Bogu dzięki dziewczyna przeżyła upadek. Zagwizdałam. Eisbahn
dogalopowała do mnie, zostawiając konia nieznajomej w spokoju i samotności. Nie
mogę tego tak zostawić. Przygryzłam wargę. Moją uwagę przykuły zielone włosy
dziewczyny. Otrzepała się z kurzu. Jej koń wąchał nawierzchnię hali niczym pies
tropiący. A ja miałam nadzieję na trening ujeżdżenia bez siodła... Szybko się
jednak zreflektowałam i postanowiłam zagonić ją do pielęgniarki.
-Musimy sprawdzić czy na pewno nic ci nie jest, więc zaprowadzę
cię do pielęgniarki a końmi zajmą się stajenni - powiedziałam stanowczo, i
jakby z... troską w głosie.
Złapałam ją za rękę nie czekając na odpowiedź. Zawołałam mojego
ulubionego stajennego, a ten obiecał zająć się naszymi rumakami. Popędziłam
przez dziedziniec nadal ciągnąc za sobą zielonowłosą. Nie miałam nawet czasu
zastanowić się nad czym czy dziewczyna nadąża. Dotarłam pod gabinet i
wyjaśniłam młodej kobiecie co się stało. Pielęgniarka od razu wzięła dziewczynę
do swojego gabinetu. Usiadłam grzecznie na krześle w poczekalni i odłożyłam
toczek na siedzenie obok. Utkwiłam wzrok w sterylnie białym kolorze ściany.
Muszą to chyba malować codziennie skoro tak dobrze utrzymuje się ta śnieżna
biel. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wtem na myśl przyszło mi to, że od rana nie
wypiłam ani łyku kawy. Wybiegłam z jadalni bo bolał mnie brzuch, a potem
postanowiłam zająć się intensywnym treningiem z Siwą. No i ten wypadek z
zielonowłosą nieznajomą mi dziewczyną. Nie zapytałam się jej nawet jak
dokładnie się nazywa. Pacnęłam się ręką w czoło. Idiotka ze mnie. Prawdziwa
idiotka. Może nie stało się nic poważnego. Ta myśl sprawiła,
że spokojnie wysiedziałam na krześle cały czas, jaki pielęgniarka badała te
osobniczkę płci pięknej. Zerknęłam na zegarek. 16:10. Przegapiłam obiad. Co im
tak długo schodzi? Zapukałam w białe drzwi, które niemalże wtapiały się w
tło.
-Proszę - odpowiedział mi stłumiony głos pielęgniarki.
Dziewczyna siedziała na drewnianym krześle obok (no ja nie mogę po
prostu) białego biurka. Młoda kobieta, z rozpuszczonymi blond włosami,
siedziała na skórzanym obrotowym krześle i zmierzyła mnie wzrokiem w momencie
gdy zamykałam drzwi prowadzące na korytarz. Jedyną drogę ucieczki z gabinetu,
właśnie odcięłam. Przełknęłam ślinę i usiadłam na krzesełku bez oparcia,
znajdującym się obok nieznajomej.
-Caroline ma szczęście. Żadnego złamania, jedynie stłuczenie
prawego nadgarstka - kobieta uśmiechnęła się w niemal przerażający sposób.
Posłałam jej podobny uśmiech. A przynajmniej tak mi się wydaje. A
więc tak brzmi imię tej zaciekawiającej dziewczyny. Spojrzałam na Caroline
kątem oka. Wpatrywała się w czubki swoich butów do jazdy konnej. Ja sama miałam
na sobie oficerki, beżowe bryczesy i szarą koszulkę z krótkim rękawkiem i
napisem Light like a neon. Na dodatek rękawiczki wypadły mi z tylniej kieszeni spodni.
-Dziękuje - odezwała się dziewczyna, po czym wstała z krzesła.
Podążyłam jej śladem i także wstałam z krzesła. Wyprzedziłam Roli i otworzyłam jej drzwi. Podziękowała mi skinieniem głowy. Kiedy wyszłam na korytarz nabrałam powietrze w płuca. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że je wstrzymywałam. Teraz już odważniej posłałam spojrzenie w kierunku Caroline. Przez dłuższą chwilę zapadło niezręczne milczenie. Zakręciłam pasmo swoich kruczoczarnych włosów na palcu wskazującym lewej ręki. Nie zdążyłam spiąć ich przed jazdą.
-To... jestem Caroline jak już zapewne wiesz - powiedziała Roli.
Dobry skrót od jej imienia...
-Ja nazywam się Veronica - uśmiechnęłam się.
Pomyślałam o mojej ślicznej Eisbahn. Ciekawe czy stajenny wyczyścił ją tak jak tego oczekuje. No i koń dziewczyny. Mistral? Chyba jakoś tak go zawołała. Ruszyłam przez korytarz, tym samym dając jej znak że chciałabym wyjść. Ruszyła zaraz za mną i po chwili znalazłyśmy się na świeżym powietrzu.
Caroline?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz