Nie wiem ile dokładnie minęło czasu, ale po przeczytaniu trzydziestu czterech stron moją uwagę odwrócił cichy jęk. Jego źródłem najprawdopodobniej była śpiąca Vicky. Zagiąwszy róg zaznaczyłem sobie gdzie skończyłem czytać i przeniosłem się po cichu wraz z krzesłem bliżej łóżka dziewczyny. W razie czego chciałem być w pogotowiu. Na przykład gdyby znów miała ten atak paniki. Gdyby nie byłoby wtedy Willa na linii kompletnie nie wiedziałbym co robić. Jęk jednak okazał się być fałszywym alarmem i Vicky na powrót spała kamiennym jak mi się zdawało snem. Powróciłem do czytania książki, ale po przeczytaniu kilku linijek literki zaczęły sobie ze mnie robić żarty i biegały sobie po całej kartce. Oczy same mi się zamykały i w końcu dałem za wygraną.
Kiedy się obudziłem byłem przykryty miękkim kocykiem, za oknem świtało, a w miejscu gdzie spała Victoria zastałem rozkopaną pościel. Przetarłem zmęczone nocnym czytaniem oczy i wyciągnąłem telefon by sprawdzić która godzina. Wyświetlacz wskazywał 7:43. Całe szczęście, że dziś była niedziela, bo gdybym zaspał tak w tygodniu na bank dostało by mi się od trenerów i najpewniej Maxa też. Od strony łazienki dobiegał cichy szum. Domyślałem się, że Vicky najprawdopodobniej bierze prysznic. Wstałem obolały jak pokrzywiony staruszek. Zdecydowanie nie polecam spania całej nocy w takiej pozycji. Z jękiem przeciągnąłem się, odstawiłem pięknie krzesełko na swoje pierwotne miejsce i poskładałem kocyk. Już miałem wychodzić z pokoju dziewczyny, ale pomyślałem, że tak dziwnie bez jakichkolwiek słów pożegnania czy czegoś takiego, sobie zniknąć. Na biurku dostrzegłem kolorowe karteczki samoprzylepne i wpadłem na pewien pomysł. Oderwałem pierwszą z góry i nabazgrałem na niej coś w stylu:
Jakby co, szukaj mnie w pokoju nr 51. c:
W pokoju padłem na swoje łóżko i niemal od razu zasnąłem.
- Sammy? - obudził mnie stłumiony głos Maxa, który dobijał się do moich drzwi. - Jesteś tam w ogóle?
- Mhhmmm... - mruknąłem, naciągając kołdrę po same uszy. Było mi tak milutko, a ten musiał jak zwykle mnie denerwować.
- Dobra, wchodzę.
Zawiasy wydały z siebie cichutki jęk, co było znakiem, że braciszek wszedł sobie do środka. Otworzyłem jedno oko i zerknąłem na szatyna. Stał z zasłoniętymi jedną ręką oczami.
- Mam nadzieję, że nie biegasz sobie nagi. - nie miałem siły odpowiadać, więc tylko westchnąłem. Max odsłonił patrzałki, a jego wzrok padł wpierw na buty walające się w nieładzie przy łóżku, a potem na mnie. - A tobie co? Gdzieś ty się szlajał wczoraj? Kaca masz?
Lawina pytań spadła na mnie i na dobre obudziła. Szkoda tylko, że w gratisie dostałem też zirytowanie, którego pełne było moje spojrzenie.
- Nie. Nie mam kaca. Nigdzie się nie szlajałem. Wróciłem grzecznie o 22 do Morgan. Mogę iść dalej spać? - wyrecytowałem znudzonym tonem.
- Spać? Stary, nie widziałem cię na śniadaniu, więc teraz po ciebie wstąpiłem. - po chwili ciszy dodał - Jest 14.00.
Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia. Tyle przespać?
- Zbieraj się. Zaa... - Max spojrzał na swój zegarek - ...dokładnie 6 minut zaczyna się obiadek. Mam poczekać aż się ogarniesz?
Z głębokim westchnieniem zsunąłem się z łóżka i poczłapałęm do łazienki.
- Rób co chcesz - wymamrotałem po drodze.
Maximilian uparł się jednak żeby poczekać. Po kilku minutach ogarnąłem się na tyle żeby nie straszyć przechodniów i razem zeszliśmy na stołówkę. Nabrałem sobie porcję na talerz i rozejrzałem się w poszukiwaniu stolika, gdzie siedziała Victoria. Jest. Przysiadłem się.
Vicky? Sorki, że tak długo musiałaś czekać xd Proszę, nie bij patelnią!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz