*
Patrzyłam jak krajobraz zmienia się za oknem taksówki. Okolica wydawała się coraz bardziej znajoma. W końcu dotarliśmy do miasteczka. Minęliśmy sklepik, który odwiedzałam z Olim. Odwróciłam wzrok. Kiedy samochód zatrzymał się przed głównym wejściem nie mogłam się ruszyć. Widziałam, że kierowca zaczyna się niecierpliwić, więc zebrałam się w sobie i wysiadłam. Miałam ze sobą tylko torbę, bo wszystko zostało tutaj. Przy drzwiach czekała na mnie pani Stewart. Przytuliłam ją i poczułam, że tęskniłam za tym miejscem. Ruszyłam z nią do sekretariatu załatwić jakieś formalności. Modliłam się, żeby nikogo nie spotkać po drodze. Na moje szczęście był sobotni poranek, więc wszyscy spali. Otrzymałam moją parę kluczy i jakieś papierki. Wdrapałam się na piętro i ruszyłam do drzwi. Pokój wyglądał tak jak w dzień wyjazdu. Wyjrzałam przez okno. Stajnia! Tak dawno nie widziałam Sound'a! Rzuciłam torbę i płaszcz na łóżko i założyłam puchową kurtkę. Na szczęści była ciemnego koloru. Coś pomiędzy granatem i brązem. Nigdy nie potrafiłam określić co to za barwa. W pośpiechu zamknęłam drzwi i odwróciłam się na pięcie. Prawie wpadłam na nie wysoką, czarnowłosą dziewczynę. Nowa. Jeszcze trochę wystraszona tym miejscem.
- My się chyba nie znamy.- posłałam jej delikatny uśmiech.- Phoebe.
- Nastia.- dziewczyna odwzajemniła uśmiech.- Jesteś nowa?
- Ja...chyba tak. To znaczy, to skomplikowane.- zobaczyłam jej zdezorientowany wzrok.- Wróciłam p przerwie.
- Mhm, no dobra. W takim razie do zobaczenia później.
Minęłam ją i zeszłam po schodach. Słońce ledwo przedzierało się przez grubą warstwę szarych chmur. Do tego wiał nieprzyjemny wiatr i co chwilę padał drobny deszcz. Szybko przeszłam do stajni i zdjęłam kaptur. Część koni z zainteresowaniem wystawiło głowy z boksów. Pogłaskałam kilka z nich i w końcu stanęłam przed boksem z tabliczką, na której widniał napis Soundtrack. Jak zwykle ogier był zajęty wyjadaniem najlepszych źdźbeł siana i nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do stajni.
- Dzień dobry panu.- powiedziałam opierając się o drzwi.
Koń gwałtownie poderwał łeb i postawił uszy. Zarżał cicho i wtulił we mnie głowę zamykając oczy. Podrapałam go za uchem i weszłam do boksu. Nauczyciele z akademii regularnie go lonżowali, ale i tak stracił mięśnie i trochę przytył. Jego sylwetka i zimowa sierść sprawiały, że wyglądał jak słodka biała kula. Gładziłam go po szyi, kiedy usłyszałam, że ktoś idzie korytarzem. Wychyliłam się z boksu i serce zabiło mi szybciej.
Ktokolwiek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz