Zadowolony wszedłem do środka, ciesząc się, no bo dlaczego nie, że właściwie jestem pierwszy.
- To w końcu jesteś sama panno hrabianko? - zaśmiałem się i skierowałem wzrok w stronę okna. Pamiętacie jak nazwałem moje odczucia delikatnym zaniepokojeniem? Ta... Teraz to już uczucie niebezpieczeństwa połączone z przyspieszonym biciem serca na sam widok mężczyzny odwracającego się niczym w zwolnionym tempie w moją stronę. I po co ja otwieram usta zanim nie zbadam dokładnie sytuacji? No po co? A było trzeba zostać w tej Kalifornii i zająć się swoimi sprawami.
- Witaj Zain - momentalnie mnie zatkało, gdy jego głos wydawał się jak tysiące malutkich noży wbijanych prosto w moje poczucie bezpieczeństwa. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć i jak się zachować, a co najgorsze... Imany to wszystko widziała. Usiadła na skraju łóżka, unosząc delikatnie brwi jakby w poinformowaniu mnie, że stosownie byłoby się również przywitać.
- Cze... znaczy dzień dobry - skłoniłem delikatnie głowę, nie wypowiadając już nic więcej. Nawet jeśli miałem cokolwiek powiedzieć, to chyba nie dałbym rady. To zabrzmiało jak z horroru. Brakowało tylko jakiegoś narzędzia zbrodni w ręce. Oprócz tego wszystko się zgadzało.
- Siadaj - wskazał fotel przy oknie. To był ewidentnie rozkaz. Chyba u nich to rodzinne.
- Dziękuję, ja... postoję przy drzwiach - kątem oka widziałem jak Imanuelle spuszcza głowę z uśmiechem. Dla mnie to nie było śmieszne.
- Nie wydaje ci się, że stosunkowo za daleko jesteś i możesz mnie nie usłyszeć? - ja pana doskonale słyszę, a nie wiem czy będę w stanie słuchać, gdy znajdę się niemal obok.
- Ma pan rację - wydusiłem z siebie i z ostrożnością, jaką nigdy przedtem nie posiadałem podszedłem i usiadłem. Cały sztywny i spięty, wyczuwając podświadomie ciepło... nie, jak dla mnie zimno bijące od mężczyzny. Odszedł parę kroków, jakby doskonale wiedział, że ludzie przy nim mogą czuć się niekomfortowo. Albo tylko ja.
- Więc o co chodzi z tą bluzą? - uniosłem spojrzenie, otwierając usta i nabierając głęboko powietrza do płuc, jakby to był mój ostatni dech w życiu. Zanim jednak się odezwałem, uprzedziła mnie Imany.
- Wujku. Najpierw sprawa nauczycielki. Sprawę bluzy już ci wytłumaczyłam - z powrotem zamknąłem usta, wpatrując się w postać mężczyzny. Próbowałem wyszukać między nim, a dziewczyną jakiegoś podobieństwa i faktycznie, byli do siebie podobni w pewnym aspektach fizycznych, może nie za dużych, ale co do pochodzenia nie miałem wątpliwości. Są kurde jakąś rodziną szlachecką. I po co ja się pcham w takie tarapaty?
- Podobno obydwie te rzeczy się ze sobą łączą - odpowiedział spokojnie i jeszcze raz zmierzył mnie spojrzeniem. A mogłem zażyczyć sobie jakiś ładny nagrobek, bo czuję, że umrę tu na zawał. Mój organizm przestał poprawnie funkcjonować już od pięciu minut.
Dalej dyskutowali, odzywałem się tylko wtedy, gdy faktycznie wymagali ode mnie odpowiedzi. Mało było takich rozmów, gdzie odzywam się prawie wcale albo tylko wtedy, gdy jestem pytany. Miałem wrażenie, że wzrok wujka Imany utrzymywał się na mnie non stop, tylko w pewnych momentach zwracał całą uwagę na bratanicę. W połowie rozmowy, przeprosił nas i wszedł do toalety. Teraz albo nigdy...
Mężczyzna znikł za drzwiami. Tak jak mój delikatny uśmiech z twarzy. Natychmiast odwróciłem się do dziewczyny, chcąc podejść bliżej, ale w ostatniej chwili rezygnując z tego czynu. Dlaczego? Odpowiedź nasuwa się sama. Jego normalne spojrzenie powodowało u mnie o wzrost ciśnienia, a co dopiero, gdy będę stał obok niej. Matko, a co dopiero ją dotknąć.
- Zwariowałaś? - odezwałem się cichym krzykiem. Dziewczyna rzuciła mi pytające spojrzenie, gdy pochlałem się jak najdalej do przodu w jej stronę aby mnie słyszałam, bo nie zamierzałem mówić głośniej niż szeptem.
- Ale o co ci chodzi? - wzruszyła ramionami, ale doskonale wiedziałem, że w środku cała się trzęsie ze śmiechu.
- Czy ty naprawdę próbujesz mnie zmolestować? I to swoim wujkiem?
- Ej... bo mu naskarżę - uniosła palec do góry i mi nim pogroziła. Byłem obecnie bezbronny, więc nawet nie zamierzałem się sprzeczać. Porozmawiamy sobie później, panno hrabianko.
- Dzięki, ale i tak czuję się martwy w środku - mruknąłem, opierając pierwszy raz od początku rozmowy plecy o fotel.
- Zainuś, czyżby twoja pewność siebie gdzieś się ulotniła? - nadal jest w środku, ale schowana za narządem, który obecnie próbował opanować całą sytuację, waląc niczym młot w mojej klatce piersiowej. Całe szczęście, że tego nie słychać.
- Nie. Stwierdziła, że aż tak nie zamierza się narażać - prychnąłem, nerwowo poruszając kolanem.
- Daj spokój. Przecież cię nie zje - powtórzyła drugi raz to samo zdanie ze stołówki. Łazienka jest całkiem niedaleko mnie. Obliczając; wyjdzie stąd z jakimś narzędziem i mnie zabije. Z całą pewnością. Przecież za całą tą sytuację odpowiadam ja. Byłem jej głównym powodem i skutkiem. W dodatku zdany jedynie na pomoc ze strony Imanuelle.
- Żebyś się przypadkiem nie zdziwiła. Wiec, że kończymy z naszą znajomością - rozejrzałem się po pokoju.
- Serio? - zatrzymałem spojrzenie na niej i postarałem się uśmiechnąć. Słodka była.
- Nie. Żartuję. Ale to nie zmienia faktu, że... - drzwi od łazienki się otworzyły, a ja przygryzłem wargę, aby z siebie nic już nie wydusić. Nic, co mogłoby mnie narazić teraz na natychmiastową śmierć.
- Pójdziemy do nauczycielki, a potem do dyrektorki i wszystko wyjaśnimy. Żeby było jasne... wszyscy - nadal wpatrywał się w punkt na podłodze - Ale zanim gdziekolwiek pójdziemy, mogę prosić cię na słowo? - i tu spojrzał na mnie. Pokiwałem głową i wstałem. Otworzył drzwi od pokoju i przepuścił mnie pierwszego. Błagam po raz drugi, nie zabijaj mnie. Będę miły, będę grzeczny i poukładany. Właściwie nie wiem dlaczego odczuwam taki respekt, ale to było straszne.
Wyszliśmy na zewnątrz. Mężczyzna opierając się o ścianę budynku, wyciągnął ze swojej kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Rozejrzał się dookoła, dopiero po jakimś czasie zwracając na mnie swoje spojrzenie.
- Palisz? - no i co ja miałem mu powiedzieć? Tak żeby dać mu powód do szybszego skreślenia mnie, czy nie, aby skłamać, a on i tak by się wkrótce dowiedział?
- Dziękuję - więc wybrałem trzecią opcje, jak odmówienie. Chociaż nie wiem czy najlepszą. Kiwnął głową i zaciągnął się. Nie znoszę momentów ciszy. Szczególnie w takich rozmowach.
- Nie sądziłem, że moja bratanica wpakuje się już pierwszego dnia w takie kłopoty... i to przez dopiero co poznanego chłopaka - uniosłem spojrzenie, uważnie lustrując go wzrokiem. Zwiesił rękę z dymiącym papierosem w dół i bez emocjonalnym spojrzeniem oczekiwał chyba odpowiedzi.
- To miało wyjść nieco inaczej.
- Dla Imany jestem jej jedyną rodziną, pewnie zdążyłeś się już o tym przekonać i dowiedzieć - chwila przerwy - Ona dla mnie również - dopowiedział, a ja odwróciłem spojrzenie, patrząc na budynku akademii oraz widoczny w dali las - Na pewno nie chcesz? - spuściłem wzrok na paczkę, którą wyciągał w moją stronę mężczyzna. Aż tak widać po mnie zdenerwowanie? Skrzywiłem się raczej z niepewności, ale ostatecznie zabrałem od niego jednego i zapaliłem - Dopóki Imany nie powiedziała na ciebie złego słowa, do tego czasu nie mam żadnego problemu - zaciągnąłem się - Ale miała już kilku chłopaków. Więc nadal zamierzasz zaciągać ją w puste, ciemne, w dodatku zamknięte miejsca, czy może pomożesz jej się odnaleźć w nowej szkole? - proszę pana, tylko jest jeden mały problem... gdybym tylko mógł spędzić z nią cały dzień bez uszczerbku na duszy - Nie jestem twoim wrogiem, ale nie lubię, gdy ktoś wciąga ją w kłopoty, z których potem ja muszę ją ratować - i z całym szacunkiem, ale też nieco zdołałem wyprosić od dyrektorki.
- Rozumiem - pokiwałem głową, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Wcale nie chciałem źle, a tym bardziej aby to wszystko przybrało taki obrót i aby jej wujek fatygował się aż z Liverpoolu.
Imanuelle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz