Ten post jest skrócony tylko i wyłącznie dlatego, aby pokazać Wam, że jestem najgrzeczniejszym przedstawicielem społeczności tego bloga i pragnę aby świat nie demoralizował się bardziej nie tylko przez treść (żadnej tutaj nie znajdziecie jeszcze, pff), ale i przez obrazki. Dziękuję.
Powrót do domu dwójki nie do końca trzeźwych ludzi, który był położony całkiem daleko od mieszkania Alyssy, nie był najlepszym pomysłem, ale ja mówiłam, że Harry nie pije. Oczywiście Ali musiała wygłosić swój punkt widzenia, przedstawić mi argumenty, które łatwo obaliłabym, gdyby tylko nie była pijana. Kłócenie się z nią, gdy we krwi ma tyle promili okazywało się syzyfową pracą, która kończyła się niczym konkretnym. A nawet potrafiła się obrazić, za to, że nie potrafię się z nią zgodzić. Czasem była okropna, ale i tak ją uwielbiam.
- Wiesz jakbyś spalił to miałabym problemy. Moja ciocia nie jest moją mamą. To straszna pedantka, kochana pedantka, ale nie mając w życiu stałego mężczyzny, ceni swój dom jako coś w rodzaju świętego miejsca, katedry, ogrodu myśli czy nawet właśnie drugiej połówki. Myślisz, że dlaczego jest tu tak czysto i Nate nie zamierzał mnie tu puszczać? Szczególnie z tobą - zmierzyłam go spojrzeniem, gdy zapinał swoje spodnie. Odwrócił głowę i mimo tego, że próbował ukryć uśmiech, niezbyt mu to wyszło.
- Twój brat zgodził się na to abyś była tu sama ze mną? - sięgnął po koszulkę w zamiarze założenia jej, ale szybko mu ją wyrwałam z rąk i rzuciłam na fotel z tyłu. Ciocia by się załamała. Założyłam ręce na jego szyję i uśmiechnęłam się dumnie. Nadal byłam zadowolona z tego, że udało mi się tego dokonać. A namówienie Nathaniela równało się z cudem, będącym ogromną łaską z jego strony. Za każdym razem robił mi łaskę jeśli chodziło o facetów. Nawet nie zadawałam pytań czy będzie dla nich miły, bo nawet jak potwierdzał, to potem mierzył ich takim spojrzeniem jakby mieli właśnie kraść skarb. Zawsze mówił mi, że jestem jego największym skarbem i wtedy wybaczałam mu wszystko za co byłam tylko zła.
- To dla ciebie szczęście. Nawet nie wiesz ile musiałam wyzwolić z siebie werwy żeby go namówić. Ile musiałam go pilnować żeby przypadkiem nie zabrał ciebie na stronę i nie wyjaśnił parę oczywistych dla niego spraw, po których każdy uciekał z krzykiem - zrobiłam smutną minę. Harry odsunął głowę, marszcząc brwi. Miałam utrzymać poważny wyraz twarzy, ale nie potrafiłam. Widząc ten delikatny strach w jego oczach.
- Rozumiem, że gdy będziemy wracać do akademii to już nie będziesz chciała wpadać do domu? - zapytał niepewnie, ale po chwili podniósł kąciki ust.
- Zobaczymy. To zależy jak się będziesz sprawował i czy będzie grzeczny - wzruszyłam ramieniem i cmoknęłam go w policzek - I nie zakładaj koszulki, tak o wiele lepiej wyglądasz - wyszeptałam, stając na palcach by tylko dosięgnąć jego ust. Coraz mniej przeszkadza mi, że jest taki wysoki. Objął mnie w pasie z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Co się stało z moją grzeczną Isabelle?
- Została w Anglii... no może we Francji...
- To znaczy, że jak wrócimy to... - przyłożyłam palce do jego ust i pokręciłam głową.
- Jak wykraczesz to na pewno.
- Dobra, ale ja też mam warunek - pociągnął mnie z powrotem na łóżko, cicho roześmianą z uniesioną brwią do góry. Ten uśmiech nie oznaczał nic dobrego, a ja nie miałam szans się wyrwać i weź tu żyj spokojnie - Ty zostajesz również w samych spodenkach.
- Ale będzie mi zimno... - skrzywiłam się - Mogę chociaż bluzę?
- No dobra, ale wtedy ja też mogę założyć na siebie coś, gdy zrobi się chłodniej - odpowiedział twardo.
- Ale ty, a ja to nie to samo. Równouprawnienie istnieje tylko w prawie - roześmiał się razem ze mną.
- Tu jest tak ciepło i niepodobnie do Anglii, że wątpię abym miał ochotę cokolwiek na siebie zakładać.
- I bardzo dobrze... - wyszeptałam - A teraz idź robić mi śniadanie skoro się zaoferowałeś - zeszłam z niego i zepchnęłam z łóżka. Pokręcił głową i zszedł na dół.
Spojrzałam na zegarek, jakby w godzinę, którą zobaczyłam przed chwilą nadal nie mogła uwierzyć. Niemożliwe, że już druga. Bardziej opłacałoby się pójść do jakiejś restauracji w okolicy niż robić śniadanie. Tym bardziej śniadanie. Ale jest kilka problemów. Zapewne żadnemu z nas nie chce się wyjść z domu. Po drugie, na pewno nie wyszłabym nieogarnięta, a zanim bym to zrobiła to trochę minie. Po trzecie nie w takim stroju, a nawet jakby mój mi nie przeszkadzał, to z zazdrością Harry'ego, o której przekonałam się zeszłego wieczoru, na pewno nigdzie bym tak nie wyszła. Nie będę mu mówić jak chodziłam w wakacje rok temu, bo się chłopak mi załamie.
Ruszyłam do łazienki, biorąc szybką kąpiel i po ubraniu się, z powrotem opadłam na łóżko, sięgając po telefon i pisząc szybką wiadomość do chłopaka z informacją, że właściwie mógłby się pośpieszyć. Przy okazji napisałam też do Alyssy aby sprawdzić czy żyje i nie próbuje zaprzyjaźnić się zbyt długo z łazienką.
- A królowa to na dół nie zejdzie!? - krzyknął z dołu Harry.
- Chodź do mnie kotku! - usłyszałam cichy śmiech - Tutaj jest o wiele wygodniej niż na tamtych krzesłach, mimo swojego mięciutkiego podbicia! - chłopak wszedł do pokoju z tacą i przechylił głowę. Z uśmiechem wstałam, podeszłam do niego i zabrałam śniadanko.
- Ale to też dla mnie - zauważył. Odłożyłam tacę na stolik - I miałaś nie zakładać koszulki - zmrużyłam oczy.
- Jak będę chciała to się podzielę - podszedł bliżej - I... ja tu żadnej koszulki nie widzę.
- Issy... kłamczuchu jeden...
- Ale ja jej nie mogę zdjąć - roześmiałam się. Skrzyżował ręce na klatce z pytającym spojrzeniem. Wyczekiwał odpowiedzi? - Nie mogę ci powiedzieć dlaczego, bo dbam o twoje zdrowie w związku z sercem.
- Z tego co wiem nie posiadam problemów z ciśnieniem.
- Ale możesz je nabyć.
- A ty medyk?
- Nie drąż, bo niektórych tematów nie można drążyć - uchwyciłam jego dłoń i przyciągnęłam do siebie. Położył się obok, opierając plecy o ścianę. Sięgnęłam po malutką kanapeczkę i ugryzłam - A teraz sobie porozmawiamy... - usłyszałam cichy jęk i zobaczyłam skrzywienie na twarzy szatyna - Skąd wiesz, że to będzie męczące?
- Bo jak mówisz, że teraz sobie porozmawiamy to nie może być nic fajnego.
- Wręcz przeciwnie - pokręciłam głową - To przy Christianie to skutek tego ile wypiłeś czy coś ci wewnątrz podpowiedziało, że musisz zadziałać? - jego usta delikatnie drgały w uśmiechu.
- A tobie w przypadku Kendall? - spryciarz próbuje odwrócić kota ogonem, ale się na dam... za chwilę się nie dam.
- Jestem o niebo lepsza od niej - prychnęłam - Co ty w niej widziałeś?
- Nie wiem. Może po prostu wtedy wydawała mi się atrakcyjna - uniosłam głowę gwałtownie, mierząc go spojrzeniem. Uśmiechnął się pod nosem, czego ja się starałam nie zrobić. Przecież doskonale wiedziałam, że to forma prowokacji. Cóż ja swoje też potrafię.
- Tak? - usiadłam na jego biodra - Mam nadzieję, że już nie wydaje ci się tak bardzo atrakcyjna jak kiedyś - westchnęłam - Bo wiesz... niezwykle cenię skromność, ale w tym przypadku i poczuciu rywalizacji muszę ci przedstawić mocny argument w postaci przekonania, że jednak jestem bardziej atrakcyjna od niej. I to nie tylko wewnętrznie.
Harry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz