To była moja pierwsza noc spędzona tutaj. Dziwnie było obudzić się w całkiem innym pokoju i na dodatek w innym kraju! Co prawda, przez długi czas mieszkałam w Anglii, jednak byłam wtedy jeszcze mała, na szczęście to wystarczyło, by nauczyć się biegle języka angielskiego. Bałam się tego wyjazdu, chociaż z drugiej strony cieszyłam się, że w końcu mogę robić to, co tak naprawdę kocham.
Rano miałam spory problem z podniesieniem się z łóżka. Dopiero, gdy zorientowałam się, że mam 10 minut na przygotowanie się do treningu, udało mi się ruszyć tyłek.
Rano miałam spory problem z podniesieniem się z łóżka. Dopiero, gdy zorientowałam się, że mam 10 minut na przygotowanie się do treningu, udało mi się ruszyć tyłek.
~~*~~*~~
Większość dnia spędziłam w szkole, na treningach i poznawaniu całego uniwersytetu. Wszyscy miło mnie tu przyjęli i nie było problemu z odnalezieniem się w nowym miejscu, aczkolwiek denerwowała mnie już ich przesadna życzliwość. Nie mam pojęcia, jak można być tak cholernie miłym, dla osoby której się nie zna.
Wróciłam do swojego pokoju około godziny siódmej wieczorem, a moim jedynym w tym momencie marzeniem było to, żeby nie musieć już dziś z niego wychodzić. Przebrałam się w wygodny dres i wyłożyłam wygodnie na łóżku, biorąc telefon do ręki. Błoga cisza szybko została przerwana nadchodzącym połączeniem od.. mamy?
- Halo? - odezwałam się, przykładając komórkę do ucha.
- Skarbie, zapomniałaś wziąć torbę z hotelu. Zaraz ci ją przywiozę, dobrze? - Usłyszałam spokojny głos rodzicielki.
- Okej, jak już będziesz przy akademiku to zadzwoń - westchnęłam i od razu rozłączyłam.
Nie zapomniałam nic. Wiedziałam, że wszystko mam przy sobie, więc albo mama coś dla mnie kupiła, albo po prostu chce się spotkać przed wyjazdem. Nie mam pojęcia, od kiedy tak bardzo się mną przejmuje, chociaż wydaje mi się, że zaczęła w momencie, gdy stwierdzono u mnie anoreksję.
Otoczenie i rówieśnicy mnie w nią wpędzili, jednak matka też nie była bez winy. Uwielbiała mi wypominać jak źle we wszystkim wyglądam, gdy ona miała figurę godną modelki. Nie wiem, czy zauważyła w tym swoją winę, do tej pory jeszcze ani razu mnie nie przeprosiła, więc.. wątpię.
Dosłownie po jakiś dwóch minutach, mój telefon ponownie się odezwał, więc już nie tracąc czasu na odbieranie go, naciągnęłam adidasy na nogi i wyszłam z pokoju.
Zbiegłam szybko po schodach, uważając jedynie, aby na nikogo nie wpaść i wybiegłam na zewnątrz. Od razu zauważyłam na podjeździe samochód mojej matki i niestety przyjechała tu sama. Miałam nadzieję, że chociaż zabierze ze sobą Aleksandrę, moją siostrę, jednak ta musiała ją pewnie zostawić samą w hotelu.
- Spieszy mi się na trening - mruknęłam, gdy mama wysiadła z samochodu. Oczywiście, jak zawsze trzymała w ustach papierosa i już z daleka, czułam zapach dymu, przypominający mi o tym, jak ciężko było to rzucić.
- Jasne córeczko, mam tu dla ciebie mały prezent. - Uśmiechnęła się, wyjmując z bagażnika jakąś paczkę.
- Co to jest? - Zmarszczyłam brwi, nie będąc pewną jej intencji.
- Sukienka, buty i do tego piękna biżuteria.
- Z jakiej niby okazji?
- Bez okazji, ale podejrzewam, że zdarzy się jakaś uroczystość, kiedy będziesz tego potrzebować. Jakaś impreza, randka..
- Mamo - jęknęłam, wywracając oczami.
- Oj przestań - odpowiedziała, wyjmując paczkę papierosów - Chcesz?
- Jeżeli próbujesz zgrywać fajną mamuśkę, to ci się nie udało - burknęłam.
Chciałam, żeby już pojechała. Wiem, że to dziwne, ale po prostu po tym co przez nią przeżywałam, nie potrafię utrzymywać z nią tak bliskich więzi. Wzięłam od niej prezent, mrucząc ciche dziękuję pod nosem.
- Muszę już iść, zaraz mam trening. Cześć. - wykręciłam się, zmierzając w stronę akademika.
Omega zazwyczaj przebywała na swoim mini wybiegu, więc pierwsze co, podeszłam właśnie tam. Nie myliłam się, a klacz zauważając mnie podeszła do barierki, którą zwinnym ruchem od razu przeskoczyłam.
- Cześć piękna. - Uśmiechnęłam się, zwracając do niej w moim ojczystym języku i pogłaskałam klacz po głowie.
Zawsze mówiłam do niej po Polsku i dużo łatwiej jest mi się z nią w ten sposób porozumiewać. Omega zarżała, machając kilkukrotnie głową. Klacz była wspaniała, uwielbiałam jej towarzystwo, jak nikogo innego. To właśnie z nią, podczas mojej choroby przesiadywałam godzinami i co dla niektórych może wydawać się dziwne, bardzo mnie to wspierało. Mój wzrok spoczął na przyczepie, znajdującej się kilkanaście metrów dalej, z której właśnie wybiegł nowy koń. Strzelił kilka baranków i nie wyglądał na zbyt przyjaznego, a co dopiero zadowolonego z podróży. Chłopak, prawdopodobnie właściciel konia, przez jakiś czas mu się przyglądał, a po chwili podjął próbę zbliżenia się do zwierzęcia. Nie byłam w stanie wszystkiego zobaczyć, bo Omega wybrała sobie właśnie ten moment, na zasłonienie mi widoku i proszeniu o pieszczoty. Jedynie co potem zobaczyłam, to jak chłopak osunął się po ścianie, jednocześnie łapiąc się za klatkę piersiową, co sprawiło, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Coś musiało się stać, więc żeby to sprawdzić wdrapałam się na płot i przeskoczyłam na zewnątrz, bo przecież wcale nie ma tutaj bramki, przez którą można normalnie przejść.
Chłopak prędko wstał i wsiadł do samochodu. Odjechał kawałek, by zaraz wysiąść i zamknąć bramę. Już z daleka dostrzegłam coś, co od razu mnie zaniepokoiło.
Na ogrodzeniu widoczne były ciemnoczerwone ślady, które jak się domyśliłam były śladami krwi. Nie zniosiłam takiego widoku, zawsze przypominał mi o okaleczaniu, o którym za wszelką cenę chciałam zapomnieć, a widoczne blizny na moim ciele wcale mi tego nie ułatwiały.
- Cholera! - Krzyknął mężczyzna, z całej siły kopiąc w koło pojazdu.
- Nic ci się nie stało? - spytałam podchodząc bliżej.
- Ta, wszystko dobrze - mruknął pod nosem, jednocześnie sprawdzając, czy dobrze zamknął bramę.
- Chyba nie do końca wszytko. - Zmarszczyłam brwi, wskazując głową na ślady krwi, znajdujące się również na jego koszulce.
- To nic takiego. - Wzruszył ramionami.
- Nie wydaje mi się - burknęłam, zauważając jego obojętność - Powinieneś iść do pielęgniarki.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, jednocześnie, chyba nawet nie do końca świadomie, wywracając oczami.
- Nic mi nie jest - powiedział powoli, dokładnie wymawiając każde słowo.
- Okej, albo sam pójdziesz do pielęgniarki, albo ja ją tu przyprowadzę. - Uśmiechnęłam się, być może trochę chamsko, jednak uśmiech to uśmiech.
- Dobrze, w porządku. Sam pójdę. - Wiedziałam, że powiedział to tylko i wyłącznie dla świętego spokoju.
- I tak wiem, że nie pójdziesz - prychnęłam - Chętnie cię zaprowadzę.
- Cóż za miłe przywitanie - odpowiedział niezbyt entuzjastycznie.
- Całą przyjemność po mojej stronie - mruknęłam, kierując się w stronę akademika - Idziesz?
Chłopak kiwnął głową i ruszył zaraz za mną. Wiedziałam, że nie poszedłby sam do pielęgniarki, a ja wolałam nie mieć nikogo na sumieni, chociaż nic na to nie wskazywało.
Dopiero teraz lepiej mu się przyjrzałam. Był wysoki, chociaż w porównaniu z moim marnym 1,65 m, każdy wydawał mi się wysoki. Muszę przyznać, że jest cholernie przystojny. Brunet z niebieskimi, wręcz błękitnymi tęczówkami jest ideałem dla większości dziewczyn i wcale im się nie dziwię.
- A tak w ogóle, to jak masz na imię? - spytałam, gdy przekroczyliśmy próg akademika.
Christopher?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz