Idąc wraz z Vitem i psami w kierunku akademika, spojrzałam na niego i już chciałam coś powiedzieć, kiedy się powstrzymałam i znów zamknęłam usta. Chyba tego nie zauważył. Kiara i Amnestia szły przodem, szczekając i merdając wesoło ogonami. Poprawiłam włosy, a delikatny wiaterek wprawił kilka ich kosmyków w taniec na wietrze.
- Takie dni przypominają mi dom. - Powiedziałam to tak niespodziewanie, że zaskoczyłam samą siebie. Vito zatrzymał się, patrząc na mnie z zagubieniem w oczach. - Kiedy byłam dzieckiem, często chodziliśmy całą rodziną na spacer z Amnestią. Była wtedy szczeniakiem, a ja byłam dzieckiem, które prawie utopiło się w rzece. - Uśmiechnęłam się delikatne. - Czasem tęsknię za domem. Zastanawiam się, czy podjęłam dobrą decyzję.
- Dlaczego miałaby być zła, przecież, nie robisz nic złego, oprócz spędzania dni na lekcjach. - Posłał mi szyderczy uśmiech. Tym razem, nie było mi do śmiechu. Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Vito, tam, w Portland są moi rodzice, oraz chory na raka brat. Może umrzeć w każdej chwili, a mnie tam nie ma. Jestem wyrodną córką, siostrą oraz wnuczką. Powinnam być z nimi, a nie podejmować nieumyślne próby samobójcze, próbując uspokoić moją Blue. - Usiadłam na ziemi ukrywając twarz w dłoniach, Amnestia położyła się obok mnie. Śmiesznie to wyglądało. Chłopak stal nade mną, a ja klęczałam w piachu zalewając się łzami. Odpowiedziała mi cisza, a kiedy wstałam i otrzepałam kolana, zdałam sobie sprawę, że pokazuje mu się od najgorszej strony. Od strony dziecinnej, płaczliwej, oraz zbyt wrażliwej dziewczynki. Kiedy stanęłam przed wejściem do akademika, odwróciłam się w kierunku Vita ocierając łzy.
- Wiesz jak to jest, kiedy dobra decyzja okazuje się być właśnie najgorsza? Bo, przecież gdybym nie przyjechała, nie byłoby mnie tu, byłabym w domu z rodziną. Ale, byłabym nie szczęśliwa. Co jest ważniejsze? Rodzina. - Nie dałam dojść mu do słowa, on stał tam i wpatrywał się we mnie, miałam wrażenie, że świdruje mnie wzrokiem.
- Nikitta, zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Sama powiedziałaś, że byłabyś tam nie szczęśliwa. Choć, według mnie rodzina jest najważniejsza, nie znam twojej rodziny. Nic ci nie doradzę, a przynajmniej nie teraz.
- Masz rację, dzięki Vito za super dzień. Do zobaczenia. - Zostawiłam go tam, chciałam zrobić tylko jedną rzecz. Wchodząc do pokoju puściłam psa, złapałam telefon i wybrałam numer June, mojej przyjaciółki.
-Halo? June? Nikitta z tej strony, posłuchaj, mam propozycję. Mogłybyśmy się spotkać w jakimś klubie na mieście. Tak, może być. Dobra, nie, nie, przyjadę motorem. Tak, pa.
Po rozmowie, przebrałam się w czarne spodnie, różową koszulkę z łbem konia, oraz skórzaną kurtkę. Całości dopełniały koturny. Zostawiłam psa, oraz telefon w domu. Nigdy go nie brałam.
******
Kiedy wróciłam na teren akademii, była piąta rano. Widziałam się tego dnia z Blue, oraz stajennymi. Zaspana weszłam do pokoju po czym poszłam spać. Zdecydowałam, że nie pójdę na zajęcia skacowana. Postanowiłam, że wykorzystam ten czas na trening z Blue. Chciałam coś zrobić, by nie była niebezpieczna. Nie spodziewałam się jednak, że ktoś zobaczył mnie jak wracałam do akademika. Nie mogąc spać, leżałam na plecach i myślałam. Moje myśli kręciły się wokół Vita. Fajny chłopak, prawie mi obcy, a jednak tak bardzo bliski. Od razu złapałam z nim wspólny język, co nie dzieje się za często.
Byłam ciekawa, ile wytrzyma w znajomości z kimś takim jak ja. Widać, że jest popularny, mimo że nowy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pierwszej lekcji. Sparaliżował mnie wzrokiem, miał nietypową urodę. Poza tym, był strasznym śmieszkiem. Lubiłam go. Ale nie byłam pewna, jak długo on będzie lubił mnie.
Kiedy obudziłam się po drzemce, okazało się, że jest już dwunasta. Drugi dzień, pierwsza nieobecność. Jakoś to wytłumaczę, miałam nadzieję, że Vito dobrze się bawi podczas zajęć.
Vito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz