wtorek, 4 lipca 2017

Od Meq - C.D. Boonie

Z początku uderzyło we mnie wrażenie, że dziewczyna chce się zaprzyjaźnić. A przynajmniej tak ja to odebrałam. Zazwyczaj od razu zniechęcałam przyjazne wobec mnie osoby, co - jeśli mam być szczera - jak najbardziej mi odpowiadało. Boonie natomiast nie wydawała się zrażona, wręcz przeciwnie - szukała sposobu, by jakąś metodą otworzyć mnie na nią. Zaproponowała nawet przejażdżkę. Uznałam, że mogę z nią pojechać. Czemu nie? Saltare też na tym skorzysta, bo będzie miał towarzystwo podczas jednej z codziennych jazd. I tak miałam wyprowadzić go na padok lub zabrać na spacer zaraz po śniadaniu. Wyszło na to samo. Tylko o jedną osobę i o jednego konia więcej. Wyprowadziłam swojego wierzchowca z bosku. Założyłam hanowerowi uzdę i poprawiłam wędzidło. Założyłam mu też siodło. Nie za bardzo lubię jeździć na oklep. A tym bardziej z tym rumakiem, który wprost uwielbia wierzgać, wyrywać się i wykonywać inne niespodziewane ruchy. Wszystko to ma jedynie na celu zrzucenie mnie z jego grzbietu. Trzymając nogi w strzemionach i mając pod sobą nieruchome siedzisko, jest mi łatwiej utrzymać się w siodle. Z chwilowego zadumania wyrwał mnie głos dziewczyny:
- To co, jedziemy już?
Niewiele myśląc, wręcz automatycznie pokiwałam głową. Po chwili otrząsnęłam się i spojrzałam na stojącego nieopodal konia, a także pieszczotliwie głaszczącego zwierzę po chrapach jeźdźca. Rumak nie miał na sobie siodła, w związku z czym uznałam, że Boonie woli jazdę na oklep. Wzruszyłam ramionami. W końcu niektórzy mają inne upodobania niż ja, jeśli chodzi o jazdę. I nie tylko. Wyprowadziłam konia ze stajni. Boonie podążyła moim śladem. Przed stajnią wsiadłam na Saltare'a i pokierowałam rumaka we wcześniej wskazanym przez siebie kierunku. Ruszyłyśmy drogą prowadzą do niewielkiego lasku, o którym wcześniej była mowa. "Podróż" do zagajnika trwała tylko pięć minut, co można było stwierdzić tylko poprzez ocenienie odległości. Nie było ona duża, była wręcz maleńka. Do lasu było bardzo blisko, ale do polany, na której znajduje się niewielka, wspomniana przeze mnie rzeka - już trochę dalej. W prawdzie też było to stosunkowo niedaleko. Ale leśna dróżka prowadząca do strumyka, bo tą rzekę trudno nazywać inaczej, była kręta i wiła się pomiędzy drzewami. Pełno w niej nagłych zakrętów i fragmentów całkiem zarośniętych przez leśną roślinność. A co najważniejsze, ta droga jest leśna. Co znaczy tyle samo co wąska. Przemieszczanie się na koniu po wąskiej, zarośniętej ścieżynce, na której niespodziewanie może pojawić się drzewo, jest dosyć trudne i zdecydowanie wymaga dużo czasu. Na dotarcie do polanki liczyłam koło piętnastu, maksymalnie dwudziestu minut. Ale też nie mniej. Trudno mi było uwierzyć, że można by przebyć tą drogę w dziesięć minut lub nawet szybciej.  Gdyby ktoś powiedział mi, że da radę w tyle czasu, to postukałabym się w czoło i wyśmiałabym tą osobę w żywe oczy.Wracając do tematu, gdy nasze konie postawiły pierwsze kroki w zagajniku, jeszcze bardziej wysunęłam się na prowadzenie. Z góry założyłam, że brunetka nie zna drogi. Uśmiechnęłam się pod nosem. Trochę cieszyło mnie, że w jakiś sposób triumfuję nad Boonie i jestem tu bardziej zadomowiona niż ona. Tu, to znaczy w Morgan University. Ale z drugiej strony doskonale pamiętałam, jak to było, gdy przyjechałam do MU. Jak się czułam, nie znając nikogo i gubiąc się w istnym labiryncie, budynków, sal, schodów i korytarzy bez końca. Znajomość z tą dziewczyną dawało mi pewnego rodzaju satysfakcję. Lekko odwróciłam głowę i spojrzałam na Piegowatą. Choć wyraźnie starała się ukryć drobne, rude piegi, to kropki mimo to były dosyć dobrze widoczne. Dziewczyna najwyraźniej poczuła mój wzrok na sobie, bo lekko uniosła głowę i spojrzała na mnie. Drobne promyki słońca przebiły się przez korony drzew i rozjaśniły twarz Boonie. Przez mój umysł przemknęło jedno słowo - piękna. Natychmiast odrzuciłam od siebie tę myśl, bowiem nie powinnam zajmować się takimi sprawami. Może i ja jestem... Nieco inna i mam różne upodobania, ale to nie znaczy, że akurat ta dziewczyna też jest homo. Byłam na 99 procent przekonana, że brunetka jest najczęstszej orientacji, czyli jest heteroseksualna. Opanuj się - skarciłam w głowie samą siebie. Chodziło mi o to, żeby przestać zaprzątać sobie umysł takimi pierdolonymi bzdetami i zająć się drogą, którą miałam przed sobą. Zgodnie z własnym postanowieniem, na nowo zajęłam się prowadzeniem nas we właściwym kierunku. Po kilkunastu minutach, zgodnie z moimi przewidywaniami, razem z końmi znalazłyśmy się na niewielkiej leśnej polanie. Zgrabnie zsunęłam się z konia, gdy tylko Saltare się zatrzymał. Miękko wylądowałam na nogi na trawę. Przełożyłam wodzę przez szyję wierzchowca i ruszyłam w kierunku najbliższego drzewa, przy tym lekko ciągnąć konia. Przywiązałam wodze do pnia. Zacisnęłam jeszcze mocniej drugi supeł i puściłam wodze. Może i to słaba ochrona, ale ufam Saltare'owi i miałam nadzieję, że koniś nie ucieknie. Boonie też przywiązała swoją klacz, najwyraźniej uznając, że takie zabezpieczenie całkowicie wystarczy również w kwestii jej konia. Usiadłam na środku polany. Jak wiadomo, nie było na niej drzew, więc rozkoszowałam się promykami słońca, które swoim ciepłem otulały moją twarz. Wystawiłam buzię do słońca, przy czym lekko uniosłam podbródek. Zaczęłam cicho nucić w głowie lecącą ostatnio bardzo często w radiu piosenkę - Despacito. Znałam cały tekst, więc bez problemu mogłam zaśpiewać.
 Sí, sabes que ya llevo un rato mirándote
Tengo que bailar contigo hoy (DY)
Vi, que tu mirada ya estaba llamándome
Muéstrame el camino que yo voy (oh)

Tú, tú eres el imán y yo soy el metal
Me voy acercando y voy armando el plan
Solo con pensarlo se acelera el pulso (oh yeah)

Ya, ya me está gustando más de lo normal
Todos mis sentidos van pidiendo más
Esto hay que tomarlo sin ningún apuro

Despacito
Quiero respirar tu fuego despacito
Deja que te diga cosas al oído
Para que te acuerdes si no estás conmigo

Despacito
Quiero desnudarte a besos despacito
Firmo en las paredes de tu laberinto
Y hacer de tu cuerpo todo un manuscrito

(Sube sube sube, sube sube)

Quiero ver bailar tu pelo
Quiero ser tu ritmo
Que le enseñes a mi boca
Tus lugares favoritos (favorito, favorito baby)

Déjame sobrepasar tus zonas de peligro
Hasta provocar tus gritos
Y que olvides tu apellido

Si te pido un beso ven dámelo
Yo sé que estás pensándolo
Llevo tiempo intentándolo
Mami, esto es dando y dándolo
Sabes que tu corazón conmigo te hace bom, bom
Sabes que esa beba está buscando de mi bom, bom
Ven prueba de mi boca para ver cómo te sabe
Quiero, quiero, quiero ver cuánto amor a ti te cabe
Yo no tengo prisa, yo me quiero dar el viaje
Empecemos lento, después salvaje

Pasito a pasito, suave suavecito
Nos vamos pegando poquito a poquito
Cuando tú me besas con esa destreza
Creo que eres malicia con delicadeza

Pasito a pasito, suave suavecito
Nos vamos pegando, poquito a poquito
Y es que esa belleza es un rompecabezas
Pero para montarlo aquí tengo la pieza

Despacito
Quiero respirar tu fuego despacito
Deja que te diga cosas al oído
Para que te acuerdes si no estás conmigo

Despacito
Quiero desnudarte a besos despacito
Firmo en las paredes de tu laberinto
Y hacer de tu cuerpo todo un manuscrito

Quiero ver bailar tu pelo
Quiero ser tu ritmo
Que le enseñes a mi boca
Tus lugares favoritos (favorito, favorito baby)

Déjame sobrepasar tus zonas de peligro
Hasta provocar tus gritos
Y que olvides tu apellido

Despacito
Vamos a hacerlo en una playa en Puerto Rico
Hasta que las olas griten "ay, bendito"
Para que mi sello se quede contigo

Pasito a pasito, suave suavecito
Nos vamos pegando, poquito a poquito
Que le enseñes a mi boca
Tus lugares favoritos (favorito, favorito baby)

Pasito a pasito, suave suavecito
Nos vamos pegando, poquito a poquito
Hasta provocar tus gritos
Y que olvides tu apellido (DY)
Despacito

Pasito a pasito, suave suavecito
Nos vamos pegando, poquito a poquito
Eh, eh , eh, eh
Pasito a pasito, suave suavecito
Nos vamos pegando, poquito a poquito
Eh, eh , eh, eh 
Mimo, że pochodzę z Włoch, znam równie dobrze język hiszpański, w którym jest wykonywana ta piosenka. W końcu to sąsiadujące ze sobą kraje, więc warto znać język "kolegi z sąsiedztwa".
Kobieta, bo chyba mogę nazwać tak Boonie, podążyła moim śladem i również klapnęła na soczyście zieloną trawę. Oczywiście nie nuciła, a przynajmniej na to nie wyglądała, żeby śpiewała, choćby w myślach.  Spojrzała za to na mnie, a widząc, że zupełnie nie zwracam na nią uwagi, również podniosła głowę i delektowała się dzienną gwiazdą oraz jej promykami. Jednak po kilku minutach jej się znudziło bezczynne gapienie się w niebo i postanowiła przerwać tę błogą chwilę ciszy, o którą we współczesnym świecie jest tak trudno.
- Zróbmy coś... Coś ciekawego! - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem mówiącym słodkie, dziecięce "plose".
Przewróciłam oczami i głośno, a zarazem przeciągle westchnęłam, na znak dezaprobaty wobec takiemu zachowaniu. Dezaprobaty wobec znudzenia, jakie towarzyszyło Bonnie. Nigdy nie rozumiałam, jak można nudzić się ciszą, spokojem i chwilą wytchnienia, a także oderwaniem się od rzeczywistości i na krótki czas zapomnieniem o wszystkim oraz wszystkich na tym świecie, Przymknęłam powieki i przez ułamek sekundy rozważałam propozycję brunetki z zamkniętymi oczami. Gdy otworzyłam je na nowo, spostrzegłam, że Boonie wlepiła we mnie swe śliczne, brązowe, a zarazem zielone oczęta. W ciszy oczekiwała na odpowiedź, zapewne w duchu licząc i jednocześnie błagając los, bym zgodziła się. W końcu uległam. Słodycz dziewczyny,  a także urok jej buźki podziałał na mnie, jako na lesbijkę. No niestety. Ale nie tylko fakt, że jestem homoseksualistką zadecydował o pozytywnej treści mojej odpowiedzi. Także to, iż nie chciałam gasić tej dziecięcej nadziei, która zapłonęła w głowie Boonie. Zawsze wydawało mi się niezwykłe, że dorośli też potrafią marzyć, wierzyć, że może coś się jednak stanie... I mieć nadzieję. Postanowiłam więc, że przystanę na propozycję dziewczyny.
- No dobrze - zgodziłam się w końcu. - Ale wiedz, że robię to tylko i wyłącznie ze względu na ciebie.
- Dzięki - Boonie posłała mi najszerszy i najpiękniejszy uśmiech, na jaki zapewne było ją stać.
- Proszę bardzo - mruknęłam niby od niechcenia, ale w głębi duszy tak naprawdę czułam się szczęśliwa widząc radość drugiej osoby. Radość, której stałam się przyczyną. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, bo odkąd pamiętam, zawsze robiłam wszystko na przekór i na złość innym. Wracając do tematu, przyglądałam się rozradowanej niczym malutkie bobo Boonie. Przerwałam jej tą chwilę triumfu i radości, przytomnie pytając o jej plany.
- To co chcesz robić? - oczekiwałam jakiejś w miarę sensownej odpowiedzi.
- Najpierw cię przytulić! - wręcz krzyknęła uśmiechnięta brunetka. Przewróciłam oczami i już miałam odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. Dziewczyna mnie uprzedziła. Zbliżyła się lekko i objęła mnie, mocno przytulając do siebie. Lekko mnie przydusiła, ale nie poczułam tego aż tak bardzo. Po chwili rozluźniła uścisk i zmieniła pozycje rąk. Pech tak chciał, że jedną ze swoich dłoni położyła na mojej piersi. A może to nie był przypadek? Może to było wykonane celowo? Właśnie wtedy zaczęłamm zastanawiać się nad orientacją Boonie.

[Boonie? Miłej lektury^^]
1500 słów ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz