- Czego dusza jęczy.
- Ja nie mam duszy. - Uśmiechnął się.
- W sumie ja też, ale dobrze udaje. - Zaśmialiśmy się równocześnie i wciąż szliśmy w stronę schodów. Gdy miałam postawić nogę na pierwszym stopniu, zadzwonił mi telefon, więc wybiegłam na pole. Był to zastrzeżony numer. Aż mnie wzdryga:
- Tak słucham? - Odpowiedziałam spokojnym tonem.
- Przepraszam, dodzwoniłem się do Maxim Coldrey? - Był to męski głos.
- Tak. - On ma taki znajomy głos.
- Kochana moja, czemu tak długo nie dzwoniłaś?!
- Wybacz, ale nie mam cię zapisanego w kontaktach.
- Alex. Młodszy o rok brat Bonnie. Twój bliski kuzyn.
- Alex!? O Boże! Od cioci Rosy?!
- Tak!
- Zgubiłam twój numer i... zaraz.
- Co? Widzisz kogoś na horyzoncie?
- Ty tutaj przyjechałeś?!
- Tak, by cię odwiedzić!
- Rozłączam się.
- Ok.
Edward stał na schodach, wciąż na mnie czekając. A ja jak szalona pognałam do Alex'sa. Stał on nieopodal bramy wjazdowej, cały promieniał. Aaaa, bo wy nic nie wiecie. Alex jest homoseksualistą, ma niebieskie włosy i śliczne czarne oczy, a poza tym jest bardzo umięśniony. A co do tego, że jest moim kuzynem, to szczera prawda. Mój ojciec ma brata, a on ma żonę, która ma siostrę i to jest dziecko tej siostry, żony, brata, mojego ojca. Edwardowi jeszcze nic nie mówiłam, bo sama jestem zaskoczona niespodziewanym przyjazdem Alex'a. W każdym razie co było dalej... Podbiegłam do Alex'sa i mocno go przytuliłam. Bonnie akurat pojechała na przejażdżkę konno, więc jej nie ma. Jak ja się cieszę! Widzieliśmy się dość nie dawno, a ja mam radochę jak za dziecka. Oderwałam się od jego umięśnionej klatki piersiowej i powiedziałam:
- Tęskniłam!
- Ja bardziej!
Alex'sy chwycił mnie w talii i wysoko podniósł, a w tym samym momencie na zewnątrz wyszedł Edward. Może powiem mu o tym później, no o tym, że Alex's to mój kuzyn. Chciałabym spędzić wspólnie z nim trochę czasu. Pokazać Diakona jak wyrósł. Jaki mam pokój. A i jeszcze chce mu pokazać Ciapka. Widział go, jak był szczeniakiem, a teraz urósł. A co do Edzia to niech jego wyobraźnia zacznie działać. Hłe Hłe Diabeł ze mnie...
Edwardzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz