Parsknął cicho, rozbawiony tym, że nie zamierzam przyznać mu górowania. I taka prawda. Nie przyznam.
-Ale ty jesteś uparta - przesunął dłoń w górę po moim brzuchu. O nie, nie... nie przestawaj, nie drocz się ze mną. Nie każ mi znosić tej ciszy. Nie torturuj. Złapałam go za nadgarstek, kierując dłoń na dół.
-Nie rób tak. Błagam - przejechałam palcami po jego ręce, zjeżdżając z powrotem na biodra i niżej. Jęknął zadowolony, gdy złapałam go za przyrodzenie, odchyliwszy uda na boki. Wszedł we mnie, łapiąc za biodra i pomógł mi się poruszać. Moja jedna dłoń spoczęła na jego policzku, potem wplątując się we włosy, drugą złapałam za pościel, zaciskając na niej palce, gdy poczułam coraz szybsze ruchy i jego spięte mięśnie. Uśmiechnęłam się, rozkoszując się dotykiem i zagłębiłam głowę w jego ramieniu. Moje powieki momentalnie stały się ciężkie i nawet jakbym próbowała je delikatnie odchylić, odmawiały posłuszeństwa. Nie podobało mi się tylko, że ja nie mogłam jak zamknąć ust, tymczasem on wpijał się w moją szyję jeszcze mocniej, a nacisk wzrastał.
-Lewis... - wydyszałam, a on przerwał.
-Jakieś wymagania, prośby? - mruknął, oddychając ciężko - Jedno słowo i przestanę - pokręciłam głową energicznie, na tyle, na ile było mnie w tym czasie stać.
-Nie przerywaj - przygryzłam wargę. Tak namiętnego seksu nie uprawiałam jeszcze nigdy. Bez porównania, reszta chłopaków, z którymi byłam i wylądowałam w łóżku, nie była aż tak doskonała. W pewnym momencie, obydwoje musieliśmy odpocząć. Wykorzystując chwilę przerwy, przekręciłam się na brzuch i usiadłam na nim, opierając ręce o jego tors. Otworzył oczy, łapiąc oddech. Bardzo dobrze. Przyda mu się. Pochyliłam się tak jak do pocałunku, ale w ostatnim momencie minęłam jego usta i załączyłam wargi na jego szyi.
-Chcesz poznać moje możliwości? - mruknęłam i posmakowałam językiem jego skóry. Uśmiechnął się, zjeżdżając dłońmi na moje pośladki. Podparłam się rękoma o łóżko, zjeżdżając ustami w dół i przygryzłam jego skórę na podbrzuszu. Zacisnęłam dłoń na jego kroczu. Wypieściłam go jak tylko się dało resztkami sił. Przestałam dopiero wtedy, gdy uniósł moją twarz do góry i ruchem zmusił do przysunięcia się. Z powrotem usiadłam na jego brzuchu, łapiąc ramiona i przesunąwszy parę razy biodrami dla pobudzenia zmysłów, uniosłam się. Po raz kolejny poczułam go w sobie, a gdy opadłam z sił, niemal wtuliłam twarz w jego szyję, oddając mu władzę nad moim ciałem. Wydyszałam ciężko jego imię, zagryzając wargę i spinając mięśnie. Moje dłonie błądziły po jego ciele, a ciepły i szybki oddech owiewał szyję i wracał na moje rozgrzane policzki. Po jakimś czasie leżałam wtulona w jego ciało, z jedną nogą założoną na jego brzuchu, po której przyjemnie błądziły palce Lewisa. Uśmiechnęłam się, całując jego obojczyk i zamknęłam oczy, skupiając się na wsłuchaniu w jego oddech.
~*~
Po dziewczynach ani śladu, a ja byłam szczerze mówiąc głodna. Nie pozostaje nic innego jak zrobienie samemu kolacji i poczekanie aż kuzynka Lewisa i jej dziewczyna wrócą z pracy. Oderwałam się od przyjemnie ciepłego ciała chłopaka ku jego niezadowoleniu i usiadłam na skraju łóżka, sięgając po swoją bieliznę.-Pomożesz? - spytałam, poprawiając ramiączka od stanika.
Przysunął się, chwytając za zapięcia. Ogarnęłam włosy na bok, delikatnie odchylając głowę.
-Zdecydowanie wolę to rozpinać - poczułam jego ciepłe usta na swojej szyi, powoli obdarowujące mnie pocałunkami wzdłuż linii ramienia. Wykrzywiłam usta w uśmiechu. Jakby to nie było oczywiste, że wolał. Ja też raczej ściągnęłabym jego bokserki niż założyła. Zjechał dłońmi po mojej talii, przechodząc na biodra, zahaczając o moje uda i w końcu dotarł do krocza. Przygryzł skórę na mojej szyi, drugą rękę uniósł gwałtownie do góry, łapiąc za linię szczęki i odchylił moją głowę do tyłu. To był cholernie dobry ruch. Odchyliłam uda i natychmiast zostałam pociągnięta w dół, z powrotem na łóżko. Pocałunkami przeszedł niżej, zatrzymując się na biuście. I gdyby nie stanik, wiadomo co by się wydarzyło.
-Lewis... - zachichotałam, odpychając go. Zmarszczył brwi, ale po chwili wyszczerzył się zbyt słodko bym obojętnie go tak zostawiła. Przewróciłam oczami, zbliżając swoje usta do jego. Po chwili przygryzłam jego wargę nieco mocniej. Wzdrygnął się. Przełożyłam udo i usiadłam na nim. Uniósł brwi do góry, tym samym mówiąc żebym nawet nie próbowała wygrać, bo to niemożliwe bez jego pozwolenia. Tak czy inaczej, uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Dlaczego nie? - zrobił smutną minę.
-Bo nie jestem łatwą kobietą tylko wymagającą - odgarnęłam włosy z policzka, zakładając kosmyk za ucho.
-Lubię wyzwania - wyszczerzył się. Przewróciłam oczami.
-Normalny seks ci już nie wystarcza? - zaśmiałam się, przeczesując dłonią jego włosy.
-Z tobą to jest jak narkotyk, chcę więcej, silniej, lepiej... trudno wyjaśnić i przedstawić jak bardzo cię pragnę - pogłaskał moje uda.
-To musimy iść na odwyk - uniosłam jego dłonie do góry i splotłam jego palce z moimi.
-To niewyleczalne uzależnienie i... musimy? - uniósł niezauważalne kąciki ust.
-Owszem, to takie dziwne, że być może i ja pragnę cię mocniej niż tego chcę? - podniosłam wzrok, patrząc mu w oczy.
-Wolałbym popaść w alkoholizm, narkotyki nie daj Boże, a wrypałem się w coś gorszego. W miłość z tobą i do ciebie.
-Nie chcesz? - pisnęłam i odsunęłam się, ale chłopak złapał mnie, przytulając do siebie.
-Właśnie problem w tym, że chcę za bardzo - mruknął.
-Spokojnie, raz w miesiącu będziesz miał odpoczynek i nałożony celibat - roześmiałam się razem z nim, gdy pocałował skórę tuż pod piersiami - A dzieci po ślubie - dodałam.
-Będziesz chciała mieć ze mną dzieci? - oparł głowę o poduszkę, gdy zaczęłam rysować palcem po jego torsie.
-Takie plany zostawiam na później. Jestem za młoda na niedospane nocki, zajęte poranki, popołudnia, wieczory... a na sam początek leżenie z brzuchem na łóżku. To okropne. Na początku słodko. Małe dzieci mały problem, duże dzieci duży problem.
-I tak masz nieprzespane nocki - wyszczerzył się.
-Nie, nie mam problemu z... Cholera! Nie chodzi o seks! Zawsze tylko o jednym - szturchnęłam go w ramię.
-I tak byś wyglądała cudownie. Może poczułbym jakąś sympatię do szpitali w końcu - wzruszył ramionami.
-Nie szykuj się na dzieci tak szybko. Puki co, zajmij się mną. I nie próbuj mnie zatrzymywać - pokręciłam głową - Jestem głodna, a głodna kobieta to zła kobieta.
-Ja ci nie wystarczam? - skrzywił się.
-Wiesz... jedzenie nie doprowadza mnie do utraty zmysłów, a może i śmierci z powodu skoku ciśnienia - ujęłam jego twarz w dłonie i złożyłam pocałunek na ustach. Uśmiechnął się - Zrobię ci wspaniałą kolację.
-I wrócisz do łóżka?
-Jak będziesz grzeczny... i jeśli Sophie nie wróci do tego czasu - pocałowałam go w nos i oparłam czoło o jego - Czekaj tu na mnie.
-Zawsze - mruknął i pozwolił mi wstać.
Odeszłam od łóżka dla pewności, że nie zmieni zdania i nie zaciągnie mnie z powrotem. Podeszłam do szafy, w której leżały idealnie ułożone rzeczy. Trzeba ten porządek niestety zepsuć.
-Zabieram sobie - uniosłam białą i chyba jedyną tak jasną bluzkę w tej garderobie.
-Masz swoje ubrania? - poprawił głowę, wlepiając spojrzenie w moje ciało.
-Mam... ale w innym pokoju - powiedziałam dosyć cicho.
-Przyjechałaś tu i zamierzałaś spać oddzielnie, beze mnie?
-Nie miałam pojęcia, że dostanę takie przeprosiny... poza tym - założyłam bluzkę na siebie i wygładziłam jej materiał - Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam na informację, że nie masz raka - zajrzałam oczami, nie odwracając się. Zapadła cisza. Lewis, przerwij ją, bo nie wiem ile czasu mogę tak stać w jednym miejscu, a wychodzić bez słowa też nie chcę - Gdy usłyszałam o onkologii niemal zamarłam - od kiedy łzy same napływają mi do oczu? To frustrujące - Nie waż się więcej mnie tak straszyć - odwróciłam się i uśmiechnęłam.
Kiwnął głową, ale zanim zdążył wstać, ja już otwierałam drzwi od pokoju.
-Pyszne latte kochanie? - wystawiłam głowę przez próg pokoju.
-Tak na wieczór? Nie zasnę...
-A kto powiedział, że będziesz spać? - uśmiechnęłam się, opierając biodra o futrynę drzwi.
-I kto tu proponuje jakie rzeczy? - pokręcił głową.
-Ja w porównaniu z tobą jestem bardzo grzeczna i nie uciekam do innego kraju - prychnęłam - A zresztą nie miałam na myśli tego co ty właśnie miałeś - odeszłam od drzwi, schodząc na dół do kuchni. Nie spytałam się kiedy dokładnie wracają dziewczyny, ale nie będę robić kolacji na czwórkę, bo tylko się zmarnuje. Otworzyłam lodówkę, rozglądając się za potrzebnymi składnikami. Jak ja dawno nie robiłam czegoś podobnego. W sumie odkąd przyjechałam do akademii, bo w domu to normalne, że każdy z nas jadł oddzielnie, czyli podsumowując, każdy robił jedzenie dla siebie. Nigdy nie czułam się w kuchni jakoś wyjątkowo, a tym bardziej, że mój talent kulinarny był albo znikał. Mam nadzieję, że i teraz postanowi się objawić jakimś cudem. Poszukałam coś lekkiego na wieczór i stwierdziłam, że danie z rybą będzie najlepszym wyborem. Najgorsze w obcym miejscu jest szukanie wszystkiego w szafkach. Włączyłam radio, ciesząc się, że chociaż tutaj nie mówią do mnie po niemiecku. Musiałam sama stwierdzić, że gotowanie nie jest takie złe jak się wydaje...
-Pachnie... - Lewis złapał mnie za ramiona. Podskoczyłam, zaciskając gniewnie usta.
-Miałeś czekać w pokoju - odwróciłam się z piorunującym spojrzeniem.
-Tęskniłem - oparł się o szafkę i sięgnął ręką w stronę jedzenia. Trzepnęłam go w dłoń i stanęłam przed nim.
-Nie podjadaj, bo ugryzę - uśmiechnęłam się i odepchnęłam go ramieniem.
Lewis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz