia szczegółów, jednak cieszy mnie, że chcesz to powtarzać, pomimo że jest też możliwość, że to czysta prowokacja.
- Prowokacja, ale szczera - uśmiechnęła się pokazując te swoje ząbki.
- Mam propozycję.
- Już pękasz? - uniosła brew.
- Głodnemu chleb na myśli - westchnąłem. - Chciałem zaproponować, żebyśmy poszli się umyć i ogarnąć, ponieważ zaraz będzie zachód, a nie zamierzam cię w nocy szukać po całej plaży.
- Aha... więc jeszcze nie wygrałam?
- Nie - odparłem twardo. - I jak na razie, przynajmniej ja, nie zamierzam przegrywać.
- Jak na razie? - uniosła brew.
- Jak zbierze mi się ochota na danie ci forów, to może zmienię zdanie. A teraz chodź, z brudaskiem nie zamierzam spać.

Hailey?
Tak wiem, opko nie na twoim poziomie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz