Zaciskając dłonie w pięści i naprzemiennie je rozprostowując, dotarłam z powrotem do swojego stanowiska za barem. Jednak nawet kiedy tam stanęłam, nie potrafiłam pozbyć się dopiero rozpalającego się w moim wnętrzu płomienia złości, który był efektem zabaw Zaina Malika w cholernego piromana emocjonalnego. Byłam niemal stuprocentowo pewna, że gdyby nie odbiło się to negatywnie na mojej pracy, oblałabym go piwem z sokiem wiśniowym, które zaraz po złożeniu przez tę dwójkę zamówienia musiałam zanieść do sąsiedniego stolika. Czemu sok wiśniowy? Otóż zazwyczaj jest on dość problematyczny do usunięcia. Nie wystarczyłaby więc wizyta w toalecie, by pozbyć się ciemnoczerwonej plamy na materiale, a ja do momentu wyjścia Harry'ego i jego towarzysza mogłabym napawać się tym satysfakcjonującym widokiem.
- Wyglądałam podobnie, kiedy wyobrażałam sobie jak potraktuję tego wieszaka, dla którego zostawił mnie mój były - Delilah trąciła mnie lekko łokciem, zwracając na siebie całą moją uwagę. Szkoda, że zrobiła to dopiero po skończeniu swojej wypowiedzi, bowiem byłam tak zamyślona, że zrozumiałam może piąte przez dziesiąte z jej słów.
- Huh?
- Mówiłam, że kie... - urwała w pół słowa i machnęła niedbale ręką, jakby nagle stwierdziła, że nie ma zamiaru marnować swojego cennego czasu na powtarzanie swoich słów, bo nie zdążyłam poświęcić jej chwili uwagi poprzednim razem. Jej wyraz twarzy zdradzał, że długa praca dała jej się już we znaki, a znużenie wymieszało się z rozbawieniem spowodowanym moim niedawnym zamyśleniem się.- Zresztą nieważne. Chodzi o to, żebyś po prostu zmieniła ten diabelski uśmieszek na taki, jaki chcą widzieć klienci. Miły. Bo na tę chwilę sprawiasz wrażenie, jakbyś chciała zamordować każdego, kto tylko wejdzie ci w drogę.
Westchnęłam cicho pod nosem, z trudem powstrzymawszy się przed parsknięciem lub chociażby ostentacyjnym przewróceniem oczami.
- Wiem, wiem. Staram się, Delilah - odpowiedziałam ku jej widocznemu zadowoleniu. Z lekkim uśmiechem wróciła do swojej poprzedniej czynności, to znaczy radosnego paplania z niewiele starszym od nas klientem płci męskiej. Ja za to dalej stałam odwrócona tyłem do baru i gdyby nie mnogość odbić w kryształowo czystej powierzchni kieliszków, które wyglądały tak tylko dlatego, że ostatnią godzinę spędziłam na dokładnym ich wycieraniu, nie zauważyłabym, że w ciągu mojej rozmowy z rudowłosą ktoś klapnął na jeden z barowych stołków.
- Słucham? - starałam się, by zabrzmiało to w miarę uprzejmie, jednak faktycznie skutek wcale nie był tak pozytywny. W efekcie brzmiałam, jakbym ledwo powstrzymywała się od ciśnięcia w Zaina jednej z butelek z tanim alkoholem, którym przez moment się przypatrywał.
- Mój przyjaciel wmawia mi, że jesteś zła i kazał cię przeprosić - wciągnęłam głośno powietrze, nie mogąc uwierzyć w tupet chłopaka, który przez nieodpowiedni i niewprawny dobór słów zamiast mnie uspokoić, jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
- Danie będzie za chwilę - rzuciłam podobnym do wcześniejszego tonem, nie przerywając wycierania świeżo umytego kufla po piwie.
Zacisnęłam zęby na dźwięk jego cichego śmiechu, który wbrew pozorom wcale nie był taki dyskretny.
- Nie jesteś zbytnio rozmowna - kto by pomyślał, że tak krótki komentarz, tak bardzo potrafi zirytować. Ale najwyraźniej ukrytym talentem chłopaka była świetnie rozwinięta umiejętność szybkiego doprowadzania innych do szału.
Obróciłam się szybko w stronę Zaina, przywołując firmowy uśmiech.
- Ty za to rozmownością nadrabiasz za nas oboje - skrzyżowałam ramiona na wysokości klatki piersiowej, odgradzając się od niego dodatkową 'barierą'. Liczyłam, że to nada mojej niechęci do chłopaka dodatkowej wyrazistości i po prostu wróci on na swoje miejsce, by ze względną grzecznością poczekać na jedzenie.
Na krótką chwilę zapadła bardzo ciesząca mnie cisza, która spowodowała wykiełkowanie u mnie niewielkiej nadziei na to, że chłopak postąpi według mojej chęci i odejdzie od baru. Jak można się było spodziewać, szybko została zdeptana ogromnym buciorem rzeczywistości.
- Więc, Felicity... - zaczął powoli, jakby z trudem udawało mu się powstrzymać od kolejnego złośliwego komentarza.
- Więc, Zain - przerwałam mu, jednocześnie go przedrzeźniając. - Nie jesteś zbyt dobry w składaniu przeprosin, hm? No bo wiesz, niektórzy chociaż się starają. Ale najwyraźniej pięciolatki mają od ciebie więcej karności - nie mogłam nie przyznać, że takie słowa sprawiły mi ogromną satysfakcję. Można było to zauważyć po moim uśmiechu, który był najbliższy szczerości od momentu spotkania Malika i który nie był pozbawiony lekko drwiącego akcentu.- Danie zaraz będzie gotowe.
Po tych słowach skierowałam swoje kroki ku wejściu do kuchni, gdzie na szczęście czekało już zamówienie dwójki uczniów z Morgan.
- Terrence? - zatrzymałam się na chwilę, by zapytać o coś pracującego tutaj kucharza. W wolnych chwilach czasami zamienialiśmy kilka słów, ale były to raczej niezobowiązujące pogawędki, których tematy kręciły się wokół pracy. - Co groziłoby mi za naplucie do zamówienia klienta, który jest totalnym dupkiem?
- Oprócz więzienia, gdyby wyszło to na jaw? - błysnął zębami, kiedy kąciki jego ust uniosły się ku górze. - Chyba poza tym niewielkim faktem nic szczególnego.
Skrzywiłam się brzydko, nie potrafiąc ukryć rozczarowania.
- Cóż, czyli pozostaje mi bycie przykładną pracownicą i grzeczne podanie zamówienia? - spytałam, siląc się na lekki i żartobliwy ton.
- Ewentualnie możesz pobawić się w zagranie roli niezdarnej kelnerki, która w wyniku działania sił wyższych i czystego przypadku oblewa irytującego klienta zamówionym napojem.
- Zbyt oczywiste - puściłam mu oczko i nałożywszy jedzenie oraz picie na tackę, skierowałam swoje kroki ku przejściu łączącym kuchnię z salą. Jednak zanim zebrałam się, by podejść do stolika przy którym siedział Harry i Zain, musiałam na chwilę przystanąć i wziąć kilka głębszych oddechów, które miały dodać mi nie tylko trochę odwagi, ale i uzupełnić wyczerpane pokłady cierpliwości i wyrozumiałości dla chodzących po świecie idiotów.
- Proszę bardzo - zwróciłam się do siedzącej dwójki, tym samym przerywając ich rozmowę. Ostrożnie postawiłam talerz oraz naczynie z napojem i przyciągnęłam tacę do piersi, zatrzymując się jeszcze na dosłownie momencik. Stojąc przodem do stolika, nieznacznie obróciłam się w kierunku Zaina, cedząc przez zęby pseudo-uprzejmym głosem. - Całkiem szybko prawda?
I nim chłopakowi udało się rzucić kolejną złośliwością, odeszłam od zajmowanego przez nich miejsca. Zerknąwszy na zegar, westchnęłam w duszy z ulgą, bowiem uświadomiłam sobie, że do końca mojej zmiany została jakaś godzina. Lubiłam swoją pracę i to, jak smakowało nie bycie całkowicie zależnym od rodziców, jednak czasami wolałabym spędzić sobotni wieczór gdzieś indziej niż w barze, pracując. Mogłabym zamiast tego spędzić leniwy wieczór pod kołdrą i włączonym na notebooku Netflixie, na którym oglądałabym seriale przez całą noc, przegryzając od czasu do czasu popcorn lub jakieś okropnie kaloryczne i niezdrowe chrupki. Nie uważałam się nigdy za osobę szczególnie leniwą, ale kto nie uznałby wizji spędzenia tak miłego wieczoru za świetną?
Poniedziałki nie należały do dni, które darzę szczególnym uczuciem. Częściowo przez fakt, że oznaczał koniec zbawiennego weekendu, a po części przez to, że w każdy ranek pierwszego dnia tygodnia nie było w stołówce dżemu. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale nie potrafiłam ugasić płomyka nadziei na pojawienie się marmolady zawsze, kiedy podchodziłam do wyłożonych w naczyniach produktów.
Jednak jeśli chodzi o poranną jazdę, nie miałam na co narzekać. Nie dość, że trafiłam do tej samej grupy, co Archie, to western jako pierwszy trening był spełnieniem marzeń. Gdybym wylądowała w pierwszej grupie, to co poniedziałek z samego rana miałabym zapewniony szybki powrót do rzeczywistości, bowiem współpraca z Lady Makbet na lekcji ujeżdżania nie malowała się kolorowo. Klacz była dzisiaj wyjątkowo posłuszna i poza jednym baranem, który zrobiła na początku treningu, ładnie chodziła w zastępie, nie wyrywając się do przodu. Cieszyłam się, że przed nami kłusowała sobie Twilight z Archiem na grzbiecie. Lady Makbet zdążyła już całkiem nieźle poznać się z klaczą Andrewsa, dlatego też zachowywała się dużo grzeczniej, kiedy to właśnie Twilight się przed nią znajdowała.
Nigdy nie zwracałam na to szczególnie uwagi, dopiero dzisiaj skupiłam się na sprawdzeniu, kto jeszcze należy do grupy drugiej. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy podczas przeczesywania spojrzeniem trenujących wraz ze mną uczniów, napotkałam wzrokiem nikogo innego, jak wczoraj poznanego - z wątpliwą przyjemnością - Zaina Malika.
Zacisnęłam jedynie wargi w cienką kreskę i zacmokałam na Lady Makbet, by ta trzymała tempo.
Po nałożeniu odpowiedniej porcji jedzenia na swój talerz klapnęłam na krzesło przystawione do stolika, przy którym siedzieli już Archie i Emerson. Po wciąż lekko wilgotnych rudych włosach Andrewsa było widać, że niedawno wyszedł spod prysznica. Em - w przeciwieństwie do mnie - również zdawała się tryskać energią. W lewej dłoni trzymała komórkę, przeglądając Instagram, jednak cała jej uwaga skupiała się na przepychance słownej z bratem.
Nie chcąc przerywać im tej pełnej namiętności rozmowy, założyłam na uszy słuchawki i włączyłam jedną z piosenek z Hamiltona.
W pewnej chwili podniosłam głowę znad ekranu komórki, spostrzegając, że Archie wstaje od stołu. Rudowłosy ruszył w kierunku chłopaka, w którym rozpoznałam Harry'ego i wdał się ze Stylesem w rozmowę. Po jakimś czasie przy tej dwójce stanął Zain. W pewnym momencie zaczął on przejeżdżać spojrzeniem po ludziach siedzących w stołówce, pewnie z powodu nieposiadania niczego ciekawszego do roboty. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na moment na mojej twarzy, uniosłam brwi w wyrazie lekkiego zaskoczenia.
- Będę już lecieć, zostawiłam u siebie torbę - rzuciłam do siedzącej obok mnie szatynki, jednocześnie wstając od stołu. - Widzimy się w klasie.
Dotarcie i powrót z pokoju zajął mi stosunkowo niewiele czasu, jednak ten pozytywny akcent dnia został szybko przyćmiony pechowym wypadkiem - który spowodowany był momentem mojej nieuwagi. Zagapiwszy się na ekran komórki, wpadłam na Malika. On z tego zderzenia wyszedł bez szwanku, ja prawie wylądowałam tyłkiem na podłodze.
- Znowu ty - mruknęłam pod nosem, niekoniecznie chcąc, by mnie usłyszał.
Zain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz