poniedziałek, 11 września 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Zastanowiłam się przez chwilę, idąc równo z nim i trzymając jego dłoń, co jakiś czas gładząc delikatnie jego skórę palcami.
- Kalkulując, czyli robiąc to w twoim zwyczaju - przewrócił oczami. Nigdy mi się to nie znudzi, ale robiłam tak nie ze względu, że chcę mu zrobić na złość - Martwiłeś się o mnie już od samego początku. Ledwo się urodziliśmy, a ja miałam swojego cielesnego anioła stróża - powiedziałam przesadnym tonem, wewnątrz jednak ciesząc się jak dziecko z tych słów. Spojrzał na mnie z politowaniem. Moje usta wykrzywiały się w coraz szerszym uśmiechu.
- Hailey - jęknął - To co mówię jest prawdziwe. Myślisz, że dlaczego robiłem tyle rzeczy wbrew twojemu założeniu, zabraniałem i byłem zły, że i tak się nie słuchasz - zaszczycił mnie swoim jednym z wielu spojrzeń troski, podczas gdy ja dumnie założyłam sobie dojście do domu i zdjęcie z nóg tych butów.
- I tak się nie słucham - powtórzyłam jego słowa.
- I tu jest twój problem. 
- I tak szanowałam twoje zdanie, mając na uwadze to, że ci się nie podoba co robię. Gdy ktoś inny zwracał na to uwagę...
- Obrywał obrażonym spojrzeniem księżniczki, która skazywała go na katusze, ale tak by przeżył, bo w końcu i tak był jej przyjecielem... - zmierzyłam go mroźnym spojrzeniem. Wzruszył ramionami, szeroko się uśmiechając.
- Nie prawda - zaprzeczyłam - Nigdy nie byłam obrażona na was więcej niż dwa dni.
- Pewnie. Szkoła średnia, druga klasa, wtorek po południu, przed szkołą na parkingu...
- O nie... to był ten wyjątek... - nie zamierzałam dyskutować na ten temat, bo był on dla mnie tak oczywisty, że naprawdę nie było potrzeby rozwodzenia się nad sprawą Louise Renson.
- Nie przerywaj - trącił mnie ramieniem - Louise była naprawdę okey i widać, że kręciła z Gabrielem, ale ty oczywiście nie wyobrażałaś sobie jej w tym kręgu, dlatego postanowiłaś rozpocząć wojnę...
- Była okey!? Ona była okropna! - wzdrygnęłam się. Nie znosiłam tej istnej persony bogactwa, makijażu, stylu i złotego Rolexa na nadgarstku. Nie wiem w jakim stanie psychicznym musiała być aby myśleć, że chociażby zaakceptuję jej istnienie. Nawet jej głos był okropny - Powinniście mi dziękować za to, że się jej pozbyłam. Uratowałam wam tyłki, okazując się agentem doskonałym.
- Właściwie, zbaczając z tematu... Jak to zrobiłaś? - pod wpływem jego nurtującego mnie spojrzenia, uniosłam kąciki ust i przymknęłam delikatnie oczy. A tego nikt nie wie prócz mnie i drugiej osoby, która jest w to wszystko wmieszana. 
- Nie ważne. Po prostu zabiłam ją jej własną bronią i od tamtego czasu nigdy się do mnie nie odezwała - odpowiedziałam ze słyszalną ignorancją w głosie - I dla jasności, nie chodziło to o jej styl bycia, choć i on mnie denerwował, ale po prostu... jej sam widok i chęć pokazania, że mogłaby zostać chociażby moją znajomą był po prostu irytujący. A znasz mnie na tyle długo by wiedzieć, że pozbywam się problemu i kłopotu równie szybko jak przybył. Przynajmniej się staram - posłałam mu słodki uśmiech.
- Czarownica - mruknął, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Jeszcze nie czas na Halloween - zeszliśmy z głównej ścieżki, na taką, która prowadziła skrótem do domu. Sama poprosiłam o to Lewisa, który ostrzegał, że droga nie jest przeznaczona zbytnio do chodzenia po niej w szpilkach. Twierdząc, że sobie poradzę, siłą zaciągnęłam go w tamtym kierunku. Nie opierał się, bo doskonale wiedział, że on da radę.
- Idziesz? - czysta prowokacja, gdy zostałam z tyłu. Tylko nie miałam chwili nawet na sprytny ruch, bo co chwila się odwracał w ramach pilnowania mnie.
- Nie zgubię się.
- Nie jestem tego taki pewien - przystanęłam, rozglądając się dookoła za kimś, jakby jeszcze było możliwe, że kogoś tutaj znajdę. Gdy jednak okolica okazała się być pusta i cicha, zdjęłam buty - Co robisz? - usłyszałam nad sobą.
- Pozbywam się problemu - chwyciłam je w jedną rękę i wyprostowałam się - A teraz uważaj, bo cię wyprzedzę i zniknę za drzewami - minęłam go z tajemniczym uśmiechem, faktycznie schodząc w bok. Jednak zagrodził mi drogę ręką - Ładna, ale wolałabym widzieć drogę przed sobą, kochanie.
- Wchodząc w las?
- Kto tam jest? - zmrużyłam oczy, patrząc ma nad ramieniem. Odwrócił się, a w tym samym czasie odwróciłam się i szybkim krokiem kluczyłam między drzewami.
Stare, sprawdzone sposoby zawsze działają. Znalazłam się na plaży, obierając pierwszy kierunek jaki przyszedł mi na myśl. Prawo, lewo, prawo, a może jednak lewo? Lewo... zawsze wybierałam lewo. Wzruszyłam ramionami, ale zrobiłam zaledwie kilka kroków po piasku, gdy chłopak złapał mnie w pasie i pociągnął do tyłu. Uderzyłam plecami o niego, delikatnie się krzywiąc z uśmiechem na twarzy.
- A pani zaszkodził ten szampan, że na tak głupie pomysły wpada? - zbliżył głowę do mojej.
- Pochwalę ci się czymś - odgarnęłam szybkim ruchem głowy opadające włosy na moją twarz - Mam sposób na pokonanie ciebie - poruszyłam brwiami, szybkim ruchem ciągnąc go za sobą na dół.
Upadł zaraz obok mnie na piasek, próbując się podnieść, jednak skutecznie mu w tym przeszkodziłam. Oparłam ręce na jego ramiona, przyciskając do ziemi i blokując udami po bokach bioder. Położył dłonie na moich udach, powoli sunąc nimi w górę i nawet czarny materiał sukienki nie był w stanie wytyczyć granicy.
- To sukienka działa na mnie jak płachta na byka - podniósł głowę i ucałował skórę na mojej szyi, schodząc do obojczyka i biustu.
- Nie jest czerwona - musiałam wygłosić na głos swoją mądrość, czując ciepły oddech po jego cichym westchnięciu.
- Wcale nie musi być - przyciągnął mnie do swoich ust, a ja już znałam dalszy tor ruchów. Zebrał opadające mi włosy na jedną stronę, odwzajemniając każde muśnięcie warg o jego usta.
- Ale najpierw idziemy do sklepu - odsunęłam głowę, szeroko się uśmiechając - Nie odpuszczę tobie tego. Sobie również - usiadłam na jego biodrach i czekałam na typową reakcję. Przewrócił niewidocznie oczami, ale po jakimś czasie pokiwał głową. Podniosłam się, wyciągając w jego stronę dłonie. Wstał, zabrałam tylko swoje buty z piachu i wślizgnęłam swoje palce pomiędzy jego.
- Dlatego lubię nasze spacery. Idziemy sobie spokojnie drogą, rozmawiając też spokojnie...
- Spokojnym bym nie nazwał jeśli w każdej chwili jesteś w stanie to zmienić.
- Aż taka zmienna nie jestem. Sprawdzałam tylko twoją czujność i myślę, że jest wyraźnie zachwiana - pokiwałam z przekonaniem głową.
- Jesteś strasznie zmienna Hailly. Wiesz dlaczego skracają twoje imię do Hail? - proszę, jestem bardzo ciekawa odpowiedzi. Zadarłam głowę do góry, spoglądając w jego oczy - Bo hail oznacza grad. Dlatego tak lubię twoje imię. Czasem odzwierciedla twój humor i uczucie, gdy dostaniesz taką lodową kuleczką - roześmiałam się. Wiec, że zapamiętam sobie te słowa. Bo bardzo mi się spodobały.

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz