sobota, 25 marca 2017

Od Brooke

Trochę bolało mnie to, że muszę opuszczać to ciche i urodziwe miejsce jakim była nieduża stadnina mojej babci, i zostawiać staruszkę samą. Tikani już niecierpliwiła się w koniowozie. Pożegnałam się z babcią i usiadłam za kierownicą auta. No to zaczynamy.

****

Przejeżdżałam akurat przez niewielkie miasteczko. Wiedziałam, że niedaleko akademii znajdowało się jakieś miasteczko, ale czy to na pewno było to? Pojechałam dalej drogą, która prowadziła na pola. Czy ja już na początku muszę się gubić? Z tego co czytałam, stadniny i szkoła znajdowały się w otoczeniu pól i lasów. Zatrzymałam się na chwilę na polnej drodze. Wyciągnęłam telefon i włączyłam GPSa. Zasięg. Nie było go prawie w ogóle. Super. Postanowiłam pojechać dalej. Okazało się, że moja decyzja była słuszna. Wjechałem przez wielką bramę uniwersytetu. Nie sądziłam, że tereny tej akademii były takie rozległe. I piękne. Zaparkowałem na parkingu. Na schodach do ogromnego budynku nieopodal stały dwie osoby pogrążone w rozmowie. Wysiałam z auta. Rozejrzałam się dookoła. Ujrzałam dwa, duże padoki i czworobok. Nigdzie nie ujrzałam stajni. Trzeba będzie jej szukać. Tak jak drogi do tej szkoły. Skierowałam się do budynku. Minęłam rozmawiających uczniów, jak podejrzewałam i weszłam przez duże drzwi do starego, potężnego budynku. Chciałam jak najszybciej znaleść biuro, odebrać klucz od pokoju, plan i zaprowadzić moją klacz do boksu. Na ścianie zauważyłam niedużą tabliczkę na której było napisane "Biuro Akademii". Podążyłam szybkim krokiem w tamtą stronę. Zapukałam w drewniane drzwi i lekko nacisnęłam na zimną, metalową klamkę. Za biurkiem siedziała kobieta.
- Brooke?- spytała i posłała mi ciepłu uśmiech
Kiwnęłam głową i zdobyłam się na podobny gest.

Wyszłam z biura i zerknęłam na wydruk, który wręczyła mi kobieta. Klucz do pokoju schowałem do kieszeni. Byłam przypisana do drugiej grupy, a Tikani miała swój boks dość daleko od wejścia.
Udałam się czym prędzej do koniowozu. Otworzyłam klapę. Klacz delikatnie obróciła głowę w moją stronę i na chwilę przerwała przeżuwanie jedzenia. Wyprowadziłam samicę z przyczepy. Zaciekawiona postawiła uszy i zaczęła rozglądać się dookoła. Postanowiłam później wrócić po sprzęt, bo na razie musiałam znaleść stadninę. Teraz sobie przypomniałam, że zapomniałam spytać właścicielki gdzie dokładnie znajduje się budynek. Ruszyłam z Tikani w stronę gdzie znajdował się czworobok. Stajnia nie mogła być daleko. Przeszłam kawałek żwirową drogą i ujrzałam stajnię. Niesamowite jak niektóre rzeczy przychodziły mi łatwo. Za to inne dużo ciężej. Na parkurze, dalej za stajnią, ktoś trenował. Nie ujrzałam jak na razie wielu osób. Jak dla mnie był to duży plus. Wprowadziłam klacz do stajni.



Muszę przyznać - stadnina robiła wrażenie. Wprowadziłam siwkę do jej boksu. Był przestronny. Ściągnęłam z niej ochraniacze ochronne i niebieską derkę. Klacz na pewno szybko się zadomowi w nowym otoczeniu. Pogłaskałam moją podopieczną po jej białym jak śnieg pysku.
- Potem do ciebie zajrzę- szepnęłam do Tikani i opuściłam jej boks
Poszłam do siodlarni. Odłożyłam, na przydzielone mi miejsce, derkę i ochraniacze samicy. Opuściłam pomieszczenie i na powrót udałam się do auta po sprzęt klaczy. Wychodząc minęłam się z jakaś dziewczyną, która prowadziła swojego wierzchowca, który zreszta prezentował się bardzo dumnie. Wyszłam na zewnątrz i owiał mnie lekki, wiosenny wiatr. Przystanęłam na chwilę i rozejrzałam się dookoła. Wybór tej akademii nie był wcale takim złym pomysłem. Spojrzałam w stronę parkuru na którym ćwiczył chłopak na karym wierzchowcu. Pokonali ostatnią przeszkodę ze sporym zapasem i wylądowali z gracją na ziemi. Przygalopowali kilka kroków dalej. Oderwałam od nich wzrok i ruszyłam do auta. Wyciągnęłam z niego torbę, w której miałam derki, owijki i tym podobne rzeczy. Wyciągając siodło i ogłowie ujrzałam, że torba w której się znajdowały miała dość sporą dziurę.
- Świetnie- burknęłam po nosem
Zarzuciłam sobie ogłowie przez jedno ramię, a torbę przez drugie. Siodło chwyciłam w ręce i udałam się do stajni. Zauważyłam, że znaprzeciwka, najprawdopodobniej z parkuru, wraca chłopak z karym koniem. Weszłam do stajni przed nim i skierowałam się do siodlarni.
- Nie pomóc ci?- usłyszałam za sobą rozbawiony głos chłopaka
Odwróciłam się niechętnie i spojrzałam na niego. Widziałam, że to pytanie było pewnego rodzaju formą zaczepki. (nie wiedziałam jak to ująć, ale miałam chyba co innego na myśli xdd)
- Pomoc chyba nie będzie potrzebna- odparłam i skierowałam się do siodlarni

Zain? Chyba nie jest takie złe jak podejrzewałam xdd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz