wtorek, 31 stycznia 2017

Od Maxa CD Samanthy

Wraz z powrotem do Morgan musieliśmy się liczyć z tym, że wszystko wróci do normy. No, prawie wszystko. 
Wracałem akurat ze stajni i zobaczyłem Sammy, wychodzącą ze swojego czarnego Mini Coopera. Pomachała mi na dzień dobry, a ja podszedłem do niej. Okazało się, że wróciła akurat z miasta. W ręku trzymała dużą białą kopertę, co zwróciło moją uwagę. Wyglądała na wypełnioną po brzegi. Sam powiedziała, że są w niej wywołane zdjęcia z naszego wyjazdu. Zdęcia… Pamiętam, że robiliśmy kilka fotek, ale nie spodziewałem się, że będzie tego aż tyle! Dowiedziałem się też, że to są tylko te najlepsze. Moja ciekawość rosła z każdym pokonanym stopniem w drodze do pokoju Sam. Chciałem koniecznie je obejrzeć.
Będąc już w pokoju, ja dorwałem się do koperty, a Sammy wyciągnęła prezent mikołajkowy, który dostała ode mnie. Była to ogromna ramka na zdjęcia. Ucieszyłem się, że w końcu ją wykorzysta. Dziewczyna wkładała tam fotografie, a ja sobie je wszystkie przeglądałem, uśmiechając się pod nosem. Jednak jedno zdjęcie… Skąd one się tam wzięło?! Spałem na nim oparty o ramię jakiegoś pasażera. Naprawdę nie przypominałem sobie tej sytuacji, a Sammy miała najwyraźniej ubaw z mojej skonfundowanej miny. Po kilku minutach uznaliśmy, że wygodniej będzie nam segregować fotki na łóżku niż na stojąco. Dlatego usiedliśmy na nim i porozkładaliśmy zdjęcia na kocyku, którym łóżko było przykryte.
-Um… Max? – w pewnym momencie Sammy podniosła wzrok znad zdjęć, jej głos wydał mi się niepewny – Pamiętasz naszą rozmowę z balu?
Również podniosłem wzrok i spojrzałem Sam w oczy. Czy ona właśnie wspomniała coś o balu i naszej… rozmowie? Czemu porusza ten temat właśnie teraz?
- I chciałam się zapytać czy myślałeś nad tym wszystkim? – kontynuowała. Teraz byłem niemal pewny, że jej głos zaczyna odrobinę drżeć - Czuję, że jestem w tobie zakochana. Z każdą chwilą coraz bardziej, a wspólny wyjazd jeszcze bardziej mnie w tym utwierdził. I mam nadzieję, że czujesz to samo. *przerwa na głęboki oddech* Jeśli jednak nie, nie zamierzam cię zostawiać. Możemy zostać przyjaciółmi.
Wow. Gapiłem się na nią przez kilka sekund bez reakcji. Nawet nie mrugnąłem, ale w środku czułem jak coś się we mnie roztapia i rozpływa po całym ciele. Miałem wielką ochotę przytulić ją z całej siły i pocałować. O tak. Przyjaciółmi byliśmy kilka tygodni temu. Teraz, po wyznaniu Sam, miałem pewność, że na przyjaźni się nie skończy.
Zsunąłem się powoli z łóżka, wciąż milcząc.
- Wstań, proszę. – starałem się żeby te słowa zawierały jak najmniej emocji. Czułem, że lada moment wyjdą na jaw.
Chyba udało mi się ją zmieszać, bo na twarzy Sammy pojawiła się niepewność. Wstała jednak i teraz znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie. Czułem jej słodki oddech na twarzy.
Nadal nie powiedziałem ani słowa, chciałem trzymać ją jak najdłużej w niepewności. Jednak sam nie wytrzymałem. Ująłem twarz Sam w obie dłonie i przybliżyłem się do niej, patrząc w jej złociste oczy. Miałem wrażenie, że ta chwila trwała wieczność i jak dla mnie mogłaby trwać jeszcze dłużej. Stykaliśmy się niemal czołami, stojąc w milczeniu. Mój wzrok zsunął się na jej pełne usta. Kurczę, jeszcze nigdy w życiu nie pragnąłem tak kogoś pocałować. Sammy, jakby czytając mi w myślach, musnęła delikatnie swoimi ustami moje. Poczułem jak ciarki rozchodzą się po całym moim ciele. W następnej sekundzie pocałowałem ją. Długo i namiętnie.

Sammy? <3 Wybacz, że takie krótkie.

Od Luke'a cd. Pain

Wiedziałem, że nie mogę jeszcze pokazać tego Pain, bynajmniej nie w takich okolicznościach. Jestem prawie pewny, że ta wiadomość, która zawarta jest na tej kartce, bardzo ją ucieszy, dlatego nie mogę jej powiedzieć tego ot tak, po prostu. Sam ze sobą musiałem stoczyć ciężką walkę, bo niestety jestem kiepski w robieniu niespodzianek i zazwyczaj wygadam się wcześniej. Selena zawsze prezenty pod choinkę dostawała już na początku listopada, bo najzwyczajniej w świecie nie mogłem się doczekać.
Spojrzałem na Pain, która właśnie obserwowała mnie z miną naburmuszonego dziecka, któremu ktoś właśnie zabrał cukierka.
- Ale ja nie mogę ci tego pokazać - zaśmiałem się.
- A to niby dlaczego? - Położyła ręce na biodrach i zmarszczyła brwi.
- Bo... chciałem ci to pokazać później.
- No Lukeeee - jęknęła.
- Obiecuję, że później ci pokażę. - Uśmiechnąłem się całując ją w czoło.
- A może.. może chociaż powiesz mi z czym jest to związane, jaka kategoria, cokolwiek.
- Nie mogę Pain, naprawdę - zaśmiałem się - Musisz wytrzymać. 
- Jak długo? - jęknęła wstając z łóżka. 
- Co ty na to, żeby pojechać na pizzę? 
- Jasne, ale potem mi powiesz? 
- Oczywiście. - Wyszczerzyłem się. 
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do mnie składając krótki i delikatny pocałunek na moich ustach.
- O której jedziemy? 
- Za pół godziny? 
- Dobrze. - Obdarzyła mnie jednym z jej najpiękniejszych uśmiechów i tanecznym krokiem udała się w stronę drzwi.
*   *   *   *
- W takim razie, możesz mi już powiedzieć? - spytała przeżuwając kawałek pizzy.
Widziałem w jej oczach, że odkąd tylko usiadła przy tym stoliku nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. 
 - Miałem nadzieję, że już zapomniałaś. - Wywróciłem oczami.
- Luke - jęknęła - Wystarczy, nie każ mi czekać tak długo. 
- Okej - westchnąłem sięgając do kieszeni kurtki.
- Serio? - zdziwiła się - Tak łatwo poszło?
Zaśmiałem się i wyjąłem kartkę, którą wcześniej tak chowałem. Podałem znalezisko Pain, a ona dokładnie się mu przyjrzała. 
- Zaproszenie na ślub? - uniosła brwi.
- Ben. - Uśmiechnąłem się szeroko. 



Pain?

Od Samuela CD Hayden

Dzień zaczął się zwyczajnie. Trochę zbyt zwyczajnie. Nic praktycznie bardziej ciekawszego się nie działo. Aż do popołudniowego treningu. Z racji tego, że dziś był wtorek, drugą jazdę mięliśmy z panią Melanie O’Connor. Ujeżdżenie, coś co lubię prawie najbardziej.

Czyściłem właśnie jedno z kopyt Hope, kiedy usłyszałem nad sobą głos.
- Co masz? – od razu poznałem, że był to Max
Podniosłem wzrok na brata, stojącego przy boksie siwki. Trzymał sprzęt Newtona i najwyraźniej się nie spieszył. Spojrzałem na zegarek, żeby upewnić się która jest faktycznie.
- Ujeżdżenie. Gościu, za dziesięć minut masz trening, a ty się jeszcze zatrzymujesz żeby pogadać? Może chcesz herbatki jeszcze? – zaśmiałem się, wyciągając szczotkę o miękkim włosiu i piorunując go wzrokiem
- Sam nie jesteś gotowy! Poza tym, napiłbym się herbatki. – wyszczerzył się i poszedł do swojego ogiera
Pokręciłem głową, uśmiechając się lekko sam do siebie. Max miał rację, też byłem daleko w lesie z siodłaniem siwej. Dokończyłem w mgnieniu oka czyszczenie Hope i popędziłem do siodlarni po jej  sprzęt. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, szukając swojego haka oraz brązowego siodła klaczy. Jest! Szybko zdjąłem je wraz z ogłowiem i powróciłem pędem do Hope. W połowie drogi wróciłem się po czaprak i owijki, bo oczywiście musiałem o nich zapomnieć.
W boksie siwki zabrałem się za jej siodłanie, a gdy wszystko było dopięte na ostatni guziczek zerknąłem na zegarek. Zostały mi trzy minuty. Założyłem więc toczek i wyprowadziłem klaczkę z boksu. Podekscytowana siwka strzygła co chwilę uszami i po cichu rżała. Po drodze mijałem boks Newtona, gniadosza Maxa i zerknąłem do środka. Kiedy dostrzegłem jak braciszek męczy się z ostatnią owijką ogiera, który nie mógł się już doczekać jazdy i dreptał w miejscu, uśmiechnąłem się złośliwie.
- Ruszaj się, ciamajdo! – rzuciłem ze śmiechem przez ramię, Max w odpowiedzi pokazał mi język

Trening zaczęliśmy od krótkiej rozgrzewki. Hopeful zachowywała się wręcz jak aniołek, posłusznie wykonując każde moje polecenie. Naprawdę świetnie się z nią pracuje. Po kilku okrążeniach stępem a potem kłusem, przyszedł czas na galop. Miękki chód i jednolity rytm siwej świadczył o jej całkowitym rozluźnieniu i chęci współpracy.
- Okey, zatrzymajcie się! Niech kilka osób pomoże mi sprzątnąć to wszystko i ustawcie, proszę slalom! – powietrze przeciął wysoki głoś pani O’Connor
Zgodnie z poleceniem trenerki kilka osób zeszło z koni i pomogło jej znieść wszystkie przedmioty z ujeżdżalni. Wiedziałem co się kroi.
- Ustawcie się proszę w kolejce poza barierką. Pamiętać o odstępach! – poleciła trenerka
Wykonaliśmy to, co nam polecono. Stanąłem za Samanthą i jej karym wałachem i obserwowałem przejazd trenerki. Pani O’Connor wykonała kilka podstawowych ćwiczeń na swoim koniu. Potem powiedziała, żeby każdy spróbował z osobna. Miał to być freestyle'owy przejazd.
W głowie układałem sobie po kolei to co będę pokazywał. Z niecierpliwością oczekiwałem na swoją kolei, a kiedy nadeszła byłem nawet trochę zdenerwowany. Wiedziałem, że prawie każda para oczu mnie obserwuje, niemal jak na zawodach. Okey, skup się, Sam. Dasz radę.
Wjechałem na środek pustej ujeżdżalni. Hope nie dawała żadnych oznak zdenerwowania. Dało się wyczuć opanowanie i skupienie w jej ruchach. Rozpocząłem od salutu, a następnie popędziłem klacz do lekkiego kłusu. Potem wjechałem na slalom, skracając nieco wodze. Klacz wiedziała o co mi chodzi. Spięła się, wyginając długą szyję w zgrabny łuk. Po gładkim przejechaniu slalomu zrobiliśmy przekątną z przestępowaniem na krzyż. Byłem dumny z siwej, bo wyszło jej to naprawdę nieźle. Potem zrobiliśmy jeszcze kilka innych ćwiczeń i zakończyliśmy swój przejazd.
Po treningu rozsiodłałem i wyczyściłem szybko Hope. Jazda nie była dziś specjalnie męcząca, więc siwka była nadal pełna energii. Poklepałem ją i czule podrapałem po czole na pożegnanie i skierowałem się w stronę boksu Maxa. Tak jak się spodziewałem, znów się guzdrał i nadal nie odniósł sprzętu ogiera do siodlarni tylko rzucił w kąt. Eh, on w ogóle nie szanuje tego co ma.
- Co tak wolno, ślimaku? – zaśmiałem się, opierając się o bramkę boksu
- Nie mam po co się spieszyć. – odparł, nie zwracając na mnie większej uwagi
Prychnąłem. Nadal opierałem się ramieniem o bramkę i obserwowałem Maxa. Cisza między nami trochę zaczęła mi przeszkadzać, a chciałem mu jeszcze trochę podokuczać zanim sobie pójdę.
- A… Jak tam twoja Sammy? – zmrużyłem oczy i posłałem mu znaczący uśmieszek
Może to od wspomnienia jej imienia, a może od tego że trzymał głowę nisko przy czyszczeniu tylnego kopyta Newta, ale dostrzegłem jak się zarumienił. Zabębniłem palcami o kraty, wciąż się głupkowato uśmiechając.
- Dobrze. – krótka odpowiedź. Chwilę potem zmienił temat, szczerząc się szeroko, jak zawsze – A zgadnij kto dzisiaj zaliczył aż trzy gleby.
Zmarszczyłem brwi. Do kogo on to mówił?
- Przynajmniej nie zrobiłam tego na samym początku – odpowiedział Maxowi melodyjny głos, należący do którejś z dziewczyn z jego grupy
Byłem pewien, że gdzieś go już słyszałem, ale za nic nie mogłem go skojarzyć z żadną twarzą. Nie zdołałem powstrzymać ciekawości i skierowałem szybko swój wzrok w stronę źródła głosu. Okazało się, że jego właścicielką była Hayden. Chyba… Tak miała na imię, o ile się nie pomyliłem.
- Nie zdążyłem się dobrze rozgrzać – usprawiedliwiał się Max, wciąż się uśmiechając
- Tak, tak. Tak się tłumacz – dziewczyna zaśmiała się i pokiwała głową
Zapadła cisza. Max zmarszczył brwi i skakał spojrzeniem to na Hayden, to na mnie. Niemal widziałem jak trybiki w jego umyśle zaczynają się rozkręcać, uruchamiając proces myślenia. Tylko nad czym on się zastanawiał?
- Wy się znacie? – odezwał się w końcu, przerywając ciszę
- Um… Raczej nie. – dziewczyna odpowiedziała, jakby niepewnym tonem
Pokiwałem przecząco głową. Max ożywił się i podszedł do nas. Najpierw gestem wskazał na mnie.
- Sam. – odwrócił się na pięcie w stronę dziewczyny, nie zmieniając pozycji swoich rąk – Hayden. Hayden. – powtórzył obrót – Sam.
Miałem rację. Posłałem uśmiech w stronę dziewczyny i podałem jej rękę.

Hayden? Trochę kijowe, wiem, ale obiecuję poprawę. xdd

Od Nialla cd. Charlotte

- Oj daj spokój - zaśmiałem się biorąc tackę że śniadaniem. 
Dziewczyna westchnęła i ruszyła w stronę swojego stolika w głębi stołówki, a ja poszedłem za nią. Zająłem miejsce naprzeciwko Charlie i bez słowa zabrałem się za jedzenie. 
- Wyglądasz jak trup. - Zmarszczyła brwi.
- Dzięki - zaśmiałem się - Miałem ciężka noc. Cora zrobiła mi pobudkę o drugiej, sygnalizując, że musi wyjść, a gdy już zabrałem ją na dwór postanowiła, że fajnie byłoby pobiegać sobie wokół akademii no i.. tak wyszło.
- Przecież nie musiałeś biegać razem z nią. 
- Musiałem, smycz zaplątała mi się na ręce, a byłem tak śpiący, że nie potrafiłem jej rozwiązać.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na idiotę i uderzyła się otwartą dłonią w czoło. 
- Naprawdę czasem mnie załamujesz - westchnęła.
Resztę posiłku spędziliśmy w ciszy.
*   *   *   * 
Po śniadaniu wróciłem do swojego pokoju. Dzisiaj trening miałem dopiero wieczorem, a wcześniej jakoś nie czułem potrzeby, ani ochoty na to by ruszyć swój tyłek z akademika. W końcu jest tyle ciekawych rzeczy, które można robić nie wychodząc z pokoju, na przykład leżeć, spać, albo.. yyy.. dobra, jednak nic ciekawe nie można robić. 
Cora ponownie wcisnęła się na miejsce obok mnie i zaczęła domagać się głaskania. 
- Może chcesz iść na spacer? 
Spodziewałem się po niej wielkiego entuzjazmu, że pobiegnie po smycz i w pełnej gotowości będzie czekać przy drzwiach, a ona co? Przekręciła się kilka razy na łóżku i kompletnie zignorowała moje pytanie. 
- No proszę cię! Nudzi mi się! - powiedziałem błagalnym głosem sięgając po smycz, która leżała na podłodze. 
Gdy tylko Cora zobaczyła co zamierzam, zeskoczyła z łóżka i zajęła miejsce na drugim końcu pokoju. 
- Czyli nie idziemy na spacer - mruknąłem przyciskając sobie poduszkę do twarzy.
Coś czuję, że czeka mnie bardzo nudny dzień. Wziąłem swoją komórkę i od razu kliknąłem ikonkę Snapchata. Zacząłem przeglądać nowe filtry, jednak i to szybko mi się znudziło. Postanowiłem wysłać coś Charlie.
Czy tobie też tak bardzo się nudzi? 
Nie musiałem zbyt długo czekać na odpowiedź, bo przyszła dosłownie w ciągu kilku sekund. 
Możliwe.
No to w takim razie ponudzimy się razem. 
Wstałem z łóżka i naciągnąłem buty na nogi. Cora od razu poderwała się z miejsca i bacznie obserwowała każdy mój ruch.
- Nie chciałaś ze mną wyjść to wychodzę sam! - zaśmiałem się podchodząc do drzwi. 
Suczka podbiegła bliżej i zaczęła znowu patrzeć na mnie, tymi swoimi słodkimi oczkami. Wiedziałem, że też chce iść, ale przecież nie będę jej ciągnął ze sobą.
Gdy tylko pociągnąłem za klamkę Cora podniosła się i próbowała wyjść. 
- Będziesz grzeczna? - westchnąłem z rezygnacją.
Zaszczekała głośno i uniosła łapę. Przybiłem jej żółwika. Gdy tylko otworzyłem drzwi wybiegła i zaczęła kręcić się po całym korytarzu. Po chwili przybiegła do mnie i czekała, w którą stronę pójdę.
*   *   *   *
Zapukałem kilka razy do drzwi od pokoju Charlie, jednak nikt nie odpowiedział. Wszedłem do środka 
skoro otwarte, to można wchodzić
- Niall, czy to znowu ty? - usłyszałem jej głos dobiegający z łazienki.
- Możliwe - zaśmiałem się.
Od razu rozłożyłem się wygodnie na łóżku, a Cora grzecznie usiadła obok biurka.


Charlie?
wybacz za jakość opo, ale.. nie wiem, jakoś mi nie wyszło :( 

Od Shane'a CD Allijay

Kiedy przeszła pora na kolację udałem się na dół, do jadalni. Ustawiłem się w kolejce, wypatrując jednocześnie Allijay. Po chwili jednak zrezygnowałem. Stwierdziłem, że niedługo powinna przyjść, a jeśli nie to sam do niej pójdę. Odebrałem tacę z jedzeniem i usiadłem przy, teoretycznie, naszym stoliku. Odwróciła się do mnie pewna brunetka. Pogadaliśmy trochę, mimo, że rozmowa się nie kleiła. Na szczęście Allijay przyszła w odpowiednim momencie, dzięki czemu wyrwała mnie z sideł tamtej dziewczyny. 
-Cześć -przywitałem się z szarooką, po czym zabrałem się za posiłek.
-Hej... -odpowiedziała jakoś dziwnie obojętnym tonem, a następnie spuściła głowę i wlepiła wrok w swoją kanapkę. 
-Wpadniesz dzisiaj do mnie? -zapytałem, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę.
-Okej... -odparła niemrawo.
Umówiliśmy się na dwudziestą. W trakcie kolacji brunetka, która już wcześniej mnie zaczepiała, odwróciła się w naszą stronę jeszcze kilka razy. Allilay najwidoczniej bardzo to podirytowało, bo lekko wściekła odniosła tacę, a potem wybiegła z jadalni, nawet się ze mną nie żegnając. Westchnąłem w duchu. Przecież nie miałem pojęcia co ją tak ugryzło. Postanowiłem jej bardziej nie drażnić, więc wróciłem do swojego pokoju z zamiarem ogarnięcia całego bałaganu, jaki panował w mieszkaniu. Żadna z rzeczy nie pozostała na swoim miejscu, nawet moje ubarania, które były ładnie poukładane w szafie. Sprawca tego zamieszania spał natomiast na fotelu. Ktoś kto go nie zna, w tej chwili wyśmiałby mnie, jak taki aniołek może tak nabroić. Ano może, w końcu to kot...
Po kilkunastu minutach udało mi się w miarę ogarnąć pokój, więc chciałem zabrać się na szybko za przygotowanie chociażby czegoś słodkiego do jedzenia, bo zostało niewiele czasu do przyjścia Allijay. W momencie gdy szedłem w stronę kuchni ktoś zapukał do drzwi mojego mieszkania. Byłem przekonany, że to mój gość, jednak bardzo się myliłem...
-Cześć Shane... -zaczęła tajemniczo brunetka, która zaczepiała mnie podczas kolacji. Jej trochę zbyt przesłodzony głos już na wstępie uświadomił mi do czego zmierza. 
-Em... Cześć... -zabrzmiało to bardziej jak pytanie, ale dziewczyna była tym całkowicie nie zrażona. -W czym mogę ci pomóc? -oparłem się o ścianę, co oczywiście miało dać jej do zrozumienia, że nie mam ochoty z nią rozmawiać. Niestety moje intencje zostały odczytane w zupełnie inny sposób. 
-Skoro pytasz... -zaczęła i niby zakłopotana z tego jaki jestem "bezpośredni", spuściła wzrok. W rzeczywistości zrobiła to, by zmierzyć mnie dokładnie od stóp do głów. Już po chwili wróciła wzrokiem do moich zielonych oczu, przy okazji badając rysy twarzy. 
Po kilku długich minutach na schodach usłyszałem kroki, a już po krótkiej chwili zobaczyłem moją wybawicielkę.
-Allijay! -krzyknąłem uradowany, dzięki czemu dziewczyna podniosła wzrok. 
Brunatka, nagle błyskawicznie się do mnie przybliżyła i "przez przypadek" dotknęła moją dłoń. W międzyczasie zmierzyła szarooką nienawistnym spojrzeniem. Ta zatrzymała się gwałtownie. W jej oczach dostrzegłem przez chwilę zawód. Zaraz potem odwróciła się i pobiegła na dół, jak się domyślałem, do swojego pokoju. 
-Allijay! -krzyknąłem za nią, ale była już pewnie za daleko, a nawet gdyby usłyszała, nie wróciłaby. 
Brunetka tylko się uśmiechnęła. Już chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie pociągnąłem za klamkę i błyskawicznie przekręciłem klucz w zamku. Pognałem w kierunku schodów. Skacząc co trzy stopnie, czego o mało nie przepłaciłem zdrowiem lub nawet życiem, zbiegłem na piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie szarookiej. 
-Allijay! -zawołałem zatrzymując się przed drzwiami. -Mogę wejść? -zapytałem. Już chciałem zapukać, ale uznałem, że to i tak nic nie da. 
Uchyliłem delikatnie drzwi, a następnie wszedłem do pokoju Allijay. Siedziała po turecku na łóżku, wpatrzona w okno, plecami do mnie. Na dowód swojego protestu założyła na głowę kaptur z niebieskimi, kocimi uszkami. 
-Ej, kotku... -zagadałem chwytając jej ramię, by odwrócić ją w swoją stronę. 
Wyszarpała je wściekle i prychnęła cicho pod nosem, zupełnie jak rozjuszony kot. 
-O co chodzi? -zapytałem wychylając się tak, żeby móc zobaczyć twarz dziewczyny, ale odwróciła głowę w drugą stronę. 
Westchnąłem ciężko, a następnie usiadłem, również po turecku, w pewnej odległości od Allijay. Przez chwilę wpatrywałem się w jej plecy, bo nie wiedziałem co zrobić. 
-Kici kici..  -zawołałem, ale na tego kotka niestety to nie działało. 
Zareagowała jedynie warknięciem. Następne kilka minut przesiedzieliśmy w całkowitej ciszy. Przerwały ją krople deszczu, które nagle zaczęły uderzać w szybę. Za oknem już dawno panował mrok, ale w pomieszczeniu świeciło się światło. 
-Allijay? -podjąłem jeszcze jedną i ostatnią próbę zwrócenia na siebie uwagi dziewczyny. Niestety, na marne.
W końcu chwyciłem mocniej ramiona szarookiej. Tym razem nie pozwoliłem jej się wyrwać i siłą zmusiłem ją, by się odwróciła w moją stronę. W efekcie przewróciła się na mnie. Głowę, mimo woli położyła na moich kolanach, ponieważ nie pozwoliłem, na to, żeby wstała. Wbiłem spojrzenie w oczy dziewczyny, jednocześnie delikatnie gładząc ją po włosach. 
-O co ci chodzi? -zapytałem, ale odwróciła wzrok. -Czyżbyś była zazdrosna? -mój głos przybrał bardziej prowokującą barwę, a na ustach pojawił się równie produkujący uśmieszek.
Allijay? (:

Od Charlotte CD Nialla

Dziś w nocy nie mogłam zasnąć. Mimo, że czułam zmęczenie, natłok myśli w mojej głowie nie pozwalał mi na odpoczynek. Zamiast uporządkować się w składne i uporządkowane linie, wolały skołtunić się, nie pozwalając mi tym samym na skupieniu się na jednej ze spraw. Kiedy tylko próbowałam pomyśleć o jednej rzeczy, od razu rozpraszała mnie inne, ściągając na siebie moją uwagę. Nienawidzę takich chwil.
Westchnęłam cicho, siadając. W całym akademiku panowała cisza, nie słychać było żadnych szmerów. Najwidoczniej nikt nie miał problemów z bezsennością, toteż zostałam w tym bagnie sama. Kiedy tylko o tym pomyślałam, w głowie usłyszałam głos Nialla.
"Jeżeli coś by było nie tak, albo chciałabyś pogadać, wygadać się, czy coś w tym stylu to zawsze chętnie do usług"
Wiedziałam, że mówił szczerze. Tylko, że ja nie byłam gotowa na opowiedzenie komukolwiek, przez co kiedyś przeszłam. Na zaufanie było zbyt wcześnie. To było ponad moje siły, musiałabym zdjąć z siebie zewnętrzną powłokę, nad której pojawieniem się pracowałam tyle czasu. Nie chciałam pokazać po sobie słabości, nie potrzebowałam czyjegoś współczucia. Większość ludzi na widok łez nie umiała sobie poradzić z osobą płaczącą. Zwyczajne poklepywanie zazwyczaj nie przynosiło rezultatów. Niewielu wiedziało jak powinni zareagować.
Nie mając nic lepszego do roboty, podeszłam do okna. Parapet był idealnym miejscem do siedzenia, dlatego nie namyślając się dłużej, posadziłam na nim tyłek. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że dziś na niebie świeci mnóstwo gwiazd. Tysiące maleńkich, błyszczących punkcików rozświetlało nieboskłon, a księżyc był ledwo widoczny. Cieniutki obręb półkola jaśniał delikatnie pośród reszty błyszczących kropek. Oparłam głowę o szybę, a kiedy po moim policzku spłynęłam łza, nie wykonałam żadnego ruchu, żeby ją zetrzeć.
Dopiero rano dotarło do mnie, że musiałam wtedy zasnąć. Obudziłam się dość gwałtownie, przekonana, że muszę iść na lekcje i z pewnością już jestem spóźniona. Chwyciłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz z nadzieją, że nie było jeszcze pierwszej lekcji i ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że jest dziś wolne. Najchętniej wróciłabym do łóżka, ale wiedziałam, że i tak nie potrafiłabym zasnąć. Dlatego właśnie zdecydowałam, że wybiorę się pobiegać. Wyprowadzając uprzednio Jeffreya na siusiu, po kilku minutach biegłam już w stronę lasu.
Muzyka płynąca ze słuchawek pozwalała mi się odprężyć i skupić na parciu naprzód. Ranne, zimowe powietrze było rześkie i czyste, a ziemia twarda. Idealne warunki do sportu.
Zerknąwszy na ekran telefonu, uświadomiłam sobie, że jestem około sześciu kilometrów od stadniny, a do śniadania zostało zaledwie pół godziny. Wiedziałam, że będę musiała się postarać, żeby załapać się na jedzenie. Płuca mnie paliły, jakby płonął w nich żywy ogień, a mięśnie nóg bolały jak cholera, ale na miejsce dobiegłam pięć minut przed ósmą. W pokoju wzięłam szybki prysznic i zmieniłam ubrania, a następnie udałam się na stołówkę.
- Dzień dobry - obróciłam się, słysząc głos Nialla i o mały włos moje śniadanie nie wylądowało na jego bluzce. - Spokojnie, to tylko ja.
- Tym bardziej wolę trzymać się na dystans - mrugnęłam do niego, robiąc krok w tył.

Niall?

Od Sherie Do Theo

Wyszłam z samochodu, poprawiając spódniczkę. Parę metrów dalej zaparkowała reszta, czyli Luke, Pain i Niall. Zaraz do nas dołączyli, oczywście ja jak to ja musiałam się kogoś uczepić, padło na Selenę. Przegadałyśmy całą drogę do pizzeri. 
Gdy byliśmy już w budynku zajęliśmy stolik przy ścianie. Kurtki wylądowały na oparciach krzeseł.
— No — zaczął Niall.— To kto idzie złożyć zamówienie?
Każdy mierzył spojrzeniem drugiego, ale kiedy wzrok Seleny wylądował na mnie, dyskretnie skinęłam głową w stronę Theo. Załapała aluzję.
— A gdyby tak Theo? — ktoś rzucił pomysłem.
— Jestem za! — zgodziła się Pain.
Potem wszyscy wyrazili poparcie dla mojej decyzji. Theo z rezygnacją wstał i spojrzał na nas.
— Kto? — zapytał.
Podniosłam ręce ze śmiechem.

Theo? Wybacz, brak pomysłów ;-;

Od Theo cd. Sherie

Wróciłem ze stajni, wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w czarne jeansy i tego samego koloru bluzę. Na pizzę mieliśmy jechać za dokładnie pół godziny, więc miałem jeszcze trochę czasu, żeby odpocząć po ciężkim treningu. Dzisiaj szło mi bardzo dobrze, a i Nemesis wyjątkowo się starała. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda nam się wystartować w zawodach, bo jestem pewny, że byśmy sobie poradzili.
Zabrałem z biurka telefon i położyłem się na łóżku. Athena od razu wyczuła odpowiedni moment i szybko wskoczyła na mnie kładąc się na moich brzuchu. Pogłaskałem kotkę, na co ta po chwili zmrużyła swoje małe oczka i zaczęła mruczeć.
- Ty też wolisz mówić po polsku? - zaśmiałem się - Chociaż.. raczej słuchać, a nie mówić.
Athena nie zwróciła na mnie większej uwagi, z czego od razu wywnioskowałem, że jednak tylko Nemesis rozumie w innym języku.
Odblokowałem telefon i zacząłem przeglądać Instagram, a zaraz po nim Snapchata. Nim się obejrzałam nadeszła już pora się zbierać. Wstałem z łóżka, naciągnąłem na siebie buty i kurtkę oraz zabrałem kluczyki od samochodu. W końcu było nas sześcioro, więc nie pojedziemy jednym.
Zamknąłem pokój i udałem się w stronę mieszkania Sherie. Gdy zatrzymałem się przed jej pokojem zapukałem kilka razy do drzwi, które po chwili z lekkim skrzypnięciem się uchyliły.
- Gotowa? - spytałem z uśmiechem.
- Oczywiście - odpowiedziała - Tylko ubiorę buty.
Dziewczyna szybko założyła buty i kurtkę oraz wzięła swoją torbę.
- Teraz już w stu procentach gotowa - zaśmiała się.
Zamknęła pokój na klucz i zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy już czekali.
- To jak jedziemy? - spytałem.
- Po trzy osoby. Ja, Pain i Niall, a wam podrzucę Selenę - odpowiedział Luke.
- Dzięki bracie, ja też cię kocham - powiedziała Selena uderzając brata w ramię, na co ten zaczął się śmiać.
Żeby uniknąć ich kłótni od razu udaliśmy się do samochodu. Selena od razu wpakowała się na tylne siedzenie, a Sherie usiadła z przodu. - Ogólnie, to ktoś już zdecydował, gdzie dokładnie jedziemy? - spytałem odpalając silnik.
- Nie wiem, Luke już wyjechał, więc pewnie sam o tym zadecydował - burknęła Sel.
Selena i Luke to było naprawdę wspaniałe rodzeństwo. Ostatnio często zdarzały im się sprzeczki, jednak trwały one zazwyczaj nie dłużej, niż pół dnia.
Dojechaliśmy do miasta w jakieś 20 minut i zaparkowaliśmy zaraz przy galerii handlowej.

Sherie?
wybacz za długość, chwilowo wena mnie opuściła ;_;

Od Will'a CD. Quinlan

~Okres świąteczny~
Bez Quinn do mojego życia wstąpiła nuda i tęsknota. Kiedy ostatnio tak się do kogoś przywiązałem? Miałem okazję, by choć na trochę o niej zapomnieć.
- Rusz dupę, Willy! - Victoria rzuciła we mnie bagażem podręcznym. Westchnąłem ciężko i ruszyłem za nią do samolotu. "Święta powinno się spędzać z rodziną", więc rodzice wysłali nam bilety do Miami. I jak zwykle nie mamy nic do powiedzenia... Zająłem swoje miejsce i cierpliwie czekałem, aż te męki się skończą. Nienawidzę korzystać z linii lotniczych, ale mógłbym narobić sobie kłopotów kradnąc ten spadochron...
Jedyny plusem w powrocie do domu, prócz zobaczenia rodziców oczywiście, było to, że mogłem przetestować swoje umiejętności na koniach matki. Nie mogę wypaść z formy tylko z powodu wyjazdu. Choć sama "rodzinna kolacja wigilijna" wyglądała dokładnie tak, jak się spodziewałem. Ojciec pojawił się dopiero pod koniec. Gdybym był młodszy, może przejąłbym się choć odrobinę, ale nie. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, nawet nie byłem na niego zły. Wigilia wygląda tak samo od wielu lat i on może obiecywać, przysięgać, ale nie uwierzę mu nigdy. Mężczyznę ciężko zmienić, a im starszy, tym jest to trudniejsze. Podsumowując: przeżyłem. Vicky też, ale ona wyjdzie cało z każdej sytuacji.
~Wracając do Quinn~
Wyjątkowo niechętnie ją wypuściłem. Jej ciało było tak przyjemnie ciepłe... Dziewczyna pozbierała swoje rzeczy i wróciła do mnie z ciepłym uśmiechem, którego tak mi brakowało przez ten cały czas.
- Co ty tutaj właściwie robisz? - wyrwało mnie z zamyślenia. Odchrząknąłem i nachyliłem się nad jej uchem.
- Robię za twoją obstawę. - szepnąłem, robiąc z palców pistolet. - Ze mną jesteś bezpieczna. - jeszcze przez moment utrzymywaliśmy poważne miny, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Przez ulicę akurat szedł niemały tłum ludzi. Stanąłem przed Quinlan i uniosłem swą zabójczą broń.
- Jeśli ktoś chce skrzywdzić to liliowowłose dziewczę, najpierw musi się zmierzyć ze mną! - ryknąłem w stronę tłumu, a ponieważ się nie zatrzymał, musiałem otworzyć ogień z palców.
Jednak na napastnikach nie zrobił najmniejszego wrażenia, wciąż napierali wykorzystując przewagę liczebną.
- Kurde, powinni już nie żyć... - westchnąłem z teatralną paniką.
- I co teraz? - Quinn przyłączyła się do sztuki. Chwyciłem dziewczynę za rękę.
- ODWRÓT! - wrzasnąłem ciągnąc ją za sobą. Ledwo nadążała za mną z powodu swoich bagaży. W biegu zabrałem jej jeden z nich i pędziliśmy dalej. W końcu wciągnąłem ją do hotelu "Beverage". Oparłem się o biurko recepcji, dysząc ciężko. Quinlan patrzyła na mnie zaskoczona, starając się uspokoić oddech.
- Co my tu robimy? - wysłowiła się w końcu.
- Zabieramy moje rzeczy i dzwonimy po taksówkę. - odparłem i zabrałem od chłopaka z obsługi swoją walizkę.
- Dlaczego mieszkałeś tutaj? Coś ze szkołą? - spytała, gdy wsiadaliśmy do czarnego samochodu.
- Przekonasz się na miejscu. - mruknąłem na samo wspomnienie szkoły.
~Jakiś czas później, MU~
Przed wejściem do budynku mieszkalnego, naciągnąłem sobie koszulkę aż do nosa i wyciągnąłem odświeżacz powietrza. Zrobiłem głęboki oddech i nacisnąłem klamkę. Weszliśmy do środka, a chwilę po tym, dziewczyna prychnęła śmiechem.
- Miłość jest w powietrzu. - mruknąłem spod koszulki i ruszyłem przed siebie, psikając wkoło. Akademia kipiała miłością bardziej, niż kiedykolwiek.
- Walentynki są dopiero w lutym. - mruknęła Quinn oglądając się za kolejną przechodzącą parą.
- Nie wyobrażam sobie przebywać w okolicy tego dnia... - akurat mijaliśmy obściskującą się parkę, więc psiknąłem w ich stronę odświeżaczem. Dopiero gdy przedarliśmy się do korytarza przed pokojami, opuściłem koszulkę na dół. Quinlan poszła zanieść rzeczy do siebie, a ja otworzyłem swój pokój i wniosłem do środka walizkę. Kilka minut później liliowowłosa wróciła już bez swoich dodatkowego obciążeniu.
- Jakby się nad tym głębiej zastanowić... - zaczęła mówić, co wyjątkowo przykuło moją uwagę. - ...to jest całkiem urocze... - rzuciła wyraźnie zamyślona. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Tak uważasz? - podjąłem temat, ożywiając się nagle.
- Taaaak...? - odparła wyraźnie zbita z tropu.
- Dobrze się zastanów, co mówisz. Uważasz, że to urocze? - podszedłem bliżej niej.
- Jakby się nad tym zastanowić... - nie wiedziała, o co mi chodzi, więc próbuje się wykręcić...
- Okej, skoro tak właśnie myślisz. - odsunąłem się od niej i sięgnąłem pod łóżko po gitarę akustyczną. Odwróciłem się z powrotem do dziewczyny z psychopatycznym uśmiechem. Zacząłem grać (choć tak tego nazwać nie można) i śpiewać (czytaj: wydzierać się).
- Grant, zamknij się! - zawołała ze śmiechem dziewczyna.
- Quinn, ja ciebie kocham! Do ciebie szlocham! Wciąż o tobie śnię, nawet gdy jeszcze nie śpię!* - ledwo mogła mnie zrozumieć, bo płakałem ze śmiechu. Zacząłem gonić szarooką z tą piękną piosenką na ustach, a ona uciekała, obracając się. Wybiegliśmy na korytarz, Quinlan ruszyła w stronę wyjścia z budynku, a ja za nią. Wydzierałem się chyba na cały budynek, a zaskoczeniu ludzie oglądali się za nami z wyraźny niepokojem w oczach. W końcu zacząłem się zastanawiać, czemu jeszcze nikt nie kazał mi się zamknąć... i wykrakałem...
- GRANT!!! - rozległ się znajomy mi głos sekretarki Lilian. Gwałtownie znieruchomieliśmy w tych pozach, w których akurat byliśmy: ja trzymałem lekko uniesioną gitarę i miałem rozdziawioną gębę, a Quinn zastygła w obrocie. Kobieta podeszła do nas i nie wyglądała na zadowoloną z mojego koncertu.
- Czy zechcesz mi wyjaśnić, CO TO MA ZNACZYĆ?! - jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Odchrząknąłem i rzuciłem liliowowłosej rozbawione spojrzenie.
- Chce pani powiedzieć, że nie podoba się pani mój głos? - spytałem z miną niewiniątka.
- Nie strzelaj głupa, Grant. Oboje wiemy, że darłeś się tak specjalnie. - odfuknęła.
- Owszem, bilety na moje koncerty nie kosztują groszy, więc nie każdy może mnie posłuchać. Próbuję umożliwić to takim uczniom, a pani nie pochwala mojego dobrego uczynku? - zrobiłem smutną minę. Kobieta pokręciła głową z oburzeniem i odeszła.
- Już nie będę! - krzyknąłem za nią. Gdy wyszła z budynku, oboje prychnęliśmy śmiechem. - Jestem ciekaw czy w ogóle cię zauważyła... - zwróciłem się do Quinn.
- Nawet nie dałeś jej takiej możliwości.
- Nic nie poradzę, że uwielbiam grać pierwsze skrzypce, a raczej... - uniosłem swój instrument w górę. - ...gitarę?

Quinn? (Will ocalił ją przed straszną i krwiożerczą sekretarką xD)
* - Jeśli oglądałaś 4(?) część Harryego Pottera, to pewnie kojarzysz ten tekst xDD

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Marie CD Nialla

Rzuciłam na ziemię wałek, którym wcześniej moje małe, słodkie łapki pracowały i zaczęłam uciekać na drugą stronę pomieszczenia wywracając przy tym puszki z farbą i drabinę. Na całe szczęście, Niall jest tak roztrzepany, że nawet nie zauważył ogromnej plamy farby na gazetach i cóż...wpadł w nią. Nie mogłam powstrzymać mojego duszącego śmiechu, przy okazji sama oparłam się plecami i przedramionami o świeżą ścianę.
- Masz za swoje! - powiedział chłopak wstając i ściągając z siebie nadmiar farby.
- Wyglądasz jakbyś z budowy wyszedł. - wyszczerzyłam się podnosząc z ziemi wcześniej upuszczone narzędzie pracy.
- Poniekąd. - chłopak puścił mi perskie oczko i zabrał się za kończenie ostatniej już ściany. - Pamiętaj, jeszcze się doigrasz - odwrócił się na chwilę by pogrozić mi palcem.
- Jasne. - prychnęłam biorąc się za część ściany, która przed chwilą popsułam.
Nagle z korytarza dobiegł damski głos prowadzący rozmowę telefoniczną i najwyraźniej kierujący w naszą stronę. Po chwili rozległ się odgłos otwierania wielkich, skrzypiących drzwi oraz donośne 'ALE SYF!'. Odwróciłam się. Moim oczom ukazała się brunetka w krótkich włosach trzymająca pod pachą zwinięty dywan.
- Serio? Mieliście to skończyć już dawno! - oburzyła się, przy okazji mierząc mnie od stóp do głów.
- Charlie. - chłopak najwidoczniej znał tą dziwną dziewuchę. - Jak widzisz troszkę się nam przeciągnęło. - zaprzestał na chwile swojej już prawie skończonej roboty.
- Nie dziwię się skoro masz taką pomocniczkę, paniusia. - nieznajoma prychnęła donośnie kładąc dywan w jedynym czystym miejscu w pokoju.
- Charlie... - szepnął Niall błagalnym głosem.
Najwidoczniej wiedział, że się wkurwię, bo tak się stało. Natychmiastowo spiorunowałam dziewczynę wzrokiem przeszywając ją na wylot.
- Nikt cie o zdanie nie  pytał. - warknęłam. - Po co jeszcze tu jesteś i komentujesz  rzeczy, których nie powinnaś?
- Bo mogę.
Popatrzyłam w oczy brunetce,a potem przeniosłam wzrok na blondyna.
- Wiesz co Niall, radź sobie dalej sam. - ze złością rzuciłam wałkiem, który wylądował przy nogach dziewczyny o mało jej nie brudząc. Wkurwiona wyszłam z pomieszczenia.
- Marie! - usłyszałam głos chłopaka, który próbował mnie zatrzymać.

***

Udałam się do mojego pokoju. Jak taka bezczelna kurwa za przeproszeniem ma czelność się tak do mnie odnosić? Żałosne. Z hukiem otworzyłam drzwi,a zaraz po tym je zamknęłam. Stanęłam przed wielkim lustrem w łazience patrząc na moją śliczną, umorusaną buzię. Na mojej dłoni znalazły się dwie pompki różanego mydła, musiałam jakoś domyć twarz od farby. Płynem micelarnym zmyłam resztki makijażu i chwilę po tym wykonałam go na nowo. Zabrałam się za rozczesywanie dopiero co rozpuszczonych, lekko posklejanych włosów jednocześnie wciągając na siebie legginsy i jakiś czarny golf. Udałam się na dwie ostatnie lekcje. Od czasu sprzeczki z nowa co poznaną Charlie -  bo tak chyba to stworzenie się zwało, nie widziałam blondyna, z czego byłam bardzo zadowolona. Wracając do pokoju po dopiero co skończonych zajęciach czekała mnie miła niespodzianka. Mianowicie na portierni kurier zostawił moją jeździecką paczuszkę. Teoretycznie zamówiłam ją w Australii na adres akademii jeszcze przed przyjazdem tutaj, ale na to zadupie zwane Anglią wszystko przychodzi z opóźnieniem. Szybko wskoczyłam w jeździeckie ciuchy,a włosy splotłam w dobieranego warkocza po czym poleciałam pędem do stajni. Konisko wystawiło łeb przez drzwi boksu i z nastawionymi uszami  mieląc siano w pysku tylko czekało, aż pogłaszcze go. Podpięłam uwiąz do różowego kantaru i jazda na myjkę. Dokładne szorowanie zaklejek, obmiatanie, wyczesywanie ogona i grzywy, mani, pedi i te sprawy. Gdy skończyłam wałach błyszczał. Normalnie można by z niego jeść. Z świeżo dostarczonej paczki wyciągnęłam czerwony czaprak i ochraniacze, które po chwili znalazły się na koniu. Postanowiłam dziś skorzystać z czarnego, wypastowanego rzędu, gdyż bardziej pasuje do czerwieni niż brąz. Pyrrus wyglądał teraz  jak elitarny czempion.  Dumna ze swojej pracy chwyciłam za wodze i ruszyłam na zewnętrzny plac. Niestety to, co tam zastałam nie ucieszyło mnie. Dziewczyna od dywanu właśnie miała przede mną trening. Jej marny osioł z latającą na boki grzywą pokonywał ociężale marne 80-dziesiątki, które my z kasztanem chapiemy na rozgrzewkę.  Co gorsza - był tam też Niall, który uważnie przyglądał się treningowi brunetki.
- Marie! Dobrze, że już jesteś, zaraz ustawiam ci parkur, dziś całość same 130 i 140cm! - rzekła z uśmiechem pani Ruby.
Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie. Pyrrus wyglądał przy tym mizernym koniu jak jakieś milion dolarów. Zapięłam kask i wskoczyłam na grzbiet.
- Co dziś ci znów odbiło? - spytał chłopak podchodząc do mnie i głaszcząc oldenburga.
- Co mi odbiło? Czy ty widziałeś jak mi do gardła skakała? - odparłam z siodła.
- Jejku, dobrze, rozumiem, że najlepiej być ze wszystkimi pokłóconą. - rzekł.
- Wiesz co ci powiem? - uniosłam wrednie jedną brew do góry.
- Co?
- Spierdalaj. - prychnełam i zaczęłam rozstępowywać konia.


Niall?

Od Allijay CD Shane'a

Mimo tego, że jeszcze nigdy nie zginął mi ktoś bardzo bliski, w głębi duszy wiedziałam co czuje Shane. Było mi go strasznie żal. Strata matki była dla niego ogromnym ciosem. Stałam tak nie wiedząc co powiedzieć. Gdy blondyn chwycił delikatnie moją dłoń, poczułam ciepło wypełniające mnie od środka. Zarumieniona spojrzałam na jego twarz. Chłopak miał spuszczoną głowę, wzrok prawdopodobnie wlepiony w buty. 
- Shane.. Wybacz mi, ja.. Ja nie wiedziałam.. - Zdenerwowana zaczęłam się jąkać. W pewnym momencie emocje wygrały z rozsądkiem, przez co zarzuciłam ręce na ramiona blondyna. Ten odwzajemnił uścisk. Dobrze wiedziałam, że potrzebuje teraz czułości. Uśmiechnęłam się pod nosem czując, że chłopak wtula się we mnie. Przejechałam dłonią po jego włosach. Staliśmy tak kilka minut. Żadna ze stron nie zamierzała przestać. Może to dziwne, ale czułam się wspaniale w objęciach Shane’a. Niestety, zbliżała się piętnasta trzydzieści, a ja musiałam jeszcze oporządzić Amora. Lekko go odepchnęłam, wciąż jednak trzymałam jego ramiona. 
- Wiesz.. Jeżeli chcesz, to mogę pomóc ci pozbyć się lęku do koni.. Zdaję dobie sprawę, że to będzie trudne, ale.. Nie chcę, abyś czuł odrazę i ból widząc te zwierzęta.. - Starałam się nawiązać kontakt wzrokowy. Gdy mi się udało, nie widziałam już radosnych iskierek. Oczy jego pełne były smutku, przybrały odcień szarości. Twarz blada, policzki wklęsłe. Całość nie komponowała się zbyt dobrze. Złapałam go za rękę, po czym udaliśmy się do siodlarni. Podałam mu do rąk siodło, przy okazji rzuciłam komentarz.
- Lekcja pierwsza. - Powiedziałam, następnie przerzuciłam przez ramię ogłowie, czaprak i owijki wzięłam w ręce. - Siodłanie i czyszczenie. - Mówiąc to podałam blondynowi torbę ze szczotkami. Idąc zauważyłam, że nogi chłopaka dygoczą. Bałam się, że Shane upadnie. Podeszłam bliżej, aby w ostateczności móc go złapać. Dochodząc do boksów naszych rumaków, mój towarzysz się zatrzymał. 
- Shane.. Nie chce cię zmuszać. - Mówiąc to podeszłam i odebrałam mu siodło. O dziwo chłopak nie puścił trzymanej rzeczy. Z trudem przełknął ślinę, po czym wszedł do boksu Granda. Nim ogier zdążył zareagować, złapałam go za kantar. 
- Musisz dać mu się obwąchać. - Powiedziałam spokojnym tonem. W żadnym wypadku nie chciałam go stresować. - Jeżeli coś będzie nie tak, mów śmiało. - Posłałam mu ciepły uśmiech, który widocznie do ośmielił. Powoli podprowadziłam Amora w stronę chłopaka. Ten wystawił drgającą rękę. Przerażony zamknął oczy i odwrócił głowę. Ogier obwąchał go bardzo dokładnie, widocznie był zainteresowany nową osobą. Kątem oka zauważyłam wierzchowca Shane’a. Varath przyglądał się zaistniałem sytuacji. Powoli podeszłam do krat dzielących nasze ogiery. Pogłaskałam go po pysku, na co ten zarżał cicho. 
- Alli.. Allijay. - Przerażony chłopak zaczął błądzić rękoma w powietrzu. Podeszłam i poklepałam go po ramieniu. 
- Brawo. Dałeś radę. -Uśmiechnęłam się delikatnie. Potem podałam Shane’owi niebieskie zgrzebło. Drugie, fioletowe, wzięłam ja. Stanowczymi ruchami zaczęłam czyścić grzbiet Granda. Zdezorientowany blondyn nie wiedział co ze sobą począć. Położyłam dłoń na jego dłoni. Przejechałam kilka razy po szyi, dzięki czemu mój towarzysz w końcu załapał. Radził sobie świetnie. 
- Wspaniale. Czyszczenie masz zaliczone. - Podałam mu czysty, granatowy czaprak. Owijki tego samego koloru założyłam sama. Chłopak poradził sobie doskonale. Poprosiłam go, aby przytrzymał chwilę Amora, ponieważ muszę założyć mu siodło. Ten bez wahania złapał ogiera za kantar. Zadowolona z podpięcia popręgu na ostatnią dziurkę, chwyciłam ogłowie. Na szczęście obeszło się bez zadzierania łba. 
- Em.. Świetnie sobie poradziłeś, naprawdę. Jestem z ciebie dumna. - Stwierdziłam, gdy skończyłam zapinać skośnik. Shane złapał mnie za dłoń. Zarumieniłam się delikatnie. 
- Dziękuję. - Powiedział uśmiechnięty. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Pożegnałam się z nim, po czym udałam na zewnątrz, razem z innymi uczniami z mojej grupy. Tego dnia miałam teren. 
- Witajcie. Widzę nowe twarze, tak więc się przedstawię. Nazywam się Liam O’Donnel. Jak się domyślacie, uczę crossu. - Wypowiadając te słowa ukłonił się. Po pięciu minutach ruszyliśmy w stronę lasu. 
~*~
Muszę przyznać, że się nieźle zmęczyłam. Amor wyglądał jak jakaś mokra kura. Po raz kolejny byłam zmuszona założyć mu derkę, tym razem fioletową. Gdy odnosiłam sprzęt kątem oka zauważyłam, że Grand i Varath obwąchują się. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Wychodząc ze stajni poczułam nieprzyjemny chłód. Czym prędzej pognałam w stronę akademika. Przy okazji kilka razy się przewróciłam, na oczach innych uczniów wracających do swoich pokoi. Czerwona niczym dojrzały burak czym prędzej udałam się na piętro. Ręce miałam przemarznięte, przez co straciłam w nich czucie. Z trudem włożyłam i przekręciłam kluczyk. Przecisnęłam się przez drzwi, tak, aby moje ukochane psy mi nie nawiały. Przebrałam się w długą, niebieską bluzę z kapturem i czarne legginsy. Bluza była nadzwyczaj urocza, ponieważ na kapturze znajdowały się uszy, a rękawy zakończone były odpinanymi łapkami. Padnięta opadłam na łóżko. Chwyciłam jakąś książkę. Lektura wciągnęła mnie tak bardzo, że straciłam poczucie czasu. Odłożyłam ją dopiero po dziewiętnastej. Zdając sobie sprawę, że Shane pewnie jest już na stołówce, zbiegłam po schodach. Przekraczając próg jadalni przekonałam się, że miałam rację. Chłopak stał w kolejce, kilka osób przede mną. Odebrał jedzenie i usiadł przy naszym stoliku. Po odebraniu tacy spostrzegłam, że Shane rozmawia z jakąś brunetką siedzącą przy stoliku obok. Poczułam jak coś we mnie buzuje. Zaraz, zaraz.. Czyżbym była zazdrosna o Shane’a? Nie miałam czasu na dalsze rozmyślania, ponieważ prowadzące mnie nogi zatrzymały się przy krześle, na którym po chwili siadłam. Owa dziewczyna posłała mi karcące spojrzenie, następnie, lekko naburmuszona, odwróciła się z powrotem. Poczułam się trochę dziwnie. 
- Cześć. - Rzekł siedzący naprzeciw chłopak. 
- Um.. Hej.. - Odpowiedziałam obojętnym tonem. Spuściłam głowę i wlepiłam wzrok w kanapkę. 
- To co? Wpadniesz dzisiaj do mnie? - Zapytał unosząc brwi. 
- Okej.. - Odparłam. 
- To o dwudziestej u mnie. - Oznajmił. Podczas kolacji brunetka odwróciła się jeszcze kilka razy. W końcu nie wytrzymałam i podirytowana odniosłam tacę. Następnie wbiegłam po schodach. Sama nie wiem dlaczego byłam zła.. Wpadłam do pokoju niczym huragan niszczący wszystko co napotka. Nie byłam zła na blondyna, skądże. To ta bruneta działała mi na nerwy. Zrezygnowana usiadłam na brzegu łóżka. Spojrzałam na zegarek. 19:33.. Westchnęłam. Postanowiłam, że się umyję. A to dlatego, że zapewne usnę u Shane’a. Zrobiłam tak jak powiedziałam. Potem uczesałam włosy w luźnego koka. Poprawiłam delikatny makijaż. Założyłam swoje ukochane kapcie. Wzięłam w rękę paczkę żelków. Nakarmiłam swoje zwierzaki, po czym powolnym krokiem udałam się dwa piętra wyżej. Zastanawiałam się, czy Shane zaprosił tą brunetę. Jeżeli tak, to niech wie, że do niego nie wstąpie..
Shane? XD

Od Nialla cd. Charlotte

Zmierzyłem Charlotte wzrokiem i po chwili usłyszałem wibracje telefonu. Odtworzyłem snapa od dziewczyny i od razu zrobiłem screen zdjęcia, które mi wysłała. 
- Ja bym się jeszcze kłócił. Bo w końcu wygrywa ten, kto zmieści więcej pianek...
- I tak przegrałeś Niall - przerwała mi - Nie masz się co tłumaczyć - zaczęła się śmiać.
Wiedziałem, że chwilę wcześniej coś było nie tak. Nie potrafiłem przejść obok jej zachowania obojętnie, jednak nie mogłem też jej tak dopytywać. Nie znamy się, aż tak dobrze, a Charlie nie wygląda na osobę, która chciałaby rozmawiać o swoich problemach, czy innych zmartwieniach. Postanowiłem na nią nie naciskać i wydaje mi się, że dobrze zrobiłem, jeżeli by chciała, to odpowiedziała by mi co się dzieje. Chociaż.. pewnie nie, bo w końcu, kto wygaduje się ze swoich problemów osobie którą zna jakiś tydzień? No właśnie, raczej niewiele osób na tym świecie. 
- Czekam na rewanż. - Uśmiechnąłem się.
- Po co? I tak przegrasz. Prędzej bym się udusiła tymi piankami niż pozwoliła ci wygrać - zaśmiała się.
Teraz dokładniej zauważyłem, że Charlotte bardzo rzadko się śmiała, a gdy już to robiła szybko przestawała. Wyglądało to jakby zaczynała się karcić za to, że w ogóle się uśmiechnęła. 
- To będzie można znaleźć jakąś inną konkurencję. Taką przy której nikt nie będzie musiał się dusić. 
- Doprawdy? Jaką? 
- Hm.. - Potarłem kark dłonią - Jeszcze nie wiem, ale.. coś się wymyśli. 
Charlie uśmiechnęła się delikatnie, jednak po chwili spoważniała. Sprawdziłem godzinę na swoim telefonie.
- Późno już, niestety muszę cię opuścić. - Spojrzałem na Charlie robiąc"smutną" minkę.
- Oh, nie. Niall nie rób mi tego. Co ja bez ciebie zrobię? - udała wielce zmartwioną.
- Spotkamy się jutro na śniadaniu, nie tęsknij za bardzo - zaśmiałem się podchodząc do drzwi. 
Charlotte wstała chwilę po mnie i zanim zamknięła drzwi zebrałem się, żeby się odezwać. 
- Jeżeli coś by było nie tak, albo chciałabyś pogadać, wygadać się, czy coś w tym stylu to zawsze chętnie do usług - Uśmiechnąłem się słabo, bo wiedziałem, że coś ją dręczy.
- Um.. jasne, dzięki - odpowiedziała niepewnie.
- Do jutra.
- Do jutra. 
*    *    *    *
Wróciłem do swojego pokoju i po szybkim prysznicu od razu położyłem się do łóżka. Cora oczywiście uznała, że podłoga i jej miękkie legowisko jest bardzo niewygodne i również wolałaby spać na łóżku. Wyjątkowo nie miałem siły i chęci na przekonywanie jej by zeszła. Suczka położyła głowę na mojej ręce, domagając się głaskania. Westchnąłem i jedną ręką zacząłem gładzić sierść Cory, a do drugiej wziąłem telefon i zacząłem przeglądać story znajomych. Po chwili jednak dostałem snapa od Charlie. 
Wysłała swoje zdjęcie i napis Dobranoc ;>, oczywiście ustawiła je na dwie sekundy, więc nawet nie zdążyłem dobrze się jej przyjrzeć. Zrobiłem selfie sobie i Corze, dodałem podpis Niall i Cora życzą miłej nocy <3 i wysłałem do Charlie.



Charlotte? :3

Od Nialla cd. Marie

Uśmiechnąłem się szeroko spuszczając na chwilę wzrok. Gdy dziewczyna zniknęła z mojego pola widzenia wróciłem jeszcze do Andorry, która wychylała głowę z boksu. Wyciągnąłem rękę w jej stronę głaszcząc ją po głowie i odgarniając jej grzywkę. 
- Odpoczywaj piękna, jutro czeka nas dużo pracy. - Uśmiechnąłem się. Klacz zarżała i po chwili odsunęła się od drzwiczek. Wyszedłem ze stajni i udałem się w stronę akademika. 
Na dole już nikogo nie było, a za pół godziny miała się zacząć cisza nocna. Wszedłem po cichu po schodach i zatrzymałem się przed drzwiami mojego pokoju. Przekręciłem klucz w zamku i od razu usłyszałem głośne szczekanie. Cora przyczaiła się przy drzwiach i już zaczynała warczeć, jednak, gdy mnie rozpoznała uspokoiła się, skoczyła na mnie i o mały włos nie wylądowałem na podłodze zaskoczony jej nagłym entuzjazmem.
- Ejej, spokojnie - jęknąłem łapiąc równowagę.
Cora zatrzymała się tuż przede mną i zaczęła radośnie szczekać, po czym położyła się i zrobiła smutną minę. Zaczęła cicho skomleć i już wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Co nabroiłaś? - Wziąłem głęboki wdech. 
Zacząłem rozglądać się po całym pokoju, żeby dostrzec co złego zmajstrowała, jednak nie mogłem niczego wypatrzeć. 
- Cora, to nie jest zabawne. Już. Co zrobiłaś? 
Suczka podniosła się z miejsca i zatrzymała przy szafie. Niepewnie ją otworzyłem i.. trochę przeraził mnie widok jaki zastałem w środku. 
Wszystkie ubrania były zrzucone ( a raczej zerwane ) z wieszaków i całkowicie pogniecione. 
- Mam nadzieję, że chociaż nic nie pogryzłaś, co? - westchnąłem sięgając po ubrania.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w nienaruszonym stanie. Jednak na samym dole znalazłem swoje ulubione jeansy, których nogawki były strasznie postrzępione.
- Cora? - uniosłem brwi patrząc na suczkę.
Położyła się na ziemi kładąc po sobie uszy i robiąc te swoje słodkie psie oczka. Nie potrafiłem się na nią gniewać, a takie rzeczy działy się bardzo rzadko. Wziąłem głęboki oddech i zabrałem się za składanie ubrań, bo jedynie to mi zostało teraz do zrobienia.
*   *   *   *
Rano obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Leniwie przetarłem twarz dłonią i sięgnąłem do szafki nocnej po komórkę. Zmrużyłem oczy, żeby lepiej móc dostrzec to co wyświetla się na ekranie.
Wiadomość od: Pani Stewart.
W Morgan University mieli zwyczaj wysyłania SMS-ów, jeżeli chcieli każdemu szybko coś przekazać. Musiałem bardziej się wysilić, żeby być w stanie dokładnie przeczytać, bo dopiero co wstałem i nie zdążyłem jeszcze założyć soczewek.
Dzisiaj o godzinie 8:25, zaraz po śniadaniu, proszę wszystkich o przybycie do świetlicy. Odbędzie się krótki apel.
Ugh. Okej. A która jest godzina?
Zerknąłem na zegarek wiszący przy drzwiach, chociaż.. miałem przed nosem telefon, gdzie równie dobrze mogłem sprawdzić.. mniejsza z tym. Oj Niall, chyba troszkę zaspałeś. Miałem dokładnie 8 minut na ogarnięcie się i pójście na stołówkę. Nie tracąc czasu zerwałem się z łóżka i od razu skierowałem się do łazienki. Założyłem soczewki, umyłem zęby, ułożyłem włosy i przebrałem się w ciemne jeansy, czarny podkoszulek i koszulę w kratę. Gdy wyszedłem z pokoju Cora zdążyła rozłożyć się wygodnie na moim łóżku. Złapałem klucze i wyszedłem szybko z pokoju.
Na stołówce byłem punktualnie o godzinie 8, więc na szczęście się nie spóźniłem. Ustawiłem się w kolejce i wziąłem dwie bułki z serem i do tego sałatkę. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, aż przy jednym ze stolików ujrzałem Marie wpatrującą się w ekran swojego telefonu. Podszedłem bliżej i bez pytania zająłem miejsce naprzeciwko niej.
- Jak się spało mojej ulubionej czarownicy? - spytałem z uśmiechem.
Dziewczyna uniosła wzrok znad swojego telefonu i spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Ujdzie, a tobie jak minęła noc Niall? - powiedziała przesadnie miło.
- Dooobrze, czy ty coś knujesz przeciwko mnie?
- Nie, skądże. Po prostu pokazuję ci, że wcale nie jestem nieprzyjacielska. - Wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. Resztę posiłku spędziliśmy w przyjemnej, chociaż dla mnie trochę nieznośnej, ciszy,a potem razem udaliśmy się na świetlicę. Większość zajęła już miejsca, a my usiedliśmy na krzesłach z tyłu pomieszczenia.
- Nie będę zajmować wam zbyt dużo czasu - zaczęła pani Ruby - Ale chcemy odnowić jedno z pomieszczeń naszego akademika, żeby zrobić w nim.. drugą świetlicę. Chodzi nam o miejsce, gdzie będzie można spokojnie posiedzieć sobie przy kominku, pooglądać wspólnie filmy, posiedzieć razem. Właśnie tu potrzebujemy waszej pomocy. W ramach lepszej integracji, chcemy, żebyście to właśnie wy się tym zajęli. Wyznaczymy wam zadania, dostarczymy materiałów. Co o tym sądzicie?
Większość chórem odpowiedziała twierdząco i zaraz zaczęło się wyznaczanie zadań. Każdy miał dostać coś do zrobienia, więc postanowiłem uważnie słuchać, żeby zgłosić się do czegoś, co raczej mi się spodoba. Gdy Pani Stewart powiedziała o malowaniu Marie się zgłosiła, więc ja również od razu podniosłem rękę.
- Serio? Musisz? - mruknęła pod nosem.
- Tak - zaśmiałem się cicho.
Gdy wszystkie zadania były już rozdzielone, właścicielka kazała nam na chwilę zostać.
- Malowanie zaczynamy dzisiaj, najlepiej zaraz. Jesteście zwolnieni z treningów i będziecie mogli nadrobić je później, z tym nie będzie problemu - Uśmiechnęła się - Teraz idźcie się przebrać, bo możecie się trochę pobrudzić.
Kiwnęliśmy głowami i opuściliśmy świetlicę.
- Nie mogłeś zgłosić się do czegoś innego?
- Mogłem, ale nie chciałem zostawić cię samej. - Wyszczerzyłem się.
- Wow, dziękuję Niall, co ja bym bez ciebie zrobiła? - burknęła Marie wywracając oczami.
- Zawsze do usług. - Puściłem jej oczko.
*   *   *   *
- Krzywo malujesz! - zawołałem delikatnie popychając Marie na świeżo pomalowaną ścianę. 
- Masz szczęście, jakbym się przez ciebie pobrudziła to byłbyś już martwy - burknęła.
To chyba jednak nie był dobry pomysł, żeby nasza dwójka zabrała się za malowanie. Na szczęście jest to tylko jeden kolor i na dodatek biały, więc raczej nic nie popsujemy. Szło nam dość dobrze, dopóki nie zaczęliśmy wytykać sobie każdego, nawet najmniejszego błędu. Wystarczyło, że odrobina farby kapnęła na podłogę i już zaczynaliśmy się sprzeczać. 
- Oj, daj spokój - zaśmiałem się podchodząc do niej. 
Zamoczyłem palec w farbie i dotknąłem jej nosa zostawiając na nim biały ślad. W tym momencie Marie sięgnęła po wałek, którym prawie oberwałem w twarz.
- Dobra! Przepraszam! - krzyknąłem biegając po całym pomieszczeniu - Rozejm! 
- Dobra, pod jednym warunkiem - odezwała się.
- Jakim?
- Jeżeli jeszcze raz mnie pobrudzisz farbą, to wyleję ci całe wiaderko na głowę. - Uniosła brwi.
- Zgoda, ale jeżeli ty mnie pomalujesz to jest to jednoznaczne z zerwaniem rozejmu i rozpoczęciem wojny - powiedziałem poważnie krzyżując ręce. 
Dziewczyna przez chwilę się zastanawiała, jednak zaraz przytaknęła. 
Wziąłem pędzelek, żeby pomalowac mniejsze elementy przy kominku. 
- Przepraszam, nie wytrzymam - usłyszał radosny śmiech Marie i poczułem jak przejeżdża wałkiem po moich plecach
- Teraz zaczęłaś wojnę! - zaśmiałem się próbując ją złapać. 



Marie?

Od Sherie Do Theo

Przez chwilę się zastanawiałam. Bo w końcu nie na codzień trafiają się sympatyczni znajomi. 
— Jasne, czemu nie — uśmiechnęłam się do nich.
Odwzajemnili uśmiech i od razu wszyscy wrócili do rozmowy. 
Kogo by tu zagadać..., pomyślałam, spoglądając to na Luke'a, to na Pain, to na Niall'a i Selenę. W końcu postanowiłam zagadać Pain, bo akurat ona nic nie powiedziała i przy okazji siedziała najbliżej.
— Masz bardzo ciekawe imię, wiesz? — stwierdziłam cicho, przyglądając się jak je. Kurczak i ryż to świetny obiad.
— Naprawdę? — spojrzała w moją stronę, gdy już przełknęła porcję mięsa. 
— Oczywiście! Do tej pory nie spotkałam jeszcze osoby o takim imieniu, jeśli nie liczyć postaci z książek bądź opowiadań. 
— Sherie to też ładne imię — uśmiechnęła się.
— Dziękuję — chwyciłam widelec i nabrałam trochę ryżu, który już po chwili wylądował w czeluściach mojego żołądka.
Założyłam włosy za ucho, gdyż przeszkadzały mi w jedzeniu. Zastanawiam się, czy ich nie obciąć.
Potem mój widelec bez litości tarmosił mięso, odrywając co ładniejsze kawałki i wpychając je do moich ust. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy.
 Gdy skończyłam posiłek wytarłam usta chusteczką i wstałam, ściskając w dłoniach tackę.
— To do zobaczenia wieczorem — pożegnałam się i odeszłam, uprzednio odnosząc tackę.
~★~
Siedziałam w swoim pokoju, słuchając jakiejś piosenki. Teddy Eddie siedział na moich kolanach. Nagle rozległo się pukanie.
Puk, puk, puk...

Theo?

Od Theo cd. Sherie

Wróciłem do siebie i biorąc czyste ubrania poszedłem do łazienki, żeby wziąć prysznic. Athena wygrzewała się właśnie na grzejniku i nawet nie zwróciła zbytniej uwagi na to, że ktoś wszedł do pokoju. Po prysznicu przebrałem się w czarną bluzę i ciemne jeansy.
Gdy wyszedłem z łazienki Athena zmieniła już swoje miejsce i teraz wylegiwała się na moim łóżku. Podszedłem bliżej i przesuwając ją kawałek dalej położyłem się obok. Wyjąłem z kieszeni telefon, a kotka w tym czasie zdążyła położyć się już na moich plecach. W pierwszej kolejności wszedłem na Facebooka i zacząłem odpisywać na wiadomości. Odkąd jestem w akademii mam bardzo mało czasu wolnego, żeby móc po prostu z kimś popisać.
Gdy już skończyłem przeglądać główną, sprawdziłem jeszcze insta i odebrałem snapy, jednocześnie odczytując kilka story. Nie miałem zbytniej ochoty ruszać się już dzisiaj gdziekolwiek, jednak było dość wcześnie i.. miałem sporo do zrobienia. Za dziesięć minut jest obiad, wieczorem mam dodatkowy trening, a wcześniej muszę jechać do miasta, żeby kupić nowy kantar i ochraniacze dla Nemesis. Po chwili usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Starałem podnieść się tak, żeby zbytnio nie zdenerwować Atheny, bo kotka często lubiła drapać, jednak ona wbiła pazury w moją bluzę i utrzymała się na moich ramionach.
- No już, schodź - powiedziałem do niej próbując oderwać ją od swoich ubrań, chociaż było to dość ciężkie.
Dopiero gdy podszedłem do drzwi, poczuła się zagrożona możliwością upadku i pozwoliła mi się zdjąć z moich ramion. Otworzyłem drzwi jednocześnie odstawiając kotkę na podłogę, a ta zakręciła się wokół moich nóg. Sherie stała przy drzwiach i po chwili jej policzki oblały się rumieńcem.
- Cześć... - odezwała się, po czym spuściła wzrok na podłogę - Czy mógłbyś mi pokazać, gdzie znajduje się stołówka?
- Jasne. - Uśmiechnąłem się - Właśnie planowałem iść już na obiad.
Nacisnąłem buty i cudem odciągnąłem Athenę od moich nóg. Kotka dumnym krokiem udała się w stronę swojego ulubionego i najcieplejszego miejsca w pokoju, czyli oczywiście do grzejnika. Zabrałem klucze z szafki i zamknąłem pokój.
- W której jesteś grupie? - spytałem, żeby zapobiec niezręcznej ciszy.
- W pierwszej, a ty? - Uśmiechnęła się nieśmiało.
- W trzeciej, raczej nie spotkamy się zbyt często na treningach. - Zmarszczyłem brwi - Tutaj jest stołówka. - Kiwnąłem głową w stronę pomieszczenia.
Gdy podeszliśmy bliżej otworzyłem Sherie drzwi, a na delikatnie się uśmiechając spuściła wzrok. Weszliśmy do środka i na szczęście kolejka nie była jeszcze zbyt długa. Kilka znajomych osób zajęło już miejsca przy stolikach, a my ustawiliśmy się po posiłek. Dzisiaj była pierś z kurczaka z ryżem.
Wzięliśmy swoje tacki i zaciągnąłem dziewczynę w stronę stolika, przy którym siedział Luke, Niall, Pain i Selena. Uznałem, że dobrze by było, gdyby Sherie poznała już kogoś jeszcze.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się - To Sherie, przyjechała dzisiaj. Sherie, to Luke, Niall, Pain i Selena - przedstawiłem wszystkich po kolei.
- Cześć. - Uśmiechnęła się nieśmiało i zajęła wolne miejsce przy stoliku.
Selena od razu zaczęła ją zagadywać, chcąc, by czuła się swobodnie w ich towarzystwie.
- Co wy na to, żeby dziś wieczorem pojechać na pizzę? - zaproponował Luke.
Wszyscy przytaknęli, tylko ja i Sherie wstrzymaliśmy się od odpowiedzi.
- Bardzo chętnie - odpowiedziałem w końcu - A ty co o tym sądzisz Sherie?

Sherie?

Od Shane'a CD Allijay

W panice pobiegłem błyskawicznie na górę, do swojego pokoju. Wpadłem do środka z taką prędkością, że nawet Yamzes nie zdążył uciec. Zatrzasnąłem drzwi i oparłem się o nie, biorąc głęboki oddech. Zaraz po tym usiadłem zrezygnowany na ziemi. Kot podszedł do mnie, jakby wiedział, że coś się stało. Miauknął uroczo, wskoczył mi na kolana, a następnie wtulił łebek w mój brzuch. Po chwili zaczął głośno mruczeć. Uśmiechnąłem się na ten widok. 
-I co ja mam teraz zrobić? -zapytałem, patrząc głęboko w żółte oczy zwierzęcia. 
Odchyliłem głowę w tył, przez co oparłem ją o drzwi. Po kilku minutach mimo wszystko wstałem, a Yamzes usiadł przy szafie nieco zdezorientowany. W tym momencie zadzwonił mój telefon. 
-Hm? -zapytałem do słuchawki.
-Cześć Shi, co tam? -usłyszałem pełen wiecznej radości głos Kim. 
-Ah, mam problem... -zacząłem niepewnie, błądząc wzrokiem po ścianach pokoju.
-No, mów -pośpieszyła mnie siostra. 
-O piętnastej umówiłem się z Allijay... -Kim nie byłaby sobą, gdyby mi nie przerwała.
-Kup jej kwiaty, albo czekoladę.
-Kim... Chodzi o to, że umówiliśmy się w stajni... -westchnąłem głośno.
-Oj, biedny Shi... Nie martw się, konie nie są mięsożerne -próbowała mnie pocieszyć.
-Eh... Pamiętasz mamę? -jedno pytanie wystarczyło, by dziewczyna zamilkła. 
-Dla niej konie były tym, czym dla ciebie są motocykle. Podczas jazdy taką maszyną też wiele ludzi ginie -entuzjazm mojej siostry błyskawicznie wyparował, a w głosie zabrzmiała powaga. 
-Może masz rację... -zacząłem się zastanawiać, mimo, że nadal miałem wiele wątpliwości. -Dobra, muszę się z tym jeszcze oswoić, do zobaczenia. 
-No, pa -odparła rozłączając się. 
Przez następne chwile chodziłem bez sensu po pokoju, obserwując swoje buty na ciemnych panelach. Potem podszedłem do okna i oparłem się rękami o parapet. Widać stąd było ośnieżone trawniki, akademię, stajnię... A mnie pozostało nieco powyżej trzydziestu minut czasu. Nie mam pojęcia czym spowodowany jest mój strach przed końmi. Może z tym jest tak jak ze strachem przed ciemnością? Tylko kto mnie potrzyma za rękę? 
W końcu stwierdziłem, że muszę wziąć się w garść. Usiadłem na łóżku i chwyciłem książkę. Do brzucha natomiast przytuliłem jedną z przytulanek. 
Było dokładnie za dwie piętnasta, gdy zmierzałem w stronę stajni. Kroki stawiałem niczym skazaniec idący na szubienicę, pokornie, ze spuszczoną głową. Miałem na sobie ciepłą, ciemną kurtkę oraz zimowe buty, niezbędne podczas minusowej temperatury. Zatrzymałem się niepewnie przy boksie Varath'a, który, czując moją obecność, spojrzał na mnie swoimi mądrymi oczami. 
-Cześć Shane -niemal podskoczyłem ze strachu, gdy usłyszałem obok siebie Allijay.
Ta, zaczęła się śmiać z mojej reakcji, a na wpatrywałem się w nią oszołomiony. 
-Ale się przestraczyłeś! -stwierdziła z szerokim uśmiechem. 
-Ta, yhym... -mruknąłem słabo. 
-To co? Wybierzemy się na przejażdżkę? -zapytała radośnie, po czym pogłaskała mojego wierzchowca po pysku. 
Ja tylko tępo się w niego wpatrywałem, zupełnie jakbym był w innym świecie. Koń zarżał głośno i podniósł łeb. Natychmiast się cofnąłem, wyciągając ręce przed siebie w geście obronnym. 
-Shane? -zapytała zdezorientowana Allijay. 
-Um... Ja... Muszę się przewietrzyć -po wypowiedzeniu słów tej jakże słabej wymówki skierowałem się do wyjścia ze stajni, nie zważając na krzyki dziewczyny.
Zatrzymałem się dopiero na podjeździe przed budynkiem. Patrzyłem w dal, na białe czubki drzew i szare niebo. Zastanawiałem się co ja tu w ogóle robię? Skierowałem wzrok w górę, na zasnute chmurami sklepienie. Mama na pewno nie byłaby ze mnie dumna... Zresztą, ja sam wiem, że cały ten mój strach jest po prostu głupi. 
-Shane? -zapytała łagodnie Allijay, która najwyraźniej poszła za mną. 
Podeszła powoli i położyła mi rękę na ramieniu. 
-Co się stało? Wszystko dobrze? -chociaż ona może się o mnie martwi. Nie powiem, zrobiło mi się ciepło na sercu. 
Mimo, że czułem jak szare oczy dziewczyny wpatrują się w moje ślepa, nadal unikałem jej spojrzenia. 
-Boję się koni... -szepnąłem, przełamując się i kierując wzrok na twarz towarzyszki. -Siedem lat temu moja mama miała wypadek konny, mimo, że jeździła naprawdę długo, bo od dzieciństwa. Zmarła w drodze do szpitala... -powiedziałem szczerze i po raz kolejny wziąłem głęboki wdech. 
Ponownie zerknąłem na swoje buty. Wyciągnąłem powoli rękę w stronę dziewczyny, po czym chwyciłem ją delikatnie za dłoń. W tej chwili potrzebowałem czyjejś bliskości, trochę tak jak Allijay dziś w nocy... 
Allijay? :c

Od Charlotte CD Nialla

Nie wiem jakim cudem na świecie pojawiają się osoby podobne do Nialla. Spadają na twój świat niczym bomba jądrowa niszcząc cały system jaki sobie zbudowałaś. Czasami mam wrażenie, że ktoś wyjął im mózg i zamiast niego włożył schabowego. 
Blondyn wlazł do mojego pokoju, gdy właśnie kończyłam suszyć włosy. Nie było to czasochłonne, dlatego chwilę później byłam już prawie gotowa do wyjścia z łazienki. Na czarną koszulkę ubrałam jeszcze ciemnoszarą bluzę i wziąwszy głęboki oddech, weszłam do swojego pokoju. Tak jak się spodziewałam, chłopak zdążył już się rozgościć, a moje łóżko uznał za idealne miejsce do posadzenia  na nim swojego tyłka.
- A więc... co tu robisz? - skrzyżowałam ręce i zlustrowałam go wzrokiem. Nigdy dłużej mu się nie przyglądałam. Blond włosy były zmierzwione, lekko postawione na żel, żeby sprawiały wrażenie niezamierzonej koncepcji. Zapewne siedział przed lustrem pół godziny, żeby uzyskać taki efekt. Hayden robił tak samo. Niall był szczupły, ale jednocześnie dobrze zbudowany. Na ramionach ładnie odznaczały się mięśnie, ale blondyn nie był przypakowany jak znaczna część facetów w tych czasach. Pomyślałam, że gdybym spotkała go w centrum handlowym, uznałabym, że jeździ na deskorolce. Słodki, ale ściągający na siebie kłopoty niczym magnes.
- Powiedziałem, że przyjdę - uśmiechnął się szelmowsko, a jego błękitne oczy śmiały się razem z ustami. - A poza tym mam pianki. Masz ochotę na chubby bunny?
- Nie dzięki, a poza tym, chcesz przegrać? - podniosłam z ziemi Jeffreya, śpiącego słodko na stosie papierów. Szczenię poruszyło się nerwowo, gdy wkładałam je do legowiska, ale na szczęście się nie obudziło. 
- Ja? Chyba śnisz - prychnął, na co przewróciłam oczami. - To jak będzie, tchórzysz?
Westchnęłam.
- Za jakie grzechy? - mruknęłam, a odpowiedział mi radosny śmiech Nialla. - Dobra.
Usiadłam na drugim końcu łóżka, dbając o to, żeby znaleźć się jak najdalej o blondyna. Jego towarzystwo może mnie irytowało, ale gdyby zanadto się zbliżył, zrobiłoby się niezręcznie. W najgorszym wypadku dostałabym ataku paniki albo go zaatakowała, a tłumaczenie tego wszystkiego było ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę.
Po kolei każde z nas wkładało sobie do ust piankę, nie zapominając o standardowej formułce.
1 chubby bunny pianka, 2 chubby bunny pianka, i tak dalej. 
Widok Irlandczyka z pełną buzią wywołał u mnie uśmiech, a mnie zaskoczyło, że nawet nie próbowałam go powstrzymać. Miło było rozluźnić się trochę, po latach spięcia i strachu. Wzdrygnęłam się na wspomnienie łap ojca i tego jak mnie dotykał. Jego słowa znowu rozbrzmiały w moich uszach, a ja poczułam jak ciało mi drętwieje.
- Wszystko w porządku? - blondyn położył mi dłoń na ramieniu. Nie miał już w ustach jedzenia, a jego spojrzenie z radosnego zmieniło się w pełne troski. Nie lubiłam takiego wzroku.
- Tak, dzięki - odpowiedziałam, kiedy połknęłam pianki. Jakby wyczuwając moje spięcie, chłopak odsunął się ode mnie. Musiałam szybko odciągnąć jego uwagę od mojego nastroju. - Przegrałeś. Miałam jedną piankę więcej.
- Nie, mieliśmy po równo - wyszczerzył się, wciąż przyglądając się mojej twarzy z lekkim niepokojem.
- Ale ty połknąłeś pierwszy - nie dawałam za wygraną. 
Przez chwilę zastanawiał się.
- Dobra, niech ci będzie.
- Wiedziałam - sięgnęłam po telefon i ze zdziwieniem stwierdziłam, że mój snapchat jest włączony. Jakby tego było mało, miałam o jednego znajomego więcej. - Grzebałeś w moim telefonie.
- Nie.
- Tak.
- Może - przybrał minę niewiniątka, na co parsknęłam.
- Ale z ciebie kretyn - zakończyłam dyskusję. Zmieniłam jego nazwę w snapie na "вℓσи∂ι" i szybko pstryknęłam mu fotkę. Nie zapomniałam o podpisie "Loser". Zdjęcie wysłałam właśnie Niallowi. - Będziesz miał pamiątkę.

Niall?

Od Nialla cd. Charlotte

- Oj, przestań. Tylko żartowałem - zaśmiałem się domykając boks Andorry.
- Bardzo śmieszne Horan, jakoś niezbyt mnie bawią twoje żarciki - mruknęła wywracając oczami.
- Przepraszam, nie chciałem cię w żaden sposób urazić.
- Myślisz, że obchodzi mnie twoje zdanie? - Zmarszczyła brwi i wyszła z boksu. - Bo mi się wydaje, że raczej nie.
- Raczej? - mruknąłem, gdy wyminęła mnie i ruszyła w stronę siodlarni.
- Na pewno - burknęła i weszła do siodlarni.
Westchnąłem, pogłaskałem jeszcze raz Andorrę i udałem się do akademika. Dziś wyjątkowo zostawiłem kluczyki na portierni, bo byłem wręcz pewny, że w trakcie jazdy bym je zgubił. Niestety przy okienku nikogo nie było.
Okej, jeszcze został mi sekretariat.
Podszedłem do wielkich drewnianych drzwi i cicho zapukałem. Odczekałem chwilę, jednak nikt mi nie odpowiedział. Ponowniłem próbę, jednak znów odpowiedziała mi cisza. Nacisnąłem na klamkę, jednak sekretariat okazał się zamknięty.
Ostatnie wyjście.
Podszedłem do drzwi od portierni, mając nadzieję, że chociaż one będą otwarte i sam będę mógł wziąć sobie klucz. Chwyciłem za klamkę i z nadzieją nacisnąłem, jednak co się okazało?! Zamknięte!
- No kurwa! Zajebiście! - jęknąłem uderzając dłonią w drzwi.
- Co się stało? Czyżby biedny Niall zostawił klucze na portierni?
Usłyszałem radosny śmiech Charlotte. Dziewczyna właśnie weszła do akademika i udała się w stronę schodów.
- Może. - Wzruszyłem ramionami.
- Ugh, a ja chciałam zaprosić cię do siebie, ale skoro nie jesteś pewny.. - mruknęła.
- No przestań, przecież wiem, że nie mówisz serio. - Wywróciłem oczami.
- Po prostu chciałam być miła, ale nie to nie - odpowiedziała i ruszyła w górę schodów.
- No dobra, zostawiłem klucze na portierni, a nigdzie nie ma nikogo z obsługi.

- Wiesz, co? Jednak miałeś rację, nie mówiłam serio. - Wyszczerzyła się i dumnie ruszyła na piętro. 
- I tak później przyjdę - zaśmiałem się. 
Dziewczyna obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem i bez słowa poszła dalej. Nie zaprzeczyła! 
W ogóle, to gdzie się wszyscy podziali? Chcę swój klucz! Wyszedłem z akademika i skierowałem się do stajni z nadzieją, że znajdę tam na przykład panią Ruby. Jakże wielkie było moje szczęście, gdy zobaczyłem jak wchodzi do siodlarni. 
- Pani Stewart! - zawołałem rzucając się biegiem w jej stronę. 
- Tak, Niall? Czy coś się stało? - spytała lekko zmartwiona.
- Nie - odpowiedziałem szybko - Wszystko w porządku, tylko zostawiłem klucze w portierni, a nikogo tam nie ma i..
Kobieta sięgnęła do kieszeni kurtki i po chwili podała mi klucz.
- Wejdź do środka i weź kluczyk od pokoju, możesz zostawić otwartą portiernię, bo i tak zaraz tam idę. - Uśmiechnęła się.
- Dziękuję - odpowiedziałem i wziąłem od niej klucz.
Wróciłem do akademika i zabrałem to, co było mi potrzebne i udałem się prosto do swojego pokoju. Moją uwagę przykuły od razu trzy paczki pianek i pierwsze co wpadło mi do głowy to Chubby Bunny. Zabrałem słodycze z biurka i wyszedłem z pokoju. Chwila. Który pokój ma Charlie? Cholera.
Ja nie znajdę? JA?!
Wydaje mi się, że było to coś w okolicach 40, jednak mogę się mylić.

Wszedłem na piętro i zacząłem pukać do wszystkich pokoi. Okazało się, że jednak dobrze myślałem, bo, gdy zapukałem do pokoju numer 40 usłyszałem głos Charlotte. Wszedłem do środka, jednak nie zastałem jej.
- Cześć Charlie! - zawołałem, domyślając się, że jest w łazience.
- Co ty chcesz Niall? 
- Jak przyjdziesz, to pogadamy - zaśmiałem się i rozłożyłem na jej łóżku. 
Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na jej telefon leżący na szafce nocnej i... był odblokowany. Od razu go wziąłem i kliknąłem na ikonkę snapchata. W pierwszej kolejności dodałem jej mojego i zacząłem robić sobie zdjęcia. Byłem pewny, że jak wyjdzie to pewnie się na mnie wkurzy, chociaż.. nie, jednak nie, na pewno się wkurzy. Po chwili drzwi łazienki się otworzyły, a ja szybko odłożyłem telefon na miejsce. 
- A więc.. co tu robisz? - Zmarszczyła brwi.
- Powiedziałem, że przyjdę. - Uśmiechnąłem się - A poza tym.. mam pianki! Co powiesz na chubby bunny?




Charlotte? 


Od Allijay CD Shane'a

Przerażona mocniej złapałam się chłopaka. Gdy Shane zaczął schodzić po schodach, oparłam głowę o jego tors i zamknęłam oczy. Bałam się, że spadniemy. Blondyn uśmiechnął się na mój widok. Widocznie niesienie mnie sprawiało mu przyjemność. W końcu doszliśmy pod drzwi mojego pokoju. Shane w końcu mnie puścił, a ja zadowolona wyjęłam z kieszeni klucze. Włożyłam je do zamka, następnie spojrzałam na chłopaka.
- Jesteś pewny, że chcesz tam wejść? - Zapytałam. On popatrzył na mnie zdziwiony, po czym z uśmieszkiem odparł.
- Wyganiasz mnie? - Zaśmiał się. 
- Nie, skądże! - Podniosłam ręce w obronnym geście. Niepewnie przekręciłam klucze. Lekko pchnęłam drzwi, zza których wyskoczyły moje psy. Flash rzucił się na mojego towarzysza. Przewrócił go na plecy i zaczął wylizywać. Potem do zabawy przyłączyła się Princess. Chłopak zaczął się śmiać. Z trudem odepchnęłam psy na bok. Wskazałam na pomieszczenie i skarciłam je wzrokiem. Te z podkulonymi ogonami uciekły do pokoju. 
- Wybacz, oni tak zawsze.. Nic ci się nie stało? Coś cię boli? - Podałam blondynowi rękę. Z chęcią przyjął pomoc. Obdarzył mnie przyjaznym spojrzeniem. Zdziwiona zaniemówiłam. Spodziewałam się bardziej krzyków, obelg i nieprzyjemnych uwag. 
- W porządku. - Po wypowiedzeniu tych słów weszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdowało się moje królestwo. Chłopak zajął miejsce na zamszowym fotelu. Podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam ubrania i bieliznę. Czując na sobie wzrok Shane’a zarumieniłam się lekko. Czym prędzej udałam się do łazienki. Gdy weszłam pod prysznic, przypadkowo odkręciłam zimną wodę. Z trudem wstrzymałam pisk. Urażona wyszłam z prysznica, wytarłam się i ubrałam. Tego dnia wybrałam błękitną bluzę z napisem ‘’Never Stop Dreaming’’ oraz zwykłe jeansy. Włosy uczesałam w niechlujnego koka, z którego kilka pasem opadło na mą twarz. Oczy podkreśliłam tuszem oraz kreskami. Gdy byłam gotowa wyszłam z toalety. Popatrzyłam na chłopaka bawiącego się z moimi zwierzętami. Chrząknęłam, dzięki czemu zwróciłam na siebie uwagę zielonookiego. 
- Wyglądacie naprawdę uroczo, ale musimy iść na śniadanie. - Westchnęłam. Chłopak podniósł się z podłogi, po czym podszedł do mnie. Narzuciłam na nogi czarne vansy. Wyszliśmy z pokoju, który zamknęłam na klucz. Złapałam chłopaka za rękę. Nim zdążył zareagować, pociągnęłam go i zaczęłam biec. 
- Gdzie ci się tak spieszy, moja droga? - Zapytał, śmiejąc się. 
- Za dziesięć minut są lekcje, a ja nie zamierzam się spóźnić. - Wbiegliśmy na stołówkę, z której większość osób już wychodziła. Zdyszana podeszłam do okienka, w którym kucharki wydawały tacki z posiłkami. Poprosiłam jakąś kanapkę i herbatę. Poczekałam, aż towarzyszący mi blondyn odbierze tacę. Potem usiedliśmy naprzeciw siebie, przy tym samym stoliku co wczoraj. Jedzenie nie zajęło nam dużo czasu. Już po pięciu minutach biegliśmy w stronę klasy, w której miała odbyć się pierwsza lekcja, a mianowicie angielski. Weszliśmy do pomieszczenia równo z dzwonkiem. Zajęliśmy ostatnią ławkę, tą obok okna. 
~*~
Lekcje minęły mi niesamowicie szybko. Nim się obejrzałam, zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji fizyki z panem Markiem. Cudem przepchnęłam się przez dziki tłum uczniów wychodzących z klasy. Po drodze zgubiłam Shane’a. Zatrzymałam się i rozejrzałam. Niestety, dziki tłum nie pozwolił mi na dalsze poszukiwania. Uznałam, że jeżeli będzie miał jakąś potrzebę, to osobiście do mnie wstąpi. Wchodząc po schodach minęłam wielu uczniów. Weszłam do swojego pokoju i stanęłam na środku. Nie miałam pomysłu co mogę zrobić. Kątem oka spostrzegłam machającego ogonem Flash’a. W pysku trzymał czarną smycz. Z uśmiechem podeszłam do niego i kucnęłam. Pies położył przedmiot na mojej dłoni. Pogłaskałam go po głowie. Przyczepiłam smycz do jego obroży, narzuciłam na siebie czarną kurtkę i czapkę tego samego koloru. Wyszłam z pokoju, po czym udałam się na parter. Po drodze z trudem powstrzymałam Flasha przed oznaczeniem terytorium.. Gdy wyszliśmy, spuściłam psa ze smyczy. Ten od razu pognał w stronę gołych krzaków. Pewnie się domyślacie, co z nimi zrobił. Obawiałam się reakcji właścicieli. Pewnie nieźle się zdziwią, gdy zobaczą latem gołe krzaczki. Zaśmiałam się pod nosem. Włożyłam ręce do kieszeni i powolnym krokiem ruszyłam w stronę psa. Przykucnęłam, dzięki czemu Flash podbiegł do mnie. Jak każdy przedstawiciel jego gatunku, położył się na plecach i domagał pieszczot. Pogłaskałam go po brzuchu. Przypięłam smycz do jego obroży. Udaliśmy się do lasu, na pół godzinny spacer. Gdy wróciłam była równa czternasta. Zaprowadziłam psa do pokoju. Przy okazji przeprowadziłam konwersację z rodzicami. Była ona tak nudna, że nie warto o niej wspominać. Po dwudziestu minutach udałam się na stołówkę. Stanęłam w jakże długiej kolejce i rozejrzałam się dokładnie. Nigdzie nie ujrzałam jasnej, bujnej czupryny Harkera. Gdy przyszła moja kolej, odebrałam tacę z jedzeniem. Usiadłam na, można by rzec, moim krześle. Wkładając do ust jedzenie, ujrzałam wbiegającego na jadalnie Shane’a. Na moją twarz wpełzł delikatny uśmiech. Usiadł naprzeciw i zdyszany spojrzał mi w oczy. 
- Yamzes.. Ten sierściuch.. Znowu mi uciekł. -Wyjęczał. Z moich ust wydobył się cichy śmiech. 
- Śmieszy cie to?! -Zapytał z wyrzutem. 
- Troszeczkę. - Stwierdziłam. 
- Jesteś jak moja siostra. - Powiedział obrażony. - Pewnie spiskujecie za moimi plecami! - Wybuchłam mimowolnym śmiechem. Oparłam łokcie o blat stołu, po czym spojrzałam w zielone oczy chłopaka.
- Nie znam twojej siostry, więc nie jest to możliwe. Jeszcze.. - Wyraźnie podkreśliłam ostatnie słowo. Chłopak skrzyżował ręce, odwrócił głowę i wydął wargi. - Oj, przecież żartuję. Nie obrażaj się.. - Spojrzałam na blondyna. Ten ani drgnął. Zrezygnowana odniosłam tackę i udałam się do wyjścia z jadalni. Gdy zaczynałam wchodzić po schodach, coś, a raczej ktoś podniósł mnie do góry. 
- Shane! Puść mnie! - Przez śmiech moje słowa brzmiały niewyraźnie. Po jakimś czasie zrozumiałam, że machanie rękoma nic nie pomoże. Opadłam bezsilnie na ramię chłopaka. - Jesteś strasznie uparty, wiesz? - Uśmiechnęłam się szeroko. Ten jedynie uśmiechnął się pod nosem. Tak jak rano, odstawił mnie dopiero pod drzwiami mojego pokoju. 
- O piętnastej wybieram się do stajni. Pójdziesz ze mną? - Zapytałam unosząc nieśmiało wzrok. 
- Jasne, to.. - Przełknął ślinę. - Do zobaczenia.. - Uśmiechnął się blado i zniknął na schodach. 
Shane? ;-;