- Bo... bo ja... ja nie umiem... całować - zostanie słowo wyszeptał. Miał spuszczony wzrok, na moich oczach zrobił się cały czerwony.
- Ja cię nauczę - odparłam cicho z szerokim uśmiechem. Nawet bardzo chętnie...
- Ale... ja... - nie dokończył, choć i tak powiedział do właściwie to wąskiego paska drzewa, pomiędzy nami.
- Chyba, że nie chcesz...
- Chcę - jego wzrok uniósł się do moich oczu, aby zaraz... Nie, nie pozwoliłam na to. Przyciągnęłam jego twarz i pocałowałam go. Nie był to jakiś namiętny pocałunek, choć w porównaniu z tym pierwszym pewnie tak, jednak nie na miarę moich możliwości. Po prostu nie chciałam go wystraszyć. Już wystarczająco musiał być przerażony, jak to Eliot. W sumie to trochę bolało, że pomimo moich starań, akceptacji o którą w sumie bym się nawet nie podejrzewała, nie potrafił... właściwie to się bał. Bał się wszystkiego i o wszystko, czy dobrze robi, czy coś nie wyjdzie źle, czy mnie nie urazi. Kiedy się odsunęłam widziałam tą niepewność w jego oczach, niezręczność.
- Spokojnie - pogładziłam jego policzek. - Chcesz wracać?
- A ty? - czasem przy takich krótkich pytaniach mówił tak normalnie, swobodnie. To była ta drobna, najbardziej i wręcz cholernie pociągająca cząstka Eliota, którą chciałabym z niego wydobyć i jeśli nie mogłabym jej dać ludziom, to zatrzymałabym tylko dla siebie.
- Jest mi tutaj z tobą dobrze, ale trochę zimno - przyznałam uśmiechając się przepraszająco. Pokiwał głową i delikatnie się uśmiechnął. Zajęliśmy się dogaszaniem ledwo tlącego się ogniska, a kiedy uporaliśmy się z tym, w ciszy ruszyliśmy w stronę domku. Pewnie jego wujostwo na nas czeka, jeśli nie wygląda i nie sprawdza co właściwie robimy. Z drugiej strony znają Eliota, więc nie sądzę, by się się tego spodziewali. Pewnie nawet on sam się tego nie spodziewał.
Eliot?
Przepraszam, że tak krótko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz