- Boisz się burzy? - spytałam, chcąc tak naprawdę tylko się upewnić.
Dziewczyna po chwili wahania, niechętnie pokiwała głową. Tak myślałam. Lekko wygięłam usta, tak, aby okazywały lekkie niezrozumienie. Dziwiło mnie, że można się bać burzy. Przecież burza to śliczne zjawisko, pełne rozbłysków błyskawic i niecodziennie występujących na niebie kolorów. Ale uznałam, że takie zachowanie jest niegrzeczne i tylko peszy Boonie. W sumie, od kiedy interesuję się tym, co poczują inni i co jest niegrzeczne? Najwyraźniej brunetka ma na mnie dobry, choć jak na razie niewielki wpływ. Chcąc czy nie chcąc, objęłam brunetkę i mocno przytuliłam ją do siebie. Po kilku minutach rozległ się nieprzyjemny, nawet dla mnie, huk, inaczej zwany grzmotem. Zaraz potem niebo przecięła błyskawica i na ułamek sekundy rozjaśniła niebiosa i natychmiast z powrotem spowiła je w ciemności. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na niebo. Przybrało kolor fioletowy, gdzieniegdzie ciemniejszy, wręcz wpadający w czerń, kojarzącą się z bezgraniczną próżnią.
Jakby na zawołanie, zaraz po zniknięciu błyskawicy, z chmur spadły pierwsze krople deszczu. W duchu przeklinałam, że nie wzięłam żadnych ubrać z długim rękawem. Choćby bluzy. No ale przecież kto by myślał o takich pierdołach, gdy jest cudna pogoda i słonko ślicznie świeci? Jasne, że nikt. Ja również, choć należę do osób przezornych i w związku z czym także przewidujących. Odcień nieba drastycznie szybko zmienił się na czarny, bądź bardzo ciemny granatowy. Tylko w pojedynczych miejscach przebijał wcześniejszy kolor - fiołkowy wręcz fioletowy. Zerknęłam na swoją towarzyszkę - Boonie skuliła się i szukając we mnie schronienia, mocniej przycisnęła do mojej klatki piersiowej. Delikatnie pogłaskałam ją po głowie, po czym czule pogładziłam po jej lewym policzku, chcąc jej w ten sposób dać do zrozumienia, że nic nam nie grozi.
- Spokojnie, Boonie - przemówiłam do niej, zniżając głos do szeptu. Starałam się brzmieć jak osoba przekonana, ale przecież sama nie byłam w stu procentach pewna, czy jesteśmy całkowicie bezpieczne. - Nic nam się nie stanie. To tylko burza.
Boonie spojrzała na mnie swoimi pełnymi przerażenia oczami. Zrozumiałam, że nie uda mi się jej uspokoić, muszę tylko nie stresować jej jeszcze bardziej. Lekko osłoniłam swoim ciałem dziewczynę, by ta nie zmokła za bardzo. Deszcz mógłby ją jeszcze bardziej rozdrażnić, a zarazem przestraszyć, a przecież właśnie tego najbardziej chciałam uniknąć. Uspakajając roztrzęsioną Boonie, kątem oka spojrzałam na nasze konie. Rumak kobiety stał grzecznie, najwyraźniej niezbyt przejmując się otaczającym go światem. Stał sobie nienerwowo w miejscu i skubał świeżą i jednocześnie mokrą od deszczu trawę. Przeniosłam wzrok na swojego wierzchowca, Saltare'a. Ogier był rozdrażniony, przestępował niespokojnie z nogi na nogę i wiercił się, próbował chodzić w kółko... Wyraźnie bał się. Westchnęłam w duchu. Jeszcze tego mi brakowało, żeby mój koń uciekł. Już wystarczy spanikowana dziewczyna i ciemny las. Naprawdę, losie. Nie musisz mi dokładać jeszcze bardziej - wzniosłam oczy ku niebu, jakby oczekując na odpowiedź. Najlepiej pozytywną - cicho mruknęłam sama do siebie. Ponownie spojrzałam na Boonie, mając cichą nadzieję, że już nieco się uspokoiła.
- Lepiej? - spytałam najtroskliwszym głosem na jaki było mnie stać w zaistniałej sytuacji.
- Tak... Dzięki, że jesteś taka wyrozumiała - brunetka uśmiechnęła się słabo i potarła dłońmi swoje ramiona. - Zimno - stwierdziła.
Skinęłam głową i również chciałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego wyszedł mi jakże cudowny grymas. Mój crop top już dawno przemókł i wręcz się trzęsłam z zimna, bowiem przemarzłam, natomiast Boonie była praktycznie całkiem sucha i jej ubrania również. Było to spowodowane faktem, że wcześniej zasłoniłam ją, bo uznałam, że mogła by źle zareagować na deszcz i zimno. Dziewczyna spojrzała na mnie i chyba zrobiło się jej głupio, gdy zrozumiała, dlaczego jeszcze nie jest przemoknięta do szpiku kości.
- Dzięki - powiedziała i zaczęła nacierać moje ręce. Zmusiłam się na nikły uśmiech. Boonie minimalnie się przysunęła i nadała większego i szybszego tempa swojemu zajęciu. Chciała mnie choć trochę ogrzać. Miło z jej strony. Może po prostu chciała się z rekompensować? Też możliwe. Nie za bardzo obchodził mnie powód takowego zachowania dziewczyny w zaistniałej sytuacji. Bardziej interesowała mnie perspektywa wrócenia do swojego pokoju. Usłyszałyśmy kolejny grzmot, a kilka sekund później niebo rozjaśnił piorun. Usłyszałyśmy huk i trzask łamanego drewna. Konary się poruszyły i najwyraźniej jakieś drzewo upadło na ziemię. Wzdrygnęłam się lekko, bowiem możliwe było, że zaraz las się zapali i będziemy musiały uciekać przed pożarem. Taka opcja średnio mi się uśmiechała. Boonie głośno przełknęła ślinę, najwyraźniej zaniepokojona tym, co przed chwilą zobaczyłyśmy i usłyszałyśmy. Jednak dalej twardo tarła moje ręce. Delikatnie wysunęłam przed siebie jedną dłoń, dając tym samym znak brunetce, by zaprzestała czynności. Boonie odjęła swoje ręce od moich, lekko odchyliła się od tyłu i spojrzała na mnie pytająco.
- Lepiej już wracajmy do Akademii - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Trzęsła mi się szczęka, więc musiałam się strasznie pilnować, by nie przygryźć sobie czegoś.
- Lepiej już wracajmy do Akademii - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Trzęsła mi się szczęka, więc musiałam się strasznie pilnować, by nie przygryźć sobie czegoś.
[Boonie? Zgodnie z życzeniem - krótsze]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz