- W sumie… Możesz… Me kochane pupile są dość towarzyskie. Co prawda nie wszystkie, ale niektóre są - odparłem z lekkim uśmiechem na twarzy i wzruszyłem ramionami.
- Nie wszystkie? - zapytał Daniel, patrząc na mnie i marszcząc lekko brwi oraz głaszcząc Clary.
No tak. W końcu chłopak jak na razie spotkał jedynie Clarisse, a szczeniaki zazwyczaj z natury są towarzyskie. Nie zna innych, a te w większości były bardzo przyjazne. Chociaż nie zawsze, ale cóż…
- No tak… Poznałeś jak na razie tylko Clary. Tam zza szafki przygląda nam się Prince - powiedziałem wskazując w miejsce gdzie stał czarny szczeniak. - Jest on raczej dość nieufny. Musi się oswoić z obcymi mu osobami. Dopiero po jakimś czasie przestaje uciekać i się ukrywać, a z czasem pozwala sobie na bliższy kontakt z nieznanymi osobnikami. Więc towarzyskim raczej nie da się go nazwać. Ta tutaj, która właśnie przybiegła i szarpie twe spodnie to Princess - wskazałem głową w dół, gdzie był kolejny szczeniak. - Ją na pewno można nazwać duszą towarzystwa. Wszędzie jej pełno. Bardzo ciekawska. Do tego jak widać lubi zaczepiać innych. Kolejne są koty - powiedziałem i pokazałem dłonią na szafkę gdzie leżała owa dwójka. - Ta szara to Neferette, a ruda zwie się Cleopatra. Ta pierwsza jest dość podobna do Prince’a więc raczej nie będę tutaj nic opowiadał. Natomiast radzę ci uważać na Cleo. Z niej jest taki mały diabełek. Drapie, gryzie, niszczy, miewa swe humorki. Szkoda gadać, po prostu pamiętaj, że to naprawdę złośliwa kotka… W sumie to trochę podobna to Frie, ale mniejsza z tym. Na koniec jest Neferet - wtem przed nami pojawił się fenek. - Ona jest akurat bardzo sympatycznym stworzeniem. Chociaż trzeba się przyzwyczaić, że ma w sobie mnóstwo energii i potrafi biegać po całym pokoju bez opamiętania. No i to w sumie wszystko - zakończyłem swą jakże długą wypowiedź i wzruszyłem ramionami. W sumie to nie zauważyłem nawet tego, jak się rozgadałem.
- No to niezła, dość zróżnicowana gromadka - powiedział Daniel, biorąc na ręce Princess aby przestała gryźć jego spodnie.
Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem suczkę.
- Co prawda to prawda - powiedziałem po chwili i wziąłem na ręce Neferet, który domagała się uwagi.
Przez następne minuty siedzieliśmy w ciszy, która była przerywana co jakiś czas przez dźwięki, jakie wydawały z siebie zwierzęta. Te, które wydobywały się z Neferet były po prostu przeurocze. Wtem Cleopatra postanowiła pokazać co potrafi. Usłyszałem nieprzyjemny dźwięk przejeżdżania pazurkami po drewnie. Od razu mój wzrok skierował się w tamtą stronę. Kota stała i zadowolona ostrzyła sobie pazurki na komodzie. Westchnąłem i odłożyłem Neferet na bok, a sam wstałem. Podszedłem do Cleo i podniosłem ją aby przestała niszczyć meble. Kotce się oczywiście to nie podobało. Od razu zaczęła mnie drapać. Po chwili byłem zmuszony odłożyć ją na ziemię. Ta tylko odwróciła się i odeszła widocznie dumna z siebie. Westchnąłem i poszedłem do łazienki, gdzie znajdowała się apteczka.
- Nic ci się nie stało? - już kolejny raz Daniel nagle pojawił się za mną.
- Nie, to normalne przy Cleo - powiedziałem i wzruszyłem ramionami, otwierając apteczkę.
Wyciągnąłem z niej jedynie wodę utlenioną. Wystawiłem rękę nad zlew i opłukałem rany. No i to w sumie tyle. Schowałem wszystko na swoje miejsce i wyszedłem z małego pomieszczenia. Oczywiście za mną szedł Daniel. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę dwudziestą jedenaście. To już tak późno? Westchnąłem i odwróciłem się przodem do chłopaka.
- Lepiej chodźmy na kolację, bo jeszcze wyjdzie, że nie zdążymy i zamkną nam stołówkę - powiedziałem i wyminąłem go kierując się do drzwi.
- No to chodźmy - powiedział chłopak za mną.
Zgarnąłem jeszcze klucze z szafki i wyszliśmy z pokoju.
*Następny dzień*
Jak zwykle przyszedłem do stajni około pół godziny przed rozpoczęciem się treningu. Musiałem oporządzić Lenobie. Wszedłem do boksu klaczy, w jednej ręce trzymając kantar. Drugą pogłaskałem Lenobie po głowie na powitanie. Założyłem przedmiot klaczy i przywiązałem ją w boksie aby było mi łatwiej. Co chwilę wychodziłem z pomieszczenia i znosiłem wszystkie potrzebne mi rzeczy. Na początku zabrałem się za czyszczenie Lenobii. Wziąłem gumowe zgrzebło i zacząłem wykonywać okrężne ruchy na klaczy. Potem zebrałem cały kurz za pomocą włosianej szczotki. Kolejno przyszła pora na czyszczenie kopyt. Jak zwykle poszło mi to szybko i sprawnie. No ale cóż. Lenobia to po prostu bardzo grzeczna i posłuszna klacz. Na koniec czyszczenia rozczesałem jej jeszcze grzywę i ogon specjalną szczotką. Kolejno przyszedł czas na zakładanie siodła. Wziąłem do rąk biały czaprak i ułożyłem go odpowiednio. Potem było siodło. Po chwili leżało na swym miejscu, a ja dopinałem popręg. Po skończeniu tego sprawdziłem jeszcze raz czy wszystko było okej. Na szczęście nic nie popsułem. Następnie wręcz błyskawicznie ściągnąłem Lenobii kantar i sprawnie założyłem jej ogłowie. Z racji, że dzisiejszy trening miał się odbyć w terenie postanowiłem zabrać jeszcze jedną rzecz. Ochraniacze na nogi. Po kolei zacząłem zakładać je klaczy. Odetchnąłem z ulgą kiedy skończyłem. Uśmiechnąłem się lekko i chwyciłem za wodze, wyprowadzając Lenobie z boksu. Powoli kierowaliśmy się przed siebie. Po chwili byliśmy już na dworze. Rozejrzałem się niepewnie wokół, bo jeżeli chodziło o wyjazdy w teren, to nie wiedziałem gdzie mamy zbiórkę. Nic. Niepewnie szedłem przed siebie, rozglądając się na boki w poszukiwaniu mej grupy. Wtem poczułem czyjeś ręce na mych ramionach. Wzdrygnąłem się i szybko odwróciłem. Za mną stał Cole. Z tego co wiedziałem był on synem właścicieli placówki.
- Chodź. Wszyscy już na ciebie czekają - powiedział i wskazał ręką na prawo, niedaleko wejścia do lasu.
Pokiwałem tylko głową na znak, że zrozumiałem. W ciszy ruszyliśmy w tamtą stronę. Po kilku minutach byliśmy przy reszcie grupy. Nie zwracając już uwagi na tamtego chłopaka, wsiadłem na Lenobie. Z tego co się dowiedziałem dzisiaj mieliśmy się wybrać właśnie do lasu obok. Kiedy ruszyliśmy, ja postanowiłem jechać na końcu. Najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało, bo większość pchała się na przód. Praktycznie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Szczerze mówiąc było mi to na rękę. Nie lubiłem gdy ludzie się za bardzo mną interesowali. Wystarczyło mi naprawdę niewielkie grono znajomych, a samotność też mi nie przeszkadzała. Bycie w centrum uwagi? To stanowczo nie dla mnie. Jechałem powoli za resztą. Trasa nie była jakaś trudna czy skomplikowana. Raczej był to taki luźny wyjazd do lasu. Co jakiś czas rozglądałem się wokoło podziwiając piękno natury. Uwielbiałem lasy. Były takie niesamowite. Nagle Lenobia gwałtownie się zatrzymała. Ledwo co się utrzymałem na jej grzbiecie. Szybko rozejrzałem się wokół, aby dowiedzieć się co było źródłem tego zachowania. Zaraz mój wzrok spoczął na czymś czego kompletnie nie spodziewałem się tutaj zastać. Przed nami stał dzik. Jeden ogromny dzik! Do tego reszta grupy była z przodu i nie wiedziała co tu się działo. Wtem Lenobia stanęła dęba, a ja kompletnie się tego nie spodziewając poleciałem do tyłu i spadłem na ziemię. Poczułem ostry ból w nadgarstku i od razu chwyciłem się za niego, a na mej twarzy pojawił się grymas bólu. Jednak musiałem wiedzieć co się dzieje. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Lenobie. Ta rżała głośno i napierała na dzika wierzgając kopytami. Na szczęście po chwili zwierzę uciekło do lasu. Klacz podeszła do mnie i lekko uderzyła łbem w me ramię. Westchnąłem i lekko się krzywiąc usiadłem, a po chwili wstałem. Wtem wokół mnie zebrała się cała grupa wraz z panią Blue na czele. Najprawdopodobniej rżenie Lenobii ich zaniepokoiło i postanowili zawrócić.
- Nic ci nie jest? - zapytała pani Megan patrząc uważnie na me ręce. No tak! Dalej trzymałem się za nadgarstek.
- Tak, raczej tak. Jedynie nadgarstek trochę mnie boli - powiedziałem cicho.
- Niech ktoś go zaprowadzi do pielęgniarki, a ja w tym czasie odprowadzę jego konia i tej osoby do stajni - zawołała instruktorka.
Po chwili obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Kompletnie jej nie kojarzyłem. Nie wiedziałem także po co mi taka jakby eskorta. Nie umierałem. To tylko nadgarstek. Jednak postanowiłem się nie kłócić. Ruszyliśmy do pielęgniarki. Tak jak myślałem, potwierdziła ona, że to tylko stłuczenie i jedyne co to będę się musiał męczyć z bólem nadgarstka….
*Po południu*
Powoli kroczyłem przed siebie. Obok mnie szła Clary. Na szczęście ta była na tyle grzeczna i inteligentna, że nie musiałem zabierać smyczy. W sumie to sam nawet nie wiedziałem gdzie zmierzałem. Po prostu po tym dość niespodziewanym wypadku potrzebowałem chwilę odpocząć. A przebywanie na świeżym powietrzu uspokajało mnie. Potrzebowałem dłuższego spaceru, a wyjście z Clarissą gwarantowało mi to. Ta psina zawsze wiedziała czego akurat potrzebuję i była gotowa zrobić dla mnie wszystko. Nigdy nie miałem bardziej wiernego przyjaciela i przejmującego się mną przyjaciela. Po chwili znalazłem jakiejś dość opuszczonej i zapuszczonej dzielnicy? Można tak powiedzieć… W sumie to sam nie wiedziałem co to było za miejsce. Rozejrzałem się wokół. Mój wzrok zatrzymał się na plakietce widzącej na jednym z budynków. Według niej byłem na ulicy Fnien. Nie znałem jej. Dlatego też postanowiłem jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. Zawróciłem i szybkim krokiem szedłem przed siebie. Jednak nie było mi to dane. W pewnym momencie poczułem uderzenie, a w drugim siedziałem na siebie, a but “napastnika” przyciskał me ramię, nie pozwalając się podnieść. Kątem oka zauważyłem jak dwójka chłopaków przytrzymuje wyrywającą się się Clary, która cały czas warczała i szczekała. Spojrzałem na osobę nade mną, nie rozumiejąc tego co się dzieje.
- Kto to nas zaszczycił? Czyżby to nie był ten Louis Tomlinson, który to niedawno tu przyjechał z Doncaster? - zakpił azjata.
Nie odzywałem się. Jedynie się patrzyłem na niego z niezrozumieniem. W końcu nawet go nie znał, a on już wiedział jak się nazywałem i skąd przyjechałem. W co ja się znowu wpakowałem?
- Kojarzysz może Josha? Wiesz, ten twój przyjaciel ze szkoły - powiedział sarkastycznie.
Zamrugałem szybko oczami na te słowa. Owszem. Znałem pewnego Josha. Ale w sumie w mej poprzedniej szkole nie było osoby, która by go nie znała. Był on w elicie szkoły. Niestety często się z nim widywałem i to nie w tych przyjemnych sytuacjach. Znalazł on kiedyś me zdjęcia z wakacji z mym dawnych chłopakiem. Na nic się zdały me tłumaczenie, że wcale nie byłem gejem. Mówiłem, że jestem biseksualny, ale on wiedział swoje. Stwierdził, że wypleni ze mnie to pedalstwo. Od tego czasu codziennie byłem gnębiony. Przełknąłem ślinę i nerwowo spoglądałem na grupkę wokół mnie. Jeżeli oni się znali to trafiłem najgorzej jak mogłem.
- Josh poinformował nas o twoim przyjeździe. Także dostaliśmy kilka ciekawych informacji na twój temat. Na przykład to, że masz pewne pedalskie zapędy - splunął na ziemię obok mych nóg, a mój oddech coraz bardziej przyspieszał. - Poprosił także abyśmy się tobą dobrze zajęli. A my zamierzamy spełnić jego prośbę. Bo wiesz, tu się nie toleruje pedałów takich jak ty.
Cała grupka zaśmiała się, a ja zacząłem drżeć. Wtem nadeszło to czego już się spodziewałem. Pierwsze uderzenie, które trafiło prosto w mą twarz. Jego siła była na tyle duża, że z lekkim hukiem opadłem na ziemię po mej prawej stronie. Kolejny był kopniak w brzuch. Zwinąłem się w kulkę chcąc nie czuć tego bólu i aby mnie zostawili. Jednak im ani śniło się spełnić me nieme prośby. Zaraz jeden z nich szarpnął mnie do góry i przytrzymał tak aby nie upadł, bo nogi całe mi drżały. Następnie oberwałem falę uderzeń. Brzuch, twarz, znowu brzuch.
- Kurwa! Głupi kundel! - usłyszałem nagle krzyk jednego z napastników.
Szybko odwróciłem głowę w tamtą stronę. Widziałem jak Clary wgryzła się w dłoń jednego z chłopaków i nie chciała puścić. Wtem drugi uderzył ją w bok.
- Nie! - z moich ust wydobył się żałosny krzyk. Jednak co mogły dać moje protesty w tej sytuacji? Liczyły się tyle co nic. Jedyne co mogłem to płakać widząc całą sytuację.
Suczka zaskomlała, ale nadal nie chciała rozluźnić uścisku. Po kolejnym uderzeniu jednak nie dała rady. Puściła dłoń tamtego chłopaka i opadła na ziemię. Na koniec jeszcze ten pierwszy kopnął ją w bok. Z moich oczu wylatywało coraz więcej łez.
- I czego beczysz?! - warknął azjata i uderzył mnie kolejny już raz w brzuch.
Na koniec dostałem jeszcze dwa uderzenia w to samo miejsce co poprzednio i jedno w twarz. Odeszli śmiejąc się głośno, a ja opadłem na ziemię wykończony...
*Chwilę później*
Kiedy straciłem napastników z pola widzenia szybko podciągnąłem się na łokciach do góry. Powoli na czworaka i co chwilę upadając, dotarłem do Clarissy. Suczka cicho skomlała, ale zamerdała ogonem widząc mnie. Westchnąłem i przetarłem twarz ręką, a potem przytuliłem Clary. Po chwili jednak odsunąłem się nie chcąc sprawiać psinie więcej bólu. Oparłem się o stojącą obok skrzynkę i położyłem na niej lewą rękę, tak, że jej część zwisała swobodnie. Wtem poczułem jak coś po niej spływa. Zacisnąłem dłoń w pięść i podniosłem lekko do góry. Niepewnie ją otworzyłem. Prawie cała była w czerwonej cieczy. Krew. Nie byłem pewny czy należała ona do mnie czy Clary. Jednak wiedziałem jedno. Było źle. Musiałem działać. Odłożyłem lewą rękę z powrotem na miejsce. Natomiast prawą zacząłem szukać telefonu. Jęczałem cicho przez ból, który powiększał się przy gwałtowniejszych ruchach. Po chwili upragnione urządzenie znalazło się w mej dłoni. Nieporadnie odblokowałem telefon i włączyłem kontakty. Zawahałem się w związku z tym do kogo powinienem zadzwonić. Zaraz zdecydowałem. Quinlan. Ona na pewno mi pomoże. Z tą myślą wykręciłem numer dziewczyny.
Pierwszy sygnał… Nic
Drugi sygnał… Nadal nic.
Trzeci sygnał… I znowu…
- Louis? Co jest? Czemu dzwonisz? Mów szybko, bo mamy małe zamieszanie przez to, że grupa druga i trzecia zostały na ten jeden trening połączone i razem mamy cross. Tyle osób - można powiedzieć, że Quinn dostała słowotoku po odebraniu.
- Quinlan…. Błagam… Pomóż mi - powiedziałem jedynie cicho.
Dziewczyna momentalnie ucichła.
- Louis? Co się dzieje? Gdzie jesteś? - słychać było w jej głosie niepokój.
- Pomóż mi… Ulica Fnien - odpowiedziałem cicho.
Słyszałem jak jeszcze mówi coś o tym, że zaraz będzie czy coś. Jednak rozłączyłem się. Odłożyłem telefon na bok i delikatnie wtuliłem się w Clarisse. Zamknąłem oczy czekając na dalszy rozwój wydarzeń...
Daniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz