piątek, 3 marca 2017

Od Samuela CD Vicky


- Myślę, że lepiej będzie, jak ja to zrobię. – zanim dziewczyna zdążyła wypowiedzieć jedno słowo, odpowiedział za nią jakiś chłopak.
Kiedy on się tutaj w ogóle zjawił? Zaskoczony jego pojawieniem się i zimnym tonem jakim się odezwał cofnąłem się w tył. Rudowłosa chwyciła się ramienia z tego co kojarzyłem Will’a i z jego pomocą podniosła się z powrotem na nogi. Poczułem się strasznie głupio i chciałem już wybełkotać coś w stylu przeprosin, ale w tym samym momencie podbiegły do nas dwa psy. Doberman i młody owczarek niemiecki. Kątem oka dostrzegłem jak Hope patrzy w ich stronę i tylko strzyże uszami.
- Waruj. -  dziewczyna warknęła oschle, a doberman natychmiast zareagował na polecenie, w przeciwieństwie do szczeniaka. Po chwili on również usiadł. - Pomożesz mi ze sprzętem?
Zwróciła się do chłopaka, który stał nieruchomo, mierząc mnie przeszywającym spojrzeniem błękitnych oczu. Fakt, że był ode mnie sporo wyższy nie dodawał mi wcale otuchy. Will wpatrywał się we mnie tak jakbym ukradł mu konia, a przecież nic takiego nie miało miejsca. Wytrzymałem jego spojrzenie zachowując kamienny wyraz twarzy. Rudowłosa widząc, że do szatyna najwyraźniej nie dotarło pytanie, szturchnęła go łokciem w żebra. William w końcu przestał się na mnie patrzeć i zwrócił uwagę na dziewczynę, której twarzy za nic nie potrafiłem skojarzyć z odpowiednim imieniem.
- Dasz radę tak jeździć? Przecież widzę jak odciążasz tę prawą nogę. – w głosie chłopaka dało się wyczuć nutkę troski
- Ja nie dam rady?! Lepiej pomóż mi ze sprzętem. – prychnęła
- Jasne. - mruknął, raz jeszcze rzucił mi niezbyt przyjazne spojrzenie i ruszył wzdłuż stajennego korytarza.
Podążyłem za nim wzrokiem, wciąż czując się jak ostatnia oferma. Kiedy rudowłosa zwróciła się do mnie szybko skupiłem na niej swoją uwagę.
- Bardzo za niego przepraszam. On jest... specyficzny. - szepnęła, sięgając po okulary.
Uśmiechnęła się do mnie blado i podążyła w ślad za Will’em lekko utykając na prawą nogę. Kiedy to dostrzegłem ogarnęło mnie poczucie winy. Czyli jednak coś jej się stało. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, ale zamiast tego zrezygnowany poszedłem raz jeszcze napełnić wiadro i umyć nogi Hope. Usłyszałem jak kilka boksów dalej ktoś otwiera bramkę i końskie kopyta uderzają z charakterystycznym echem o podłogę.
Po kilkunastu minutach kopyta klaczy były czyściutkie, a owijki wisiały wciąż mokre po małym praniu. Wprowadziłem siwą do boksu i ściągnąłem kantar z jej pyska. Hopeful prychnęła i zabrała się do skubania świeżego siana w kącie. Odwiesiłem pomarańczowy uwiąz i kantar na haczyk na zewnątrz boksu i wyszedłem z niego, zamykając bramkę. Odniosłem sprzęt do siodlarni, a podczas drogi powrotnej rozmyślałem nad wydarzeniem z ostatnich chwil. Musiałem się upewnić czy dziewczyna jest cała. Nawet nie znałem jej imienia i dość kiepsko rozpocząłem naszą znajomość.
Nie miałem bladego pojęcia gdzie mogła się teraz znajdować. W końcu była sobota i mogła sobie pojechać na przejażdżkę, ale równie dobrze mogła ćwiczyć gdzieś na terenie MU. Tak więc postanowiłem odwiedzić najpierw halę. Po chwili wchodziłem na trybuny i odetchnąłem z ulgą na widok rudowłosej dziewczyny, kłusującej na siwym koniu. Najwyraźniej mnie zauważyła, bo zwolniła do stępu i podjechała do barierki.
- Jak noga? – odezwałem się pierwszy, starając się nie pokazywać jak bardzo jestem zaniepokojony
- W porządku, jak widać... Ale nie wierzę, że przyszedłeś tu tylko po to, aby zapytać jak się czuję. – mruknęła, a w sposobie wymówienia ostatniego zdania wyczułem podejrzliwość.
- A jednak. – odparłem, wzruszając ramionami.
Na chwilę zapadła cisza, podczas której patrzeliśmy na siebie. Na szczęście dziewczyna pierwsza przerwała ją cichym chrząknięciem.
- Dziękuję za troskę, ale potrafię o siebie zadbać. Chociaż ta scenka Will'a pewnie mówi zupełnie co innego. On jest po prostu... trochę...
- Zazdrosny? Nie musi się martwić, nie jestem z tych, co... – zacząłem, chcąc wyprostować sytuację. Nie miałem zamiaru wtrącać się pomiędzy nią, a jej chłopakiem, ale nie dane mi było skończyć.
Rudowłosa wybuchnęła śmiechem, a uśmiech rozświetlił jej twarz. Teraz czułem się już totalnie zbity z tropu. Powiedziałem coś nie tak?
- Wątpię, żeby był zazdrosny o młodszą, co prawda adoptowaną, siostrę. Jest wyjątkowo nadopiekuńczy. – Will był jej bratem. Cholera, w ogóle nie przyszło mi to do głowy i teraz miałem ochotę po raz kolejny zapaść się pod ziemię. - Oboje straciliśmy w życiu zbyt wiele i mam ograniczony limit zaufania, czasem zupełnie niepotrzebnie, ale lepiej w tą, niż w drugą. – westchnęła i sekundę później dodała - Wybacz mi, musiałam w jakiś sposób dać upust swojej frustracji z całego tygodnia. Swoją drogą, nie widziałeś go przypadkiem gdzieś po drodze? Miał mi pomóc przy treningu. Samemu jednak trochę ciężko jednocześnie skakać, sprzątać po koniu i ustawiać przeszkody...
- Niestety go nie widziałem, ale może ja mógłbym ci pomóc. W ramach małej rekompensaty? – uśmiechnąłem się – Tak w ogóle to jestem Samuel.
- Victoria. – odwzajemniła uśmiech – Jeśli chcesz, możesz mi ustawić niskiego krzyżaka. – dodała i dała łydkę swojemu siwkowi
Ruszyłem w stronę wejścia na miejsce do jazdy i już po chwili ustawiałem przeszkodę. Podniosłem się i wzrokiem poszukałem Victorię.
- Tyle wystarczy? – zapytałem, podnosząc głos kiedy ją dostrzegłem
- Daj trochę wyżej. – odparła i zmieniła w galopie kierunek tak, by mogła skierować konia na przeszkodę.
Podniosłem poprzeczkę o kilkanaście centymetrów i odsunąłem się na bezpieczną odległość. Nie chciałem dostać przypadkiem z kopyta. Słyszałem o takim przypadku i niezbyt przyjemnie się to skończyło. Pęknięta czaszka, niemal zmiażdżona szczęka i spory wstrząs mózgu. Nawet nie pamiętam od kogo to słyszałem, ale te wspomnienie kazało mi zachować ostrożność. Tymczasem Victoria zbliżała się do przeszkody.

Vicky?
Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać i… Znowu beznadziejna końcówka xdd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz